Janicki: Polskie interesy w Brukseli? Mówmy głosem całego regionu!

7 kwietnia 2016, 12:15 Energetyka

KOMENTARZ

Bogdan Janicki

Starszy Doradca

Central Europe Energy Partners (CEEP)

Aktywny udział w kształtowaniu polityki informacyjnej Unii Europejskiej to wielkie wyzwanie. Redaktor Jakóbik słusznie wskazuje w swym tekście na potrzebę istotnego wzmocnienia narzędzi w tym obszarze. Warto czerpać z doświadczeń Central Europe Energy Partners (CEEP) – organizacji, która od ponad pięciu lat walczy w Brukseli o interesy sektora energii i przemysłu energochłonnego z naszego regionu.

Na początek kilka liczb. Według oficjalnych danych, przy Parlamencie Europejskim akredytowanych jest dokładnie 5 631 lobbystów. Z tej liczby na Europę Centralną, czyli kraje UE-11, przypada zaledwie 79 osób, czyli niespełna 1,5 proc. wszystkich. Niewielkim pocieszeniem jest fakt, że ponad połowa z nich – dokładnie 43 osoby – pochodzi z Polski.  To oznacza, że na jednego eksperta reprezentującego polski bądź zbliżony do polskiego punkt widzenia przypada ponad 70 specjalistów mających zgoła odmienny pogląd, gdy idzie o strategiczne dla naszego kraju i regionu kwestie, związane m.in. z rozwojem sektora energii i przemysłu energochłonnego.

Tych liczb nie wolno lekceważyć. Według różnych szacunków, na około trzy czwarte regulacji, jakie powstają w Brukseli, wpływ mają opinie i argumenty dostarczane przez zewnętrznych doradców. Do tego – jak słusznie zauważa red. Jakóbik – dochodzi całe otoczenie medialne, dość hermetyczne i rządzące się specyficznymi uwarunkowaniami, a także naturalne procesy międzyludzkie, jakie zachodzą w każdej społeczności, także na szczytach władzy. Posłowie i urzędnicy łatwiej zaufają ludziom, których znają z licznych spotkań i konferencji i którzy mówią w ich języku i żargonie, niż osobom z zewnątrz, których tezy dodatkowo podważają obowiązujące dogmaty.

W ciągu dwunastu lat, jakie minęły od akcesji naszego kraju do UE, Polska wykonała ogromny postęp, jeśli chodzi o wpływ na kształtowanie europejskiego dyskursu. W 2004 roku startowaliśmy z poziomu niemal zerowego, dodatkowo obciążeni młodzieńczym grzechem naiwności. Wiele osób, które wówczas po raz pierwszy zetknęło się z unijną administracją, przeżyło szok. Przez pierwsze lata zarówno Polacy, jaki i nasi sąsiedzi z Europy Centralnej, woleli korzystać z rady francuskiego prezydenta Jacques’a Chiraca i siedzieć cicho, obserwując jak „dorosłe” kraje z zachodniej części kontynentu podejmują kluczowe dla nas wszystkich decyzje.

Ten czas w dużym stopniu minął. Kolejne kadencje Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej ukształtowały kadrę doskonałych specjalistów z naszego regionu, którzy nie tylko poznali mechanizmy zarządzania całą Wspólnotą, ale też wyzbyli się jakichkolwiek kompleksów w relacjach ze swymi niemieckimi, francuskimi czy holenderskimi parterami. Do tego – mimo wielu deficytów, na które słusznie wskazuje red. Jakóbik – nauczyliśmy się współpracować ponad regionalnymi i biznesowymi podziałami. Przy wszystkich różnicach, jakie dzielą Bułgarię i Estonię czy też Polskę i Słowenię, mamy podobne problemy i tożsame cele strategiczne.

Wyzwania, o których mowa, dotyczą przede wszystkim sektora energii. To właśnie w nasz region uderza system handlu emisjami (ETS), dodatkowo wzmocniony tzw. rezerwą stabilności rynkowej (MSR). Gdybyśmy w kwestii MSR mówili do końca jednym głosem (a przed rokiem była na to realna szansa), nad naszym przemysłem nie wisiałoby widmo kolejnego wzrostu cen energii po 2019 roku. Kolejne wyzwanie, które łączy kraje naszego regionu od Bałtyku po Adriatyk, to konieczność rozbudowy infrastruktury przesyłowej w obszarze gazu, ropy naftowej i energii elektrycznej. Plany budowy Korytarza Północ–Południe, kiedyś dalekie od rzeczywistości, dziś nabierają realnych kształtów.

Wspólnych tematów jest więcej: od wykorzystania rodzimych źródeł energii, poprzez modernizację mocy wytwórczych i dywersyfikację dostaw strategicznych surowców (głównie gazu), aż po przyszłość przemysłu energochłonnego w kontekście negocjowanej właśnie ze Stanami Zjednoczonymi umowy o wolnym handlu (TTIP). Jeżeli polski głos może się realnie liczyć w tych sprawach, to przede wszystkim jako zrównoważone stanowisko oparte o kompromis i interesy nie jednego kraju, ale ponad stu milionów Europejczyków z naszego regionu. W długiej perspektywie takiego stanowiska nie opłaca się Brukseli lekceważyć.

O tym, że taka współpraca ponad podziałami jest możliwa, świadczy chociażby powstanie w 2010 roku Central Europe Energy Partners (CEEP). Udało się zrealizować najważniejsze założenie, jakim była integracja sektora energii i przemysłu energochłonnego z Europy Centralnej – od Litwy po Chorwację. To bardzo ważne, bo CEEP to nie tylko tradycyjnie rozumiany sektor surowców naturalnych i energii. To także producenci energii ze źródeł odnawialnych, firmy technologiczne i infrastrukturalne, uczelnie wyższe, instytuty naukowo-badawcze oraz organizacje branżowe. To wreszcie konsumenci energii, dla których jej pozyskanie stanowi jeden z najważniejszych czynników kosztotwórczych.

Interesy producentów i konsumentów energii tylko z pozoru są rozbieżne. Firmy, które na krajowych rynkach ostro ze sobą konkurują, w Brukseli mówią jednym głosem. Gra toczy się bowiem nie o wyniki finansowe w bieżącym kwartale, ale o przyszłość całej branży. Powoli, lecz konsekwentnie docieramy do europejskich decydentów. To, co mówimy, coraz rzadziej zbywane jest w brukselskim Berlaymont pobłażliwym uśmiechem, a coraz częściej znajduje odbicie w konkretnych działaniach i inicjatywach. Udało się nam włączyć perspektywę Europy Centralnej – i jej specyficznych wyzwań – do europejskiej debaty nt. systemu handlu emisjami (ETS). Mamy twarde deklaracje poparcia dla budowy Korytarza Północ–Południe ze strony najważniejszych przedstawicieli Komisji Europejskiej. Wraz z innymi organizacjami zabiegaliśmy o stworzenie strategii dotyczącej dostaw i magazynowania LNG, w efekcie czego w lutym br. zadanie to zostało włączone przez Komisję do tzw. pakietu zimowego.

Zgadzam się z red. Jakóbikiem, że musimy stale inwestować w tworzenie polityki informacyjnej w stolicy UE. Czy potrzebujemy jednak – jak wskazuje autor tekstu – zupełnie nowych narzędzi? Wątpię. Skupmy się na konsekwentnym wzmacnianiu i pełnym wykorzystaniu potencjału tych narzędzi, którymi już dysponujemy, pamiętając, że łatwiej nam osiągać cele w porozumieniu z partnerami z naszego regionu niż walczyć o nie w pojedynkę.