Jankowski: Przed Konferencją Paryską, czyli polityka klimatyczna z perspektywy Polski

17 listopada 2015, 16:27 Energetyka

KOMENTARZ

dr inż. Bolesław Jankowski

Badania Systemowe „EnergSys”

Z dużym zdziwieniem przeczytałem niedawny komentarz Grzegorza Wiśniewskiego. Nie sądziłem, że w fachowej dyspucie można nadal używać sformułowań dyskredytujących osoby o innych poglądach, stawiających autora w roli propagatora jedynie słusznych racji oraz określania mianem matactwa wszelkich działań niezgodnych z poglądem autora.

Dla zilustrowania zacytuję dwa fragmenty:

„W efekcie wciąż część społeczeństwa uważa ze problem zmian klimatu to głównie kwestia wystarczająco głośnych sprzeciwów i skutecznych negocjacji, a nie wiedzy. Logika ta przypomina zachowanie ludów feudalnych, które uważały, że najpierw pieją koguty, a potem (w efekcie) następuje wschód Słońca, ale teoria ta jak widać, przynajmniej w kilku krajach na świecie trzyma się jeszcze całkiem dobrze.”

„Powstają jednak pytania o wiarygodność Polski i zaufanie na arenie międzynarodowej, o to czy rząd w mataczeniu się sam nie „zakiwa” i nie pogubi w sprzecznościach.”

„Szlachetny rycerz”

Przytoczone fragmenty i cały komentarz kreślą obraz autora jako światłego, dzielnego i szlachetnego rycerza w lśniącej zbroi walczącego o biedną ludzkość atakowaną przez strasznego smoka klimatycznego, kroczącego dumnie wraz z innymi jemu podobnymi. Po drugiej stronie mamy ciemny lud oraz nie zdających sobie sprawy z zagrożenia jego reprezentantów, którzy uciekają się do nędznych wykrętów i matactw zamiast wezwać na pomoc wspomnianych rycerzy.

Narzekanie autora na nędzny stan wiedzy jest dość typowym zabiegiem. „Więcej wiedzy – mniej strachu” zdaje się powtarzać autor niedawne hasło mające oswoić problem imigrantów. Kłopot polega na tym, że jeśli w tematyce klimatycznej pójdziemy za pierwszą częścią hasła to musimy odkryć Apel Heidelberski podpisany przez 4 tysiące naukowców, Petycję Oregońską podpisaną przez 17 tysięcy naukowców, raport dla senatu USA, w którym kilkuset naukowców kwestionuje pogląd IPCC nt. antropogenicznych źródeł zmian klimatu. Natkniemy się na problem żonglowanie danymi klimatycznymi, pominięcie ocieplenia średniowiecznego w tzw. krzywej hokejowej, aferę climategate, udowodnione zafałszowania prognoz IPCC dot. topnienia lodowców oraz sprzeczne z prognozami zwolenników ocieplenia dane pokazujące stabilizację temperatury globalnej w ostatnich 15 latach. Pozyskanie tej wiedzy rzeczywiście powoduje mniej strachu – mniej strachu przed klimatycznymi skutkami działalności człowieka.

„Smok klimatyczny”

Trudno jednak nie zauważyć, że walka ze „smokiem klimatycznym” ma także inny istotny aspekt. Już Stanisław Lem w swoim opowiadaniu „Pożytek ze smoka” w sposób przekonujący pokazał jak duża część gospodarki i nauki może czerpać korzyści z hodowania, pielęgnowania i badania odpowiedniego smoka. Opowiadanie to było satyrą na realia gospodarcze obozu sowieckiego ale – jak to często bywa z utworami Lema – stało się chyba inspiracją dla całkiem współczesnych nam działań. Jeśli jeden smok zdechł, to trzeba wyhodować kolejnego…

Fragment dotyczący mataczenia wydaje się szczególnie smakowity. Szkoda, że autor ograniczył się do opisu imputowanych przyszłych działań rządu polskiego, pomijając znacznie poważniejsze dokonania znamienitych naukowców klimatycznych wyświetlone w aferze Climategate, czy osiągnięcia decydentów unijnych. Analizując unijną politykę klimatyczną trudno oprzeć się konkluzji, że rzadko która polityka jest tak szkodliwa dla gospodarki, miejsc pracy i obywateli UE, a równocześnie tak silnie forsowana i fałszywie komunikowana co do skutków. Praktycznie wszystkie opracowania KE pokazują, że skutkiem polityki klimatycznej będzie spadek PKB oraz miejsc pracy w całej UE, co nie przeszkadza dygnitarzom unijnym przedstawiać tę politykę jako prorozwojową i zwiększającą liczbę miejsc pracy. Prezentuje się ją jako przyjazną dla klimatu, mimo, że jej efektem jest jedynie przesunięcie emisji poza granice UE i stabilizację emisji liczonej z konsumpcji w krajach UE. Doszło do kuriozalnej sytuacji, gdy w komunikacie dot. ram polityki klimatycznej do roku 2030 Komisja chwali się redukcją emisji CO2 i poprawą efektywności, które – jeśli spojrzeć na dane statystyczne – miały miejsce głównie przed wdrożeniem polityki klimatycznej. Więcej na ten temat można przeczytać w zamieszczonym na portalu Cire moim artykule pt.: Przemilczenia, przekłamania i manipulacje dotyczące skutków unijnej polityki klimatycznej.

