icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Kacprzyk: Broń jądrowa USA w Polsce może odstraszyć Rosję (ROZMOWA)

– Rolą sił nuklearnych NATO jest dziś głównie odstraszanie ataku nuklearnego przez gotowość do kontruderzenia na Rosję. Do tego mogłyby posłużyć bomby jądrowe USA rozmieszczone dalej od granicy, np. w zachodniej Polsce – mówi Artur Kacprzyk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, w rozmowie z BiznesAlert.pl

  • Należy zaznaczyć, że tłumaczenie nuclear sharing na „współdzielenie broni jądrowej” jest mylące. Głowice jądrowe pozostają pod kontrolą żołnierzy USA  – tłumaczy Artur Kacprzyk.
  • Jak dotąd żadne z państw, które dołączyło do NATO po zimnej wojnie nie uczestniczy w nuclear sharing. A to przecież państwa wschodniej flanki są najbardziej narażone na potencjalną agresję Rosji – zauważa ekspert.
  • Rolą sił nuklearnych NATO jest dziś głównie odstraszanie ataku nuklearnego przez gotowość do kontruderzenia na Rosję. Do tego mogłyby posłużyć bomby jądrowe USA rozmieszczone dalej od granicy, np. w zachodniej Polsce – wyjaśnia analityk.
  • Chiny intensywnie rozbudowują swój arsenał nuklearny, co wywołało w USA apele o zwiększenie ich własnych sił nuklearnych, także tych rozmieszczonych poza ich terytorium  – mówi Kacprzyk.

BiznesAlert.pl: Jakie są korzyści z programu Nuclear Sharing? 

Artur Kacprzyk: Podstawowym celem nuclear sharing jest zademonstrowanie jedności i gotowości całego NATO do przeciwstawienia się przeciwnikowi dysponującemu bronią jądrową. Z jednej strony obecność amerykańskiej broni jądrowej w Europie i możliwość jej użycia przez część sojuszników mają podkreślać, że USA poważnie myślą o nuklearnej odpowiedzi na atak na państwa NATO. Z drugiej strony, sojusznicy uczestniczący w nuclear sharing biorą na siebie część obciążeń związanych z misją jądrową: koszty związane z utrzymywaniem samolotów dostosowanych do użycia amerykańskich bomb, ryzyko zaatakowania baz sił nuklearnych przez Rosję, czy stanie się obiektem krytyki ze strony organizacji pozarządowych i państw krytycznie nastawionych do broni jądrowej.

Należy zaznaczyć, że tłumaczenie nuclear sharing na „współdzielenie broni jądrowej” jest mylące. Głowice jądrowe pozostają pod kontrolą żołnierzy USA. Mogą zostać przekazane danemu sojusznikowi do użycia w czasie wojny tylko za zgodą prezydenta USA, która nie jest automatyczna. Nuclear sharing nie polega więc na wyposażeniu sojuszników przez USA w broń jądrową do swobodnego dysponowania.

Warto też dodać, że o ile współpraca w ramach nuclear sharing formalnie zależy od decyzji USA i poszczególnych sojuszników, to jest ona w dużej mierze przedmiotem ustaleń na forum NATO. Sojusz prowadzi wspólne ćwiczenia i planowanie dotyczące potencjalnego użycia broni nuklearnej USA rozmieszczonej w Europie. Jej ewentualne użycie miałoby też zostać skonsultowane w Sojuszu. Część państw zapewnia ponadto wsparcie dla samolotów przenoszących broń jądrową, np. eskortę myśliwców (np. w roli nienuklearnej uczestniczą w ćwiczeniach NATO polskie F-16).

Czy arsenał nuklearny powinien być umieszczony na wschodniej granicy?

