Nie ma czego się bać. Czyli o ekonomicznej i politycznej opłacalności porozumienia paryskiego na COP 21

26 listopada 2015, 08:38 Energetyka

KOMENTARZ

Turbiny wiatrowe w Austrii

Hanna Schudy*

Zostało jeszcze parę dni do Konferencji Klimatycznej COP21 w Paryżu. Polski rząd na ostatnią chwilę nie tylko zmienia członków delegacji i w znacznym stopniu samą strategię, ale zaczyna straszyć, że będzie chciał rewidować politykę energetyczną UE. Zaraz jednak oznajmia, że będzie dążyć do porozumienia. Czuć zatem rozchwianie, które może świadczyć o tym, że to całe straszenie to zwykły blef.  Czy Polska może w ogóle odstąpić od polityki unijnej? Czy będzie się to nam opłacać?

Na całym świecie rozpoczyna się powoli proces dezinwestycji czyli wycofywania kapitału inwestycyjnego z firm, które czerpią korzyści np. z wydobycia bądź spalania paliw kopalnych. Na dezinwestycję zdecydowało się już ponad 220 instytucji w skali całego świata i trend ten wciąż rośnie. Miasta jak San Fransisco, Oslo, Seattle czy Münster zdecydowały, że wycofują kapitał z firm związanych z paliwami kopalnymi, a szczególnie z węglem. Powstały także instytucje, których celem jest promocja tego procesu. Uzasadnieniem mają być nie tylko kwestie moralne. Poprzez ograniczenie emisji gazów cieplarnianych, których duża koncentracja w atmosferze powoduje np. intensywne i niebezpieczne dla człowieka zjawiska pogodowe, można bowiem minimalizować wpływ zmian klimatu na kraje szczególnie narażone a przy tym biedne. Chodzi jednak także o problem ryzyka inwestycyjnego. W związku z tym, że ilość dezinwestycji wzrasta, w przyszłości może się to negatywnie odbić na portfelu firm węglowych. Wraz z dezinwestycją promowane jest też hasło zasoby „muszą zostać w ziemi”. Dotyczy to paliw kopalnych, które w przeszłości stanowiły o napędzie światowych gospodarek, teraz jednak, ze względu właśnie na zmiany klimatu, ich spalanie wiąże się z pogłębianiem niepewności i ryzyka. Brak stabilnego świata oznacza bowiem słabe warunki do prowadzenia biznesu. Jednak dochodzi do tego jeszcze czynnik czysto finansowy – jeżeli porozumienie w Paryżu przyniesie decyzje dotyczące wysokich opłat za emisję CO2, to w przyszłości firmy wydobywające oraz spalający węgiel mogą się okazać nierentowne. Problemem jest też tzw. „bańka węglowa” przypominająca trochę sytuację na rynku nieruchomości. Doprowadził do niej nieuzasadniony entuzjazm w inwestowaniu w nieruchomości. Po czasie okazało się, że wiele z tych budynków stoi pustych, ich cena wciąż spada a kredytobiorcy zbankrutowali. Bańka węglowa po jej przekłuciu, może oznaczać podobną zapaść na rynku przedsiębiorstw opartych o paliwa kopalne. Może też spowodować, że znaczna część np. wydobytego węgla nie zostanie nigdy spalona a w nowo otwartych kopalniach nie dojdzie do wydobycia dostępnych złóż.

Węgiel kosztuje sporo

O trudnościach firm inwestujących w przemysł węglowy może świadczyć m.in. sytuacja koncernu Vattenfall. Od kilku miesięcy szwedzki koncern chce sprzedać branżę węgla brunatnego na terenie Łużyc po stronie niemieckiej. Jak na razie bezskutecznie. Kto bowiem będzie chciał przejąć odpowiedzialność finansową za straty środowiskowe takie jak lej depresyjny oraz szkody górnicze w infrastrukturze do czego doprowadziła działalność koncernu? Bank Anglii ostrzegał od dawna przed inwestycjami w paliwa kopalne. O ryzykach dotyczących inwestycji w firmy węglowe mówił też ostatnio szef Banku Światowego Jim Yong Kim. Namawia on do ostrożności i pragmatyzmu jeżeli chodzi o inwestycje w paliwa kopalne. Z kolei zdaniem delegacji francuskiej na COP21 cena emisji CO2 powinna wzrosnąć drastycznie czyli przekraczać 100 euro za tonę, czyli ponad 10 razy więcej niż wynosi obecna cena pozwolenia w systemie handlu emisjami UE. Gdyby tak się stało sytuacja w Polsce może być problematyczna. Zdaniem m.in. prof. Jana Popczyka to tylko potwierdza, że w naszym interesie narodowym jest raczej stopniowe, ale systematyczne odchodzenie od monopolu węglowego. Obecnie około 86% energii elektrycznej produkowana jest z węgla. Na problem ten zwraca też od dawna uwagę były główny geolog kraju Michał Wilczyński. Nie tylko pokazuje on ryzyko inwestycyjne w paliwa kopalne, ale i wysokie koszty zewnętrzne wydobycia i spalania m.in. węgla brunatnego oraz ograniczoną dostępność  polskich zasobów węglowych. Biorąc pod uwagę plany naszej delegacji, politycy chyba nie mają na ten temat wiedzy.

