Ukraina, Białoruś i Polska to trzy kraje tranzytowe rosyjskiego gazu, w które bezpośrednio uderzy uruchomienie Nord Stream 2. Ze względów bieżącej polityki wewnętrznej i na własne życzenie, Białoruś jest pomijana w dyskusji o gazociągu – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.
Przez białoruskie terytorium przechodzą liczne gazociągi eksportowe. Można je podzielić na dwie struktury. Pierwszą stanowi gazociąg Jamał-Europa, zbudowany na przełomie XX i XXI wieku. Od momentu ukończenia budowy, gazociąg ten, mimo, że powstał na terytorium Białorusi, należał do rosyjskiego Gazpromu. Drugą strukturą jest były białoruski system gazociągowy (GTS Białorusi) mierzący blisko 8 tys. kilometrów. Gazociągi tego systemu pozwalają na dostawy gazu, m.in. na Litwę, do Królewca, Ukrainy czy Polski. W przypadku Polski, główny ciężar dostaw gazu przypada właśnie na były białoruski GTS (poprzez punkty wejścia Wysokoje i Tietierówka), a nie Punkt Wzajemnego Połączenia (PWP) na gazociągu Jamał Europa.
W rekordowym 2013 roku przez gazociągi leżące na terytorium Białorusi przetransportowano 48,8 mld m sześc. gazu, w tym 34,7 mld m sześc. przez gazociąg Jamał-Europa. Gazociąg ten po stronie białoruskiej liczy 575 km długości. Od początku jego jedynym właścicielem był Gazprom, jednak do 2011 roku był zarządzany przez białoruski Biełtransgaz. W latach 2007-2011 Gazprom nabył za kwotę około pięciu miliardów dolarów (w tym za umorzenie długów, dostawy gazu, etc.) 100 procent akcji państwowego przedsiębiorstwa Biełtransgaz, które zarządzało siecią przesyłową gazu na Białorusi. W wyniku tej transakcji, wszystkie magistrale tranzytowe stały się własnością Gazpromu, a sama spółka zmieniła nazwę na Gazprom Transgaz Białoruś.

Gazprom, na podstawie umów międzyrządowych, jest zobowiązany płacić Białorusi za tranzyt gazu przez jej terytorium. Kwota nie jest podana do otwartej wiadomości, można ją jedynie szacować. W 2010 roku podczas jednego z wielu kryzysów gazowych na linii Mińsk-Moskwa, elementem sporu był rzekomy dług Gazpromu za tranzyt gazu za ubiegły rok, który wynosił 250 mln dolarów. Według Gazpromu, opłata za przesył w tamtym okresie wynosiła 1,45 dolarów za tys. m sześc. na 100 km. Białorusini jednak liczyli należność zgodnie ze stawką 1,88 dolara za tys. m sześc. na 100 km. Opłata tranzytowa jest jednak ustalana co miesiąc, na podstawie specjalnych wyliczeń zawartych w umowach pomiędzy stronami białoruską i rosyjską. Według Gazpromu, w 2020 roku koszty tranzytu gazu przez Białoruś wynosić miały 360 mln dolarów.
Od kilku lat tranzyt gazu przez terytorium Białorusi systematycznie spada. W 2018 roku tym szlakiem przesłano 42,4 mld m sześc. gazu, w 2019 roku 39,29 mld m sześc. Wynika to z kilku czynników, m.in., mniejszego zapotrzebowania na gaz w państwach zachodniej Europy w związku z ciepłymi zimami, działaniami dywersyfikacyjnymi m.in. ze strony Polski, która konsekwentnie planuje zmniejszać zależność od gazu sprowadzanego z Rosji, oraz samych działań Rosji, polegających na szukaniu alternatywnych tras przesyłu gazu z pominięciem tradycyjnych partnerów.
To właśnie ten ostatni czynnik wpłynie w najbliższych latach na przyszłość przesyłu gazu przez terytorium Białorusi. Pełne oddanie projektów magistrali gazowych Turkish Stream i Nord Stream 2 spowoduje bardziej „elastyczne” podejście Gazpromu w stosunku do konkretnych tras przesyłu gazu. Jednak będzie to podyktowane w głównej mierze czynnikiem politycznym, a nie ekonomicznym. Dla Białorusi wpływy z tytułu przesyłu gazu, pomimo iż nie są przesadnie wysokie, stanowią istotny element stabilizacji sytuacji finansowej budżetu państwa. Zwłaszcza w czasie, kiedy Zachód intensyfikuje politykę sankcji sektorowych wobec władz w Mińsku. Rosja politycznie może chcieć utrzymać tranzyt przez Białoruś, aby nadal subsydiować reżim Łukaszenki, zwłaszcza, że koszt przesyłu gazu przez to państwo jest niższy niż w przypadku tranzytu gazu przez szlak ukraiński, a i wydane pieniądze w głównej mierze pozostają w rękach rosyjskiego operatora. Problem pojawia się jednak po drugiej stronie granicy, czyli w Polsce.
Obecnie koszt tranzytu gazu przez terytorium Polski jest jednym z najniższych w Europie. Można oszacować, że oscyluje on wokół jednego dolara za tys. m sześc. na 100 km. To pokłosie niekorzystnej formuły kontraktu powiązanego z dwiema umowami historycznymi – tranzytową, która wygasła w maju 2020 roku i umową na dostawy gazu, która kończy się pod koniec 2022 roku. Dopiero po tym czasie URE będzie mogło nałożyć stawki tranzytowe zgodne z wartością rynkową. Aby gaz nadal przechodził przez terytorium Białorusi i nadal przynosił zyski Mińskowi, musi również trafiać do Polski, lub dalej do Niemiec. Zmiana stawek taryfowych na polskim odcinku gazociągu Jamał-Europa od 2023 roku może spowodować, że Gazprom nie będzie skłonny do ponoszenia dodatkowych kosztów motywowanych politycznie, zwłaszcza, posiadając tańszą alternatywę w postaci podmorskich gazociągów na północy i południu Europy.
Bez względu jednak na koszt tranzytu gazu, z powodów technicznych Gazprom i tak będzie musiał korzystać ze szlaku białorusko-polskiego, jeżeli chce całkowicie zarzucić przesył gazu przez terytorium Ukrainy po 2024 roku. Wynika to z uwarunkowań technicznych magistral transportowych, co szerzej zostało opisane tutaj.
Rola państw tranzytowych przez lata łączyła Ukrainę, Polskę i Białoruś. Dzisiaj łączy nadal, ale już w znacznie innych wymiarach i na diametralnie różnym poziomie, jednak mimo to, kraje te solidarnie ucierpią po uruchomieniu Nord Stream 2.
Marszałkowski: Złoty spaw nie kończy budowy Nord Stream 2 (ANALIZA)