Obecna sytuacja na froncie walki Ukrainy z Rosją jest jedynym momentem, w którym Zachód może wesprzeć ją i zaopatrzyć w niezbędny do obrony sprzęt. Rosja zaatakuje ze zdwojoną siłą, teraz przegrupowuje się i uzupełnia straty. Ukraina tego komfortu nie ma. Czas działać, a nie wrzucać przecieki o tym, co jest planowane – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.
Minął 40. dzień inwazji Rosji na Ukrainę. Wojna ta z każdym tygodniem przybiera coraz bardziej brutalny charakter. Do ciągłych bombardowań miast i wsi, budynków użyteczności publicznej, dochodzą grabieże, gwałty i masowe zabójstwa cywilów. Najbardziej odrażający tego przykład widzieliśmy w odbitej od Rosjan podkijowskiej Buczy, gdzie według lokalnej administracji samorządowej, zabitych zostać miało ponad 400 ludzi. Takich przykładów jak z Buczy będzie niestety więcej. Już teraz dochodzą informacje o masowych mordach dokonywanych w okolicy Browarów, na wschód od Kijowa, w regionie Sum czy Czernichowa. Ciągłych ataków, przede wszystkim wymierzonych w cywilów doświadcza Mariupol.
Rosjanie na zdobytych południowych obszarach Ukrainy instalują swoją okupacyjną administrację, rekrutują kolaborującą policję, czy nawet wzywają mężczyzn do stawienia się przed wojskowymi komendami uzupełnień, w celu zwerbowania ich do rosyjskiego wojska.
W ostatnich dniach wojska rosyjskie rozpoczęły operację odwrotu z dotychczas zajmowanych pozycji w obwodzie Kijowskim, Czernichowskim i Sumskim. W czasie wycofywania wojska okupacyjne zastosowały taktykę spalonej ziemi niszcząc wszystko, czego nie udało się zrabować i wywieźć do Rosji. Rosyjska armia działa według najgorszych sowieckich i nazistowskich wzorców, co jest szczególnie odrażające w kontekście propagandowych celów „specjalnej operacji wojskowej na Ukrainie” czyli „denazyfikacji” tego państwa.
Odwrót Rosjan z północnych obszarów Ukrainy bynajmniej nie jest zakończeniem wojny. Do tego, droga jest jeszcze daleka. Wycofanie Rosjan z Kijowszczyzny, Czernichowszczyzny i Sumszczyzny jest jedynie zakończeniem pierwszego etapu rosyjskiej inwazji. Zakończeniem z grubsza przegranym dla Rosjan. Dlaczego przegranym? Dlatego, że każda operacja wojskowa ma swoje cele strategiczne. Można zakładać po wypowiedziach rosyjskich polityków z końcówki lutego a także ruchach rosyjskich wojsk i kierunkach natarć, że celem pierwszorzędnym, celem maksimum było zajęcie Kijowa i zmiana władzy na taką, która będzie kolaborowała z Rosją. Mniej istotne jest to ile miało to trwać, ale sam cel nie został osiągnięty. Rosjanie od początku marca praktycznie utknęli w miejscu, nie odnosząc żadnych zasadniczych sukcesów, w tym okrążenia Kijowa. W ostatnich tygodniach Ukraińcy natomiast rozpoczęli prowadzenie działań zaczepnych i lokalnych kontrataków, a także nękali okopanych Rosjan skutecznymi atakami artyleryjskimi.
Marszałkowski: Ukraina obnażyła mit armii rosyjskiej (ANALIZA)
Prawdopodobnie rosyjskie dowództwo wojskowe zdołało przekonać czynnik polityczny, że dłuższe utrzymywanie pozycji na północy Ukrainy spowoduje dalsze straty, bez osiągnięcia zakładanych celów.
Wycofanie Rosjan nie może być jednak odbierane jako ich całkowita porażka. Siły, które wyjechały z Ukrainy, zostaną skierowane na inne odcinki frontów, głównie na Donbasie. I tu zaczynie się druga faza operacji. Po początkowych sukcesach na Donbasie, tu ofensywa również spowolniła. Wojska rosyjskie były zbyt rozciągnięte, co powodowało zarówno problemy logistyczne jak i problemy z niedostatecznym wsparciem lotnictwa dla walczących na ziemi oddziałów. Przeniesienie głównego ciężaru ofensywy na Donbas spowoduje, że będzie ona postępowała zgodnie ze sztuką prowadzenia operacji ofensywnych, w tym z zabezpieczeniem logistyki i pacyfikacją tyłów. W przypadku północnego odcinka frontu nie zabezpieczono ani odpowiedniej logistyki, ani tyłów formacji ofensywnych, co doprowadzało do licznych zasadzek, m.in. na i tak niedostateczne konwoje z zaopatrzeniem dla walczących oddziałów na pierwszej linii.
Poza ruchem wojsk lądowych, widać również przebazowanie jednostek lotniczych z lotnisk wojskowych położonych na Białorusi, do tych znajdujących się w bezpośredniej odległości od granicy z Ukrainą na terytorium Rosji.