Rzeczywistość znacznie bardziej złożona

Odkładając na bok kwestie formy wypowiedzi należy zauważyć, że rzeczywistość jest znacznie bardziej złożona niż przedstawia to G. Wiśniewski. Istotne jest dokonanie kilku fundamentalnych rozróżnień.

Określenie „zmiany klimatu” ma co najmniej dwa znaczenia. Pierwsze – dosłowne – nie jest przez nikogo kwestionowane, wiadomo bowiem powszechnie że klimat się zmieniał i będzie się zmieniał w wyniku wielu złożonych procesów, które są nadal nie w pełni poznane. Drugie znaczenie dotyczy poglądu o wpływie działalności człowieka na zmiany klimatu, który ma charakter hipotezy zdecydowanie forsowanej politycznie od dłuższego czasu, jednak mocno kwestionowanej przez cześć naukowców.

Jeszcze więcej znaczeń posiada określenie „polityka klimatyczna”. Można bowiem mówić o polityce klimatycznej rozumianej jako roztropne, dokonywane w zgodzie z rozwojem gospodarczym i społecznym działania, zmierzające do ograniczanie emisji gazów cieplarnianych oraz wzrostu ich pochłaniania poprzez odpowiednią gospodarkę leśną i gruntową. Można też mówić o polityce klimatycznej prowadzonej na poziomie globalnym w ramach Konwencji Klimatycznej, a także unijnej polityce klimatycznej mając na myśli konkretne cele i instrumenty wdrożeniowe wprowadzane w UE.

Dylemat Polski polega na tym, że o ile idea roztropnego działania zgodnego z pierwszym rozumieniem polityki klimatycznej jest akceptowalna, podobnie jak elastyczny mechanizm tzw. wkładów krajowych (Intended Nationally Determined Contribution) w ramach polityki globalnej, to unijna polityka klimatyczna wraz z jej mechanizmami implementacyjnymi jest dla Polski zabójcza.

Szczególnie negatywne skutki dla Polski powoduje unijny system handlu emisjami z obowiązkowym aukcjoningiem. Redukcję emisji można uzyskać przy pomocy różnych instrumentów, jednak system EU ETS w największym stopniu przyczynia się do wzrostu cen energii elektrycznej i ciepła, a także kosztów wytwarzania w branżach przemysłu uczestniczących w systemie. Mechanizm ten poprzez ceny CO2 wprowadza ogromną niepewność odnośnie przyszłych cen energii, podczas gdy stabilizacja warunków cenowych jest podstawą inwestowania w przemysłach energochłonnych. Całkowite uzależnienie cen CO2 od czynników politycznych powoduje, że decyzje inwestycyjne przypominają rosyjską ruletkę. Z perspektywy Polski niezwykle istotne jest to, że już sama groźba wzrostu cen CO2 rujnuje możliwości zbudowania jakiejkolwiek sensownej strategii energetycznej i przemysłowej, włączając w to także górnictwo. Zgodnie z przewidywaniami KE ceny CO2 będą rosły i do roku 2030 osiągną 50 Euro/ t CO2 oraz odpowiednio ok. 100 i 150 Euro/ t w latach 2040 i 2050. Zgoda na utrzymanie systemu EU ETS z perspektywą wymienionych wzrostów cen CO2 oznacza całkowity paraliż inwestycyjny w polskiej energetyce, prostą drogę do kryzysu energetycznego oraz upadku znacznej części przemysłu w Polsce.

Węgiel jest konieczny

Obecny niezwykle napięty bilans mocy w krajowym systemie wymaga szybkiego zwiększenia mocy w źródłach konwencjonalnych, które zapewnią pokrycie zapotrzebowania niezależnie od warunków pogodowych. Konieczne jest także zastąpienie starszych, wyeksploatowanych jednostek wytwórczych . W warunkach polskich można tego dokonać jedynie poprzez budowę nowoczesnych wysokosprawnych elektrowni węglowych. Elektrownie gazowe nie mają w Polsce odpowiednich zabezpieczeń w dostawach gazu i są po prostu zbyt drogie – co pokazują także stojące niewykorzystane elektrownie gazowe w innych krajach. Elektrownie jądrowe nie są realną opcją na najbliższe dziesięć lat. Również energetyka odnawialna nie jest rozwiązaniem problemu deficytu mocy.

