Rosja od wielu lat inwestuje dziesiątki miliardów euro w rozmaite projekty energetyczne, za każdym razem powtarzając przy tym argument o ich uzasadnieniu biznesowym. Analizując jednak ich przeznaczenie oraz czas w których zaczęto mówić o ich realizacji można dojść do wniosku, że nijak nie związane są one z ekonomią w rozumieniu wolnorynkowych gospodarek. Mają jednak swój skrywany cel, który ma wymiar czysto polityczny. Każdy z trzech megaprojektów Gazpromu ma swoje problemy, ale największe z nich przeżywa ten o bałtyckiej proweniencji – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.
Tercet megaprojektów
Tercet megaprojektów Rosji, czyli Nord Stream 2, TurkStream oraz Siła Syberii od samego początku rodziły wątpliwości odnośnie do opłacalności ekonomicznej. W dobie intensywnego rozwoju LNG, pojawiania się nowych źródeł gazu, jak złoża łupkowe, oraz odchodzenia wielu światowych gospodarek od surowców kopalnianych, projekty budowy statycznych połączeń rurociągowych stają się nieopłacalne z biznesowego punktu widzenia. Takie połączenia uzależniają zarówno producenta surowców jak i jego odbiorcę na wiele dziesiątek lat kooperacji, która nie zawsze jest łatwa. Pokazują to głównie przykłady wynikające z doświadczeń państw należących do byłego bloku wschodniego czy wręcz państw wywodzących się ze Związku Sowieckiego. Powstanie tych „megaprojektów” Gazpromu zawsze usprawiedliwiane jest biznesowym charakterem inwestycji. Jednak rzeczywistość jest całkiem inna od tej, serwowanej przez Kreml oraz jego propagandystów na całym świecie.
Chińska Siła Syberii
Umowa na realizację gazociągu o brzmieniu godnym mocarstwa -Siła Syberii – została podpisana w 2015 roku pomiędzy Gazpromem a CNPC. Jego przepustowość ma docelowo osiągnąć 38 mld m sześc. rocznie. Sama budowa, której koszt szacuje się nawet na ponad 40 mld dolarów została pokryta w całości przez Gazprom a realizowana była podobnie jak większość rosyjskich megainwestycji przez firmy należące do oligarchów bliskich prezydentowi Putinowi. W pierwotnej fazie, Siła Syberii ma mieć marginalne możliwości przesyłowe w skali chińskiego zapotrzebowania na gaz, wynoszące 134 mld sześc w 2018 roku.
Przesył ma wynosić 5 mld m sześc. w 2020-21 roku, 10 mld m sześc. w 2022 roku i 15 mld m sześc. w 2023 roku. Siła Syberia osiągnie pełną przepustowość w 2024 roku, kiedy zostaną zakończone prace przy budowie gazociągu z pola gazowego Kowykta, które będzie głównym złożem zaopatrującym rosyjsko-chińską magistralę w gaz. Pole to obok złoża Czajanda leży na obszarze Syberii Wschodniej. To wyklucza wykorzystanie tego projektu jako alternatywnej drogi eksportowej dla złóż Syberii Zachodniej w przypadku, gdyby pojawiła się chęć szantażu gazowego wobec Europy.
Realizacja tego projektu miała dwa główne cele. Pierwszy, o wymiarze gospodarczo politycznym, mające za zadanie zwiększyć wzajemną zależność pomiędzy gospodarką chińską i rosyjską, podkreślając rozwój obustronnych relacji gospodarczych. Drugi, ważniejszy z perspektywy Kremla, propagandowy, który w okresie pogłębiającej się izolacji Rosji na arenie międzynarodowej miał pokazać jej zdolność do pozyskiwania nowych, potężnych partnerów, oraz stworzyć wrażenie wykreowania, alternatywnego dla Europy, rynku zbytu na rosyjski gaz. Jednak, technicznie ze względu na różne źródła pochodzenia gazu dla Europy i Chin, Siła Syberii nie stanowi realnej dywersyfikacji, a jedynie uzupełnienie portfela zamówień na gaz ze strony kolejnego klienta. Należy pamiętać, że decyzja o kremlowskim zwrocie na Wschód zapadała, kiedy rosyjskie wojska zajmowały Krym oraz wsławiały się bojami z ukraińską armią na terenie Donbasu. Był to czas, w którym zachodnie cywilizacje praktycznie jednogłośnie piętnowały zachowanie Rosji, oraz wycofywały się ze współpracy gospodarczej z tym państwem.
