OAS: Kryzys modelu rosyjskiego. Sektor węglowodorów (ropa naftowa)

24 sierpnia 2015, 09:15 Energetyka

ANALIZA

Ksawery Czerniewicz

Ośrodek Analiz Strategicznych

Rosja jest klasycznym petropaństwem dotkniętym tzw. klątwą surowcową. Dominacja sektora węglowodorów w gospodarce rosyjskiej nie jest siłą a słabością państwa. Sprzedaż ropy i gazu to główne źródło dochodu państwa. Długotrwały proces spadku światowych cen ropy mocno uderza w sektor paliwowy Rosji, a więc w całą jej gospodarkę. Jego negatywne skutki są bardziej bolesne z racji funkcjonującego modelu branży. Rosyjski model sektora paliwowego jest podporządkowany reżimowi – służy pomnażaniu majątków przez ludzi lojalnych wobec Władimira Putina i jest narzędziem polityki zarówno wewnętrznej, jak i zagranicznej.

Europa wciąż pozostaje największym rynkiem zbytu dla Rosji, choć w ostatnich latach Moskwa deklaruje zwrot ku rynkom azjatyckim. Na razie jest to jednak niemal wyłącznie w sferze projektów. Rosyjski sektor paliwowy jest nieefektywny, przestarzały i skorumpowany. Jego działalność można określić jako ekstensywną, ale z racji gigantycznych zapasów, odziedziczonej infrastruktury po ZSRR, zainteresowania zachodnich inwestorów i politycznego wsparcia ze strony władz, wciąż daje to Rosji pozycję jednego z trzech głównych producentów ropy i gazu na świecie.

Do obecnych problemów sektora w największym stopniu przyczynia się wyczerpanie dotychczasowej koncepcji działania, na drugim miejscu – spadek cen węglowodorów, na trzecim – sankcje zachodnie. Zachodnie sankcje i spadek cen surowca ograniczają wydatki inwestycyjne i opóźniają kluczowe projekty energetyczne. Utrudniają bowiem dostęp do finansowania i do nowoczesnych technologii. Przed zupełnym załamaniem sektora w wyniku spadku cen ropy ratuje jednoczesny gwałtowny spadek wartości rubla – to korzystne zjawisko dla eksporterów zarabiających w dolarach, jakimi są koncerny paliwowe. Perspektywy Rosji nie wyglądają dobrze nie tylko z obecnego spadkowego trendu w cenie ropy (to się może odwrócić), nie tylko z własnych słabości sektora, ale też długofalowych i trwałych zmian w globalnej energetyce. Łupki, LNG, źródła odnawialne – w tym obszarze Rosja jest bardzo słaba – a tymczasem zdobywają one coraz większy udział w rynku. Krach na chińskiej giełdzie, porozumienie atomowe z Iranem oraz europejskie działania zmierzające do dywersyfikacji źródeł dostaw, sprawiają, że w najbliższym czasie mało prawdopodobny jest znaczący wzrost cen ropy i gazu. Działania władz w dobie kryzysu na rynku energetycznym to w dużym stopniu wypadkowa niezależnych czynników zewnętrznych (sytuacja na światowym rynku, decyzje polityczne ws. sankcji, dalszy rozwój konfliktu na Ukrainie) oraz nacisków wewnętrznych. Reżim nie zamierza reformować sektora, ponieważ obecny model – choć ostatecznie niekorzystny dla gospodarki państwa i dla narodu – jest optymalny dla rządzącej kleptokracji. Pogłębiająca się recesja, wywołana sytuacją na światowych rynkach energetycznych, może w dłuższej perspektywie stanowić zagrożenie dla rządów W. Putina. Jednym z ważnych czynników, które miały wpływ na upadek Związku Radzieckiego były wszak ogromne spadki cen surowców w późnych latach 80. i w efekcie załamanie całej gospodarki.

Sektor energetyczny jest filarem rosyjskiej gospodarki. Jest on zdominowany przez ropę naftową i gaz ziemny, które odpowiadają za 25 proc. PKB Rosji. Ich produkcja i sprzedaż daje też 50 proc. dochodów budżetu.