Stanowisko rządu zapatrzone w przeszłość

Trzeba dodać, że stanowisko polskiego rządu oparte jest najwyraźniej na danych sprzed kilku lat, a przynajmniej sprzed szczytu COP w Kopenhadze. Od tego czasu nie tylko ruszył proces dezinwestycji, ale też zmienił się krajobraz polityczny i aspiracje krajów. Nawet jeżeli uwzględnimy tylko ekonomiczny aspekt problemu. Do porozumienia klimatycznego przystąpiły Chiny i USA. Jak dotąd ulubionym argumentem strony polskiej było to, że ci główni emitenci nic nie robią dla ochrony klimatu. Teraz jednak przyjęły one wyraźny kurs na gospodarkę niskoemisyjną. Chińczycy głęboko przejęli się również zanieczyszczeniem powietrza rujnującym zdrowie społeczeństwa. Nie jest więc prawdą, że Unia Europejska jest jedynym i co więcej najambitniejszym graczem w polityce klimatycznej. Według wyliczeń europejskiego instytutu badawczego E3G, Chiny planują zainstalować taką ilość „zielonej energii” jaką obecnie mają Stany Zjednoczone w całym systemie produkcji energii elektrycznej.

Straszenie na pokaz?

Groźby Polski jakoby jej celem było storpedowanie porozumienia klimatycznego w Paryżu można raczej uznać za robienie sztucznego zamieszania. Rząd szykuje sporą delegację wzmocnioną przedstawicielami przemysłu węglowego. Jednak, co znamienne, na  spotkaniu w Ministerstwie Środowiska delegacji z przedstawicielami przemysłu zabrakło branży odnawialnych źródeł energii (OZE). Raczej nie przez przypadek. Rząd chyba nie dostrzega potencjału gospodarczego jaki tkwi w OZE. Jak na razie słychać sprzeczne komunikaty – raz mowa jest o rewizji porozumienia raz o chęci współpracy. Najpewniej obecna strategia ma polegać na tym, aby było o nas głośno, aby każdy wiedział, że z Polakami łatwo nie będzie. Nie ma tu jakiejś dalekowzrocznej strategii. To taka przywara narodowa. Co zrozumiałe Polska, której mix energetyczny to w zasadzie węgiel a sama infrastruktura energetyczna jest niedoinwestowana, będzie starać się o wyjątkowe traktowanie. Z tego negocjatorzy zdają sobie sprawę od dawna. Nowy rząd się jednak spóźnił. Te negocjacje już się odbyły. Jesteśmy częścią UE i specjalne traktowanie oraz hojne środki finansowe wynegocjowała rok temu na szczycie UE premier Kopacz. Warto zatem zadać pytanie, czy Polskę stać na utratę kapitału politycznego w Unii Europejskiej, kiedy w przyszłym roku trzeba będzie negocjować w sprawie wkładów redukcyjnych poszczególnych państw oraz udziału OZE w mixie energetycznym. W biuletynie PISM czytamy, że mocne porozumienie w Paryżu raczej „zmniejszy ryzyko spadku konkurencyjności tak UE, jak i Polski, wynikające z samotnego realizowania polityki klimatycznej”.

Porozumienie w Paryżu wsparciem dla polskiej gospodarki?

Skoro już o ekonomicznych aspektach petryfikacji monopolu węglowego mowa, to warto przypomnieć wydarzenia z sierpnia tego roku kiedy konieczne było wprowadzenie masowych ograniczeń dla odbiorców energii elektrycznej, na skalę nigdy wcześniej nie spotykaną. Susza okazała się bowiem problemem, z którym nie poradziły sobie nawet najnowsze elektrownie węglowe w Polsce. Monopol węglowy okazał się zatem przeszkodą dla przemysłu energochłonnego. Dodatkowo prof. Jan Popczyk jest zdania, że brak transformacji energetycznej w Polsce doprowadzi do tego, że ze względu na spadającą w całej Europie cenę prądu, nasz kraj przestanie być konkurencyjny na europejskim rynku. Gdyby do tego doszły jeszcze dezinwestycje w firmy energetyczne oraz górnicze opierające swoje interesy głównie na węglu, można by się spodziewać tylko poważnego pogorszenia sytuacji gospodarczej w Polsce.

Na podstawie powyższego można więc uznać, że polski rząd oraz szykowana przez niego nowa delegacja przygotowuje swego rodzaju wejście smoka na COP 21 w Paryżu. Może się jednak szybko okazać, że smok jest atrapą podszytą myśleniem życzeniowym. Mimo że przedstawiciele ministerstwa gospodarki i środowiska chcieliby w Paryżu uchodzić za groźnego, warczącego dobermana, to jednak doniesienia na temat międzynarodowych trendów w polityce energetyczno-klimatycznej sugerują raczej, że stanowisko rządu polskiego będzie odebrane niczym jazgot małego pieska, który tylko irytuje. Poważne instytucje ekonomiczne świata oraz przywódcy takich krajów jak Chiny, USA, Niemcy, Francja, W. Brytania  mówią wyraźnie – porozumienie w Paryżu będzie i musi się długofalowo wszystkim opłacać.

*Dr nauk humanistycznych w zakresie filozofii (etyka środowiskowa), mgr ochrony środowiska, tłumaczka doniesień prasowych dotyczących kopalni węgla brunatnego po niemieckiej stronie Łużyc, współautorka Informatora Lubuskiego „Pod prąd”, badaczka, edukatorka, współpracuje z EKO-UNIĄ i Pracownią na rzecz wszystkich istot oraz Dolnośląskim Alarmem Smogowym.