icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Lipka: Atom zamiast węgla brunatnego to rozsądna alternatywa

Rozwój technologiczny kraju to szereg strategicznych decyzji wpływających na rzeczywistość, zarówno na szczeblu rządu, jak i wiodących firm w gospodarce. Jeśli chodzi o energetykę, trafność i racjonalność tychże działań jest nawet ważniejsza niż w innych branżach gospodarki, z uwagi na inercję całego systemu. Inwestycje w energetyce trwają względnie długo i są kosztowne, a ich skutki są rozłożone na dziesiątki lat – pisze inż. mgr. Jerzy Lipka.

Pietruszka i marchewka

Lobby i grupy interesu działające w sektorze energetycznym tylko pod kątem swoich korzyści, mogą wręcz przekreślić długofalową strategię rozwoju danego państwa. Dlatego ich istnienie i wpływy są tak niebezpieczne z punktu widzenia społeczeństwa. Raz obrany kierunek bardzo ciężko potem zmodyfikować, ponieważ produkcja energii to nie sklep z warzywami, w którym jeśli nie idzie pietruszka, to sprowadza się więcej marchewki.

Skrajnie szkodliwy wpływ polityki i politycznych układów na sektor wytwarzania energii jest znany od co najmniej 30 lat, czyli zarania trzeciej niepodległości naszego państwa. W 1990 roku została podjęta nieracjonalna, błędna decyzja o zatrzymaniu polskiego programu budowy elektrowni jądrowych (Żarnowiec i Klempicz), realizowanego z wielkim trudem i wysiłkiem w latach 80., co skutkuje nadmierną emisją i brakiem zapewnienia energetycznego bezpieczeństwa, czyli poważnymi kłopotami całego sektora. Tamta decyzja, podjęta pod wpływem węglowego lobby i jego rzeczników (prof. W. Bojarski, min. T. Syryjczyk), jest źródłem problemów w stosunkach z UE także dziś, gdy Polska nie jest w stanie spełnić kryteriów emisyjnych. Dzieje się tak, ponieważ ugruntowała szkodliwy dla całej gospodarki monopol jednego surowca w energetyce, czyli węgla. A chodzi nie tylko o emisję dwutlenku węgla, co do którego „niektórzy” mają obiekcje, czy w ogóle jest gazem cieplarnianym, lecz i z bezsprzecznie szkodliwe dla organizmów żywych emisje rtęci, benzopirenu, tlenków siarki, azotu czy pyłów, zwłaszcza tych poniżej 2,5 mikrometra, nie wyłapywanych przez filtry zakładów energetycznych.

Przestroga na przyszłość

Korzystanie z rodzimych surowców, którymi są węgiel kamienny i brunatny, samo w sobie nie jest niczym złym, ale nie wówczas, gdy oznacza to korzystanie tylko i wyłącznie z węgla, a tak się stało u nas. I jest to przestroga także na przyszłość, dla obecnie podejmowanych decyzji. Tymczasem na przekór temu, została podjęta nieracjonalna decyzja o budowie nowej odkrywki węgla brunatnego w Złoczewie, w tak silnie zdewastowanym ekologicznie i mocno wysuszonym województwie łódzkim. Po to, aby na kolejne dziesiątki lat utrwalić węglowy monopol w tym rejonie Polski, już po wyczerpaniu się surowca w dotychczas eksploatowanych odkrywkach w pobliżu elektrowni Bełchatów, największej na świecie pracującej na węgiel brunatny.

O ile jednak dotychczasowe złoża znajdowały się przy samej elektrowni, a węgiel był transportowany do niej taśmociągiem, to tym razem nowe złoże oddalone jest aż o 55 km. Oznacza to duże dodatkowe koszty wożenia węgla z odkrywki Złoczew do elektrowni – dziesiątki milionów ton tego surowca każdego roku. Kaloryczność węgla brunatnego jest na poziomie zaledwie 40 procent kaloryczności węgla kamiennego, dlatego aby opłacało się produkować prąd z tego surowca, elektrownię umieszcza się przy samej odkrywce dostarczającej paliwo. Teraz natomiast trzeba będzie doliczać taryfy kolejowe do cen energii. Kto ma za to zapłacić? Oczywiście konsumenci.