Rosja jest drugim na świecie producentem paliw kopalnych, a jej największym atutem są i będą w przewidywalnej przyszłości węglowodory. Według danych za 2013 r. struktura zapotrzebowania energetycznego w Rosji wyglądała w sposób następujący: gaz ziemny 53,2 proc., ropa naftowa 21,9 proc., węgiel 13,4 proc., energia wodna 5,9 proc., energia jądrowa 5,6 proc. Głównym odbiorcą jest przemysł (36 proc.), elektrociepłownie (18 proc.), konsumenci indywidualni (15 proc.). Kluczowy jest jednak eksport. Rosja sprzedaje za granicę 70 proc. wyprodukowanej ropy, 35 proc. węgla, 30 proc. gazu.

Politykę państwa w tym obszarze określa Strategia Energetyczna Federacji Rosyjskiej do 2035 r. Zapisane w niej główne cele to: zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego, wspieranie rozwoju gospodarczego, uzyskiwanie korzyści ekonomicznych z eksportu, ale też budowanie międzynarodowej pozycji gospodarczej i politycznej Rosji. Strategia ta przewiduje skądinąd niemal podwojenie wydatków kapitałowych w sektorze energetycznym. Generalnie dokument odzwierciedla dotychczasowe procesy w sektorze energetycznym i przewiduje jego dalszą ekspansję. Podobnie jednak jak oficjalne wystąpienia głównych decydentów państwowych w ciągu ostatniego roku, pokazuje, że Kreml albo nie widzi, albo nie chce widzieć narastających systemowych problemów.

Petropaństwo

W erze W. Putina (2000-2015) uzależnienie rosyjskiej gospodarki od węglowodorów znacząco wzrosło – zyski ze sprzedaży ropy i gazu stanowią coraz większy udział w eksporcie i zarazem coraz większy udział w dochodach budżetu państwa. W 1999 r. ropa i gaz odpowiadały za mniej niż połowę eksportu Rosji. Obecnie jest to już 68 proc. eksportu, którego łączna wartość wynosi ok. 550 mld dolarów. Zagraniczna sprzedaż gazu ziemnego oraz ropy naftowej wraz z produktami pochodnymi przynosi połowę wpływów do budżetu FR i odpowiada za 17 procent PKB. Jeśli chodzi o ropę naftową, pod względem produkcji Rosja zajmuje 3. miejsce na świecie (za USA i Arabią Saudyjską) i jest drugim eksporterem (za Arabią Saudyjską). W przypadku gazu Rosja zajmuje drugie miejsce pod względem produkcji (za USA), ale jest największym eksporterem. Posiada też największe udokumentowane rezerwy tego surowca. Podstawą eksploatacyjną dla całego sektora węglowodorów są złoża Syberii Zachodniej, ale duże perspektywy dają też złoża arktyczne. Głównym odbiorcą rosyjskich węglowodorów jest Unia Europejska. Rosyjskie surowce w bilansie energetycznym UE stanowią odpowiednio 35 proc. (ropa) i 33 proc. (gaz). Ważnym czynnikiem wzmacniającym pozycję Rosji jako dostawcy na rynki europejskie ropy i gazu jest – odziedziczona w dużym stopniu po okresie sowieckim – dominacja w sieci rurociągów na obszarze byłego bloku wschodniego (ogranicza to rozwój eksportu węglowodorów przez inne bogate w te surowce byłe republiki sowieckie, np. Azerbejdżan czy Turkmenistan).

Obok decydującej dla sektora roli eksportu, jego drugą cechą charakterystyczną jest dominacja w nim państwa. Po gwałtownej prywatyzacji lat 90-tych XX w., od początku poprzedniej dekady, wraz ze wzrostem cen ropy na światowych rynkach, państwo zaczęło zwiększać swoje udziały w sektorze. Przełomowym momentem było zniszczenie imperium Michaiła Chodorkowskiego i przejęcie aktywów Jukosu, do 2003 r. jednego z największych koncernów. Większość zasobów tej firmy przejęła państwowa Rosnieft. W latach 2004-2007 udział państwa w sektorze paliwowym wzrósł z ok. 16 proc. do ponad 40 proc.

