Czy megakonstelacja SpaceX może zagrażać atmosferze?
SpaceX konsekwentnie buduje na niskiej orbicie okołoziemskiej (LEO) potężną konstelację satelitów Starlink, mających zapewnić dostęp do internetu w każdym zakątku ziemskiego globu. Tysiące tworzących ten system łączności urządzeń zacznie wkrótce wchodzić w ziemską atmosferę. Konkurenci firmy Elona Muska alarmują, że wpłynie to negatywnie na gazową osłonę planety.
Starlink a środowisko
W kosmosie znajduje się już ponad 1400 satelitów telekomunikacyjnych Starlink. Dotychczasowy plan zakładał, że na orbitach o wysokości rzędu 540-570 km znajdzie się 1548 satelitów. SpaceX ma zakończyć budowę tego segmentu jeszcze w drugim kwartale.
Według pierwotnych założeń, dalsza partia ponad 2800 statków miała trafić na orbity 1100-1300 km. Jednak pod koniec kwietnia 2020 roku amerykańska Federalna Komisja Łączności (Federal Communications Commission – FCC) pozytywnie zaaprobowała wniosek SpaceX, by również ta kolejna porcja Starlinków mogła orbitować na wysokości ok. 550 km.
Przeciwko obniżeniu orbit przyszłych satelitów SpaceX protestowało szereg konkurujących z tym przedsiębiorstwem firm – np. Viasat, Amazon, SES czy Dish Network. Oponenci konstelacji Elona Muska wskazywali, że skoncentrowanie tak wielu urządzeń na wysokości 500+ km zwiększa ryzyko kosmicznych kolizji i przyrostu liczby kosmicznych śmieci a także może skutkować zakłóceniami łączności radiowej, jaką satelity mają zapewniać.
Do grupy przeciwnej obniżeniu orbit Starlinków dołączyły zainteresowane ochroną środowiska organizacje, takie jak The HealthyHeavens Trust Initiative oraz The Aerospace Corporation. W marcu 2021 koalicja apelowała do FCC, by Komisja na 6 miesięcy wstrzymała się z wydawaniem pozwoleń na wynoszenie kolejnych satelitów telekomunikacyjnych, tworzących megakonstelacje na LEO. 180 dni miało w zamyśle protestujących zostać spożytkowane na zbadanie skutków nadchodzących częstych deorbitacji satelitów dla kondycji planetarnej atmosfery.
Deorbitacja oznacza, że zbudowany z aluminium, mający na swoim pokładzie komputer i zbiorniki na paliwo satelita spala się w atmosferze. Odparowane przy okazji związki chemiczne w tej atmosferze pozostają i to, zdaniem krytyków, w szczególności w górnych warstwach atmosfery, czyli tam, gdzie raczej w znikomym stopniu docierają niebezpieczne składniki z emisji powierzchniowych.
Posiłkując się badaniami przeprowadzonymi przez The Aerospace Corporation Viasat wskazywał, że atmosferyczną pozostałością po spalonym satelicie jest np. tlenek glinu. Idąc dalej przedstawiciele Viasat argumentowali, że ekspansja konstelacji Starlink może „podnieść do nieakceptowalnego poziomu [niebezpieczeństwo] wystąpienia szkód zdrowotnych dla środowiska życia człowieka”.
Zgadzając się na obniżenie orbit kolejnych Starlinków FCC protesty zlekceważyła. Idąc na rękę SpaceX Komisja przekonywała, że to dla dobra konsumentów, gdyż obniżenie satelitów zapewni lepszy dostęp do sieci w regionach trudno dostępnych, m.in. polarnych. Komisję satysfakcjonowało ponadto, że orbitując nie 1000 a 500 km nad Ziemią satelity będą szybciej deorbitować, zmniejszając tłok i ryzyko zderzeń statków na LEO.
John Janka z Viasat wyraził jednak niezadowolenie. – Jesteśmy rozczarowani, że komisja (…) nie zastosowała się do zobowiązania Administracji Biden-Harris w kwestii opartego na nauce podejścia do ochrony atmosfery, klimatu Ziemi, przestrzeni kosmicznej oraz dobrostanu obywateli USA i krytycznych badań opartych na astronomii radiowej i optycznej – powiedział.
ElonMusk zaatakował swoich przeciwników na Twitterze, mówiąc, że konkurentów SpaceX martwi zagrożenie jakie Starlink stanowi nie tyle dla środowiska, co dla zysków ich własnych firm. Do tej pory wpływ deorbitowanych satelitów na atmosferę nie był znaczący, bo liczba deorbitacji w skali roku była umiarkowana. Jeśli natomiast w perspektywie kilku lat w gazowej otoczce wokół Ziemi będą rokrocznie spalać się setki a nawet tysiące satelitów, związany z tym problem ekologiczny może stać się poważny.
Paweł Ziemnicki