Tak, część broni nuklearnej USA obecnej w Europie powinna znaleźć się na wschodniej flance. Tak jak inni członkowie NATO jesteśmy objęci nuklearnym odstraszaniem, natomiast takie posunięcie wzmacniałoby jego wiarygodność, zwłaszcza politycznie. Jak dotąd żadne z państw, które dołączyło do NATO po zimnej wojnie nie uczestniczy w nuclear sharing. A to przecież państwa wschodniej flanki są najbardziej narażone na potencjalną agresję Rosji. Ich udział w nuclear sharing miałby więc duże znaczenie symboliczne i stanowiłby wyraźny sygnał wysłany do Moskwy. Pokazywałoby, że Sojusz nie da się zastraszyć i nie jest tak przewrażliwiony na punkcie broni jądrowej i eskalacji, jak może wydawać się Rosjanom teraz czy w przyszłości. Taka dyslokacja poszerzyłaby też opcje odpowiedzi na rosyjski atak nuklearny.

Umieszczenie arsenału na wschodniej flance ma sens? Nie będzie tam zbytnio narażony na tak?

To zależy od tego, gdzie dokładnie głowice miałyby się znaleźć. Nie mam na myśli umieszczania ich tuż przy granicy z Rosją, gdzie mogłyby zostać szybko zaatakowane przez rosyjską artylerię, czy wojska lądowe. Podczas zimnej wojny znaczna część amerykańskiej broni jądrowej w Europie była przy potencjalnej linii frontu, bo zakładano, że jej trzeba będzie jej szybko użyć na polu walki do powstrzymania przeważających liczebnie wojsk Układu Warszawskiego. Dziś NATO planuje obronę przed inwazją przy pomocy wojsk konwencjonalnych.

Rolą sił nuklearnych NATO jest dziś głównie odstraszanie ataku nuklearnego przez gotowość do kontruderzenia na Rosję. Do tego mogłyby posłużyć bomby jądrowe USA rozmieszczone dalej od granicy, np. w zachodniej Polsce. Owszem, byłyby tam narażone na atak rakietowy, ale są na nie narażone także w obecnych miejscach stacjonowania, za które powszechnie uważa się Belgię, Holandię, Niemcy, Włochy i Turcję (NATO nie wskazuje oficjalnie, gdzie znajdują się bomby nuklearne). Dywersyfikacja miejsc rozmieszczenia głowic jądrowych utrudniałaby Rosji ich zniszczenie. Do tego broń jądrowa USA rozmieszczona na wschodniej flance mogłaby być użyta łatwiej niż z baz w Europie Zachodniej. Przenoszące jej samoloty nie wymagałaby tankowania w powietrzu, a możliwe, że w trakcie konfliktu tankowce nie byłyby natychmiast dostępne. Start samolotów z baz położonych bliżej Rosji utrudniałby też zadanie rosyjskiej obronie powietrznej, dając jej mniej czasu na reakcję.

Nuclear Sharing może istnieć w dwóch trybach, czym one się różnią?

To o czym właśnie rozmawialiśmy to pełne włączenie do nuclear sharing, które polega na rozmieszczeniu w danym kraju bomb jądrowych i nabycie przez to państwo samolotów do ich przenoszenia. W tym momencie wciąż mamy jednak do czynienia z silnym oporem w NATO przed rozmieszczeniem broni jądrowej w Polsce, czy ogólnie na wschodniej flance. Bardziej osiągalnym politycznie rozwiązaniem jest „połowiczne” dołączenie do nuclear sharing. W Polsce nie znalazłyby się bomby nuklearne, ale polskie samoloty zostałyby przystosowane do ich przenoszenia. Dokładnie chodzi o specjalne przeszkolenie pilotów myśliwców F-35A, które Polska zamówiła w USA. W razie wojny polskie samoloty mogłyby podjąć broń jądrową, z baz gdzie już ona się znajduje. Samoloty państw obecnie uczestniczących w nuclear sharing mogłyby bowiem wcześniej zostać zniszczone przez Rosjan na ziemi albo w powietrzu podczas wykonywania misji konwencjonalnych. Inna opcja uzbrojenia polskich samolotów w broń jądrową polegałaby na jej przerzucie do Polski w sytuacji kryzysowej.

