Jakóbik: Rusza nowa ofensywa Rosjan na Ukrainie czyli informacja zamiast czołgów

25 maja 2015, 07:06 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Dlaczego jesienią nie wybuchła wojna gazowa? Dlaczego wiosną nie ruszyła nowa ofensywa w Donbasie? Odpowiedź jest taka sama od roku. Rosjanie wcale nie muszą sięgać po argument siły, aby osiągnąć swój cel na Ukrainie, czyli zatrzymanie jej w drodze na Zachód.

Działania Moskwy obejmują całą Europę i dotyczą płaszczyzny wymiany informacji. Nieprzypadkowo rosyjskie media państwowe zostały zreformowane – agencja ITAR-TASS wróciła do starej nazwy TASS, powstał Sputnik w wielu wersjach językowych, w tym polskiej.

Wojna informacyjna Rosjan to nic nowego. Ich doktryny wojskowe uwzględniają ją od początku tego wieku. – Ogłaszając erę wojen informacyjnych, większość rosyjskich komentatorów podkreśla nową jakość, jaką jest wprowadzenie do arsenału państwa środków walki informacyjnej. Jest to ewidentne nadużycie, do tej problematyki bowiem odnoszą się wszystkie dotychczasowe redakcje doktryny – pisze Jolanta Darczewska z Ośrodka Studiów Wschodnich[1]. – Nową jakość stanowi wyeksponowanie roli walki informacyjnej, nietradycyjnych jakoby metod jej prowadzenia oraz niewojskowych struktur organizacyjnych będących jej podmiotami. (…) Doktryna wojenna i rosyjscy teoretycy szkicują teorię, która ma zastosowanie zarówno w czasie pokoju, jak i w czasie wojny. Podkreślają przy tym, że skuteczna walka musi być prowadzona planowo, systemowo, konsekwentnie i długoterminowo.

– W praktyce batalie informacyjne wyraźnie nawiązują do prowadzonych w czasach ZSRR wojen psychologicznych i wypróbowanych wówczas technik wywierania wpływu i sterowania społecznego – stwierdza analityczka w innym opracowaniu[2]. – W doktrynie geopolityki informacja stanowi niebezpieczny oręż: jest to zarazem broń o niskich kosztach, broń uniwersalna, o nieograniczonym zasięgu, łatwo dostępna, bez barier w postaci granic państwowych. Walka informacyjna i sieciowa oraz skrajne jej formy – wojny informacyjno-psychologiczne i sieciowe – są środkiem mającym umożliwić osiągnięcie celów państwa w polityce międzynarodowej, regionalnej i wewnętrznej, a także zapewnienie jego geopolitycznej przewagi.

Jak podaje Bloomberg rosyjski Kanał 1 ma budżet wart 10 procent budżetu narodowego Łotwy, która obejmuje obecnie prezydencję w Unii Europejskiej i, tak jak Polska, forsuje stworzenia rosyjskojęzycznego kanału informacyjnego, który miałby dać odpór rosyjskiej propagandzie[3]. Ryga planuje między innymi stworzenie „fabryki treści”, która zapewni materiały do kolportażu w mediach w Europie. Łotysze są pod intensywnym wpływem rosyjskiej telewizji emitowanej w ich sieciach kablowych z Rosji. Pierwszy państwowy kanał w języku rosyjskim ma ruszyć jesienią.

Rosyjska ofensywa informacyjna nie czeka. Pomimo utrzymującego się napięcia w Donbasie, osłabiona sankcjami Moskwa nie sięga po najemników i regularną armię, by pacyfikować Kijów. Wybiera argument ekonomiczny. Ponownie stawia na stole sprawę długu zaciągniętego jeszcze przez obalonego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza w wysokości 3 mld dolarów. To pierwsza transza programu pomocy finansowej, którą Rosja obiecała w zamian za wycofanie z umowy stowarzyszeniowej Ukraina-Unia Europejska. Więcej transz nad Dniepr nie dotarło, bo w międzyczasie nastąpił Euromajdan i zmiana władzy.

