KOMENTARZ
Maciej Lipka, Adam Rajewski
W wypowiedzi prof. Mielczarskiego komentującej akceptację przez Komisję Europejską części mechanizmów brytyjskiej reformy rynku energii oraz budowę elektrowni jądrowej Hinkley Point C znalazło się kilka tez, z którymi korzystając z uprzejmości portalu Biznes Alert.pl chcielibyśmy podjąć w poniższym wpisie polemikę.
Po pierwsze – Komisja Europejska wcale nie zatwierdziła pomocy publicznej dla elektrowni jądrowych w Wlk. Brytanii. Zatwierdziła istotnie podobny mechanizm kontraktów różnicowych, ale tylko dla inwestycji w odnawialne źródła energii oraz rynek mocy, wprost pisząc w komunikacie, że decyzja w sprawie elektrowni jądrowych dopiero zapadnie w przyszłości. Więc zarówno portal, jak i Profesor podają tu informację nieprawdziwą.
Oficjalna informacja KE: http://europa.eu/rapid/press-release_IP-14-866_en.htmI druga: http://europa.eu/rapid/press-release_IP-14-865_en.htm
Cytując z drugiego dokumentu: Rynek Mocy jest częścią głębokiej Reformy Brytyjskiego Rynku Energii, w skład której wchodzi także (…) planowane wsparcie dla budowy i eksploatacji nowej elektrowni jądrowej w Hinkley Point w hrabstwie Somerset (zob. IP/13/1277). Prowadzona przez Komisję szczegółowa analiza tego ostatniego zagadnienia TRWA. (podkreślenie autorów, tłum. własne).
Po drugie Pan Profesor silnie przecenia możliwości wykorzystania istniejącej infrastruktury. Bloki Hinkley Point C powstają co prawda obok miejsca (bo nie w miejscu), gdzie istnieje już elektrownia jądrowa (a w przeszłości były dwie), ale bloki istniejące są wykonane w zupełnie innej technologii i – co najważniejsze – mają dużo mniejszą moc. Razem wzięte bloki nieczynnej już elektrowni Hinkley Point A oraz pracującej jeszcze Hinkley Point B miały moc 1844 MW, czyli odpowiadającą w zasadzie jednemu blokowi nowej inwestycji. Ale te mają być dwa, stąd infrastruktura elektroenergetyczna jest daleko niewystarczająca, choć oczywiście to, co istnieje, może być i będzie wykorzystane dla wyprowadzenia około połowy mocy. Na potrzeby drugiej połowy powstaną dwie podstacje odpowiednio 400 i 132 kV.
Dodatkowo obok samego wyprowadzenia mocy konieczne jest wybudowanie linii przesyłowych łączących nową elektrownię z siecią elektroenergetyczną. W tym celu zbudowane zostanie 8 km linii kablowej i 47 km linii naziemnej 400 kV. Co więcej aby zrobić na nie miejsce należy wcześniej zdemontować 65 km istniejącej linii 132 kV.
Można o tym przeczytać tutaj: http://www2.nationalgrid.com/UK/In-your-area/Projects/Hinkley-Point-C/
Co do instalacji wody chłodzącej to w tym przypadku nie będzie nawet adaptacji istniejącej infrastruktury. Po pierwsze podobnie jak w przypadku wyprowadzenia mocy jest ona niewystarczająca (zapotrzebowanie na wodę chłodzącą zależy od mocy i nowa elektrownia będzie potrzebowała jej około dwukrotnie więcej). Ale do tego dochodzi fakt, że nowa elektrownia nie stanie w tym samym miejscu. Z nowego placu jest bliżej do morza niż do starej instalacji (szczególnie bloków części A), więc wykorzystywanie istniejącej infrastruktury pozbawione byłoby sensu – wymagałoby też zróżnicowania projektów obu bloków i doprowadzenia do jednego wody z trzech starych ujęć zamiast jednego nowego. Zresztą nie trzeba tutaj snuć domysłów, bo istnieje już projekt, w którym wyraźnie stwierdza się, że nowa instalacja otrzyma nową infrastrukturę wody chłodzącej z dedykowanym ujęciem i tunelem podziemnym dla każdego bloku. Co można przeczytać tu: http://goo.gl/olCF5u
Konkretnie w części 2.6: Woda morska do układów chłodzenia będzie pobierana z Zatoki
Bridgewater za pośrednictwem szeregu posadowionych na dnie konstrukcji czerpni oraz tuneli. Każdy blok z reaktorem UK EPR będzie posiadał pojedynczy przypisany doń tunel ssawny z dwiema dedykowanymi dennymi czerpniami. (tłum. własne)
Tak więc argument o niższym koszcie z uwagi na możliwość wykorzystania istniejącej infrastruktury wody chłodzącej jest bezzasadny.
Z wymienionych wyżej powodów trudno mówić o znacznej obniżce kosztów wynikającej z możliwości wykorzystania istniejącej już infrastruktury. To ważne zastrzeżenie, bo pojawiły się już komentarze nazywające Hinkley Point C nawet „retrofitem”, co nie ma nic wspólnego ze stanem faktycznym.