Taki „połowiczny” udział nie byłby tak korzystny dla odstraszania jak pełny, ale również wzmacniałby je wojskowo i symbolicznie. No i być może takie rozwiązanie pomogłaby z czasem „oswoić” sojuszników z myślą o pełnym udziale Polski w nuclear sharing.

Wspominał Pan o przewrażliwieniu niektórych frakcji NATO na punkcie arsenału nuklearnego. Z czego ono wynika i jak się objawia?

Podejście wielu państw NATO do nuklearnego odstraszania jest nadmiernie ostrożne, choć zmienia się. Ogólnie rzecz biorąc, sojusznicy obawiają się posunięć, które w ich opinii mogłyby „sprowokować” Rosję lub przestraszyć ich własne społeczeństwa. W części krajów Sojuszu podczas zimnej wojny bardzo silne były ruchy antynuklearne i elity polityczne o tym pamiętają. Długo myślały zresztą o broni jądrowej głównie w kategoriach rozbrojenia. Po zimnej wojnie USA wycofały z Europu ok. 97% głowic nuklearnych i szacuje się, że dziś jest ich na naszym kontynencie ok. 100. W 2010 r. Niemcy i kilka innych państw NATO nawoływało nawet do całkowitego wycofania broni jądrowej USA z Europy.

Sytuacja zaczęła zmieniać się po ataku Rosji na Ukrainę w 2014 r. Państwa biorące udział w nuclear sharing kupują nowe samoloty do przenoszenia amerykańskich bomb nuklearnych. A Sojusz mówi więcej o nuklearnym odstraszaniu, np. o corocznych ćwiczeniach sił jądrowych. Niemniej NATO dalej mocno się ogranicza. Mówiliśmy o nierozmieszczaniu broni jądrowej na wschodniej flance. Nie ma też zgody na rozmieszczenie dodatkowych rodzajów systemów do przenoszenia amerykańskiej broni jądrowej w Europie, jak pociski wystrzeliwane z lądu, które byłyby pod różnymi względami rozwiązaniem lepszym niż samoloty, nawet trudne do wykrycia przez radar F-35.

Jednym z głównych czynników, który może doprowadzić do dalszej zmiany w myśleniu sojuszników są oczywiście działania Rosji. Konsekwentnie pokazuje ona, że nie trzeba jej prowokować do agresywnych działań. Dokonała ostatniej inwazji na Ukrainę, wierząc że groźbami nuklearnymi uda się jej odstraszyć państwa NATO od wsparcia zaatakowanego kraju. Rosyjska ocena skuteczności tego zastraszania będzie zapewne zależeć od wyniku wojny. Jeśli Rosja ją wygra lub przynajmniej jej nie przegra, zwiększy się ryzyko, że dokona kolejnej agresji pod „nuklearnym parasolem”. W każdym razie Rosja może np. jeszcze bardziej zwiększyć liczbę systemów nuklearnych zagrażających Europie, albo powrócić do prowadzenia próbnych eksplozji jądrowych. Warto dodać, że wg niektórych badań opinii publicznej rosyjskie groźby nuklearne podczas ostatniej inwazji na Ukrainę przyczyniły się do wzrostu poparcia społecznego dla odstraszania nuklearnego w Europie Zachodniej.

Jak użycie broń jądrowej mogłoby wyglądać w doktrynie NATO? To broń masowego rażenia, raczej nikt nie pokusi się o nową Hiroszimę.

