Maksymowicz: Załamywanie rąk nad polskim górnictwem węglowym (FELIETON)

12 maja 2024, 16:00 Energetyka

– Relacjonowana w mediach debata węglowa na XIV Kongresie Gospodarczym w Katowicach przypomina klasyczną grecką tragedię. Jej centrum stanowi chór, który komentuje rozgrywające się na scenie zbrodnie, wołając, jakie to straszne, ale sam nie kiwnie  palcem, aby w czymkolwiek się temu przeciwstawić. I tak samo czynią to rządowi i zawodowi dyskutanci biorący udział w tej debacie – pisze Adam Maksymowicz, współpracownik BiznesAlert.pl.

Zwały węgla. Fot. Węglokoks
Zwały węgla. Fot. Węglokoks

  • Średnie zarobki w tej branży wynoszą około 7860 zł miesięcznie, czyli w przybliżeniu 94 000 zł rocznie. Bilans jest taki, że do samych pensji każdemu zatrudnionemu w tym resorcie budżet dokłada rocznie około 18 tysięcy złotych.
  • To można powiedzieć, że jest cud, że tak niewydolny i deficytowy przemysł górniczy jest utrzymywany z budżetu przez dziesiątki lat. Bez jakichś większych z tego powodu trudności. Wołanie w tej sytuacji, że w górnictwie węglowym trzeba płacić za pracę, jest na tyle odkrywcze, że wszędzie indziej nie trzeba tego postulatu nikomu przypominać, bo jest on czymś oczywistym.
  • Na dodatek, jak ujawniła to dyrektor departamentu analiz ministerstwa przemysłu górnictwo węglowe jest dotowane nielegalnie. Trzeba notyfikować pomoc dla górnictwa jak najszybciej, żeby Komisja Europejska nie powiedziała: „oddajcie te pieniądze, bo była to nielegalna pomoc publiczna”.

Na pierwszy plan wysuwa się żądanie, aby w górnictwie płacić za pracę. Jest to pewne novum ekonomiczne w tej branży. Sugestia jest taka, że dotąd tak nie było. Za co górnikom płacono wysokie wynagrodzenia, można się tylko domyślać, bo niemający nic do ukrycia rozmówcy nic na ten temat nie powiedzieli, Załóżmy jednak, że postulat ten będzie zrealizowany, to i tak niczego nie zmieni. Wydajność krajowego górnictwa węglowego wynosi około 600 ton węgla rocznie przypadający na jednego zatrudnionego w tej branży. Przeliczając to na krajowe ceny węgla po aktualnych cenach około 1270 zł za tonę, to jego przychód wynosi w przybliżeniu 76 000 złotych rocznie. Średnie zarobki w tej branży wynoszą około 7860 zł miesięcznie, czyli w przybliżeniu 94 000 zł rocznie. Bilans jest taki, że do samych pensji każdemu zatrudnionemu w tym resorcie budżet dokłada rocznie około 18 tysięcy złotych.

Relacje te w stosunku do cen na rynku światowym są jeszcze blisko trzykrotnie gorsze dla krajowego węgla. Jak by na  to nie patrzeć, to dla branży górniczej jest to złoty interes. Nie policzono tu kosztów utrzymania kopalni jako zakładu pracy, który jest z reguły czterokrotnie wyższy od wynagrodzeń. To można powiedzieć, że jest cud, że tak niewydolny i deficytowy przemysł górniczy jest utrzymywany z budżetu przez dziesiątki lat. Bez jakichś większych z tego powodu trudności. Wołanie w tej sytuacji, że w górnictwie węglowym trzeba płacić za pracę, jest na tyle odkrywcze, że wszędzie indziej nie trzeba tego postulatu nikomu przypominać, bo jest on czymś oczywistym. Na dodatek, jak ujawniła to dyrektor departamentu analiz ministerstwa przemysłu górnictwo węglowe jest dotowane nielegalnie. Trzeba notyfikować pomoc dla górnictwa jak najszybciej, żeby Komisja Europejska nie powiedziała: „oddajcie te pieniądze, bo była to nielegalna pomoc publiczna”.

Chciałoby się zapytać, czy za nielegalne działania finansowe nie należałoby zawiadomić prokuratury i skazać winnych za ten stan rzeczy, po to, aby tego rodzaju sytuacje więcej się nie powtarzały? W ogólnej formie do realiów w górnictwie węglowym nawiązał były minister górnictwa Janusz Steinhoff.  Podniósł on zasadniczą kwestię, że Unia Europejska nie nakazuje Polsce likwidacji kopalń. Zaznaczył, że to nasza suwerenna decyzja. Natomiast UE pilnuje tylko stosowania się do przepisów prawa unijnego dotyczącego pomocy publicznej. Powiedział, że trzeba odejść od populizmu i zaklinania rzeczywistości, przedmiotowego traktowania górników poprzez prezentację działań, które nigdy nie mają fazy wykonawczej i trzeba przygotować realny program dla branży. A tego programu jak wiadomo nie ma. Co gorsze, jego zdaniem umowa społeczna jest nie do utrzymania, bowiem nie uwzględnia ona wyzwań związanych z transformacją polskiej energetyki. Istotną kwestią tej debaty, która zasadniczo nie wnosi niczego nowego do znanych już nie domagań polskiego górnictwa węglowego, jest pytanie, czy rząd aktywniej przystąpi do uzdrowienia relacji ekonomicznych w górnictwie węglowym? Zapewne przydałoby się powołanie do tego celu komisji ekspercko – rządowych, które przygotowywałyby odpowiedni pakiet nie na zasadzie umowy, która jest zawsze kontraktem interesów, ale na podstawie racjonalnych konieczności, górniczych, ekonomicznych, środowiskowych oraz wynikających z planów transformacji energetycznej państwa.

Maksymowicz: Produkcja miedzi chwilowo się nie opłaca