Oficjalna inauguracja pracy gazociągu miała miejsce 2 grudnia 2019 roku. Więcej o rentowności Siły Syberii pisał redaktor naczelny BiznesAlert.pl Wojciech Jakóbik
Turecki Potok
Umowa na budowę tego projektu została podpisana w 2016 roku, a prace konstrukcyjne rozpoczęły się w 2017 roku. Inwestycja ta jest spadkobiercą zarzuconego projektu South Stream, który miał biec poprzez Morze Czarne z Rosji do wybrzeża Bułgarii, ale nie został zrealizowany przez opór Komisji Europejskiej.
TurkStream ma przepustowość 32 mld m sześc. a swój bieg kończy na wybrzeżu Turcji nieopodal Istambułu. Koszt jego budowy, wraz z lądową częścią na terytorium Rosji, szacowany jest na około 15 mld dolarów. Jego głównym zadaniem jest, wraz z gazociągiem Nord Stream 2, pozwolić na marginalizację roli Ukrainy jako państwa tranzytowego i odciąć ją od wpływów z tytułu przychodów tranzytowych. Oficjalna inauguracja miała miejsce 8 stycznia 2020 roku.
Realizacja tego projektu, również napotkała problemy. Zestrzelenie rosyjskiego SU-24 nad Syrią doprowadziło do ponad rocznego ochłodzenia wzajemnych relacji i wstrzymania pracy nad budową tej czarnomorskiej magistrali. Zaznaczyć należy, że sama przepustowość Tureckiego Potoku jest dwa razy mniejsza niż planowanego Południowego Potoku. Dodatkowo, chcąc zastąpić Ukrainę w roli państwa tranzytowego, Rosja musi polegać na znacznie bardziej asertywnej i nieprzewidywalnej Turcji, która ma znacznie więcej narzędzi politycznych do oddziaływania na Rosję niż posiada Ukraina.
Nord Stream 2
Umowa na budowę Nord Stream 2 została podpisana w czerwcu 2015 roku pomiędzy Gazpromem a Royal Dutch Shell, OMV, Uniper, Wintershall oraz Engie. Ze względu na sprzeciw Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta, spółki te formalnie nie mogły stworzyć konsorcjum budującego Nord Stream 2. W kwietniu 2017 roku została podpisana umowa o wspólnym finansowaniu tego gazociągu, formalnie nie tworząc spółki realizującej ten projekt, obchodząc sprzeciw urzędu.
Budowa rozpoczęła się w czerwcu 2018 roku i trwała do końca grudnia 2019 roku. Wtedy główny wykonawca, firma Allseas, zszedł z budowy gazociągu w wyniku wprowadzenia amerykańskich sankcji.
Projekt ten jest ściśle skorelowany z projektem pierwszego Nord Stream oraz TurkStream. Wszystkie trzy projekty, których łączna przepustowość wynosi 142 mld m sześc. miały stanowić alternatywę dla ukraińskiego szlaku przesyłowego gazu do Europy Zachodniej. Ich realizacja w czasie założonym przez Rosjan pozwoliłaby skutecznie zniwelować ukraińskie argumenty, związane z negocjacjami przedłużenia umowy tranzytowej na gaz po 1 stycznia 2020 roku.