NATO nie precyzuje otwarcie takich kwestii, zresztą jak i z reguły nie robią tego państwa dysponujące bronią jądrową. Scenariusze mogą być różne. Biorąc pod uwagę rozważania rosyjskich strategów, największym zagrożeniem dla NATO w razie wojny z Rosją byłby ograniczony atak nuklearny. Np. użycie kilku głowic, o relatywnie niewielkiej jak na broń nuklearną mocy, przeciwko bazom czy siłom wojskowym państw Sojuszu. Miałoby to zastraszyć NATO, pokazać że jeśli będzie walczyć dalej, to Rosja będzie eskalować. Rosja nie byłaby bowiem w stanie wygrać konwencjonalnej wojny z w pełni zmobilizowanym NATO. Ważne, by Sojusz posiadał na taką ewentualność środki, którymi mógłby odpowiedzieć w proporcjonalny sposób. Tzn. taki, który nie wywoła totalnej wojny jądrowej, ale wyśle do Rosji sygnał, że kolejne ataki będą spotykały się z odpowiedzią i NATO nie ustąpi.

Bomby jądrowe USA rozmieszczone w Europie są jednym z takich środków proporcjonalnej odpowiedzi, ale nie jedynym. Głowice o relatywnie niewielkiej mocy może też przenosić część ze znacznie liczniejszych sił nuklearnych USA o zasięgu międzykontynentalnym. Chodzi głównie o bombowce strategiczne i niektóre pociski balistyczne. Ich dostępność do użycia do odpowiedzi na atak w Europie stanęłaby jednak pod znakiem zapytania, gdyby USA toczyły w tym samym czasie wojnę z Chinami. Chiny intensywnie rozbudowują swój arsenał nuklearny, co wywołało w USA apele o zwiększenie ich własnych sił nuklearnych, także tych rozmieszczonych poza ich terytorium. Stanowi to argument za rozszerzeniem udziału państw NATO w nuclear sharing. Natomiast na dalszy rozwój dyskusji o nuklearnym odstraszaniu w USA i NATO trzeba będzie najprawdopodobniej poczekać do rozstrzygnięcia wyborów prezydenckich w USA.

Rozmawiał Marcin Karwowski

Pilot F-16: Nasza służba to ciągła gotowość (ROZMOWA)

– Rolą sił nuklearnych NATO jest dziś głównie odstraszanie ataku nuklearnego przez gotowość do kontruderzenia na Rosję. Do tego mogłyby posłużyć bomby jądrowe USA rozmieszczone dalej od granicy, np. w zachodniej Polsce – mówi Artur Kacprzyk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, w rozmowie z BiznesAlert.pl

  • Należy zaznaczyć, że tłumaczenie nuclear sharing na „współdzielenie broni jądrowej” jest mylące. Głowice jądrowe pozostają pod kontrolą żołnierzy USA  – tłumaczy Artur Kacprzyk.
  • Jak dotąd żadne z państw, które dołączyło do NATO po zimnej wojnie nie uczestniczy w nuclear sharing. A to przecież państwa wschodniej flanki są najbardziej narażone na potencjalną agresję Rosji – zauważa ekspert.
  • Rolą sił nuklearnych NATO jest dziś głównie odstraszanie ataku nuklearnego przez gotowość do kontruderzenia na Rosję. Do tego mogłyby posłużyć bomby jądrowe USA rozmieszczone dalej od granicy, np. w zachodniej Polsce – wyjaśnia analityk.
  • Chiny intensywnie rozbudowują swój arsenał nuklearny, co wywołało w USA apele o zwiększenie ich własnych sił nuklearnych, także tych rozmieszczonych poza ich terytorium  – mówi Kacprzyk.

BiznesAlert.pl: Jakie są korzyści z programu Nuclear Sharing? 

