ROZMOWA
Roman Kurkiewicz,
Dziennikarz, przeciwnik wydobycia gazu łupkowego w Polsce
Czy sytuacja w Polsce wymaga spektakularnych akcji ekologów w proteście przeciwko wydobyciu gazu łupkowego, jak blokowanie konferencji czy wieszanie transparentów w niedozwolonych miejscach?
Problemów z informacją jest mnóstwo. Sytuacja, w której aktywiści czy mieszkańcy konkretnych miejscowości jak Żurawlów, którzy blokują wejście maszyn Chevronu pokazuje, że jest tu wiele niejasności. Nie odbyła się żadna poważna debata o zagrożeniach związanych z technologią wydobywania gazu łupkowego. Rząd po prostu uznał, że o tej sprawie ze społeczeństwem rozmawiać nie chce. To się ciągnie od kilku lat. To zaczęło się od przeprowadzenia ustawy zmieniającej Prawo Geologiczne i Górnicze, która wprowadza ułatwienia dla firm poszukujących gazu łupkowego w Polsce. Jest tam kilka dyskusyjnych zapisów, na temat których nie odbyła się żadna publiczna dyskusja. Mamy w tej sprawie dziwny konsensus wszystkich sił politycznych w Polsce. Obietnica łupkowego eldorado kompletnie zamroczyła całą klasę polityczną. Zadziwiające, że zwykle skłócona klasa polityczna, w tej sprawie mówi zawsze jednym głosem. Rząd, w tak życzliwym dla siebie klimacie, przeprowadził ustawę i rozdał koncesje, i to w podejrzany sposób. Właśnie zaczął się proces siedmiu osób, w tym urzędników Ministerstwa Środowiska, którzy sami wypełniali wnioski koncesyjne dla firm. Ja chciałbym wiedzieć dlaczego polskie koncesje są najtańsze na świecie. Podobnie chciałbym wiedzieć jakie są konsekwencje zastosowania tzw. szczelinowania, czyli hydraulicznego kruszenia przy wydobyciu, bo np. Francja lub niektóre stany w USA nie godzi się na jej wykorzystanie. Na te pytania nie zostały uczciwie udzielone odpowiedzi.
Rząd twierdzi, że prowadzi aktywną politykę informacyjną we współpracy z firmami. Czy tak jest?
W styczniu zeszłego roku podczas pierwszego starcia Chevronu z mieszkańcami wsi Żurawlów pojawiła się reporterka Przekroju. Wyglądało to tak, że przedstawiciele tego globalnego koncernu naftowego, który musi już płacić za zniszczenia w Ameryce Południowej wysokie odszkodowania, pojawili się na spotkaniu. Jednak kiedy tylko zobaczyli, że zostały na nie zaproszone media oraz aktywiści, zażądali usunięcia wszystkich spoza zameldowanych mieszkańców Żurawlowa. Kiedy to się nie udało, Chevron zapakował się do aut i wyjechał. W rzeczywistości taka polityka informacyjna polega na tym, że przedstawiciele firmy przyjeżdżają do wójta lub sołtysa, przekupując go za cenę np. dwóch skrzynek piwa, jak na Kaszubach, próbują sobie zyskać życzliwość miejscowych. Nie ma żadnej rozmowy. To jest działanie metodą faktów dokonanych, nacisków na władze. Kiedy indziej, po wcześniejszym rozpoznaniu zrobionym np. prze młodych polskich etnografów, typuje się najbiedniejszą, wielodzietną, często patologiczną rodzinę i jej się oferuje pieniądze – dla nich nieosiągalne inaczej – i namawia na zgodę na odwiert. I dlatego ludzie decydują się na w czasie żniw, przez dwa miesiące blokując, zgodnie z prawem, wjazd ciężkich maszyn na drogi publiczne, które te niszczą. Były także naciski Chevronu na policję, by ta rozwiązała za nich problem z użyciem siły. Protestujący z Żurawlowem nie wspominali o jakiejkolwiek rozmowie z Chevronem, która byłaby próbą porozumienia, rozwiania wątpliwości. Mowa za to o wymuszeniach, na które formalnie nie ma pozwolenia, jak w sprawie tych dróg, o których wspominałem. Firmy niczego się nie uczą, bo nie muszą. Mają takie wsparcie od władz, że nie muszą się niczego obawiać. Przecież prawo pozwala im nawet na wysiedlanie ludzi z terenów poszukiwań. To jest skandal.
Czy należy zatem nagłaśniać ten problem za pomocą drastycznych środków?
Problemem są tu także media. One mówią dziś jednym głosem, tak jak rząd i klasa polityczna. Kompletnie nie spełniają swojej roli. Od kiedy w Żurawlowie trwa już ponad 60-dniowy protest – media głównego nurtu w ogóle się nim nie zainteresowały. A kiedy ostatnio miało miejsce podobne zdarzenie w Polsce? Ja sobie nie przypominam. A w mediach cisza. Pojedynczy dziennikarze próbują coś napisać. Ten przekaz się jednak nie przebija przez propagandę o łupkowym eldorado i przez fakt, że Żurawlów to mała miejscowość i nie interesuje ona dużych mediów. W portalu Onet pisze o gazie łupkowym były oficer polskiego wywiadu jako ekspert. To jest rodzaj kuriozalnego lobbingu z użyciem służb państwa.
A co z naukowcami?