Gazprom i Rosnieft, ale też inne firmy, są ściśle związane z ekipą rządzącą niezależnie od własności podmiotu, państwowej czy prywatnej. Prywatni właściciele należą bowiem do grona „kremlowskich oligarchów”, albo też są to po prostu politycy czy wręcz urzędnicy państwowi. W takiej sytuacji sektor paliwowy staje się nie tylko głównym źródłem dochodu dla rządzącej kleptokracji, ale też jest elementem politycznych rozgrywek w ramach reżimu.

Bardzo dużą rolę koncerny paliwowe odgrywają w realizowaniu politycznych celów państwa – tutaj najlepszym dowodem jest Gazprom, ale też np. Transnieft – monopolistyczny operator ropociągów w Rosji. Choć w tym kontekście głównie mówi się o Gazpromie, to ekspansję na zagranicznych rynkach prowadzą też koncerny naftowe. Przejmowanie rafinerii w innych krajach (np. Niemcy, Włochy, Ukraina) jest tańsze niż modernizacja przestarzałych w Rosji. Finansowo bardziej opłaca się dostarczanie swojego surowca do nowoczesnej rafinerii w innym kraju, który zarazem staje się rynkiem zbytu dla przetworzonego surowca.

W okresie prosperity, gdy ceny ropy na światowych rynkach po dołku z końca lat 90-tych XX w. utrzymywały się na wysokim poziomie, taki model sektora zapewniał nie tylko bardzo duże dochody budżetowe, ale też pozwalał grupie lojalnych wobec Kremla oligarchów na znaczące wzbogacenie się. W związku z tym ani państwo, ani naftowi baronowie nie byli zainteresowani zmianami – deklarowane w różnych rządowych programach pomysły dywersyfikacyjne i modernizacyjne gospodarki rosyjskiej nie wychodziły poza sferę planów (wielkim niewykorzystanym wciąż atutem są zasoby z łupków – na przykład złoże Bażenowa (zachodnia Syberia) zawiera co najmniej 100 mld baryłek ropy z łupków, tzn. pięć razy więcej, niż wielkie złoże Bakken w Północnej Dakocie, koło zamachowe „łupkowej rewolucji” w USA). Skądinąd i bez reform dochodziło do znaczących, także zagranicznych, inwestycji w sektorze.

Za rządów W. Putina nawet nie próbowano walczyć z „klątwą surowcową”, przeciwnie, pogłębiano jej efekt. Jeden, a właściwie dwa produkty dominują i wpływają na pozostałe części gospodarki, powodując, że są one niekonkurencyjne. To w sektorze naftowo-gazowym płaci się najlepiej, to jego firmy są najatrakcyjniejsze pod wszelkimi względami, od miejsca pracy po miejsce inwestowania. Innym negatywnym aspektem „klątwy zasobów” – nie tylko w Rosji – jest to, że ich sprzedaż jest tak dochodowa i ważna dla gospodarki, iż skłania to państwo do nacjonalizacji większości zasobów. To nie przypadek, że ponad 90 proc. światowych rezerw ropy i ponad 80 proc. produkcji ropy jest pod kontrolą państwa. Powyższe jest na ogół źródłem nieefektywności, złego zarządzania oraz wielkim źródłem korupcji. W Rosji, z jej wrodzoną kulturą łapówkarstwa, te negatywne elementy były szczególnie dotkliwe. Jak groźne skutki taka ekonomiczna monokultura może mieć dla samego sektora, jak i całej gospodarki rosyjskiej, pokazały ostatnie lata – szczególnie ostatni okres, od jesieni 2014 r.