W rzeczywistości te środki posłużyłyby głównie do pokrycia szalonych wydatków niedoszłego dyktatora w Kijowie. Prokuratura oskarżyła Wiktora Janukowycza o prowadzenie mafii, która ukradła z Ukrainy do 100 mld dolarów, które obecnie mają być wykorzystywane także przez bojowników rosyjskich w Donbasie. Z tego według premiera Arsenija Jaceniuka z kont rządowych zniknęło 37 mld dolarów wypłacone w formie kredytów, które nie zostały nigdy zwrócone. W odzyskaniu tych środków Kijowowi ma pomóc prokuratura generalna USA[4].

Janukowycz dostał istotną obniżkę na dostawy gazu, ale po rewolucji została ona zniwelowana. Putin obiecał mu 268,5 dolarów za 1000 m3. Nowe władzy otrzymały ofertę 485 dolarów za tę samą ilość. Obecny rabat w postaci obniżki opłat celnych o 100 dolarów to skutek interwencji Komisji Europejskiej która w serii spotkań wywalczyła korzystne warunki dla Ukraińców. Wynegocjowana zimą cena wyniosła między 365 a 378 dolarów. Spadek cen ropy naftowej w ostatnim kwartale 2014 roku utrzymujący się do chwili obecnej, dodatkowo obniżył wartość dostaw uzależnionych od ceny baryłki.

Ten drugi czynnik ma jednak także pozytywne skutki dla Gazpromu. W marcu Ukraińcy sprowadzali gaz z Europy po średniej cenie 288,50 dolarów za 1000 m3. W lutym było to jeszcze 277,40 dolarów czyli o 4 procent taniej. Za gaz z Rosji płacą natomiast 247 dolarów za tę samą ilość. Dlatego Ukraina, choć ma dostęp do surowca z rewersów na granicy z Unią Europejską, sięga po tańszy surowiec. Jak podawał BiznesAlert.pl[5], w okresie styczeń-marzec 2015 Ukraina zapimportowała 3,615 mld m3 gazu ziemnego z Europy za 1,066 mld dolarów. Według Ukrtransgazu z Rosji sprowadziła 924 mln m3 w styczniu, tyle samo w lutym i 295 mln m3 w marcu.

Chociaż Ukraina zwróciła się do Rosjan o przedłużenie obniżki na gaz, która za wsparciem Komisji Europejskiej została udzielona jesienią zeszłego roku i obowiązuje do końca czerwca, Gazprom przypomniał tradycyjnie o niespłaconym zadłużeniu za zakupy w przeszłości. To kolejny element nacisku na Kijów. Ukraińcy muszą zgromadzić odpowiednie zapasy gazu w swoich magazynach przed następnym sezonem grzewczym, aby utrzymać ciśnienie w gazociągach niezbędne do podtrzymania tranzytu gazu do Europy. To również będzie kosztować, a więc dodatkowo obciąży budżet.

Rosjanie domagają się natychmiastowej spłaty długów, by pokazać słabość ekonomiczną Kijowa. Gdyby chcieli, nie egzekwowaliby zobowiązań, tak jak nie robią tego w przypadku Białorusi i innych państw sprzyjających, bądź przynajmniej spolegliwych wobec Moskwy. Ale Kijów podtrzymuje kurs na Zachód.

Ukraina zagroziła, że wprowadzi ustawę która zawiesi konieczność spłaty prywatnych długów zagranicznych. Ma to być odpowiedź na ewentualny szantaż długiem. Boją się Rosjanie, którzy od razu zapowiedzieli, że ich dług jest państwowy. Ale boi się także Unia Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, które żyrują obecnie ukraiński budżet i oczekują, że ich pożyczki zostaną kiedyś spłacone.

