W XVIII wieku Wielką Brytanię toczyła plaga alkoholizmu – wszystko za sprawą taniego ginu. Pijaństwo wśród robotników wyraźnie przyczyniło się do spadku efektywności pracy. Było to niebezpieczne dla gospodarki, ale przede wszystkim dla samych ludzi. Dlatego też rząd Jej Królewskiej Mości zdecydował się nałożyć podatek na gin. Co zrozumiałe, naród zareagował buntem. Z czasem jednak robotnicy łaskawszym okiem spojrzeli na piwo, a później zaprzyjaźnili się też z kawą i herbatą. Coś podobnego dzieje się teraz w Niemczech, gdzie poważnie rozważane jest wprowadzenie podatku od emisji dwutlenku węgla – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.
Niemcy muszą ograniczyć emisje CO2
Transformacja energetyczna – Energiewende – jest jednym z głównych tematów debaty publicznej w Niemczech. Jest on na tyle nośny, że może decydować o wynikach wyborów, co pokazał rekordowy wynik Zielonych w maju. Odejście od paliw kopalnych cieszy się dużym poparciem ze strony niemieckiego społeczeństwa, które stanowi coraz bardziej podatny grunt dla haseł ochrony klimatu. To dobrze, zważywszy na to, że nasi zachodni sąsiedzi mieli w tej kwestii nieco zaniechań – mimo intensywnych działań na rzecz rozbudowy energetyki odnawialnej, nie osiągną założonego celu klimatycznego, ponieważ zakładano zmniejszenie emisji szkodliwych gazów o 40 procent w stosunku do roku 1990 a możliwe będzie osiągnięcie jedynie 32 procent.
Europejska Agencja Środowiska podaje, że w 2017 roku Niemcy wyemitowali do atmosfery 905 mln ton, dla porównania Polska w tym samym czasie wyemitowała 407 milionów ton. Według danych Eurostatu za rok 2016 Niemcy odpowiadają za ponad jedną piątą emisji w całej UE (21,1 proc.), podczas gdy Polska za 9 proc. (dane za 2016 rok). W obronie Niemców – mieszka tam ponad dwukrotnie więcej ludzi niż nad Wisłą, zaś ich PKB jest siedmiokrotnie wyższe od naszego. Niemniej, dla tak silnie uprzemysłowionej gospodarki radykalne ograniczenie emisji CO2 i jednoczesne utrzymanie konkurencyjności jest gigantycznym wyzwaniem.
Podatki zatrzymają zmiany klimatu?
Nakładanie i płacenie podatków jest dla ludzkości głęboką rozterką praktycznie od zawsze. Jest to wdzięczny temat do ciekawych bon motów, ale trudno podać przykład potężniejszego narzędzia w ręku państwa i wszyscy to wiedzą. Dlatego też można zadać pytanie, że skoro walka ze zmianami klimatu jest teraz najważniejszym zadaniem państw, to dlaczego wystawiają one swoją najcięższą armatę dopiero teraz?
Wprawdzie w Niemczech podobny podatek już istnieje, lecz nie dotyczy on samej tylko emisji CO2 i jest niejednolity i nieefektywny. Rząd koalicji SPD i Zielonych wprowadził przed 20 laty tzw. podatek ekologiczny. Za tym pojęciem kryje się podatek od benzyny, oleju napędowego oraz w mniejszym stopniu od gazu i oleju opałowego. Ponadto wprowadzony został podatek od energii elektrycznej. Dochody zostały przeznaczone na obniżenie składek na ubezpieczenia emerytalne. Badania rynku w tej kwestii wykazały, że podwyższenie podatków nie wystarczy, aby obniżyć zużycie energii i tym samym emisję CO2. Wtedy jednak ochrona klimatu nie odgrywała w polityce podatkowej większej roli. Świadczy o tym fakt, że kerozyna, czyli paliwo lotnicze, jak do tej pory była całkowicie wolna od podatków.
Jak miałby działać podatek od emisji CO2?
Ustawodawca ma zasadniczo dwie możliwości: wprowadzić całkowicie nowy podatek lub zreformować już istniejące podatki w taki sposób, aby mocniej niż do tej pory ograniczyć emisję CO2. Takie rozwiązania bynajmniej nie są czymś nowym – funkcjonują już one na przykład w Szwajcarii, Francji i Wielkiej Brytanii.