Kryzys

Gospodarka rosyjska jest uzależniona od wydobycia i eksportu surowców energetycznych. Wahania koniunktury na globalnym rynku mają więc duży wpływ na stan gospodarki rosyjskiej – obecnie negatywny. Wcześniej, w czasie boomu naftowego, petrodolary przyczyniły się do wzrostu stopy życiowej Rosjan i wzrostu gospodarki, ale tego długiego korzystnego okresu nie wykorzystano do przeprowadzenia strukturalnych reform. W dużej mierze środki te przejedzono, choć też zasiliły one specjalne fundusze, z których czerpanie teraz – w dobie kryzysu – sprawia, że kryzysu nie odczuwa się tak bardzo, jak byłoby o przy szczuplejszych rezerwach (w 2014 r. w związku z działaniami wspomagającymi rezerwy te skurczyły się jednak z ok. 510 mld do ok. 388 mld dolarów).

Po kilku latach kurczącego się wzrostu, w roku bieżącym Rosja weszła w recesję. Jedną z głównych przyczyn jest wyczerpywanie się surowcowego modelu gospodarki w wyniku słabości strukturalnych oraz drastycznego spadku cen ropy, który rozpoczął się na jesieni ub.r. Żeby zbilansować budżet w tym roku Rosja potrzebuje ceny na poziomie 50 dolarów za baryłkę (w ub.r. było to 100 dolarów). Tymczasem cena za baryłkę typu Brent od lata 2014 spadła ze 115 dolarów do 40 dolarów (najniższy poziom od marca 2009). Do tego dodać należy mniejszy w 2014 r. eksport gazu oraz – choć to ma mniejszy wpływ – zachodnie sankcje ekonomiczne nałożone na rosyjskie firmy w reakcji na aneksję Krymu.

Nie rekompensuje tego nawet wzrost przychodów z eksportu węglowodorów wynikający z różnicy w kursie walut (dzięki dewaluacji państwo i koncerny kompensują sobie niższe zyski z tytułu spadku cen ropy – petrodolary, które płacą klienci zagraniczni za surowiec, są dziś warte więcej rubli). Choć więc w pierwszej połowie br. eksport ropy naftowej i produktów ropopochodnych liczony rok do roku wyraźnie wzrósł (92 mln ton do 79 mln ton), to przychody państwa z tego tytułu spadły o 32 proc. Widać to na przykładzie największego firmy naftowej. W 2014 r. Rosnieft wpłaciła do budżetu tytułem należności podatkowych 3 bln rubli. W tym roku ma to być 2,2 bln rubli.

W II kwartale br. gospodarka Rosji skurczyła się o 4,6 proc. W całym roku 2015 PKB, wg prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego, może się zmniejszyć nawet o 9 proc. Tymczasem rząd rosyjski liczył, że będzie to „tylko” 4,4 proc. Jego prognozy z początku roku mówiły, że jeszcze pod koniec 2015 r. nastąpi lekkie ożywienie gospodarcze, a w 2016 r. będzie już nieznaczny wzrost (2 proc. PKB). Ostatnie tygodnie i kolejne spadki cen ropy (a należy pamiętać, że już tylko w czerwcu i lipcu surowiec ten staniał o prawie 25 proc.) osłabiające jeszcze bardziej rubla (od maja stracił na wartości ok. 15 proc.) pokazują, że był to optymizm na wyrost. Tym bardziej, że realna stała się perspektywa dalszego obniżania się ropy. Co więcej prognozy (także wśród rosyjskich ekonomistów) mówią, że ten spadek będzie trwał długo. To oznacza, że recesja w Rosji może przybrać charakter przewlekły.

Tania ropa

W drugiej połowie 2014 roku nastąpił największy od kryzysu końca poprzedniej dekady spadek cen ropy na rynkach światowych. Jeszcze w czerwcu kosztowała 115 dolarów za baryłkę. W październiku nieco 94 dolary, na początku grudnia 71 dolarów, a na koniec tego miesiąca już tylko 56 dolarów. Główną przyczyną spadku było spowolnienie tempa rozwoju gospodarki globalnej (przede wszystkim z powodu malejącego wzrostu Chin), ale też zwiększenie ilości ropy na rynku spowodowane wzrostem produkcji w USA (efekty tzw. rewolucji łupkowej) i Iraku (odbudowa możliwości zahamowanych przez inwazję koalicji i chaos po upadku reżimu Saddama Husajna) oraz polityką OPEC utrzymywania poziomu wydobycia mimo spadku cen.

