W niedzielę odbyły się wybory do parlamentów landowych w Badenii-Wirtembergii i Nadrenii-Palatynacie. 2021 rok, w niemieckich mediach nazywany „Superwahljahr”, nie zaczyna się dobrze dla Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej. Ich słaby wynik przy jednoczesnym wzroście siły Zielonych stawia więcej pytań niż daje odpowiedzi na temat kształtu i proporcji koalicji po wrześniowych wyborach do Bundestagu, a co za tym idzie, także losu Energiewende – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.
Sytuacja w Badenii-Wirtembergii
Do lamusa odszedł stary podział Niemiec na socjaldemokratyczną północ i konserwatywne południe. Badenia-Wirtembergia – silnie uprzemysłowiony land na południowym zachodzie graniczący ze Szwajcarią i Francją pokazał, że dotychczasowy porządek polityczny i czasem wręcz nudna niemiecka przewidywalność skończyły się. Oto dokładne wyniki: Zieloni – 32,6 procent (wzrost o 2,3 procent), CDU – 24,1 procent (spadek o 2,9 procent), SPD – 11 procent (spadek o 1,7 procent), FDP – 10,5 procent (wzrost o 2,2 procent), AfD 9,7 procent (spadek o 5,4 procent). Reszta partii nie przekroczyła progu wyborczego. W 154-miejscowym lokalnym parlamencie podział mandatów rozkłada się następująco: Zieloni – 58 miejsc, CDU- 42 miejsca, SPD – 19 miejsc, FDP – 18 miejsc, AfD – 17 miejsc. Jako że żadna z partii nie zdobyła samodzielnej większości, potrzebne będzie utworzenie koalicji, i tutaj możliwe są tylko dwa warianty: Zieloni-CDU, bądź tzw. koalicja świateł drogowych (czerwono-żółto-zielona, czyli SPD-FDP-Zieloni). Bardziej prawdopodobny wydaje się pierwszy scenariusz, ponieważ o wiele łatwiej prowadzi się rozmowy koalicyjne z jednym partnerem niż z dwoma; ponadto we współpracy z chadekami stabilniejsza będzie też większość głosów, choć prawdopodobnie będzie mieć to drugorzędne znaczenie. Naturalnie na niemieckiej scenie politycznej wciąż obowiązuje konsensus politycznego izolowania radykalnej prawicy z AfD, więc ugrupowanie to nie jest brane pod uwagę w żadnym scenariuszu koalicyjnym.
Sytuacja w Nadrenii-Palatynacie
Zupełnie inaczej przedstawiły się wyniki w landzie Nadrenia-Palatynat, ale tutaj również chadecy nie mają powodów do zadowolenia. Wybory wygrali tu socjaldemokraci z SPD z wynikiem 35,7 procent (spadek o 0,5 procent), drugie miejsce zajęła CDU z wynikiem 27,7 procent, co oznacza spadek o 4,1 procent w porównaniu z poprzednimi wyborami. Na podium znaleźli się Zieloni, którzy otrzymali 9,3 procent głosów, co oznaczało wzrost o 4 procent, potem AfD z wynikiem 8,3 procent (spadek o 4,3 procent), liberałowie (5,5 procent, spadek o 0,7 procent), oraz lokalni Wolni Wyborcy z wynikiem 5,4 procent, co oznacza wzrost o 3,2 procent. W parlamencie związkowym liczącym 101 miejsc, SPD otrzymała ich 40, CDU dostała 30 mandatów, Zieloni 10, AfD 9, FDP i Wolni Wyborcy po 6. Również w tym przypadku jakakolwiek współpraca polityczna z nacjonalistyczną Alternatywą dla Niemiec nie wchodzi w rachubę, a zatem są dwie możliwości zawarcia lokalnej koalicji, w obu z nich dominować będą socjaldemokraci. Będzie to albo tzw. Wielka Koalicja SPD-CDU, bądź koalicja świateł drogowych SPD-FDP-Zieloni, i to ten drugi scenariusz wydaje się bardziej prawdopodobny, co spowodowane jest swoistym „zmęczeniem materiału” po długich rządach socjaldemokratyczno-chadeckich, i najpewniej najbliższe lata chadecy w Nadrenii-Palatynacie spędzą w opozycji.
Co mówią komentatorzy?
