Jeszke: Pożegnanie Niemiec z atomem a „solidarna” polityka klimatyczna

14 września 2022, 07:30 Atom

Niemiecki rząd ogłosił ostatnio, że wyłączy trzy ostatnie reaktory jądrowe, pomimo pozytywnego przejścia tzw. stress testów, czyli testów bezpieczeństwa. Oznacza to, że pomimo narastającego kryzysu energetycznego i obaw o bezpieczeństwo dostaw energii elektrycznej w zbliżającym się okresie zimowym, Niemcy nie zrezygnują z planowanego wyjścia z energetyki jądrowej w 2022 roku – pisze Robert Jeszke, kierownik Centrum Analiz Klimatyczno-Energetycznych (CAKE) w Krajowym Ośrodku Bilansowania i Zarządzania Emisjami (KOBiZE).

Protesty przeciwko atomowi w Niemczech. Fot. Pixabay
Protesty przeciwko atomowi w Niemczech. Fot. Pixabay

W 2021 roku niemieckie elektrownie jądrowe wyprodukowały ok. 65 TWh energii elektrycznej, co stanowiło ok. 13 procent krajowego zapotrzebowania na energię (dane Carbon Pulse). Z końcem 2021 roku wyłączono trzy spośród sześciu będących w eksploatacji bloków jądrowych w Niemczech. Pozostałe, o mocy 4,3 GW brutto mają zostać wyłączone z końcem 2022 roku. Zatem w porównaniu do generacji z 2021 roku, w 2023 roku w niemieckim systemie energetycznym nastąpi znaczny ubytek dostępnej mocy dyspozycyjnej, która w systemie energetycznym, charakteryzującym się dużym udziałem źródeł niesterowalnych, odgrywała bardzo ważną rolę. Lukę powstałą w wyniku tej decyzji trzeba będzie pokryć innymi, prawdopodobnie bardziej emisyjnymi źródłami, lub też wymuszając ograniczenia w zużyciu energii, co jest rozwiązaniem uderzającym w gospodarkę. W obecnej sytuacji i warunkach ograniczonych dostaw wydaje się, że wspomniana luka w bilansie energetycznym, zostanie skompensowana w dużej mierze wytwarzaniem na węglu, a według ostatnich doniesień Euractiv w sytuacjach awaryjnych być może również olejem z pływających elektrowni tzw. barek energetycznych (ang. power barges). Tymczasem Energy Aspects szacuje, że łączna moc trzech reaktorów w Niemczech zmniejszyłaby emisję z sektora energetycznego o 15-30 mln ton w ciągu roku. 

Zgodnie z informacjami płynącymi z Niemiec, przewiduje się pozostawienie jedynie dwóch bloków jądrowych (elektrownie Isar 2 i Neckarwestheim) o łącznej mocy ok. 2,7 GW w formie rezerwy, co oczywiście nie rozwiązuje problemu nadchodzącej zimy. Niemcy deklarują, że jednostki te mogą zostać uruchomione tylko w skrajnie trudnej sytuacji systemu, nie precyzując jednocześnie warunków jakie powodowałyby konieczność ich wykorzystania. Trzeba zauważyć, że Niemcy odgrywają bardzo ważną rolę w europejskim bilansie energii elektrycznej – do niedawna były istotnym eksporterem energii elektrycznej – aczkolwiek od 2017 roku wielkość ich eksportu systematycznie spada. Można się spodziewać, że po wyłączeniu ostatnich bloków jądrowych nastąpi dalsze zmniejszenie eksportu energii z Niemiec, co może oznaczać konieczność zwiększenia wytwarzania w krajach sąsiednich (zapewne przynajmniej częściowo w oparciu o paliwa kopalne). Przy tej okazji pojawia się pytanie, czy w dłuższej perspektywie Niemcy pozostaną eksporterem energii, czy odejście od energetyki jądrowej w Niemczech nie będzie oznaczało w praktyce zwiększenia importu energii z Francji.

Warto dodać, że wyłączenie z końcem 2021 roku ok. połowy pracujących niemieckich bloków jądrowych przyczyniło się do wzrostu cen energii na europejskich rynkach energii elektrycznej. Odstawienie pozostałych bloków w grudniu 2022 roku może mieć jeszcze silniejszy wpływ na ceny energii, szczególnie w sytuacji problemów na rynku gazu.

W tym kontekście podtrzymanie przez Niemcy decyzji o wycofaniu źródeł, które zapewniają stabilne dostawy energii bez negatywnego oddziaływania na klimat jest zaskakujące. Tym bardziej, że Europie, stojącej w obliczu bezprecedensowej sytuacji geopolitycznej wywołanej agresją Rosji na Ukrainę, potrzebne są solidarne działania, które  pozwolą choć częściowo przeciwdziałać niespotykanej dotąd presji cenowej w UE (przez wysokie ceny energii elektrycznej, surowców, w związku ze stagflacją czy widmem recesji). Dlatego też, obecne uwarunkowania i rosnące koszty dla gospodarki wymuszają potrzebę większej elastyczności w kreowaniu polityki klimatyczno-energetycznej. Należy się zastanowić na przykład, czy w obecnej sytuacji konieczne jest tak szybkie włączanie dodatkowych sektorów (budynków i transportu) do systemu EU ETS (tzw. ETS2 lub BRT), który będzie stanowił dodatkowe obciążenie  dla gospodarstw domowych. W tym miejscu należy zauważyć, że nawet Niemcy, które są liderem w progresywnej polityce klimatycznej, zdecydowały się złagodzić tempo i efekty jej wprowadzana w swoim kraju, mrożąc na stałym poziomie na kilka lat cenę za emisję w sektorach transportu i budynków (wprowadzona w 2021 roku stała cena miała rosnąć o 5 EUR do 35 EUR w 2023 roku i osiągnąć 55 euro do 2026 roku). 