Opłacalność Nord Stream 2 pod znakiem zapytania
Realizacja Północnego Potoku 2 od początku budziła największe kontrowersje i sprzeciw wśród państw Europy Środkowej i Wschodniej, na czele z Polską i Ukrainą. Decyzja polskiego UOKIKU, była pierwszym poważnym wyzwaniem dla powstania tej inwestycji. Brak możliwości powołania konsorcjum, a więc wspólnego czerpania korzyści z działalności operacyjnej gazociągu oraz partycypowania w jego powstaniu opóźnił jego faktyczną realizację minimum o rok. Według pierwotnego harmonogramu, zawartego w raporcie oddziaływania środowiskowego z 2016 roku, wymaganego zgodnego z konwencją Espoo inauguracja Nord Stream 2 miała nastąpić z początkiem 2018 roku. Później daty te ulegały systematycznemu przedłużaniu na trzeci kwartał 2018 roku oraz w końcu na początek 2019 roku. Problemy pojawiały się w kwestiach uzyskiwania zgód środowiskowych od Szwecji, która swoją zgodę wydała dopiero w czerwcu 2018 roku, oraz Danii, która odkładała podjęcie decyzji aż do końca października 2019 roku. Dania również wpłynęła na zmianę trasy przebiegu gazociągu na dłuższą i droższą w realizacji. Gazprom zmuszony był przedstawić Duńskiej Agencji Energii trzy potencjalne trasy przebiegu gazociągu. Dodatkowo opóźnienie w wydaniu ostatecznej zgody możliwe było też dzięki porozumieniu Rzeczpospolitej i Danii w sprawie ustalenia granic Wyłącznej Strefy Ekonomicznej w obszarze duńskiego Bornholmu. Dotychczas, przebieg projektów ofshore w tym sektorze był niemożliwy do realizacji, ze względu na brak ustalonej przynależności tego obszaru.
Ostatecznym ciosem dla harmonogramu realizacji projektu były jednak sankcje USA, zawarte w projekcie budżetu obronnego Pentagonu i podpisane przez prezydenta Donalda Trumpa 21 grudnia 2019 roku. Wielu komentatorów, w tym autor niniejszego tekstu, wątpiło w rzeczywistą skuteczność tego dokumentu. Nieznana była interpretacja jego zapisów przez spółkę Allseas, odpowiedzialną za budowę tego projektu. Dodatkowo, późne wprowadzenie sankcji stwarzało ryzyko, że ostatnie łączne 160 km obu nitek gazociągu zostanie ułożone w przeciągu dwóch-trzech tygodni. Ostatecznie, wszystkie statki zaangażowane w budowę zostały wycofane natychmiast po informacji o złożeniu podpisu pod ustawą przez prezydenta Trumpa.
W wyniku braku jednostek Gazpromu, zdolnych do samodzielnej budowy tego gazociągu, data jego powstania po raz kolejny została przesunięta w czasie. Obecnie według strony rosyjskiej komercyjne użycie gazociągu będzie możliwe pod koniec 2020 roku lub w pierwszym kwartale 2021 roku.
Jednak, poza samymi problemami związanymi z budową, pojawiły się czynniki, które zmieniają charakter tego projektu.
Ukraiński tranzyt
Główny cel powstania Nord Stream 2, czyli przekierowanie gazu z ukraińskiego szlaku po 1 stycznia 2020 roku, nie został osiągnięty. Konieczne okazało się podpisanie nowej, pięcioletniej umowy tranzytowej z Ukrainą o wartości ok. siedmiu miliardów euro. Poza samą wartością opłaty tranzytowej, Gazprom zmuszony był uregulować karę w wysokości 2,9 mld dolarów, zasądzoną przez Międzynarodowy Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie. Ważnym elementem umowy jest również stały wolumen przesyłu gazu w formule ship-or-pay, czyli konieczności wniesienia opłaty za minimalnie ustaloną wartość przesłanego wolumenu. W 2020 roku ta wartość wynosi minimum 65 mld m sześc., w pozostałych latach trwania umowy jest to minimum 40 mld m sześc.
Unijny kaganiec
Kolejnym utrapieniem dla Gazpromu i jego Północnego Potoku 2 może być znowelizowana unijna dyrektywa gazowa, która zgodnie z zapisami dotyczyć będzie projektów ukończonych po 23 maja 2019 roku. Przepisy te, jeżeli zostaną zastosowane w stosunku do Nord Streamu 2 znacznie ograniczą opłacalność tego projektu, zmuszając do zastosowania trzeciego pakietu energetycznego nakazującego m.in rozdzielenie funkcji operatora gazociągu od sprzedawcy gazu oraz udostępnienia w systemie aukcyjnym przepustowości rury dla podmiotów trzecich. Objęcie projektem tymi przepisami sprawi, że niemożliwe stanie się wykorzystywanie go w charakterze środka szantażu wobec państw Europy Środkowej i Wschodniej.