Cały proces przebazowania rosyjskich sił może potrwać dwa-trzy tygodnie, łącznie z uzupełnianiem strat zarówno sprzętowych jak i osobowych. Ten okres daje Ukraińcom nieco czasu na przygotowanie i podciągnięcie dodatkowych sił na wschód, przy jednoczesnym utrzymaniu odpowiednich sił na oswobodzonych, północnych obszarach. Wciąż istnieje ryzyko, że Rosjanie wykorzystają obecne zamieszanie do niespodziewanych natarć w przypadku, gdyby Ukraińcy nie zabezpieczyli odpowiednio granicy północnej. Dodatkowo nie można cały czas wykluczyć włączenia się do wojny Białorusi, co jednak na chwilę obecną wydaje się mniej prawdopodobne niż jeszcze trzy tygodnie temu. Nie jest tajemnicą, że zarówno wśród społeczeństwa białoruskiego jak i samej armii nie ma przesadnej woli umierania za rosyjskie geopolityczne urojenia.
Ukraińcy również przygotowują się do eskalacji na wschodzie. Według niepotwierdzonych informacji, na wschód kraju ukraińskie dowództwo skierowało 12 brygad – zarówno odwodów zwolnionych po zabezpieczeniu przedmieść Kijowa, jak i nowosformowanych, szkolonych na zachodzie kraju jednostek. Wśród dywagacji pojawia się cały czas wątek użycia broni masowego rażenia przez Rosję. Na chwilę obecną trudno wyobrazić sobie zastosowanie tego rodzaju broni przeciwko Ukrainie. Straty rosyjskie, pomimo iż są duże, nie paraliżują zdolności ofensywnych tego państwa. Kreml wciąż ma dostępnych wiele odwodów pochodzących z całej Rosji. Również pod względem sprzętowym sytuacja Rosji nie jest tragiczna. Biorąc pod uwagę straty rosyjskie fotograficznie utrwalone i zebrane przez portal śledzący straty obu stron Oryxspionskop, na dzień 4 kwietnia Rosjanie utracili 421 czołgów podstawowych, z czego 199 zostało zniszczonych. Te liczby stanowią 13 procent całkowitej liczby czołgów będących na wyposażeniu sił zbrojnych Rosji, którą szacuje się na ok. 3200 sztuk (czasu pokoju, nie uwzględniając zapasów mobilizacyjnych). Warto pamiętać, że wśród tej liczby są również maszyny należące do donbaskich milicji, głównie typoszeregu T-64 i T-72A/B. Dopóki Rosjanie nie wyczerpią wszystkich opcji konwencjonalnych, dopóty nie będą wykorzystywać broni masowej zagłady. Oczywiście nie da się tego w pełni wykluczyć. Rosjanie samą inwazją i jej skalą pokazali jak potrafią być nieprzewidywalni, jednak ewentualne użycie broni jądrowej wymagałoby pewnego przygotowania propagandowego, którego jeszcze nie zaobserwowano.
Według amerykańskiego wywiadu Władimir Putin chce zaprezentować sukces na paradzie zwycięstwa 9 maja. Nie oznacza to jednak, że do tego czasu wojna się zakończy. Sukcesem może zostać zajęcie Mariupola, i sądzę, że to będzie cel podstawowy w najbliższych tygodniach. Pozwoli to na pełne wybicie lądowej drogi na Krym. W późniejszym czasie celem może stać się zajęcie Zaporoża, Dnipra i dalsza ofensywa w kierunku Mikołajewa. Wariantem minimum może być zadowolenie się osiągnięciem administracyjnych granic obwodów Ługańskiego i Donieckiego. Prawdopodobnie też, Rosjanie będą chcieli zamknąć w kotle siły ukraińskie na obszarze Donbasu atakując z kierunku Izjum z północy i Wołnowachy na południu. Do takiej operacji potrzeba dużych sił, które mogą pojawić się tam niebawem.
Ukraina przez ostatnie 40 dni dzielnie się broniła, ale i również sama poniosła ogromne straty zarówno wśród żołnierzy jak i sprzętu. W odróżnieniu od Rosji nie ma możliwości szybkiej regeneracji czy naprawy uszkodzonych maszyn lub zastąpienia ich tymi pochodzącymi z magazynów. Raz, że te magazyny w większości zostały już wyczerpane po 2014 roku, dwa nie ma teraz, gdzie tych maszyn naprawiać. Większość ukraińskich zakładów zbrojeniowych została zrównana z ziemią w czasie ataków rakietowych Rosjan. Rosjanie tymczasem prawdopodobnie nakazali całemu przemysłowi zbrojeniowemu pracę w systemie trzyzmianowym, aby uzupełniać straty i braki, np. w amunicji. Tutaj ogromną rolę odgrywa NATO i wsparcie sprzętowe. Wbrew obiegowej opinii to nie jest wojna granatników i lekkiej piechoty (choć jest to celowo wykreowany wizerunek), ale artylerii i zagonów pancernych, chociaż na pierwszy rzut oka ich nie widać. Trzeba zatem wesprzeć Ukrainę nie tylko w lekkiej broni przeciwpancernej, i przeciwlotniczej, ale także w uzbrojeniu dosłownie, cięższego kalibru. Od tego będzie zależeć czy Ukraina po odparciu kolejnych fal ataków będzie w stanie przejść do kontrofensywy i ostatecznie pokonać Rosję. Układ pokojowy z utratą jednej trzeciej kraju oznacza w dłuższej perspektywie podobny dramat do tego związanego z wojną.
Najbliższe tygodnie będą kluczowe dla przyszłości toczącej się wojny. Ukraina, ale i Zachód, mają krótkie okienko czasowej możliwości maksymalnego wsparcia w to, co jest najpotrzebniejsze. Nie wolno tego zmarnować, bo trzeciej fazy operacji i kolejnej reorganizacji rosyjskich oddziałów może już nie być.
Marszałkowski: Putin już przegrał Ukrainę. Czy przegra też Rosję?