Po pewnej stabilizacji w pierwszej połowie br., kiedy nastąpił nawet częściowy wzrost ceny, latem ponownie ropa zaczęła wyraźnie tanieć. W lipcu państwa OPEC osiągnęły najwyższy od trzech lat poziom wydobycia (31,5 mln baryłek dziennie) – przede wszystkim dzięki rekordowej produkcji w Iraku, ale też wzrostowi w innych krajach, głównie Arabii Saudyjskiej, która jest drugim pod względem wielkości źródłem dostarczanej na rynek ropy. Bardzo ważnym dla naftowego rynku wydarzeniem było czerwcowe porozumienie ws. programu atomowego Iranu. W ciągu kilku tygodni kraj ten zwiększył wydobycie do poziomu ostatnio widzianego trzy lata temu (blisko 3 mln baryłek dziennie), gdy nałożono międzynarodowe embargo na dostawy irańskiego surowca. A ilości te będą już tylko rosły – Iran jest wszakże czwartym na świecie krajem pod względem wielkości udokumentowanych rezerw ropy. Teheran zapewnia, że może szybko zwiększyć dostawy ropy po zdjęciu sankcji do 1 mln baryłek dziennie (dla porównania w 2014 r. Rosja eksportowała 4 mln baryłek dziennie). Kiedy na dodatek na początku sierpnia opublikowano dane o produkcji w Chinach (najsłabsze od dwóch lat), cena spadła poniżej 50 dolarów za baryłkę. Z kolei po informacji o rekordowych zapasach ropy w USA w drugiej połowie sierpnia baryłka kosztowała już tylko 40 dolarów. A na tym nie koniec. Jeśli Senat USA przyjmie ustawę o zniesieniu zakazu eksportu ropy naftowej (projekt zaaprobowała 30 lipca senacka komisja ds. energetyki i zasobów naturalnych), a Barack Obama ją podpisze, na rynek trafią duże ilości surowca amerykańskiego.

Dla Rosji wszystkie te informacje są fatalne. Spadek ceny ropy na światowym rynku o jednego dolara na baryłce przekłada się na 2-2,5 mld dolarów mniej dla państwa. Należy oczekiwać, że umocni się tendencja z pierwszej połowy br., gdy zyski ze sprzedaży gazu, ropy i produktów ropopochodnych odpowiadały za 45 proc. wpływów do budżetu, podczas gdy w analogicznym okresie 2014 r. było to 52 proc. Jeszcze w 2014 r., dzięki dużemu osłabieniu rubla (spadek kursu wymiany na dolara o jednego rubla to już nawet 5 mld dolarów dochodu dla budżetu), udało się zamknąć rok nadwyżką budżetową. W tym roku, aby zrównoważyć budżet, cena musiałaby się utrzymywać na poziomie 50 dolarów za baryłkę. Już na początku roku było jasne, że to niemożliwe, stąd korekta budżetu – cięcia i zakładany deficyt. Ale i to zapewne ulegnie dalszym zmianom, bo nieprawdopodobne jest, by spełniły się prognozy, że średnia roczna cena ropy utrzyma się na poziomie 70-80 dolarów.

Co gorsza dla Rosji, taniejąca ropa to nie tylko kurczący się strumień petrodolarów zasilający budżet. Spadek cen ropy ma wpływ na produkcję, jak i popyt. Zmniejsza presję na inwestycje w nowe wydobycie, a zarazem zwiększa presję na surowiec. Dla Rosji jako producenta o wysokich kosztach, oznacza to mniejszą produkcję, możliwe problemy z krajowym zaopatrzeniem (więcej na ten temat w dalszej części analizy) i utratę udziałów w globalnym rynku. Były minister finansów Aleksiej Kudrin, traktowany obecnie jako najważniejszy ekonomiczny głos pozarządowy, uważa, że przy 40 dolarach za baryłkę realne dochody Rosjan mogą skurczyć się do 2017 r. o 1/10, co także odbije się negatywnie na kondycji gospodarki: spadek popytu wewnętrznego i w związku z tym zmniejszenie wpływów podatkowych (wtórny cios dla budżetu wynikający z taniejącej ropy).