Artur Kacprzyk: Podstawowym celem nuclear sharing jest zademonstrowanie jedności i gotowości całego NATO do przeciwstawienia się przeciwnikowi dysponującemu bronią jądrową. Z jednej strony obecność amerykańskiej broni jądrowej w Europie i możliwość jej użycia przez część sojuszników mają podkreślać, że USA poważnie myślą o nuklearnej odpowiedzi na atak na państwa NATO. Z drugiej strony, sojusznicy uczestniczący w nuclear sharing biorą na siebie część obciążeń związanych z misją jądrową: koszty związane z utrzymywaniem samolotów dostosowanych do użycia amerykańskich bomb, ryzyko zaatakowania baz sił nuklearnych przez Rosję, czy stanie się obiektem krytyki ze strony organizacji pozarządowych i państw krytycznie nastawionych do broni jądrowej.

Należy zaznaczyć, że tłumaczenie nuclear sharing na „współdzielenie broni jądrowej” jest mylące. Głowice jądrowe pozostają pod kontrolą żołnierzy USA. Mogą zostać przekazane danemu sojusznikowi do użycia w czasie wojny tylko za zgodą prezydenta USA, która nie jest automatyczna. Nuclear sharing nie polega więc na wyposażeniu sojuszników przez USA w broń jądrową do swobodnego dysponowania.

Warto też dodać, że o ile współpraca w ramach nuclear sharing formalnie zależy od decyzji USA i poszczególnych sojuszników, to jest ona w dużej mierze przedmiotem ustaleń na forum NATO. Sojusz prowadzi wspólne ćwiczenia i planowanie dotyczące potencjalnego użycia broni nuklearnej USA rozmieszczonej w Europie. Jej ewentualne użycie miałoby też zostać skonsultowane w Sojuszu. Część państw zapewnia ponadto wsparcie dla samolotów przenoszących broń jądrową, np. eskortę myśliwców (np. w roli nienuklearnej uczestniczą w ćwiczeniach NATO polskie F-16).

Czy arsenał nuklearny powinien być umieszczony na wschodniej granicy?

Tak, część broni nuklearnej USA obecnej w Europie powinna znaleźć się na wschodniej flance. Tak jak inni członkowie NATO jesteśmy objęci nuklearnym odstraszaniem, natomiast takie posunięcie wzmacniałoby jego wiarygodność, zwłaszcza politycznie. Jak dotąd żadne z państw, które dołączyło do NATO po zimnej wojnie nie uczestniczy w nuclear sharing. A to przecież państwa wschodniej flanki są najbardziej narażone na potencjalną agresję Rosji. Ich udział w nuclear sharing miałby więc duże znaczenie symboliczne i stanowiłby wyraźny sygnał wysłany do Moskwy. Pokazywałoby, że Sojusz nie da się zastraszyć i nie jest tak przewrażliwiony na punkcie broni jądrowej i eskalacji, jak może wydawać się Rosjanom teraz czy w przyszłości. Taka dyslokacja poszerzyłaby też opcje odpowiedzi na rosyjski atak nuklearny.

Umieszczenie arsenału na wschodniej flance ma sens? Nie będzie tam zbytnio narażony na tak?

To zależy od tego, gdzie dokładnie głowice miałyby się znaleźć. Nie mam na myśli umieszczania ich tuż przy granicy z Rosją, gdzie mogłyby zostać szybko zaatakowane przez rosyjską artylerię, czy wojska lądowe. Podczas zimnej wojny znaczna część amerykańskiej broni jądrowej w Europie była przy potencjalnej linii frontu, bo zakładano, że jej trzeba będzie jej szybko użyć na polu walki do powstrzymania przeważających liczebnie wojsk Układu Warszawskiego. Dziś NATO planuje obronę przed inwazją przy pomocy wojsk konwencjonalnych.