Do niedawna była trudność z uzyskaniem od polskich naukowców opinii innych, niż optymistyczne. To się zmieniło. Trzech profesorów Akademii Górniczo-Hutniczej wydało krytyczną opinię na temat odwiertów próbnych w okolicach Piwnicznej. Tam znajdują się źródła mineralne, którym wiercenia próbne mogłyby zaszkodzić, nie mówiąc już o eksploatacji. Cały szlak koncesji układa się wzdłuż Wisły. To stamtąd będą pobierane ogromne ilości wody niezbędne do frackingu. Nie wiadomo co stanie się z wodą zużytą. Pytań jest mnóstwo ale odpowiadają na nie tylko przedstawiciele koncernów. Oni korumpują naukowców. Konferencja sprzed dwóch lat zorganizowana w Warszawie, w hotelu Intercontinental, na którą bilety kosztowały od 1000 do 5000 Euro została przerwana przez aktywistów. Aktywiści zostali oskarżeni przed sądem. Ale, co optymistyczne, sąd przyjął argumentację adwokata tych osób, że w tak ważnej sprawie nie zostali zaproszeni główni zainteresowani, przez co ci protestujących, jego zdaniem, aktywiści wypełniali rolę głosu społecznego w tej dyskusji. Sąd wszystkich uniewinnił. To paradoks, że tylko protest małej grupki odważnych aktywistek i aktywistów zastępuje głos społeczny w tak ważnej debacie.
A ministerstwo środowiska?
Ministrem środowiska jest były Sekretarz Stanu z ministerstwa gospodarki. Te resorty powinny działać przeciwko sobie broniąc interesów grup i spraw, które reprezentują. W sytuacji, gdy urzędnik ministerstwa gospodarki staje na czele ministerstwa środowiska w tak ważnym momencie, jesteśmy świadkami pogardliwego stosunku do obywateli. Mam poczucie, że rząd, i bezpośrednio Donald Tusk, uwierzyli w tę obietnicę niewiarygodnego wzbogacenia się Polski. Ta obietnica sprawiła, że ruchy rządu są kompletnie irracjonalne. A debaty brak. Odpowiedzi rządu nie trafiają do bezpośrednio zainteresowanych. Dziś nie protestują tylko ekolodzy. Protest Żurawlowa był i jest nadal przemilczywany. Argumentem, często używanym przez decydentów, jest to, że protestujący mają być jakoby inspirowani przez rosyjski Gazprom i pod wpływem rosyjskiej agentury. Każdego można tak gołosłownie oskarżyć. Zatem ja powiem, że polski rząd realizuje interesy globalnych firm naftowych. To nic dziwnego. Bierze przykład z rządu amerykańskiego, który już od dawna chodzi na pasku dwóch lobby – wojskowego i energetycznego, które współpracują ze sobą i kreują skutecznie politykę Stanów Zjednoczonych od kilkudziesięciu lat.
Rząd twierdzi, że firmy przedstawiły kompletną informację na temat zagrożeń i odparli argumenty ekologów, a protesty są prowokacją w interesie określonych grup interesu. Jak to skomentować?
To dyskryminacja poglądów dużej grupy ludzi. To konflikt interesów, zgoda. Ale co jest interesem publicznym? Nie możemy pozwolić na zniszczenie środowiska. Ja bym chciał poznać dowody na uwikłanie aktywistów. Jeśli ktoś oskarża ich o powiązania z Gazpromem, to chcę zobaczyć dowód. Póki go nie zobaczę to będę uważał takie insynuacje za skandal. Poza tym rząd umożliwia Gazpromowi wydobycie gazu łupkowego. Udzielił mu koncesji za pośrednictwem firm-córek. Coś tu jest zatem nie tak. Jeśli Gazprom szuka gazu łupkowego to dostaje zgodę rządu, a w innym wypadku jest pałką na ekologów, którzy bronią polskiej przyrody. Argumentacja firm do nas nie trafia. Mamy decyzję Francji i wielu innych krajów, które nie godzą się na wydobycie. Czas odpowiedzieć na argumenty ostrożnych państw a nie słuchać firm, które mają tutaj interes. Zmiany w ustawie zniosły odpowiedzialność za zniszczenie środowiska firm.
Jakie znajduje Pan argumenty przemawiające jednak za wydobyciem gazu łupkowego w Polsce?
Cała teologia wydobycia gazu łupkowego jest oparta na tym, by uniezależnić się energetycznie od gazu z Rosji. Uniezależniając się od Rosji, uzależniamy się od globalnych koncernów. Czym zatem różni się kupowanie drogiego surowca od Rosjan, od kupowania równie drogiego, bo nie mamy pewności co do przyszłej ceny, gazu łupkowego sprzedawanego przez firmy wydobywcze z Zachodu? Między państwami można się przynajmniej dogadać politycznie, ale trzeba się w to zaangażować. Z firmami globalnymi jak Chevron i Shell rozmawiać się nie da, bo tam jedynym argumentem są pieniądze.
Czy zatem gaz łupkowy powinien zostać na zawsze pod ziemią?
Dopóki nie wyjaśnimy tych wszystkich ważnych kwestii i nie zmienimy polityki to powinien pozostać głęboko pod ziemią. A pieniądze należy zainwestować w rozwój przemysłu „zielonego” i pozyskiwanie odnawialnych źródeł energii.