Komentatorzy polityczni w mediach za Odrą uważają, że w wyborach mogło być znacznie gorzej dla CDU. W obu krajach związkowych frekwencja wyborcza znacznie spadła – co z pewnością wynika również z obawy przed infekcją w lokalu wyborczym w oczywistym związku z pandemią koronawirusa – chociaż być może jest to również wyraz frustracji niemieckiego społeczeństwa spowodowanej niekończącymi się obostrzeniami i coraz dalszą perspektywą powrotu do normalnego życia. Inni uspokajali, że wyniki wyborów w landach mają mniej wspólnego z polityką na poziomie federalnym, niż mogłoby się wydawać, ale nie do końca jest to słuszne; w federalnych Niemczech, gdzie kraje związkowe mają dużo większą władzę niż chociażby województwa w Polsce, lokalna polityka jest swojego rodzaju poligonem, na którym testowane są różne scenariusze zawierania i zmieniania sojuszy politycznych, które potem mogą przenieść się na poziom Berlina. To z kolei mógłby być poważny problem dla CDU, bowiem zarówno w Badenii-Wirtembergii, jak i w Nadrenii-Palatynacie istnieją scenariusze ominięcia chadeków w parlamentarnej arytmetyce, i według niemieckich komentatorów, wcale nie można wykluczać, że chadecy zostaną wypchnięci za burtę. Byłby to z pewnością jednoznaczny sygnał dla Berlina, przez który kampania przed wyborami do Bundestagu we wrześniu byłaby o wiele ciekawsza, przede wszystkim ze względu na niejasną sytuację kontrolujących rząd federalny chadeków. Dobrym sygnałem z kolei jest widoczny spadek poparcia dla radykalnej prawicy.
Perzyński: Jaki będzie los Energiewende po końcu ery Merkel? (ANALIZA)
Znaczenie dla Energiewende
Reakcją na słabą pozycję polityczną Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej po wyborach w Badenii-Wirtembergii i Nadrenii-Palatynacie były pytania o przyszłość nowo wybranego przewodniczącego CDU Armina Lascheta. Jako że 2021 rok przyniesie koniec trwającej od 2005 roku ery Angeli Merkel, ciężko znaleźć polityka, który byłby w stanie ją zastąpić z jej pragmatyzmem i skutecznością w rządzeniu. Na chwilę obecną sondaże do wyborów do Bundestagu przedstawiają się następująco: CDU ma 31 procent poparcia, Zieloni 19 procent, SPD 16 procent, AfD 11 procent, FDP i Die Linke po 8 procent. Jeśli w dwóch opisywanych powyżej landach uda się stworzyć koalicję SPD-FDP-Zieloni, będzie to przesłanka, by nie wykluczać podobnego scenariusza na poziomie federalnym, pod warunkiem, że partie te uzyskają tyle miejsc w Bundestagu, że będą mogły stworzyć razem stabilną większość. Co to oznacza dla Energiewende? Wygląda na to, że w zakresie polityki energetycznej i klimatycznej ugrupowania te więcej dzieli niż łączy. Co prawda partie te są zgodne, jeśli chodzi o odejście od energetyki jądrowej, to widać poważne rozbieżności, jeśli chodzi na przykład o Nord Stream 2, zarówno ze względu na aspekt polityczny tego projektu, jak i fakt, że dla Niemiec będzie on oznaczać trwalszy związek z paliwami kopalnymi, czego nie życzą sobie Zieloni. Jest również różnica, jeśli chodzi o samo podejście aksjomatyczne do polityki klimatycznej – liberałowie wielokrotnie podkreślają, że celem Energiewende powinno być wzmocnienie gospodarki, a nie tylko ograniczenie emisji gazów cieplarnianych, z czym w oczywisty sposób nie zgadzają się Zieloni, którzy chcą jak najambitniejszej polityki transformacji i odchodzenia od atomu i paliw kopalnych.
Różnice kulturowe
O ile w polityce na ogół zmiana jest zdrowa, to nie zawsze przychodzi ona łatwo – przykładem mogą być rozmowy koalicyjne z 2017 roku, gdzie FDP i Zieloni mogli być razem w koalicji, ale nie z SPD, tylko z CDU (tzw. koalicja jamajska, czarno-żółto-zielona – red.). W rozmowie z BiznesAlert.pl z 2017 roku, Malte Engelmann, doradca ds. polityki zagranicznej niemieckiego Bundestagu powiedział, że różnice programowe były wtedy problemem pobocznym; prawdziwe powody zerwania rozmów koalicyjnych leżały o wiele głębiej. – Atmosfera wokół rozmów była zła od samego początku. Korzenie intelektualne Zielonych wywodzą się z ruchu ’68 roku – hipisi sprzeciwiający się energii atomowej, podczas gdy FDP było bliżej do austriackiej szkoły ekonomii. Nawet wyglądali zupełnie inaczej; członkowie FDP są nienagannie ubrani i eleganccy, jakby brali udział w spotkaniach biznesowych. Zieloni noszą swetry i brody. Różnice były zatem kulturowe. Zebranie ich razem było więc niemożliwe – jeśli nie ma zaufania, każdy ma przeczucie, że nie da się współpracować – uzasadniał wtedy Engelmann. Chociaż od tej rozmowy minęły już cztery lata, to trudno powiedzieć, czy rzeczywiście „różnice kulturowe”, o których była mowa, wciąż będą czynnikiem, który uniemożliwi koegzystowanie liberałów i Zielonych w jednej koalicji. Wtedy z kolei może okazać się, że na szczeblu federalnym Zieloni i chadecy będą na siebie skazani, co dla Energiewende de facto oznaczać będzie kontynuację obecnego kursu, być może w szybszym tempie.
Engelmann: Nowa Wielka Koalicja nie oznacza, że Nord Stream 2 powstanie (ROZMOWA)