Kalkulacja kosztu
Uzasadnieniem ekonomicznym powstania Północnego Potoku 2 była chęć osiągnięcia oszczędności wynikających z taryfy przesyłowej, należnej Ukrainie za korzystanie z jej systemu przesyłowego. Wysokość tej taryfy od 2009 roku wynosiła ok 2,61 dolarów za 1000 m sześc. gazu przesłanego na 100 km. Biorąc pod uwagę długość trasy przesyłowej, wartość ta na całej trasie przez Ukrainę wynosiła ok 28 dolarów, co przy wolumenie na poziomie 80-90 mld m sześc. dawało przychód w wysokości dwóch-trzech mld dolarów rocznie. W przypadku Nord Stream 2 szacuje się, że koszt przesyłu takiej samej ilości gazu na takim samym odcinku wynosi 2,1 dolarów. Kwota ta jednak uwzględnia dywidendy dla Gazpromu z tytułu udziału w projekcie a z racji faktu, że jest on jedynym udziałowcem, kwota zysków będzie wliczana jedynie na konto rosyjskiego koncernu. Według słów Aleksieja Millera, przychód z tytuły dywidendy osiągnie na przestrzeni 20 lat 7 mld dolarów.
Podczas obliczeń czasu zwrotu inwestycji należy posiadać realne dane kosztów budowy, nie tylko samej podmorskiej części projektu, ale również gazociągów, bez których przesył gazu na zachód jest niewykonalny. Obserwatorzy nie mogą jednak liczyć na takie dane.
Z danych podawanych publicznie w przypadku morskiej części gazociągu dostajemy jedynie informację o ogólnych kosztach na poziomie około dziewięciu miliardów euro i około trzech miliardach euro za dwie nitki niemieckiej odnogi Nord Stream 2, czyli gazociągu EUGAL. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że kwota dziewięciu miliardów euro widnieje w kosztorysie projektu już od 2016 roku, oznacza to, że nie uwzględnia czterech lat inflacji oraz wszystkich niespodziewanych i niezamierzonych zmian oraz przerw w budowie. Można więc prognozować, że koszt budowy samej podwodnej części wzrósł o co najmniej 30 procent względem pierwotnie planowanego. Wciąż Gazprom musi ponosić koszty utrzymania infrastruktury logistycznej w Mukran, korzystać z nabrzeży dla częściowo zmobilizowanej barki Fortuna i pokrywać koszty badań leżącego na dnie nieukończonego gazociągu. Jeszcze kosztowniejsza jest budowa infrastruktury przesyłowej na terytorium Rosji. Według obliczeń Kommiersanta z początku 2018 roku, inwestycje będą wnosić ponad 20 mld euro. Chodzi o konstrukcje gazociągów, zasilających Nord Stream 2 z pól gazowych w Nadym Pur Taz i półwyspu Jamał, oraz stacje kompresorowe i infrastrukturę towarzyszącą.
Szacowany całkowity koszt inwestycji przekroczy więc ponad 35 mld euro. Wliczając w to roczne koszty przesyłu gazu przez bałtycką magistrale wynoszące w zależności od poziomu wykorzystania między 400-600 mln euro, całość inwestycji zwróci się po mniej więcej 20-24 latach operacyjnego funkcjonowania, przy pełnej przepustowości gazociągu. W obliczenia tych nie wliczane są koszty poniesione w wyniku podpisania nowej umowy tranzytowej z Ukrainą, oraz wypłacenia Naftogazowi niespełna trzech miliardów dolarów zasądzonej kary. Również tajemnicą jest koszt prawników, pozwów oraz działań firm konsultingowych i PR-owych zatrudnionych do pracy na rzecz Nord Stream 2. Okres żywotności rury określony jest na 50 lat.
Przy intensywnym rozwoju LNG oraz spadających cenach gazu na światowych rynkach, trudno wyrokować czy projekt Północnego Potoku kiedykolwiek zwróci się finansowo.
Pieniądze to nie wszystko
Jednak biorąc pod uwagę różne czynniki, którymi kierują się rosyjscy decydenci, aspekt finansowy nie jest najważniejszy. Tercet gazowy Rosji, poza politycznym wymiarem, nie ma zatem większego biznesowego uzasadnienia. Politycznie również nie osiągnął na razie swojego celu. Jedynie firmy i kremlowscy oligarchowie realizujący owe projekty, mogą czuć się wygranymi. I zapewne będziemy jeszcze świadkami powstawania wielu projektów, które z kalkulacją ekonomiczną nie mają wiele wspólnego.
Nord Stream 2 czeka na decyzję o zwolnieniu z przestrzegania dyrektywy gazowej