Rozszerzenie systemu EU ETS o nowe sektory wymaga głębszej refleksji i przygotowania opartego na doświadczeniach samego systemu EU ETS. W pierwszej kolejności jednak sam system EU ETS wymaga swego rodzaju „naprawy” pod względem zabezpieczenia przed nadmiernymi wzrostami cen uprawnień i spekulacją. Dlatego niezbędne jest wprowadzenie swojego rodzaju wentyli bezpieczeństwa i nieustanny monitoring rynku uprawnień przez odpowiedni organ (np. przez europejski nadzór finansowy – ESMA). Od kilkunastu miesięcy w CAKE/KOBiZE podkreślamy, że niezbędna w tym kontekście jest rewizja art. 29a dyrektywy EU ETS, czy odpowiednie wykorzystanie środków z tzw. rezerwy MSR. Wydaje się, że decydenci unijni również zaczęli to dostrzegać, czego efektem są propozycje legislacyjne zmiany art. 29a (zmierzające ku temu, aby był on automatyczny i bardziej responsywny) oraz uwolnienie z MSR ok. 250 mln uprawnień w latach 2023-2026 w ramach propozycji Komisji Europejskiej zawartej w REPowerEU. Tego rodzaju zabezpieczenia rynku uprawnień są konieczne biorąc pod uwagę olbrzymią zmienność cen jaka na nim panuje. Wystarczy wskazać jako przykłady 40-procentowe spadki cen w związku paniką covidową w marcu 2020 roku i agresją Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku czy ok. 500-procentowe wzrosty cen uprawnień w latach 2020-2021. Obecnie również obserwujemy mocne wahania cen uprawnień, które w okresie ostatnich 2-3 tygodni spadły o ok. 30 procent. Należy przy tej okazji zauważyć, że ceny uprawnień spadały pomimo zapowiedzi Niemiec dotyczących wyłączenia elektrowni jądrowych. 

Dodatkowo, plany atomowego exitu Niemiec skłaniają do bardziej ogólnej refleksji na temat solidarności i wzajemnej odpowiedzialności oraz świadomości tego jak bardzo współzależne stały się gospodarki połączone wspólną polityką klimatyczną. Wspólny rynek handlu emisjami, który powstał w wyniku działania systemu EU ETS oznacza, że decyzje jednego dużego gracza mają także wpływ na koszty polityki klimatycznej dla wszystkich innych uczestników tego rynku. W tym konkretnym przypadku, decyzja Niemiec o odchodzeniu od atomu prowadzi do zwiększenia popytu na uprawnienia do emisji, zwiększenie  presji na jej cenę i podwyższenia kosztów prowadzenia polityki klimatycznej w pozostałych państwach członkowskich. Kiedy powiązania między krajami są tak silne, należy wymagać od wszystkich uczestników rynku, aby przy rozważaniu jednostronnych polityk mieli świadomość tych współzależności i konsekwencji jakie ich polityka przyniesie innym państwom. 

Brak takiej wzajemnej odpowiedzialności zagraża przyszłości całej polityce klimatycznej, nie tylko w Europie. Po pierwsze, z perspektywy państw dotkniętych wzrostem kosztów polityki klimatycznej, świadomość tego, że skala tych kosztów jest determinowana przez decyzje innego państwa, będzie z pewnością prowadzić do frustracji i negatywnego spojrzenia na rozwiązania oparte o mechanizm systemu handlu emisjami. Po drugie, opinia publiczna, widząc piętrzące się problemy z suwerennością pojedynczych państw w ramach systemu i konflikty interesów w europejskim systemie EU ETS, będzie sprzeciwiać się rozszerzeniu tego systemu na kolejne sektory. Po trzecie, te same problemy będą z pewnością hamować rozszerzanie systemu ETS poza Europę, lub wprowadzanie podobnych międzynarodowych rozwiązań na innych kontynentach. Taki scenariusz jest szczególnie niebezpieczny ponieważ brak możliwie szerokiej koalicji w prowadzeniu polityki klimatycznej podwyższa koszty redukcji emisji i z pewnością będzie zagrażać osiągnięciu ambitnych celów ograniczania zmian klimatu zgodnie z porozumieniem paryskim. Przy okazji warto też zauważyć, że paradoksalnie to właśnie Niemcy są największym zwolennikiem i promotorem rozwoju międzynarodowego handlu emisjami w postaci idei tzw. „carbon clubs”. Można śmiało powiedzieć, że decyzje Niemiec o nie utrzymaniu działających bloków jądrowych w obecnej kryzysowej sytuacji, jakkolwiek w dużej mierze podyktowane wewnętrznymi politycznymi kompromisami, wpływają nie tylko na same Niemcy, ale poprzez brak szerszego spojrzenia na całość polityki klimatycznej UE, rzucają cień na wizję wyznaczoną w Europejskim Zielonym Ładzie (ang. European Green Deal).

W Niemczech rodzi się spór między Berlinem a Bawarią o ostatnią elektrownię jądrową