Dużo gorszy jest w tym wszystkim inny koszt, a mianowicie ludzkiego zdrowia i zniszczenia regionu. Nie zrekompensują tego podatki płacone okolicznym gminom przez elektrownię, czy odkrywki, z czego jak sądzę, niektóre samorządy dzisiaj słabo zdają sobie sprawę. Najpierw trzeba będzie zburzyć ok. 3000 domów w rejonie Złoczewa, zatrzymując rozwój i inwestycje w tym rejonie. Kolejny koszt to wysuszenie i odwodnienie terenu. Dziś już województwo łódzkie w szybkim tempie degraduje się i pustynnieje, co jest w dużej mierze efektem istniejących tam odkrywek. Taka sytuacja oznacza degradację rolnictwa, nie dziwi więc sprzeciw związków rolniczych wobec inwestycji (w tym Solidarności Rolników). No i wreszcie sama emisja z Bełchatowa, uchodzącego za największego truciciela w Europie. Koszt ludzkiego zdrowia nie ma swojej ceny. Bełchatów emituje do atmosfery ilość rtęci porównywalną z całą gospodarką Hiszpanii.
Wyczerpywanie się zasobów węgla brunatnego mogłoby być szansą na zmianę charakteru regionu łódzkiego i zatrzymanie lub spowolnienie niekorzystnych trendów. I wreszcie przejście na nowocześniejsze, czystsze technologie. Mówiąc jednak o alternatywnych rozwiązaniach, należy pamiętać, że elektrownia Bełchatów dostarcza dziś aż 20 procent energii elektrycznej produkowanej w Polsce (5800 MW mocy).

„Zastąpić kolosa”

Co zrobić, aby skutecznie zastąpić tego kolosa? Na pewno nie wystarczy na to jakieś jedno konkretne źródło prądu, a z pewnością nie same panele fotowoltaiczne i wiatraki. W miejsce elektrowni na węgiel brunatny winna postać elektrownia jądrowa, powiedzmy z trzema dużymi blokami energetycznymi, każdy o mocy od 1100 MW do 1650 MW. Wówczas w połączeniu właśnie z energetyką wiatrową i słoneczną dałoby to porównywalną ilość energii, którą dotąd produkował Bełchatów. Zapotrzebowanie na prąd będzie rosnąć.

Wybudowanie elektrowni jądrowej w rejonie Bełchatowa uratowałoby też znaczącą część miejsc pracy w sektorze wytwarzania energii, oczywiście po niezbędnym przekwalifikowaniu. A to właśnie utrata miejsc pracy po zamknięciu Bełchatowa, była drugim z ważnych argumentów za nową odkrywką. Byłyby to już jednak miejsca pracy dla osób wyżej wykwalifikowanych. Nie starczyłoby ich zapewne dla załóg wydobywających dziś węgiel metodą odkrywkową, lecz ich umiejętności przydatne są przecież w innych branżach i zawodach, takich jak choćby budownictwo (obsługa wielkich maszyn). Zamiana elektrowni węglowej na jądrową rodzi więc pewne problemy na rynku pracy, ale są one do przezwyciężenia. Człowiek w ciągu swojego życia zmienia pracę, a nawet zawód, i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Wszak kiedyś, żeby mogła u nas zaistnieć motoryzacja, pracę stracić musiało (lub się przekwalifikować) tysiące właścicieli dorożek konnych i powozów, także wielu hodowców koni. Czy z tego jednak powodu motoryzację należało kiedyś zatrzymać? Elektrownia jądrowa jest bezemisyjna, a czyste powietrze i zdrowie ludzkie nie ma swojej ceny.