Dylemat polega więc na tym, czy wdrażać rozwiązania unijne będąc świadomym ich rujnującego wpływu na bezpieczeństwo energetyczne, gospodarcze i społeczne, czy szukać sposobu wyjścia z tej pułapki. Wśród zwolenników polityki klimatycznej trudno jednak znaleźć osoby, które ten dylemat dostrzegają. Realizacja polityki klimatycznej ma według nich polegać na rezygnacji z energetyki węglowej, jądrowej, a w zasadzie także gazowej i budowie wyłącznie źródeł OZE. Jako przykład stawiane są Niemcy, a coraz częściej także Chiny. Przyjrzyjmy się więc jak to wygląda w rzeczywistości.

Zarówno Niemcy jak i Chiny w ostatnich latach wprowadziły do eksploatacji ogromną liczbę elektrowni węglowych. W przypadku Niemiec to elektrownie węglowe obecnie odgrywają kluczową rolę w stabilizowaniu systemu elektroenergetycznego, szczególnie w sytuacji wyparcia z rynku energetyki gazowej. Stare jednostki węglowe nie są bynajmniej likwidowane lecz pieczołowicie zabezpieczane w formie tzw. rezerwy strategicznej. W efekcie silnego rozwoju energetyki odnawialnej system elektroenergetyczny Niemiec stał się mało stabilny, eksportując swoje niestabilności do sąsiednich systemów poprzez tzw. prądy kołowe (wymuszone przepływy prądu z północy Niemiec, przez Polskę, Czechy, Austrię z powrotem do Niemiec) . Jednym z efektów jest utrata przez Polskę zdolności importu i eksportu energii na kierunku zachodnim, co stało się jednym z powodów sierpniowego kryzysu w Polsce. Dla systemu polskiego sytuacja taka powoduje określone koszty, które nie są pokrywane przez stronę niemiecką. Budowa na granicy kosztem setek milionów złotych przesuwników fazowych, które mają odseparować polski system od zakłóceń systemu niemieckiego postępuje jedynie po stronie Polski, przy stałym opóźnianiu obiecanych, podobnych działań po stronie niemieckiej.

Rozwój OZE zbyt kosztowny

Rozwój OZE uzyskany został w Niemczech kosztem ogromnych wielomiliardowych inwestycji o gwarantowanym zwrocie, przez co koszty wytwarzania energii elektrycznej szybko rosną. Zwolennicy Energiewende wskazują zwykle na spadające ceny energii elektrycznej. Problem polega na tym, że przy obecnym modelu rynku ceny te nie odzwierciedlają pełnych kosztów wytwarzania energii elektrycznej. Na tym rynku mamy typową sytuację cen dumpingowych, które są utrzymywane po to, by chronić konkurencyjność niemieckiego przemysłu. Większość kosztów wytwarzania energii, w tym koszty wsparcia rozwoju OZE są nakładane na odbiorców indywidualnych. W efekcie energochłonne przedsiębiorstwa niemieckie wykorzystują „brudną” energię, sprzedawaną im po zaniżonej cenie.

Czy taki model „sukcesu” można powtórzyć w Polsce? Polski nie stać na wydanie miliardów Euro na subsydia dla OZE, nie możemy przerzucić rosnących kosztów energii na odbiorców bytowych, bo już i tak udział kosztów energii w budżetach domowych należy do najwyższych w UE, nie mamy też sąsiadów, którzy pozwalaliby na to, żeby bez żadnych opłat ich systemy elektroenergetyczne stanowiły bufor bezpieczeństwa dla niestabilności powodowanych przez nadmiernie rosnący udział OZE.

Polska musi obecnie zdecydowanie walczyć o poluzowanie gorsetu unijnych regulacji, by mogła prowadzić politykę energetyczną zgodną z interesem polskiej gospodarki, polskich obywateli oraz zgodną z polskimi priorytetami w zakresie ochrony środowiska. W tej polityce powinno być miejsce dla nowoczesnej energetyk węglowej, racjonalnego rozwoju OZE, rozwoju przyszłościowych dziedzin produkcji (np. rozwiązań dla inteligentnych budynków) oraz inwestowania w poprawę efektywności energetycznej.

Zmiana obecnego podejścia unijnego jest także w interesie całej UE. Kontynuowanie w dłuższej perspektywie polityki, w której wszystkim krajom narzuca się w sposób sztywny te same wzorce i mechanizmy zarządzania w kluczowych sferach bezpieczeństwa i gospodarki, a do takich należy niewątpliwie energetyka – jest samobójcze. Taka polityka doprowadzi do poważnego kryzysu słabsze kraje – tak jak w przypadku Grecji albo do ogromnych napięć wewnętrznych, które w końcu rozsadzą UE. Polityka unijna w zakresie klimatu musi być bardziej elastyczna i pozwalać na jej dostosowanie do warunków i możliwości krajów członkowskich. Powinna przypominać elastyczne mechanizmy, które są obecnie wdrażane w ramach Konwencji Klimatycznej. Jeśli jednak UE nie zrewiduje swojego podejścia, konieczne będzie szukanie przez Polskę rozwiązań, umożliwiających bezpieczne pod względem prawnym i ekonomicznym wyłączenie się z unijnej polityki klimatycznej.

Źródło: Cire.pl