Jakóbik: Putin zdradził cenę gazu dla Polski. Czy płacimy dużo?

28 października 2016, 08:15 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Prezydent Władimir Putin oficjalnie wypowiedział się na temat ceny dostaw gazu ziemnego z Rosji do Polski. Ta informacja wywoła zapewne szereg dyskusji o tym, czy opłaca się inwestować w alternatywne źródła dostaw. Cena nie jest wcale najważniejszym punktem w tej debacie.

Podczas obrad Klubu Wałdajskiego, na których co roku spotykają się politycy i eksperci rosyjscy prezydent Rosji zaprezentował ugodowe stanowisko w sprawie dostaw gazu na Ukrainę. Obiecał rozważyć bardziej sprzyjające warunki, z możliwością wycofania przedpłat włącznie. – Cena nie będzie wyższa od tej, która obowiązuje w sąsiednich państwach, a zwłaszcza w Polsce. Obecnie na mocy dotychczasowych zobowiązań Polska kupowała od nas gaz w cenie ok. 185 dolarów za 1000 m3 – powiedział Putin.

Zawór gazociągu. Fot. Gaz-System
Zawór gazociągu. Fot. Gaz-System

Według informacji BiznesAlert.pl cena na giełdzie niemieckiej Gaspool waha się obecnie wokół 160 dolarów za 1000 m3. Cena rosyjskiego surowca w kontraktach długoterminowych znacznie spadła wraz z obniżką ceny ropy Brent do której jest częściowo indeksowana.

Zarówno cena 185 jak i 160 dolarów to punkty w czasie, kiedy gaz kosztował akurat tyle. Ceny na giełdzie i w kontraktach długoterminowych regularnie się zmieniają. Pierwsze zależą od nastrojów inwestorów na parkiecie, a drugie od wartości baryłki, cen giełdowych gazu i innych czynników, które składają się na formułę cenową oferowaną, np. przez rosyjski Gazprom. Z tego względu należy je analizować w dłuższej perspektywie, aby uchwycić trend.

Zakładając, że prezydent Rosji mówi prawdę o cenie dostaw do Polski i że chodzi np. o wrzesień 2016 roku, to można uznać, że gaz od Gazpromu znacznie staniał, np. w stosunku do września 2012 roku, kiedy był szacowany na około 450 dolarów i to po obniżce wynegocjowanej wówczas przez PGNiG. Wtedy uzyskaliśmy nową formułę cenową, która uwzględniała jednak nadal indeks do ceny rop i brak odniesienia do ceny na giełdzie.

Wysoka cena była pochodną drogiej ropy naftowej, która w owych czasach kosztowała ponad 100 dolarów za baryłkę. Obecnie waha się wokół 50 dolarów. Swój wkład miał także efekt Fukushimy, czyli wstrzymujący podaż LNG lawinowy popyt na to paliwo w Japonii, która odeszła od energetyki jądrowej po katastrofie z 2011 roku.

Z tego względu cena dostaw od Gazpromu zbliżyła się do oferty na giełdzie niemieckiej, a w niektórych przypadkach okazała się niższa. Kryterium najniższej ceny w wyborze oferty na dostawy surowca nie sprawdza się.

Do ceny 185 dolarów, jakie rzekomo płaci PGNiG za gaz z Rosji należałoby dodać koszty pokrycia strat spowodowanych przerwami i ograniczeniami dostaw z 2006, 2009, 2014 i 2015 roku. To także koszt braku alternatywy. Według Gaz-Systemu z tego tytułu Polska traci rocznie na kontrakcie z Gazpromem około 400 mln dolarów. Gwarantem uzyskania na rynku najlepszej możliwej ceny jest wolność wyboru. Ona jest ważniejsza od ceny w poszczególnych kontraktach. Tłumaczy to potrzebę dalszych inwestycji w realną dywersyfikację.

Ukończenie Bramy Północnej poprzez wzbogacenie terminalu LNG o Korytarz Norweski sprawi, że na rynek polski trafi konkurencyjny cenowo gaz z Norwegii. Wzbogaci on portfel PGNiG, w którym jest już kontrakt katarski szacowany na droższy od oferty Gazpromu. Jeśli stanie się to przed 2022 rokiem, kiedy kończy się umowa z Gazpromem, będzie można zwolnić PGNiG z ograniczeń tego kontraktu.

Efektem powinna być szybka obniżka ceny dostaw do Polski do poziomów notowanych na innych, zdywersyfikowanych rynkach jak niemiecki, czy belgijski. Wtedy także Gazprom będzie zainteresowany przedstawieniem dobrej oferty, a Polska rozważy, czy opłaca jej się z niej skorzystać.

Więcej: Kryterium najniższej ceny szkodzi energetyce