Co do bezpieczeństwa energetycznego, to skoro mówimy o technologii tak wydajnej jak atom, to przecież możemy od razu zgromadzić zapas paliwa na wiele lat. Wszak blok energetyczny elektrowni o mocy ok 1000 MW, potrzebuje rocznie na wymianę jedynie dwadzieścia kilka ton paliwa uranowego, a przy jednorazowym załadunku do reaktora w momencie rozruchu ok. 130 ton. A tu mówimy o elektrowni, która miałaby ok. 3,5 do 4,5 gigawatów mocy. W Bełchatowie mamy bardzo dobrze rozbudowane wyprowadzenie dużych ilości energii do sieci, co też nie jest argumentem bez znaczenia dla lokalizacji elektrowni jądrowej. Chłodzenie także mogłoby być zapewnione dzięki ogromnym dziurom w ziemi po dawnych odkrywkach (ok. 200 metrów głębokości, 2,5 km średnicy), zalanych wodą po zaprzestaniu eksploatacji węgla. Elektrownia atomowa wymagałaby ewentualnie chłodni kominowych.

Głęboka, mentalna przeszłość

Co się dzieje, że te argumenty nie przebiły się do decydentów? Jeśli w czasie posiedzenia parlamentarnego zespołu ds. Złoczewa traci się czas na przekonywanie rządzących, iż same źródła odnawialne zastąpiłyby Bełchatów, to nie dziwmy się, iż rezultat jest jaki jest. Wpływy lobbystów, wspartych „autorytetem” profesora Mielczarskiego z Łódzkiej Politechniki, sięgają głęboko. Trudniej, jak sądzę, byłoby tym grupom interesu uzasadnić, dlaczego zamiast budowy nowoczesnej i wydajnej elektrowni jądrowej, wybiera się przestarzałe i szkodliwe dla środowiska naturalnego, mało wydajne technologie spalania węgla brunatnego, dowożąc go wagonami z większej odległości. „Opozycja” wobec odkrywek ma więc interes w tym, by jeszcze dziś skupić się wokół idei budowy w łódzkim województwie polskiego atomu. I to jak najszybciej, aby zdążyć przed wyczerpaniem się złóż koło Bełchatowa. Decyzja o odkrywce w Złoczewie znów zapewne postawi Polskę pod ekologicznym pręgierzem, gdyż aż nadto widoczne będzie, że nie tyle idziemy w stronę neutralności emisyjnej własną dłuższą drogą, o której mówił Pan Premier M. Morawiecki, lecz nie idziemy tam wcale, tkwiąc mentalnie w głębokiej przeszłości.

Lipka: Atom w Polsce a suwerenność energetyczna

Rozwój technologiczny kraju to szereg strategicznych decyzji wpływających na rzeczywistość, zarówno na szczeblu rządu, jak i wiodących firm w gospodarce. Jeśli chodzi o energetykę, trafność i racjonalność tychże działań jest nawet ważniejsza niż w innych branżach gospodarki, z uwagi na inercję całego systemu. Inwestycje w energetyce trwają względnie długo i są kosztowne, a ich skutki są rozłożone na dziesiątki lat – pisze inż. mgr. Jerzy Lipka.

Pietruszka i marchewka

Lobby i grupy interesu działające w sektorze energetycznym tylko pod kątem swoich korzyści, mogą wręcz przekreślić długofalową strategię rozwoju danego państwa. Dlatego ich istnienie i wpływy są tak niebezpieczne z punktu widzenia społeczeństwa. Raz obrany kierunek bardzo ciężko potem zmodyfikować, ponieważ produkcja energii to nie sklep z warzywami, w którym jeśli nie idzie pietruszka, to sprowadza się więcej marchewki.

Skrajnie szkodliwy wpływ polityki i politycznych układów na sektor wytwarzania energii jest znany od co najmniej 30 lat, czyli zarania trzeciej niepodległości naszego państwa. W 1990 roku została podjęta nieracjonalna, błędna decyzja o zatrzymaniu polskiego programu budowy elektrowni jądrowych (Żarnowiec i Klempicz), realizowanego z wielkim trudem i wysiłkiem w latach 80., co skutkuje nadmierną emisją i brakiem zapewnienia energetycznego bezpieczeństwa, czyli poważnymi kłopotami całego sektora. Tamta decyzja, podjęta pod wpływem węglowego lobby i jego rzeczników (prof. W. Bojarski, min. T. Syryjczyk), jest źródłem problemów w stosunkach z UE także dziś, gdy Polska nie jest w stanie spełnić kryteriów emisyjnych. Dzieje się tak, ponieważ ugruntowała szkodliwy dla całej gospodarki monopol jednego surowca w energetyce, czyli węgla. A chodzi nie tylko o emisję dwutlenku węgla, co do którego „niektórzy” mają obiekcje, czy w ogóle jest gazem cieplarnianym, lecz i z bezsprzecznie szkodliwe dla organizmów żywych emisje rtęci, benzopirenu, tlenków siarki, azotu czy pyłów, zwłaszcza tych poniżej 2,5 mikrometra, nie wyłapywanych przez filtry zakładów energetycznych.

