Jakóbik: Zielone ludziki w Gruzji zagrażają kluczowemu ropociągowi

17 lipca 2015, 07:30 Energetyka

KOMENTARZ

Zielone ludziki na nowej "granicy" Południowej Osetii. Fot. Stars and Stripes

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Rośnie napięcie po jednostronnej decyzji marionetkowych władz Osetii Południowej o przesunięciu granicy samozwańczej republiki i powiększeniu jej terytorium m.in. o teren, przez który biegnie kluczowy ropociąg Baku-Supsa.

Rosyjskie siły zbrojne zainstalowały 10 lipca oznaczenie graniczne w pobliżu wioski Churwaleti. Gruzińscy dziennikarze zastąpili je potem flagą swojego kraju. 16 lipca żołnierze w mundurach (prawdopodobnie osetyńscy) usunęli ją. Dostęp do obszaru jest zabroniony przez samozwańczą straż graniczną Osetii. Dziennikarze próbujący forsować nową „granicę” zostali powstrzymani przez zamaskowanego wojskowego.

– Możliwość prowokacji jest duża przy najmniejszym błędzie. To nie czas na emocję – skomentował minister spraw zagranicznych Gruzji Tamar Beruczaszwili. Podkreślił, że zajścia odbywają się na granicy okupacji, a nie normalnej linii demarkacyjnej. Wezwał społeczność międzynarodową do reakcji.

Tymczasem w okolicy okupowanego regionu Tschinvali trwają ćwiczenia rosyjskiego wojska z udziałem 1500 żołnierzy i sprzętu artelyrejskiego oraz broni przeciwlotniczej.

Premier Irakli Garibaszwili podkreślił, że jego kraj będzie reagował konstruktywnie i spokojnie, by uniknąć jakiejkolwiek prowokacji.

W międzyczasie marionetkowe władze Osetii Południowej zażądały od brytyjskiego BP opłat tranzytowych za zapewnienie bezpieczeństwa odcinka o długości 1,6 km ropociągu Baku-Supsa pod ich kontrolą. – Firma powinna zapłacić za ochronę rurociągu – powiedział wicemarszałek nieuznawanego przez świat parlamentu osetyńskiego Dmitrij Tasojew cytowany przez kremlowski Sputnik.

W poniedziałek ma się odbyć nadzwyczajne posiedzenie gruzińskich władz w tej sprawie.

Ministerstwo spraw zagranicznych Gruzji skierowało notę protestacyjną w sprawie unilateralnej decyzji nieuznawanych przez świat władz Osetii o zmianie granicy. Została ona przekazana Rosjanom przez ambasadę Szwajcarii w Gruzji, która jest od 2008 roku pośrednikiem w relacjach między stronami.

Jak informowaliśmy 13 lipca, specjalny przedstawiciel Gruzji ds. relacji z Rosją Zurab Abaszydze ocenił, że władze samozwańczej Południowej Osetii rozpoczęły prowokację poprzez oznaczanie rzekomej granicy republiki przy pomocy plakatów i billboardów. W ramach tej działalności władze nieuznawanej przez świat Południowej Osetii włączyły w obszar swej jurysdykcji część ropocągu Baku-Supsa.

Ropociąg ten zarządzany przez BP i znany także jako Ropociąg Wschodniego Szlaku Eksportu (WREP) ciągnie się od Azerbejdżanu do naftoportu gruzińskiego w Supsie. Jego przepustowość to 100 tysięcy baryłek dziennie. Zdaniem Abaszydzego to oczywista prowokacja. Dyplomata obawia się, że następnymi krokami będzie postawienie zasieków lub innych barier, które utrudnią funkcjonowanie okolicznej ludności.

Stanowisko Gruzinów poparła Wysoka Przedstawiciel ds. Zagranicznych i Bezpieczeństwa UE Federicka Mogherini, która wyraziła nieustające poparcie dla rządu w Gruzji. Uznała też, że należy unikać wszelkich ruchów odczytywanych jako prowokację. Wezwała do wykorzystania istniejących legalnych mechanizmów do zażegnania rosnącego napięcia. Przedstawiciele USA przypomnieli, że Osetia Południowa to integralna część Gruzji.

Działania marionetkowych władz Osetii mogą być elementem wojny hybrydowej Rosji w energetyce, której celami są m.in. Ukraina i Gruzja, o czym więcej w tekście BiznesAlert.pl. Rosjanie wykorzystują kontrolę nad infrastrukturą energetyczną krajów byłego Związku Sowieckiego (ale i Unii Europejskiej) do osiągania określonych celów politycznych, co jest widoczne szczególnie w dwóch wspomnianych krajach. Ostatnie problemy Ukrainy na Zakarpaciu to kolejny po gruzińskim, najświeższy przykład.

Rosjanie od dawna celują w opisywany ropociąg, który stanowi szlak alternatywnych dostaw ropy naftowej m.in. do Europy. – Z przecieków CIA do mediów zachodnich wynika, że za eksplozję na ropociągu Baku-Tbilisi-Ceyhan w miejscowości Refahiye w przededniu wojny gruzińsko-rosyjskiej odpowiada, nie Partia Pracy Kurdystanu, a Rosja. Według Bloomberga za eksplozję było odpowiedzialne oprogramowanie, które wyłączyło systemy alarmowe BTC i podniosło ciśnienie w rurze. Na miejscu mieli zostać zatrzymani dwaj mężczyźni ubrani w stroje „przypominające ubiór jednostek specjalnych”. Zdaniem rozmówców Bloomberga metodologia zamachu wskazuje jednoznacznie na Rosjan – informowaliśmy 12 grudnia zeszłego roku.

Gruzja może stać się celem ataku na inną gałąź energetyki. Rosja może także stworzyć bufor energetyczny w Abchazji, gdzie funkcjonuje największa na Kaukazie elektrownia wodna Enguri Hess. Zbuntowany region Gruzji zagroził już, że może odciąć dostawy energii elektrycznej dla Tbilisi. W odpowiedzi Gruzini zagrozili zatrzymaniem prądu rzeki Inguri, który zasila elektrownie na terenie państwa stworzonego przez Rosję w toku wojny z 2008 roku. Jest to jedyne źródło zasilania dla Abchazji, która zużywa obecnie 40 procent energii wytworzonej w Enguri Hess. To dobry grunt pod wywołanie kryzysu energetycznego w Gruzji w momencie wybranym przez Moskwę. Alternatywą jest kompromisowe porozumienie z prorosyjskim rządzie w Tbilisi, na które zapewne liczy prezydent Władimir Putin.