Tani rubel i sankcje

Coraz słabszy rubel z jednej strony ratuje budżet przed załamaniem i pozwala utrzymać całkiem dobre wyniki eksporterów ropy i gazu, z drugiej jednak podraża import (przemysł rosyjski jest średnio w 60 proc. uzależniony od importu zagranicznych komponentów, w przypadku koncernów energetycznych chodzi o komponenty ważne dla eksploatacji nowych, trudnych technologicznie zasobów). Ostry spadek wartości rubla przede wszystkim uderza w te firmy, które mają zadłużenie w obcej walucie. To bowiem powoduje kłopoty ze spłatą. Czynnikiem ratującym energetykę jest spadek wartości rubla – bo koncerny zarabiają na eksporcie w twardej walucie. Ale ten kij ma dwa końce – bo w tejże twardej walucie trzeba obsługiwać zagraniczne zadłużenie. Tymczasem w przypadku firm objętych sankcjami (Novatek, Gazpromnieft, Gazprom i Rosnieft) udział zadłużenia dolarowego w długu ogółem wynosi nawet 70-90 proc. Firmy sektora gazowo-naftowego stanowią znaczącą część rosyjskich spółek, które do końca br. muszą spłacić 134 mld dolarów zadłużenia zagranicznego. Słabszy rubel wpływa też na znaczy spadek kapitalizacji spółek paliwowych. Na przykład kapitalizacja Gazpromu w ciągu roku spadła o ponad połowę (do poziomu poniżej 60 mld dolarów), zaś największego koncernu naftowego Rosniefti o 38 proc. (do 50 mld dolarów). Straty z tego tytułu poniosły też Łukoil czy Surgutnieftiegaz.

W rosyjski sektor energetyczny uderzają też, oprócz spadku ceny ropy (za tym następuje z około półrocznym „poślizgiem” spadek ceny gazu – z racji powiązania ceny obu tych surowców w Rosji) i osłabienia waluty narodowej (tu, jak zaznaczono, nie jest to tak jednoznaczne) sankcje nałożone przez USA, UE i kilka innych znaczących gospodarczo państw. Problem z zewnętrznym finansowaniem (sankcje poważnie ograniczyły dostęp do zagranicznych źródeł kredytów) szczególnie mocno uderza w firmy paliwowe z racji ich powiązań z międzynarodowymi rynkami. Sektor energetyczny odczuwa też odpływ kapitału z Rosji oraz spadek zaufania inwestorów (przy ogromnej dominacji inwestycji krajów UE na rynku rosyjskim – przy czym to właśnie sektor węglowodorów jest jednym z najbardziej atrakcyjnych). Obok sektora finansowego to właśnie koncerny paliwowe są szczególnie uzależnione od współpracy z Zachodem – chodzi nie tylko o finansowanie, ale też dostęp do nowoczesnych technologii.

Nie przypadkiem sankcje zachodnie koncentrują się właśnie na rosyjskim sektorze energetycznym, który najbardziej odczuwa je już teraz w sferze współpracy w eksploracji i produkcji węglowodorów, zwłaszcza jeśli chodzi o skomplikowane i trudne technicznie projekty w Arktyce, LNG oraz projekty łupkowe. To zachodni partnerzy zapewniali zaawansowane technologie wydobycia, konieczne w przypadku łupków, ale też mogące służyć maksymalizacji eksploatacji złóż konwencjonalnych. Duży negatywny wpływ sankcji wynika też z restrykcji transferu oprogramowania. Znalezienie substytutu dla software’u będzie dużo trudniejsze, niż zdobycie nowych partnerów do wydobycia węglowodorów z łupków (np. z Azji). Sankcje zahamują nowe kierunki rozwoju sektora w Rosji, przede wszystkim eksplorację złóż arktycznych, położonych na dużych morskich głębokościach oraz łupkowych. Niektóre firmy (m.in. Rosnieft i Novatek) już zapowiedziały odłożenie realizacji części licencji wydobywczych.

