KOMENTARZ
Bogusław Mazur
Dziennikarz i publicysta
Rząd do testowania śmigłowców zaprosił francuski koncern Airbus Helicopters. W związku z tym wypada wystrzelić w kierunku pana prezydenta i rządu kilka serii pytań. Udzielenie odpowiedzi pozwoli zadać kłam oskarżeniom, że wynik przetargu jest skandaliczny.
Seria pierwsza. Pan prezydent, referując decyzję rządu, był łaskaw zauważyć, że „wszystkie trzy firmy, które w Polsce ubiegały się o kontrakt śmigłowcowy posiadają zakłady przemysłowe, w których są zatrudnieni polscy specjaliści”.
Czy pan prezydent będzie równie łaskawy pokazać palcem na mapie, gdzie Airbus Helicopters ma zakład w którym zatrudnieni są polscy specjaliści? Ręka pana prezydenta skieruje się zapewne w kierunku małego zakładu na warszawskim Okęciu, który remontuje Orliki. Zakład zatrudnia 650 osób, czyli niewiele więcej, niż PZL-Mielec zatrudnia samych inżynierów. Potem ręka skieruje się ku Łodzi, gdzie koncern niedawno otworzył biuro projektowe z 10 inżynierami.
A może Airbus Helicopters wywiózł grupę polskich pracowników do swego zakładu w bawarskim Donauwörth, w którym właśnie strzeliły korki od szampanów z okazji zbliżającej się perspektywy rozpoczęcia produkcji Caracali dla polskiej armii? Bo to fabryka w Donauwörth zasługuje na miano zakładu przemysłowego pełną gębą.
Seria druga. W kontekście spodziewanej odpowiedzi na pierwsze pytanie – jak decyzja o wybraniu oferty koncernu, który dopiero będzie montował montownię w Polsce, ma się do podpisanej 5 listopada ub.r. przez pana prezydenta na wniosek premiera „Strategii Bezpieczeństwa Narodowego RP”?
Zapisano w niej bowiem, że „Polski przemysłowy potencjał obronny – istotny element gospodarczej sfery bezpieczeństwa – powinien być w maksymalnym stopniu angażowany w proces modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP, a w szczególności w realizowane przez resort obrony narodowej priorytetowe programy modernizacyjne”.
W Strategii zaznaczono też, że „Administracja rządowa powinna tworzyć warunki prawne, zachęty inwestycyjne oraz mechanizmy instytucjonalno-koordynacyjne dla rozwoju przemysłowego potencjału obronnego, w tym dla zwiększenia jego innowacyjności”.
Czy wybór firmy, która dopiero śladowo zaznaczyła swoją obecność w Polsce oznacza, że rozwijamy przemysłowy potencjał obronny poprzez mnożenie montowni, czy też że Strategia pozostaje jedynie papierem, który jest cierpliwy?
Seria trzecia. Podczas wizyty w Lublinie pan prezydent był łaskaw też zauważyć, że „To nie jest czas, żeby kupować sprzęt gorszy, ale nasz. Jaka to firma, która uzależnia swoje istnienie od jednego przetargu? To żadna firma. Byłaby mało wartościowa”. Na jakiej podstawie pan prezydent na oczach świata dyskredytuje śmigłowce produkowane w Polsce, dowartościowując śmigłowce produkowane za granicą? Czy na podstawie przetargowych tabelek, które sobie można dowolnie ułożyć, aby z góry wytypować „najlepszą maszynę”?
I od razu kolejne pytanie nawiązujące do lubelskiej wypowiedzi – na jakiej podstawie ocenia pan prezydent potencjał koncernów AgustaWestland (PZL-Świdnik) oraz Sikorsky (PZL-Mielec)?
PZL-Świdnik zatrudnia 3,5 tys. ludzi w tym 630 inżynierów, a wartość jego eksportu wynosi 700 mln zł. Firma kooperuje z 900 polskimi dostawcami, generując dodatkowe 4 tys. miejsc pracy. Wartość inwestycji AgustaWestland w zakład wyniosła ponad 600 mln zł i ponad 140 mln zł wydatków poniesionych na badania i rozwój. Wartość proponowanego offsetu wynosiła przeszło 2 mld zł.
W PZL-Mielec Sikorsky zainwestował 600 mln zł. Zakład zatrudnił ponad 1,5 tys. pracowników, dorobił się ponad 50 kooperantów, ośmiokrotnego wzrostu wartości eksportu i pięciokrotnego wzrostu sprzedaży.
Jaki – zdaniem pana prezydenta i rządu również – otrzymali sygnał obydwaj inwestorzy? Że nadal warto inwestować w Polsce? Że Polska stawia na rozwój własnego przemysłu lotniczego? Że chce wyposażać armię w śmigłowce produkowane na własnym terytorium, tak jak rządy Francji, Niemiec, Włoch, Wielkiej Brytanii czy USA wyposażają swoje armie w śmigłowce produkowane na ich terytoriach?
Czy pan prezydent i pan wicepremier, szef MON wzruszą ramionami, gdy w PZL-Świdnik zacznie się redukcja zatrudnienia, gdy fabryka nie otrzyma nowych zleceń? Czy prychną z lekceważeniem, jeśli produkcja PZL-Mielec zacznie być wygaszana i zostanie przeniesiona do Turcji?
Czy pan prezydent, pani premier i pan wicepremier, szef MON oburzą się, gdy pod oknami zobaczą tysiące rozgoryczonych, wzburzonych związkowców? Gdy w Świdniku i w Mielcu dojdzie do zamieszek?
Seria czwarta. Rząd i pan prezydent chcą przekonać Radę Europejską do tego, aby pieniądze przeznaczane na obronność w krajach członkowskich UE, nie były wliczane w mechanizmy, które decydują o tym, czy dany kraj jest, czy nieobjęty procedurą nadmiernego deficytu. Informacja ta jest o tyle ciekawa, że plan modernizacji polskich sił zbrojnych w latach 2013 – 2022 to wydatki rzędu 130 mld złotych. I potrzeba jeszcze zdecydowaną większość z tej kwoty, aby realizować zapowiadane kontrakty.
Pytanie – czy te pieniądze są, czy też musimy je dodrukować mając pewność, że nie wpadniemy w nadmierny deficyt? Bo niektórzy szemrają, że przesunięcia terminów kolejnych przetargów miały prozaiczną przyczynę. Że wydatki są tak wielkie, że „choćby przyszło tysiąc atletów/ I każdy zjadłby tysiąc kotletów/ I każdy nie wiem jak się wytężał/ To nie udźwigną, taki to ciężar”. W końcu redukcja zakupu z 70 śmigłowców do 50 też coś sygnalizuje.
Realnie oceniając, Airbus Helicopters uruchomi montownię za dwa, a najpewniej trzy lata. MON daje sobie na negocjacje kontraktowe około 1,5 roku. Amerykanie są zadowoleni bo dostali zlecenie na Patriot, Francuzi zadowoleni, bo wiadomo, a pieniądze będzie musiał znaleźć być może rząd innej koalicji. Czy takie były kalkulacje, czy są to insynuacje wyssane z brudnego palca?
A może kalkulacje są takie, że AugustaWestland i Sikorsky odwołają się od wyniku przetargu i doprowadzą do jego unieważnienia? Wtedy winą za brak śmigłowców obarczy się oba „chciwe” koncerny a czas wysupłania pieniędzy też się przesunie. Same korzyści. Aż się przypomina zespół Golec Urokiestra z jego utworem „Nie ma nic”.