Przestroga na przyszłość

Korzystanie z rodzimych surowców, którymi są węgiel kamienny i brunatny, samo w sobie nie jest niczym złym, ale nie wówczas, gdy oznacza to korzystanie tylko i wyłącznie z węgla, a tak się stało u nas. I jest to przestroga także na przyszłość, dla obecnie podejmowanych decyzji. Tymczasem na przekór temu, została podjęta nieracjonalna decyzja o budowie nowej odkrywki węgla brunatnego w Złoczewie, w tak silnie zdewastowanym ekologicznie i mocno wysuszonym województwie łódzkim. Po to, aby na kolejne dziesiątki lat utrwalić węglowy monopol w tym rejonie Polski, już po wyczerpaniu się surowca w dotychczas eksploatowanych odkrywkach w pobliżu elektrowni Bełchatów, największej na świecie pracującej na węgiel brunatny.

O ile jednak dotychczasowe złoża znajdowały się przy samej elektrowni, a węgiel był transportowany do niej taśmociągiem, to tym razem nowe złoże oddalone jest aż o 55 km. Oznacza to duże dodatkowe koszty wożenia węgla z odkrywki Złoczew do elektrowni – dziesiątki milionów ton tego surowca każdego roku. Kaloryczność węgla brunatnego jest na poziomie zaledwie 40 procent kaloryczności węgla kamiennego, dlatego aby opłacało się produkować prąd z tego surowca, elektrownię umieszcza się przy samej odkrywce dostarczającej paliwo. Teraz natomiast trzeba będzie doliczać taryfy kolejowe do cen energii. Kto ma za to zapłacić? Oczywiście konsumenci.

Dużo gorszy jest w tym wszystkim inny koszt, a mianowicie ludzkiego zdrowia i zniszczenia regionu. Nie zrekompensują tego podatki płacone okolicznym gminom przez elektrownię, czy odkrywki, z czego jak sądzę, niektóre samorządy dzisiaj słabo zdają sobie sprawę. Najpierw trzeba będzie zburzyć ok. 3000 domów w rejonie Złoczewa, zatrzymując rozwój i inwestycje w tym rejonie. Kolejny koszt to wysuszenie i odwodnienie terenu. Dziś już województwo łódzkie w szybkim tempie degraduje się i pustynnieje, co jest w dużej mierze efektem istniejących tam odkrywek. Taka sytuacja oznacza degradację rolnictwa, nie dziwi więc sprzeciw związków rolniczych wobec inwestycji (w tym Solidarności Rolników). No i wreszcie sama emisja z Bełchatowa, uchodzącego za największego truciciela w Europie. Koszt ludzkiego zdrowia nie ma swojej ceny. Bełchatów emituje do atmosfery ilość rtęci porównywalną z całą gospodarką Hiszpanii.
Wyczerpywanie się zasobów węgla brunatnego mogłoby być szansą na zmianę charakteru regionu łódzkiego i zatrzymanie lub spowolnienie niekorzystnych trendów. I wreszcie przejście na nowocześniejsze, czystsze technologie. Mówiąc jednak o alternatywnych rozwiązaniach, należy pamiętać, że elektrownia Bełchatów dostarcza dziś aż 20 procent energii elektrycznej produkowanej w Polsce (5800 MW mocy).

„Zastąpić kolosa”

Co zrobić, aby skutecznie zastąpić tego kolosa? Na pewno nie wystarczy na to jakieś jedno konkretne źródło prądu, a z pewnością nie same panele fotowoltaiczne i wiatraki. W miejsce elektrowni na węgiel brunatny winna postać elektrownia jądrowa, powiedzmy z trzema dużymi blokami energetycznymi, każdy o mocy od 1100 MW do 1650 MW. Wówczas w połączeniu właśnie z energetyką wiatrową i słoneczną dałoby to porównywalną ilość energii, którą dotąd produkował Bełchatów. Zapotrzebowanie na prąd będzie rosnąć.