Kryteria (kopenhaskie i madryckie) jakie musi spełnić Ukraina, by kontynuować integrację z Unią Europejską dotyczą sfery politycznej (rządy prawa, demokracji i praw człowieka), ekonomicznej (reformy wolnorynkowe gwarantujące konkurencję), przyjęcia unijnego acquis communitaire oraz stabilności administracji oraz instytucji sądowych. Ukraińcom najtrudniej spełnić kryteria ekonomiczne.

Niestety Ukraińcy nie pomagają sobie pomóc. Reformy nie postępują tak szybko, jak oczekiwał tego Zachód. Dowodem niech będzie fakt, że pomimo afery z Igorem Kołomojskim i twardych deklaracji Kijowa o zakończeniu wpływu tego oligarchy na sektor gazowy, ministerstwo energetyki w propozycjach zmian zarządu Ukrnafty nie pojawił się pomysł wyrzucenia menadżerów związanych z Kołomojskim. Ruch jest jednak nadal możliwy, bo rząd czeka z nim na kolejne spotkanie udziałowców firmy, która powinna podlegać państwowemu Naftogazowi ale do tej pory była w rzeczywistości udzielnym królestwem najbogatszego oligarchy nad Dnieprem. Więcej na ten temat można przeczytać w analizie BiznesAlert.pl poświęconej kryzysowi Partnerstwa Wschodniego, czyli projektu pod patronatem Warszawy i Sztokholmu, który miał zapewnić wsparcie państwom na Wschodzie jak Ukraina starającym się o integrację z Europą[6].

Dlatego Moskwa dolewa oliwy do ognia. Cyber Berkut czyli hakerska bojówka wspierana przez Rosję miała rzekomo włamać się do departamentu zadłużenia zagranicznego ukraińskiego ministerstwa finansów. Cyberprzestępcy przekonują, że z wykradzionych dokumentów wynika, jakoby Kijów nie był już w stanie obsługiwać swojego zadłużenia i miał na dniach stracić płynność.

— Dzięki zdobytym przez nas dokumentom każdy może zobaczyć, do jakiego stanu junta doprowadziła kraj. Dziś bankrutem jest państwowy system finansowy, za nim zbankrutują prywatne przedsiębiorstwa i zwykli obywatele – piszą hakerzy cytowani przez rosyjski organ propagandowy, Sputnik[7].

W kontekście wyżej przedstawionych informacji ta wrzutka do mediów nie może być uznana za przypadkowy incydent. Rosjanie zajęli Krym i prowadzą walki z Ukraińcami w Donbasie. Podtrzymuję jednak tezę, którą przedstawiłem na antenie TVN 24 Biznes i Świat ponad rok temu. Celem nie jest wejście rosyjskich sił na Ukrainę samo w sobie, tylko destabilizowanie sytuacji, po to aby prezentować Ukrainę jako państwo upadłe. Jeżeli pomoc Zachodu nie nadejdzie, ten scenariusz może zostać zrealizowany. Jeżeli Ukraina nie zda egzaminu z reform, sama się na niego skaże.

[1] http://www.osw.waw.pl/sites/default/files/pw_50_pl_diabel_tkwi_net.pdf

[2] http://www.osw.waw.pl/sites/default/files/anatomia_rosyjskiej_wojny_informacyjnej.pdf

[3] http://www.bloomberg.com/news/articles/2015-05-21/the-putin-channel-eu-is-losing-tv-fight-for-mind-share-of-europe-s-russian-speakers

[4] http://www.reuters.com/article/2014/04/30/us-ukraine-crisis-yanukovich-idUSBREA3T0K820140430, http://www.reuters.com/article/2014/02/27/ukraine-crisis-economy-idUSL6N0LW44M20140227

[5] https://biznesalert.pl/drozeje-gaz-z-europy-dla-ukrainy/

[6] https://biznesalert.pl/jakobik-polska-glucha-na-kryzys-partnerstwa-wschodniego/

[7] http://pl.sputniknews.com/swiat/20150523/419346.html?utm_source=t.co%2FfYeNNulPwB&utm_medium=short_url&utm_content=nDU&utm_campaign=URL_shortening