– Czy Niemcy zechcą wprowadzić Unię Europejską na wojenną ścieżkę z USA przez sporny projekt Nord Stream 2? Berlin przejmuje pierwszego lipca prezydencję unijną – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Senatorzy USA wpisali projekt sankcji wobec Nord Stream 2 do projektu budżetu obronnego USA na 2021 rok – podaje Politico Pro. Oznacza to, że będzie je łatwiej wdrożyć i doprowadzić do poszerzenia listy podmiotów objętych obostrzeniami za pomoc przy budowie spornego gazociągu o firmy pożyczające pieniądze, wspierające prace budowlane czy certyfikujące ukończony gazociąg. Co ciekawe, ma się nią zająć DNV GL, firma norweska, która certyfikowała już Nord Stream pierwszy i ma pilnować bezpieczeństwa budowy Baltic Pipe.
Wbrew opiniom mediów rosyjskich powtarzanych w Niemczech sankcje USA nie powinny dotknąć rządowej agencji Bundesnetzagentur. Pojawiają się jednak postulaty odpowiedzi europejskiej w obronie Nord Stream 2. Formułuje je lobby rosyjskie w Niemczech ustami parlamentarzystów o poglądach sprzyjających Moskwie, z propozycją kontrsankcji na dostawy LNG z USA włącznie. To oni doprowadzili do tego, że według Suddeutsche Zeitung były kanclerz współodpowiedzialny za gazociąg Nord Stream 1 już tłoczący gaz przez Bałtyk będzie występował w roli eksperta na posiedzeniu komisji ds. gospodarki Bundestagu, by bronić Nord Stream 2, w którego władzach zasiada.
Wysoki przedstawiciel do spraw zagranicznych i bezpieczeństwa Joseph Borell poinformował, że Komisja Europejska przygotowuje środki na rzecz ochrony interesów Unii Europejskiej w obliczu groźby sankcji USA wobec spornego projektu Nord Stream 2. Chodzi o ochronę firm europejskich przed ewentualnymi obostrzeniami amerykańskimi. Jednakże takie działanie, o ile do niego faktycznie dojdzie, może zostać odczytane jako obrona interesów niemiecko-rosyjskich z wykorzystaniem instytucji europejskich, która zaszkodzi integracji europejskiej. Obrońcy Nord Stream 2 przekonują, że jest inaczej, a sporny gazociąg służy rozwojowi rynku gazu w Europie. Twierdzą, że to raczej podporządkowanie tej inwestycji prawu europejskiemu z pomocą zrewidowanej dyrektywy gazowej Unii Europejskiej jest działaniem politycznym niezgodnym z interesem Europy. Warto jednak przypomnieć stanowisko Komisji Europejskiej, która w przeszłości wielokrotnie potwierdziła, że Nord Stream 2 nie służy realizacji celów polityki energetycznej Unii Europejskiej, bo nie daje nowego źródła gazu, nie przyczyniając się do dywersyfikacji.
Niemcy mają pół roku na suflowanie agendy Radzie Unii Europejskiej na wszystkich szczeblach. To czas, gdy prawdopodobne sankcje USA mogą wejść w życie. Również wtedy może dojść do próby wdrożenia przepisów dyrektywy gazowej względem projektu Nord Stream 2 w taki sposób, aby Komisja je zatwierdziła, a jednocześnie nie ograniczyły one rentowności tej inwestycji. Te przepisy zawarte w trzecim pakiecie energetycznym wymuszają wolny dostęp konkurencji do przepustowości, ustanowienie niezależnego operatora (wyzwanie dla Gazpromu będącego właścicielem Nord Stream 2 i jego jedynym dostawcą) oraz ustalanie uczciwych taryf przesyłowych.
Nie wiadomo, czy Niemcy zdecydowaliby się na forsowanie na poziomie europejskich działań przeciwko sankcjom USA. Przyczyniliby się w ten sposób do wzmocnienia podziałów transatlantyckich na korzyść Rosji. Widać już teraz, że każdy sygnał różnicy zdań jest wzmacniany przez media rosyjskiej oraz ich pudła rezonansowe w Unii Europejskiej. Nie warto dawać im pożywki. To także czas, w którym dyplomacja polska powinna wzmóc wysiłki na rzecz pełnej implementacji dyrektywy gazowej względem Nord Stream 2 bez względu na los sankcji amerykańskich. Sankcje mogą potencjalnie zatrzymać projekt, ale dyrektywa gazowa wdrożona właściwie sprawi, że nawet jeśli wejdzie on w życie, nie będzie już stanowił tak dużego zagrożenia politycznego.