– Farmy morskie mogą być atrakcyjną alternatywą dla energetyki jądrowej, za którą w kolejce w Warszawie ustawili się lobbyści. Los farm na Bałtyku może zależeć od tego, kto przejmie schedę po zmarłym Janie Kulczyku – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Energetyka jądrowa w Polsce kwitnie w deklaracjach. Jest mowa nawet o trzech reaktorach o nieustalonej mocy do 2050 roku. Jednak rząd przyznaje, że nadal nie znalazł modelu finansowania, który pozwoliłby na budowę atomu. Równie bezemisyjną, a zatem cenną z punktu widzenia polityki klimatycznej do 2030 roku, a bardziej rentowną alternatywą jest energetyka wiatrowa. Ta nie ma jednak dobrego powodzenia w Polsce. Partia rządząca nie chce konkurencji dla energetyki węglowej. Jeśli jednak wiatraki zastąpiłyby atom w planowanym miksie energetycznym uwzględniającym wzrost zapotrzebowania na energię, rozwój tej gałęzi energetyki mógłby być bezkolizyjny wobec węgla.
Do tego potrzebna jest jednak zgoda polityczna. Hamuje ją obrona węgla przez partię rządzącą, ale i uprzedzenia wobec branży wiatrowej, której potentatem jest Polenergia, stworzona przez nieżyjącego Jana Kulczyka.
Energetyka wiatrowa w Polsce może rozwijać się tylko na morzu. Na lądzie ogranicza ją tzw. ustawa odległościowa, która skrajnie zawęża możliwość rozwoju tego rodzaju energetyki. Uderza w interesy Polenergii, która planowała do 2021 roku zrealizować 25 projektów o łącznej mocy 959 MW. Ustawa może zmusić firmę do sprzedaży projektów.
Działające z nich mają moc 245,3 MW. Są zlokalizowane w Pucku, Modlikowicach, Łukaszowie, Gawłowicach, Rajgrodzie, Skurpie i Mycielinie. Klientami są spółki państwowe: Energa, Tauron i PGE. Tylko w jednym przypadku jest nim Polenergia Obrót, czyli spółka-córka odpowiedzialna za handel energią. Turbiny zapewnił duński Vestas. Warto zapamiętać ten duet. Co ciekawe, w kwietniu 2017 roku runął jeden z wiatraków tamtejszej farmy, o czym informował TVN 24.
Spółka-córka PGE Energia Odnawialna planowała jeszcze w 2011 roku, że do 2016 roku będzie zarządzać farmami wiatrowymi na lądzie o łącznej mocy 1000 MW i przygotować się do budowy 1500 MW na morzu. Ówczesny prezes, Jacek Podlewski, podkreślał przewagę energetyki wiatrowej na lądzie ze względu na niedostosowanie regulacji polskich na potrzeby farm wiatrowych na morzu. – Polska nie jest jeszcze gotowa, by budować na morzu, nie ma prawa, nie ma wielu ustaleń, które determinują możliwość inwestycji – mówił. Do końca 2015 roku PGE EO miało 529 MW elektrowni wiatrowych. Po wprowadzeniu ograniczeń dla wiatru na lądzie, morze stało się bardziej atrakcyjne.
Do 2025 roku jedyne spółki z pozwoleniami na przyłączenie farm wiatrowych z koncesji na Morzu Bałtyckim to Polska Grupa Energetyczna (1000 MW) oraz Polenergia (w sumie 1200 MW), należąca w przeszłości do miliardera Jana Kulczyka, a obecnie zarządzana przez jego rodzinę, która jest mniej entuzjastycznie nastawiona do inwestycji w sektor energetyczny. Z moich informacji wynika, że mogłaby sprzedać aktywa wiatrowe i koncesje.
Zakupem interesuje się duński DONG, który rozpoczął sondowanie polskiego rynku w tym roku. Przed decyzją inwestycyjną powstrzymuje go niepewność odnośnie losu energetyki wiatrowej w Polsce. Nie wiadomo, czy obecna administracja w Warszawie będzie chętna do dopuszczenia do realizacji projektów Polenergii związanej ze zmarłym, ale źle kojarzonym w partii rządzącej Janem Kulczykiem. Na razie Duńczycy nie dostali jasnej odpowiedzi i to pomimo rozpoczęcia procedury open season dla polsko-duńskiego projektu gazociągu Baltic Pipe strategicznie ważnego dla Polaków.
Aby kompetentnie budować farmy wiatrowe w Polsce potrzebny będzie partner. Może to być duński Vestas albo niemiecki Siemens. Polenergia przejęta przez DONG mogłaby współpracować z Vestasem. Z kolei współpracą z Siemensem mogłaby się zainteresować PGE Energia Odnawialna. Być może w grę wchodzi przejęcie aktywów wiatrowych Polenergii przez spółkę-córkę PGE. Gdyby zapadła polityczna decyzja o rozwoju farm wiatrowych zamiast atomu, jeden z tych duetów mógłby zająć się budową wiatraków na Bałtyku.
Póki co jednak rząd utrzymuje kurs na rozwój energetyki węglowej. Mogłyby go zmienić nieudane negocjacje o rynku mocy, czyli mechanizmie wsparcia dla mocy wytwórczych, na który zgodę musi wyrazić Komisja Europejska. Z moich informacji wynika, że niekoniecznie zgodzi się, aby Polska dotowała za jego pomocą energetykę węglową.
Skoro Polska nie może przekonać Brukseli, że chce mniej emisyjnej energetyki za pomocą nowych, bardziej efektywnych bloków węglowych, ani nierealnego póki co atomu, być może narzędziem mogłaby być morska energetyka wiatrowa. Wtedy jednak, w celu wepchnięcia rozwoju pod kontrolę państwa i wykluczenia elementów potencjalnie niebezpiecznych, jak Polenergia, należałoby przejąć jej projekty oraz koncesje. Czy gigant energetyki wiatrowej, jakim jest PGE, przejmie wiatrakowy spadek po Kulczyku?
W tym kontekście warto obserwować kierunek zapowiadanej nowelizacji ustawy o Odnawialnych Źródłach Energii.