Rolą sił nuklearnych NATO jest dziś głównie odstraszanie ataku nuklearnego przez gotowość do kontruderzenia na Rosję. Do tego mogłyby posłużyć bomby jądrowe USA rozmieszczone dalej od granicy, np. w zachodniej Polsce. Owszem, byłyby tam narażone na atak rakietowy, ale są na nie narażone także w obecnych miejscach stacjonowania, za które powszechnie uważa się Belgię, Holandię, Niemcy, Włochy i Turcję (NATO nie wskazuje oficjalnie, gdzie znajdują się bomby nuklearne). Dywersyfikacja miejsc rozmieszczenia głowic jądrowych utrudniałaby Rosji ich zniszczenie. Do tego broń jądrowa USA rozmieszczona na wschodniej flance mogłaby być użyta łatwiej niż z baz w Europie Zachodniej. Przenoszące jej samoloty nie wymagałaby tankowania w powietrzu, a możliwe, że w trakcie konfliktu tankowce nie byłyby natychmiast dostępne. Start samolotów z baz położonych bliżej Rosji utrudniałby też zadanie rosyjskiej obronie powietrznej, dając jej mniej czasu na reakcję.

Nuclear Sharing może istnieć w dwóch trybach, czym one się różnią?

To o czym właśnie rozmawialiśmy to pełne włączenie do nuclear sharing, które polega na rozmieszczeniu w danym kraju bomb jądrowych i nabycie przez to państwo samolotów do ich przenoszenia. W tym momencie wciąż mamy jednak do czynienia z silnym oporem w NATO przed rozmieszczeniem broni jądrowej w Polsce, czy ogólnie na wschodniej flance. Bardziej osiągalnym politycznie rozwiązaniem jest „połowiczne” dołączenie do nuclear sharing. W Polsce nie znalazłyby się bomby nuklearne, ale polskie samoloty zostałyby przystosowane do ich przenoszenia. Dokładnie chodzi o specjalne przeszkolenie pilotów myśliwców F-35A, które Polska zamówiła w USA. W razie wojny polskie samoloty mogłyby podjąć broń jądrową, z baz gdzie już ona się znajduje. Samoloty państw obecnie uczestniczących w nuclear sharing mogłyby bowiem wcześniej zostać zniszczone przez Rosjan na ziemi albo w powietrzu podczas wykonywania misji konwencjonalnych. Inna opcja uzbrojenia polskich samolotów w broń jądrową polegałaby na jej przerzucie do Polski w sytuacji kryzysowej.

Taki „połowiczny” udział nie byłby tak korzystny dla odstraszania jak pełny, ale również wzmacniałby je wojskowo i symbolicznie. No i być może takie rozwiązanie pomogłaby z czasem „oswoić” sojuszników z myślą o pełnym udziale Polski w nuclear sharing.

Wspominał Pan o przewrażliwieniu niektórych frakcji NATO na punkcie arsenału nuklearnego. Z czego ono wynika i jak się objawia?

Podejście wielu państw NATO do nuklearnego odstraszania jest nadmiernie ostrożne, choć zmienia się. Ogólnie rzecz biorąc, sojusznicy obawiają się posunięć, które w ich opinii mogłyby „sprowokować” Rosję lub przestraszyć ich własne społeczeństwa. W części krajów Sojuszu podczas zimnej wojny bardzo silne były ruchy antynuklearne i elity polityczne o tym pamiętają. Długo myślały zresztą o broni jądrowej głównie w kategoriach rozbrojenia. Po zimnej wojnie USA wycofały z Europu ok. 97% głowic nuklearnych i szacuje się, że dziś jest ich na naszym kontynencie ok. 100. W 2010 r. Niemcy i kilka innych państw NATO nawoływało nawet do całkowitego wycofania broni jądrowej USA z Europy.

Sytuacja zaczęła zmieniać się po ataku Rosji na Ukrainę w 2014 r. Państwa biorące udział w nuclear sharing kupują nowe samoloty do przenoszenia amerykańskich bomb nuklearnych. A Sojusz mówi więcej o nuklearnym odstraszaniu, np. o corocznych ćwiczeniach sił jądrowych. Niemniej NATO dalej mocno się ogranicza. Mówiliśmy o nierozmieszczaniu broni jądrowej na wschodniej flance. Nie ma też zgody na rozmieszczenie dodatkowych rodzajów systemów do przenoszenia amerykańskiej broni jądrowej w Europie, jak pociski wystrzeliwane z lądu, które byłyby pod różnymi względami rozwiązaniem lepszym niż samoloty, nawet trudne do wykrycia przez radar F-35.

