– Wyniki czerwcowych wyborów do Parlamentu Europejskiego zadecydują, kto będzie tworzył nowy skład Komisji Europejskiej w przyszłej kadencji. Czy Polska powinna powalczyć o objęcie funkcji europejskiego Komisarza ds. Działań w dziedzinie klimatu i energii? – zastanawia się Bartłomiej Różycki ze Studenckiego Koła Naukowego Energetyki SGH.
- Sondaże jednoznacznie wskazują, że największe szanse na zwycięstwo ma Europejska Partia Ludowa, której członkowie wyznaczyli Ursulę von der Leyen jako kandydatkę na Przewodniczącą egzekutywy Unii Europejskiej.
- Należy zadać podstawowe pytanie. Czy przyszły komisarz ds. energii powinien pochodzić z kraju, który najlepiej radzi sobie z transformacją energetyczną, czy z kraju, któremu w tej kwestii wiedzie się najgorzej?
- Rozczłonkowanie polskiej polityki energetycznej może spowodować to, że wystawienie kandydata na to stanowisko byłoby efektem rozgrywek i myślenia w kategoriach krajowych, a nie unijnych.
Niewątpliwie, odpowiedź na to pytanie zależy od rezultatu głosowania i od tego, kto obejmie urząd przewodniczącego Komisji Europejskiej. Sondaże jednoznacznie wskazują, że największe szanse na zwycięstwo ma Europejska Partia Ludowa, której członkowie wyznaczyli Ursulę von der Leyen jako kandydatkę na Przewodniczącą egzekutywy Unii Europejskiej. Wobec tego można przyjąć, że dotychczasowa polityka energetyczna Wspólnoty nie ulegnie większym zmianom i na piedestale pozostanie ochrona klimatu.
Mając na uwadze powyższe, należy zadać podstawowe pytanie. Czy przyszły komisarz ds. energii powinien pochodzić z kraju, który najlepiej radzi sobie z transformacją energetyczną, czy z kraju, któremu w tej kwestii wiedzie się najgorzej?
Pierwsza opcja znaczyłaby, że prominentem w zakresie unijnej energetyki będzie osoba z państwa stanowiącego niejako wzór do naśladowania. Taki wybór jednoznacznie wskazywałby kierunek rozwoju sektora oraz wywierałby presję na tych, którzy z transformacją energetyczną zostali w tyle. Na ten moment największy udział niskoemisyjnych źródeł energii mają: Szwecja, Finlandia, Litwa, Dania czy Estonia (z tego ostatniego pochodzi obecna komisarz – Kadri Simson).
Druga opcja miałaby natomiast wymiar symboliczny. Komisarz z państwa, przed którym jeszcze wiele pracy w zakresie niskoemisyjności, mógłby stanowić przykład dla krajów z podobnym problemem i zachętę, aby podążać ścieżką zielonej transformacji.
Polska zdecydowanie należy do tej drugiej grupy. Nominacja polskiego komisarza mogłaby wskazywać nie tylko na symboliczną interpretację przejścia do niskoemisyjności, ale również podkreślać, że w tym trudnym procesie priorytetową rolę odegra także inna wartość – sprawiedliwość. Górnictwo i inne sektory charakteryzujące się wysoką emisyjnością, które w przeciągu kilku dekad mogą zniknąć lub ulec znaczącej przemianie, oraz rolnictwo stanowią wyjątkowo istotny aspekt dla polskiej gospodarki w czasach transformacji energetycznej. W konsekwencji odpowiedni polski polityk mógłby być postrzegany w społeczeństwie jako komisarz, który w swych działaniach rozumie i bierze pod uwagę wszystkie najistotniejsze elementy unijnej polityki energetycznej.
Jednakże nawet jeśli przyjąć, że przyszły przewodniczący Komisji Europejskiej myśli analogicznie, to nie da się ukryć, że na ten moment w polskiej polityce nie ma “rasowego” przedstawiciela branży energetycznej. Sektor ten został politycznie podzielony pomiędzy trzy ministerstwa, co niewątpliwie wprowadza chaos i stagnację. W konsekwencji nie wiadomo, gdzie szukać potencjalnego kandydata na komisarza ds. energii. W ministerstwie przemysłu, ministerstwie klimatu i środowiska czy ministerstwie aktywów państwowych? Ponadto, obecny rząd tworzy koalicja, której nie można zakwalifikować jako koalicję minimalnego zasięgu. Wobec tego, polski kandydat mógłby nie spełniać oczekiwań przyszłej Komisji Europejskiej, a spełniać oczekiwania jednej czy drugiej partii koalicyjnej.
Mając na uwadze powyższe, nasuwa się kluczowy wniosek. Rozczłonkowanie polskiej polityki energetycznej może spowodować to, że – gdyby Polska otrzymała propozycję objęcia teki komisarza ds. energii – wystawienie kandydata na to stanowisko byłoby efektem rozgrywek i myślenia w kategoriach krajowych, a nie unijnych.
Odpowiedź przyniesie przyszłość. Być może Polska w ogóle nie dostanie rozważanej w tym artykule propozycji. W przeciwnym przypadku, polscy politycy musieliby wykazać się myśleniem w skali europejskiej, a nie koalicyjnej. Mając na uwadze polityczne poćwiartowanie polskiej energetyki i jej konsekwencje, wyjście poza rozumowanie krajowe może okazać się niemożliwe. Wydaje się, że trafnym pomysłem byłoby skupienie się na sektorze, w którym Polska ma obecnie niepodważalnego lidera, ponieważ tego o energetyce obecnie powiedzieć nie można.