Po trzecie wreszcie stwierdzenie, że ustalona cena to „dwukrotnie więcej niż wynosi obecnie, ale również i niż wynosiłaby w przyszłości cena rynku konkurencyjnego.” jest co najmniej dyskusyjne, bo rynek konkurencyjny nie skutkuje jak do tej pory budową mocy wytwórczych, dążąc do maksymalizacji zysków z istniejących już obiektów. To właśnie dlatego zresztą brytyjski rząd forsuje rozwiązanie z kontraktami różnicowymi. A skoro rynek nie tworzy mocy, to trudno mówić o cenie wynikającej z tego rynku. I właśnie w tym kontekście proponowaną cenę 92,5 GBP/MWh na trzydzieści lat należy nazwać ceną za bezpieczeństwo energetyczne (jak czyni to np. prof. Konrad Świrski z Politechniki Warszawskiej w swoim artykule tu: http://konradswirski.blog.tt.com.pl/?p=1433 ), jaką płaci kraj niedbający o własne moce wytwórcze z powodu wiary w iluzję wolnego rynku. Podobnie zresztą może być w Polsce, gdzie ceny energii są zbyt niskie by opłacało się budować nowe moce, co prawdopodobnie za jakiś czas dość boleśnie odczujemy.
Osobną kwestią jest zaproponowany przez Pana Profesora algorytm wyliczania ceny energii przy podobnej inwestycji w Polsce polegający na powiększeniu ceny EPR w warunkach brytyjskich o domniemane koszty zaoszczędzone na rzekomo możliwej do wykorzystania infrastrukturze.
Trudno podjąć się prognozy ceny energii z elektrowni jądrowej w warunkach polskich, kiedy nie znamy nawet uczestników ewentualnego przetargu na technologię reaktora ani zakresu i warunków tego przetargu, mechanizmów finansowania, a nawet wszystkich inwestorów, jednak istnieją pewne przesłanki sugerujące, że będzie ona niższa (osobną kwestią pozostaje oczywiście o ile).
Wpływ na to ma m.in szacunek kosztów pracy i podwykonawców. Polska ma niemal trzykrotnie niższe koszty pracy, niż Wielka Brytania (EUROSTAT 2014). Przede wszystkim jednak w Wielkiej Brytanii nie było przetargu w warunkach konkurencji. Rząd brytyjski ma nóż na gardle i musi zadbać o pilną odbudowę mocy wytwórczych (kilkanaście gigawatów zostanie wyłączonych do 2025 roku). Jak na razie jedyną konstrukcją reaktora dopuszczoną do budowy na terenie Wlk. Brytanii pozostaje EPR. A poza EdF nie ma innych inwestorów gotowych budować instalację opartą o tę technologię. Wcześniej rozważała ją także spółka Horizon, jednak po zmianie inwestora strategicznego z niemieckich koncernów energetycznych na japoński koncern Hitachi, zamierza ona budować swoje bloki w innej technologii, co oznacza kilkuletnie opóźnienie. Na takie oczekiwanie rząd brytyjski nie może sobie jednak pozwolić, a oferta francuska przybiera cechy oferty nie do odrzucenia. Słowem, rządowa pozycja negocjacyjna była, delikatnie mówiąc żadna, natomiast Areva i EdF miały dość sporą swobodę w kalkulacji ceny. Ceny, która okazuje się wyższa, niż w przypadku znacznie opóźnionych i trapionych wieloma problemami inwestycji w Olkiluoto oraz Flamanville, jak również projektów realizowanych przez firmy konkurencyjne w różnych punktach świata. Biorąc pod uwagę tę sytuację oraz wspomniane wyżej aspekty techniczne, założenie, że polskie bloki miałyby być jeszcze droższe, wydaje się tezą słabo uzasadnioną.
Podsumowując, sytuacja wygląda nieco inaczej, niż opisał ją Pan Profesor Mielczarski. Szczegóły techniczne zostały wyjaśnione powyżej. Co do polityki i reformy rynku energetycznego – Wielka Brytania wyszła z iluzji, w której tkwi Unia Europejska: rynek energii nie jest i nie będzie wolny. Wymaga regulacji i systemowego wsparcia umożliwiającego inwestorom budowę nowych mocy. Co zresztą, jak słusznie zauważył Pan Profesor, czynią też Niemcy, którzy jednak zamiast niemal bezemisyjnych elektrowni jądrowych subsydiują instalacje węglowe.
***
Maciej Lipka ukończył energetykę na Wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej, jest pracownikiem Zakładu Techniki Reaktorów Badawczych Narodowego Centrum Badań Jądrowych.
Adam Rajewski jest absolwentem Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej i pracownikiem Instytutu Techniki Cieplnej tej samej uczelni. W ramach pracy badawczej uczestniczył w realizacji dwóch zadań z zakresu energetyki jądrowej w ramach Strategicznego Programu Badawczego Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Poza uczelnią Adam pracuje w międzynarodowym koncernie dostarczającym urządzenia dla energetyki konwencjonalnej oraz prowadzi blog poświęcony energii i energetyce jądrowej.