Czy sankcje Zachodu wobec spółek energetycznych z Rosji w odpowiedzi na aneksję ukraińskiego Krymu są możliwe? Komentuje Paweł Musiałek z Klubu Jagiellońskiego.
– Sankcje wobec rosyjskich spółek energetycznych byłyby bez wątpienia bardzo bolesnym dla Rosji rozwiązaniem z uwagi na ich strategiczne znaczenie dla rosyjskiej polityki, ale przede wszystkim budżetu. Problematyczną kwestią pozostaje jednak pytanie w jaki sposób je wprowadzić, aby odbyło się to jak najmniejszym kosztem dla Europy – wskazuje rozmówca BiznesAlert.pl.
Zdaniem Musiałka rezygnacja z rosyjskich surowców jest technicznie możliwa, ale jest to środek nieracjonalny, ponieważ będzie Europę dużo kosztował.
– To co wydaje się bardziej sensowne, ale i politycznie łatwiejsze to wycofanie wszelkiego rodzaju przywilejów dla rosyjskich spółek, co wymaga przeniesienia jednak pewnych decyzji z poziomu urzędniczego na poziom polityczny. W kontekście Gazpromu można np. bowiem wycofać wyłączenie gazociągów spod przepisów unijnych, co dotyczy gazociągu OPAL. W kontekście South Stream w ogóle można zrezygnować z tego projektu, ale politycznie wydaje się to bardzo mało prawdopodobne, ponieważ dla wszystkich państw leżących na trasie tego gazociągu jego budowa jest bardzo korzystna – przekonuje specjalista. – Można także z większą determinacją próbować wymuszać zmiany na rosyjskim rynku gazu w duchu unijnych standardów prawnych pod groźbą uniemożliwienia dokonywania kolejnych inwestycji na terenie UE.
– Dla Gazpromu to jednak nie sankcje w postaci określonych decyzji, prawnie zadekretowanych są najbardziej dotkliwe, ale wspólna polityka energetyczna UE. Dotychczas nie było woli politycznej, aby ją prowadzić z powodu rozbieżnych interesów państw członkowskich. Pytanie czy kryzys krymski zmienił coś w tej kwestii? Niestety wydaje się, że na dzień dzisiejszy nie ma przesłanek, które wskazywałyby na to, że mamy do czynienia z jakościową zmianą – konstatuje Paweł Musiałek.