KOMENTARZ
Krystian Kowalewski
Redaktor BiznesAlert.pl
Radykalna zmiana sytuacji politycznej na wschodzie obliguje Polaków do intensyfikacji starań o sprzętowe wzmocnienie armii – pozostaje zgodne gros ekspertów z zakresu wojskowości. O woli dużych zakupów Ministerstwo Obrony Narodowej informowało w połowie marca bieżącego roku. Mówi się o śmigłowcach wielozadaniowych, bezzałogowcach zdolnych do przenoszenia uzbrojenia, planuje się też modernizację czołgów Leopard. Największą ilość komentarzy wywołała jednak zapowiedź wicepremiera Siemoniaka, deklarująca chęć zakupu przez polskie wojsko pocisków manewrujących Tomahawk.
Dywersyfikacja dostaw surowców do Polski realizowana przy znacznym udziale Morza Bałtyckiego, jak też otwarcie się nowych kanałów komunikacyjnych na północnej części globu powodują już od wielu lat ustawiczne nawoływania ekspertów o konieczności inwestycji w obronę morską Rzeczypospolitej. Ministerstwo Obrony Narodowej wyszło na przeciw tym oczekiwaniom, ogłaszając przetarg na okręty podwodne, w którym startują francuski DCNS, niemiecki TKMS i szwedzki SAAB.
Pociski Tomahawk zdolne są do przenoszenia około 500 kg materiałów wybuchowych i mogą uderzać w cele oddalone nawet o tysiące kilometrów. Po raz pierwszy użyte zostały podczas operacji Pustynna Burza na przełomie lat 90/91. W chwili obecnej znajdują się wyłącznie na wyposażeniu armii amerykańskiej i brytyjskiej, a próby zakupu tych pocisków przez Izrael i Holandię zakończyły się niepowodzeniem. Teraz przed szansą zakupu pocisków stają Polacy, choć już na starcie nastroje stara się tonować amerykański ambasador w Warszawie Stephan Mull. W jego opinii, Polska powinna przed ewentualnym zapytaniem o zakup upewnić się, czy pociski Tomahawk mogą być wykorzystywane na okrętach innych niż amerykańskie.
Zdaniem Wojciecha Łuczaka, wydawcy miesięcznika Raport, zakup Tomahawków stałby się częścią arsenału odstraszania, który planuje zbudować Polska. Deklaracja TKMS o możliwości dostosowania niemieckich okrętów do pocisków Tomahawk stanowi w jego opinii swoiste zrównanie ofert niemieckiej i francuskiej i to spośród tych dwóch opcji wybrane zostanie rozwiązanie w największym stopniu wzmacniające morskie bezpieczeństwo Polski. Podkreśla jednak, że za ofertą niemiecką przemawia możliwość stosowania na niemieckich okrętach norweskich pocisków NSM Konsberg, które polskie wojsko już posiada, a które Norwegowie planują w przyszłości dostosować właśnie do niemieckich okrętów. Kluczowe będzie jednak w tym wypadku przedłużenie współpracy z Norwegami.
Patrząc na sprawę kryteriami geopolitycznymi, zakup Tomahawków połączony z zakupem niemieckich okrętów stanowić może kolejny element wzmacniania współpracy militarnej pomiędzy Polską a Niemcami. Po Leopardach, wspólnych manewrach wojsk lądowych i uczestnictwie Luftwaffe w Air-Policing-Baltikum przyszedłby zatem czas na współpracę na morzu. Cieniem na niemieckiej ofercie kładą się jednak przypadek z roku 2004, kiedy to TKMS dostarczyło Grecji okręt o bardzo wysokiej awaryjności oraz fakt, że Amerykanie z całą pewnością nie przekażą Polsce kodów źródłowych do swoich pocisków. Bez tych kodów sterowanie pociskami będzie zależne w całości od producenta. Przekazanie kodów źródłowych zadeklarowało w ofercie francuskie DCNS. Pamiętać należy jednak, że przetarg na zakup okrętów nie jest jeszcze rozstrzygnięty, a cała sprawa może mieć jeszcze wiele zwrotów.