Wybudowanie elektrowni jądrowej w rejonie Bełchatowa uratowałoby też znaczącą część miejsc pracy w sektorze wytwarzania energii, oczywiście po niezbędnym przekwalifikowaniu. A to właśnie utrata miejsc pracy po zamknięciu Bełchatowa, była drugim z ważnych argumentów za nową odkrywką. Byłyby to już jednak miejsca pracy dla osób wyżej wykwalifikowanych. Nie starczyłoby ich zapewne dla załóg wydobywających dziś węgiel metodą odkrywkową, lecz ich umiejętności przydatne są przecież w innych branżach i zawodach, takich jak choćby budownictwo (obsługa wielkich maszyn). Zamiana elektrowni węglowej na jądrową rodzi więc pewne problemy na rynku pracy, ale są one do przezwyciężenia. Człowiek w ciągu swojego życia zmienia pracę, a nawet zawód, i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Wszak kiedyś, żeby mogła u nas zaistnieć motoryzacja, pracę stracić musiało (lub się przekwalifikować) tysiące właścicieli dorożek konnych i powozów, także wielu hodowców koni. Czy z tego jednak powodu motoryzację należało kiedyś zatrzymać? Elektrownia jądrowa jest bezemisyjna, a czyste powietrze i zdrowie ludzkie nie ma swojej ceny.

Co do bezpieczeństwa energetycznego, to skoro mówimy o technologii tak wydajnej jak atom, to przecież możemy od razu zgromadzić zapas paliwa na wiele lat. Wszak blok energetyczny elektrowni o mocy ok 1000 MW, potrzebuje rocznie na wymianę jedynie dwadzieścia kilka ton paliwa uranowego, a przy jednorazowym załadunku do reaktora w momencie rozruchu ok. 130 ton. A tu mówimy o elektrowni, która miałaby ok. 3,5 do 4,5 gigawatów mocy. W Bełchatowie mamy bardzo dobrze rozbudowane wyprowadzenie dużych ilości energii do sieci, co też nie jest argumentem bez znaczenia dla lokalizacji elektrowni jądrowej. Chłodzenie także mogłoby być zapewnione dzięki ogromnym dziurom w ziemi po dawnych odkrywkach (ok. 200 metrów głębokości, 2,5 km średnicy), zalanych wodą po zaprzestaniu eksploatacji węgla. Elektrownia atomowa wymagałaby ewentualnie chłodni kominowych.

Głęboka, mentalna przeszłość

Co się dzieje, że te argumenty nie przebiły się do decydentów? Jeśli w czasie posiedzenia parlamentarnego zespołu ds. Złoczewa traci się czas na przekonywanie rządzących, iż same źródła odnawialne zastąpiłyby Bełchatów, to nie dziwmy się, iż rezultat jest jaki jest. Wpływy lobbystów, wspartych „autorytetem” profesora Mielczarskiego z Łódzkiej Politechniki, sięgają głęboko. Trudniej, jak sądzę, byłoby tym grupom interesu uzasadnić, dlaczego zamiast budowy nowoczesnej i wydajnej elektrowni jądrowej, wybiera się przestarzałe i szkodliwe dla środowiska naturalnego, mało wydajne technologie spalania węgla brunatnego, dowożąc go wagonami z większej odległości. „Opozycja” wobec odkrywek ma więc interes w tym, by jeszcze dziś skupić się wokół idei budowy w łódzkim województwie polskiego atomu. I to jak najszybciej, aby zdążyć przed wyczerpaniem się złóż koło Bełchatowa. Decyzja o odkrywce w Złoczewie znów zapewne postawi Polskę pod ekologicznym pręgierzem, gdyż aż nadto widoczne będzie, że nie tyle idziemy w stronę neutralności emisyjnej własną dłuższą drogą, o której mówił Pan Premier M. Morawiecki, lecz nie idziemy tam wcale, tkwiąc mentalnie w głębokiej przeszłości.

Lipka: Atom w Polsce a suwerenność energetyczna

Najnowsze artykuły