Jednym z głównych czynników, który może doprowadzić do dalszej zmiany w myśleniu sojuszników są oczywiście działania Rosji. Konsekwentnie pokazuje ona, że nie trzeba jej prowokować do agresywnych działań. Dokonała ostatniej inwazji na Ukrainę, wierząc że groźbami nuklearnymi uda się jej odstraszyć państwa NATO od wsparcia zaatakowanego kraju. Rosyjska ocena skuteczności tego zastraszania będzie zapewne zależeć od wyniku wojny. Jeśli Rosja ją wygra lub przynajmniej jej nie przegra, zwiększy się ryzyko, że dokona kolejnej agresji pod „nuklearnym parasolem”. W każdym razie Rosja może np. jeszcze bardziej zwiększyć liczbę systemów nuklearnych zagrażających Europie, albo powrócić do prowadzenia próbnych eksplozji jądrowych. Warto dodać, że wg niektórych badań opinii publicznej rosyjskie groźby nuklearne podczas ostatniej inwazji na Ukrainę przyczyniły się do wzrostu poparcia społecznego dla odstraszania nuklearnego w Europie Zachodniej.

Jak użycie broń jądrowej mogłoby wyglądać w doktrynie NATO? To broń masowego rażenia, raczej nikt nie pokusi się o nową Hiroszimę.

NATO nie precyzuje otwarcie takich kwestii, zresztą jak i z reguły nie robią tego państwa dysponujące bronią jądrową. Scenariusze mogą być różne. Biorąc pod uwagę rozważania rosyjskich strategów, największym zagrożeniem dla NATO w razie wojny z Rosją byłby ograniczony atak nuklearny. Np. użycie kilku głowic, o relatywnie niewielkiej jak na broń nuklearną mocy, przeciwko bazom czy siłom wojskowym państw Sojuszu. Miałoby to zastraszyć NATO, pokazać że jeśli będzie walczyć dalej, to Rosja będzie eskalować. Rosja nie byłaby bowiem w stanie wygrać konwencjonalnej wojny z w pełni zmobilizowanym NATO. Ważne, by Sojusz posiadał na taką ewentualność środki, którymi mógłby odpowiedzieć w proporcjonalny sposób. Tzn. taki, który nie wywoła totalnej wojny jądrowej, ale wyśle do Rosji sygnał, że kolejne ataki będą spotykały się z odpowiedzią i NATO nie ustąpi.

Bomby jądrowe USA rozmieszczone w Europie są jednym z takich środków proporcjonalnej odpowiedzi, ale nie jedynym. Głowice o relatywnie niewielkiej mocy może też przenosić część ze znacznie liczniejszych sił nuklearnych USA o zasięgu międzykontynentalnym. Chodzi głównie o bombowce strategiczne i niektóre pociski balistyczne. Ich dostępność do użycia do odpowiedzi na atak w Europie stanęłaby jednak pod znakiem zapytania, gdyby USA toczyły w tym samym czasie wojnę z Chinami. Chiny intensywnie rozbudowują swój arsenał nuklearny, co wywołało w USA apele o zwiększenie ich własnych sił nuklearnych, także tych rozmieszczonych poza ich terytorium. Stanowi to argument za rozszerzeniem udziału państw NATO w nuclear sharing. Natomiast na dalszy rozwój dyskusji o nuklearnym odstraszaniu w USA i NATO trzeba będzie najprawdopodobniej poczekać do rozstrzygnięcia wyborów prezydenckich w USA.

Rozmawiał Marcin Karwowski

Pilot F-16: Nasza służba to ciągła gotowość (ROZMOWA)

Najnowsze artykuły