W Szwajcarii od roku 2008 funkcjonuje podatek od paliw kopalnych takich jak olej opałowy, węgiel czy gaz ziemny. Wysokość podatku jest uzależniona od zawartości w tych paliwach węgla jako pierwiastka i w danej chwili płaci się 96 franków szwajcarskich (około 365 złotych) za tonę CO2. Na początku cena ta była dużo niższa i wynosiła zaledwie 12 franków; stopniowo zwiększano ją, by zwiększyć efektywność obniżania emisji gazów cieplarnianych.
Inną drogę wybrała Francja. Tu do poszczególnych podatków obciążających sektor energetyczny w 2014 roku wprowadzono specjalny podatek od CO2. Cena emisji szkodliwych gazów od początkowych siedmiu euro za tonę ma wzrosnąć do prognozowanej ceny 100 Euro w roku 2030, jednak prezydent Emmanuel Macron wycofał się z tego założenia w obliczu protestów żółtych kamizelek.
Wielka Brytania próbuje od roku 2013 zrównoważyć zbyt niskie ceny w handlu emisją gazów. Tzw. Carbon Price Floor określa najniższą stawkę za certyfikaty, która jak do tej pory i tak była wyższa od cen w europejskim handlu. Różnice pomiędzy Carbon Price Floor a ceną handlową przedsiębiorcy muszą przekazywać brytyjskiemu urzędowi skarbowemu. Od roku 2018 cena za tonę CO2 jest zamrożona i wynosi 18 funtów.
Rząd dofinansuje lodówki?
Federalny Urząd Ochrony Środowiska popiera wyższe podatki na olej opałowy, gaz ziemny, benzynę i olej napędowy. – Ważne jest, aby szybko wprowadzić podatek od emisji CO2 – powiedziała przewodnicząca Federalnego Urzędu Ochrony Środowiska Maria Krautzberger w wywiadzie dla Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung. Według niej stawka podatkowa powinna zależeć od wysokości emisji dwutlenku węgla. W sposób oczywisty faworyzuje to odnawialne źródła energii.
Dałoby to ciekawy efekt uboczny: elektromobilność i publiczne środki transportu czerpiące energię z OZE byłyby bardziej konkurencyjne, ponieważ cena energii byłaby dzięki temu o wiele niższa od tej pochodzącej z paliw kopalnych. Według Krautzberger, zwłaszcza gorzej sytuowanym gospodarstwom domowym powinno się umożliwić ekologiczny transport i mieszkanie. – Każdy kto kupuje energooszczędną lodówkę lub pralkę mógłby otrzymać dofinansowanie od państwa – przekonywała w rozmowie z gazetą.
Spory
Ekonomiści, politycy i aktywiści od dłuższego czasu spierają się o kierunek, w którym powinna pójść ochrona klimatu w Niemczech. Wielu z nich zgadza się co do tego, że emisja CO2 powinna mieć swoją cenę – w dosłownym tego słowa znaczeniu. Pytanie tylko, czy powinno to być uregulowane poprzez podatek, czy poprzez handel prawami do emisji. Podatek podwyższyłby ustaloną kwotę od emisji tony CO2 o kwotę ustaloną przez polityków. W przypadku handlu politycy mogliby ustalić maksymalną ilość emitowanych gazów cieplarnianych. Handel sprawiłby ustalenie rynkowej ceny każdej tony wyemitowanego CO2.
Oczywiście jest to istotny sporny punkt w niemieckiej polityce. SPD zarzuca Zielonym, że w kwestii ochrony środowiska zaniedbują oni sprawy socjalne. Zieloni jednak się bronią i zarzucają SPD, że atakując ich, sami chcą się przedstawić w lepszym świetle, a ich działanie ogranicza się do sloganów. Premier Badenii-Wirtenbergii Winfried Kretschmann z partii Zielonych przekonuje, że warto decydować się na odważne kroki, ale trzeba pamiętać o potrzebach ludzi: – W obliczu postępującego ocieplania się klimatu nie można poprzestać na ambitnych planach. Nie można też dopuścić do zaniechań społecznych. Jeśli ludzie będą się czuli zagrożeni naszą polityką, wybiorą inne partie i walka o zmianę klimatu spali na panewce – przekonywał Kretschmann. I ma rację – oprócz Zielonych w siłę rośnie też radykalna AfD, która przeczy globalnemu ociepleniu, a politykę klimatyczną nazywa „histerią”.