KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl i ekspert Instytutu Jagiellońskiego
Szczyt Klimatyczny w Warszawie zbliża się wielkimi krokami. Parlament Europejski przyjął już rezolucję w tej sprawie. Niestety, nie wróży ona niczego dobrego polskiej gospodarce, a szczególnie energetyce.
Parlament przyznaje, że pomimo wysiłków na rzecz „ekologizacji gospodarki” w 2012 roku emisje dwutlenku węgla na świecie wzrosła do rekordowego poziomu. Pomimo to zachwalają ową „ekologizację”:
„Światowe innowacje w sektorze zrównoważonej energii (zarówno na poziomie produkcji, jak i na poziomie użytkowników) tworzą miejsca pracy, pobudzają wzrost gospodarczy, zwiększają niezależność energetyczną i zaowocują czystszym światem, w którym zmiana klimatu będzie łagodniejsza, a zaopatrzenie w energię zapewnione”
PE domaga się, by nowe porozumienie klimatyczne stworzyło jeden, wspólny system walki z emisją gazów cieplarnianych w którym nie będzie taryfy ulgowej dla krajów „rozwijających się”. Ma doprowadzić do obniżenia emisji do poziomów z 1990 roku do 2030 roku i, do 2050 roku, usunięcia emisji w ogóle.
Zdaniem PE to Unia Europejska powinna moderować dyskusję na temat nowych zobowiązań i doprowadzić do przyjęcia globalnego porozumienia w tej sprawie:
„UE musi wywrzeć presję na strony, których trajektoria nie jest zgodna z celem 2ºC”
Dlatego, „aby UE pozostała liderem pod względem rozwoju technologii na rzecz przyszłej gospodarki przyjaznej dla klimatu, cel ograniczenia emisji gazów cieplarnianych w UE powinien wynosić co najmniej 50% do 2030 roku”. Oznacza to w praktyce zapowiedź nowego pakietu energetyczno-klimatycznego z jeszcze ambitniejszym celem redukcji emisji. Co ciekawe, PE łączy „ekologizację” z „eliminacją ubóstwa i promowaniem zrównoważonego rozwoju”. Zdaniem Parlamentu zielone miejsca pracy pomogą w walce z ubóstwem.
To jednak nie koniec. PE ocenia, że cele klimatyczne przyjęte obecnie, zakładające, że „do 2020 roku państwa uprzemysłowione muszą ograniczyć emisje o 25–40% w stosunku do poziomu z roku 1990, natomiast kraje rozwijające się łącznie powinny dążyć do znacznego ograniczenia emisji poniżej obecnie przewidywanego tempa wzrostu poziomu emisji (rzędu 15–30%) do 2020 roku”, to za mało. Parlament domaga się nowych zobowiązań jeszcze przed 2020 rokiem. Dlatego PE „wzywa UE do zwiększenia swojego celu”.
Ponadto, PE faworyzuje energetykę odnawialną, namawiając kraje COP 19 do „wycofania do 2020 r. dotacji na działania szkodliwe dla środowiska, zwłaszcza dotacji do paliw kopalnych, i o przekierowanie tych środków pieniężnych na zrównoważoną produkcję energii”. A zatem środki rządowe przekazywane energetyce konwencjonalnej powinny zostać przekserowane do sektora OZE. W praktyce oznaczałoby to zahamowanie rozwoju energetyki węglowej w Polsce, pomimo potrzeby uzupełnienia wygaszanych mocy. PE proponuje w zamian faworyzowanie OZE:
„Można znacznie zmniejszyć emisje dzięki przejściu na czyste i bezpieczne systemy energetyczne, wykorzystujące w dużym stopniu energię odnawialną, za pomocą inwestycji w produkcję energii na małą skalę, znaną również jako mikrogeneracja; uważa, że należy przekierować środki publiczne i wykorzystać je, aby zapewnić stosowanie publicznej i wspólnotowej/zdecentralizowanej energii odnawialnej”.
Parlament Europejski przewidział nawet zadania dla Polski:
„PE ma nadzieję, że Polska, jako kraj, który jest nadal w dużym stopniu uzależniony od energii z paliw kopalnych, lecz ma doświadczenie w negocjacjach UNFCCC, będzie mogła ożywić proces, dać przykład i pomóc w budowaniu nowych sojuszy; z zadowoleniem przyjmuje oświadczenie desygnowanego przewodniczącego, w którym oświadczył on, że dzięki kreatywności można zmniejszyć emisje gazów cieplarnianych, a jednocześnie tworzyć miejsca pracy, wspierać wzrost gospodarczy i zapewnić lepsze standardy życia; ma nadzieję, że Polska przedstawi konkretne propozycje w tym zakresie”.
Czy Minister Środowiska Marcin Korolec podporządkuje się wytycznym Parlamentu Europejskiego? Po pocałunku śmierci, jakim jest rezolucja Parlamentu Europejskiego, wybrnięcie z rekomendacji zawartych w niej na pewno nie będzie łatwe. Polska prezentuje sceptyczne podejście do nowych celów klimatycznych ale cytowany dokument daje wytyczne, które mogą stanowczo ograniczyć pole manewru Warszawie. Działalność naszej dyplomacji podczas COP 19 dodatkowo ograniczy fakt, że jesteśmy gospodarzem spotkania i to naszym obowiązkiem będzie walka o konsensus. Czy nasi przedstawiciele zdecydują się na rewolucję i zablokowanie przyjęcia nowych zobowiązań, które będą szkodliwe dla polskiego gospodarki? Obawiam się, że nie.