Dodatkowym czynnikiem odbijającym się negatywnie na kondycji sektora energetycznego jest ogólne pogarszanie się wiarygodności finansowej Rosji. Z tego powodu międzynarodowe agencje obniżają rating czołowych rosyjskich koncernów, takich jak Gazprom, Rosnieft, Transnieft czy Łukoil.

Generalnie, dużo groźniejszym od okresowego spadku produkcji i zysków z ropy i gazu skutkiem sankcji jest zahamowanie rozwoju paliwowego sektora Rosji – zarówno jeśli chodzi o zagospodarowanie nowych złóż i optymalizację produkcji w starych, ale też zatrzymanie procesów modernizacyjnych (technologie, oprogramowanie). W ten sposób słabnie pozycja Rosji na globalnym rynku energetycznym. Jeśli nawet w przyszłości dojdzie do osłabienia czy zniesienia sankcji, stracony czas będzie trwale odczuwalny przez cały sektor.

Konkurencja

Skutki kryzysu zwiększają rywalizację między głównym graczami na rosyjskim rynku węglowodorów. Należy podkreślić – rywalizację, która toczy się od początku rządów Putina, ale która teraz zaostrza się w związku z tym, że kurczy się „tort do podziału”, czyli zasoby i zyski z nich. Ta walka także wpływa negatywnie na kondycję i perspektywy sektora. Konflikt interesów i polityczne umocowanie uczestników tej rozgrywki utrudniają prowadzenie spójnej polityki państwa w tej sferze i są kolejnym czynnikiem stojącym za niechęcią decydentów do jakichkolwiek systemowych i długoterminowych zmian.

Część koncernów i biznesmenów działających w obszarze wydobycia i sprzedaży węglowodorów odczuła sankcje bezpośrednio. Zachód nałożył je bowiem na grupę oligarchów powiązanych z Kremlem (m.in. szefa Novateku Leonida Michelsona, czy też Giennadija Timczenko), jak też i na koncerny realizujące de facto politykę państwa rosyjskiego (np. Gazprom). Jednocześnie jednak sankcje stały się dla prokremlowskich oligarchów wygodnym pretekstem do żądania pomocy finansowej ze strony państwa. Walka o taką pomoc stała się kolejnym czynnikiem zaostrzającym rywalizację na rosyjskim rynku energetycznym. W sytuacji kryzysu duże koncerny chcą wsparcia dla planowanych inwestycji, argumentując, że są one ważne nie tylko dla firmy, ale też państwa. Prym wiodą tu takie giganty, jak Rosnieft, Gazprom czy Novatek. Tracą zaś oczywiście gracze mniejsi i mający mniejsze wpływy na Kremlu. I to nie tylko z racji braku szans na wsparcie państwa, ale też dlatego, że więksi gracze oczekują rekompensaty strat wynikających z kryzysu właśnie kosztem mniejszych konkurentów. Przykładem jest konflikt wokół naftowego koncernu Basznieft, którego aktywa chciałaby przejąć Rosnieft. Jesienią ub.r. pozbawiono koncern AFK Sistema kontroli nad Basznieftią (jego szefa Władimira Jewtuszenkowa osadzono w areszcie domowym), a w grudniu aktywa zrenacjonalizowano. Jednak zabiegi rywali szefa Rosniefti Igora Sieczina spowodowały, że sprawa wciąż nie została zakończona.

Wspomnianego Sieczina można uznać za największego, obok Timczenki, zwolennika nowego „kryzysowego” rozdania w rosyjskim sektorze paliwowym. Były wiceszef administracji prezydenckiej i były wicepremier, przez wiele lat uważany za człowieka nr 2 w Rosji, ma ogromne ambicje. Ale o ile oczekiwania Timczenki Kreml w większości spełnia (nic w tym dziwnego, Timczenko należy do grona najbliższych wspólników biznesowych W. Putina i jest uważany za drugiego, obok Jurija Kowalczuka, prywatnego kasjera prezydenta), to w przypadku Sieczina sytuacja wygląda inaczej. Kierowany przez niego koncern Rosnieft zbudował potęgę (jest nr 1 na rosyjskim rynku naftowym) na gruzach Jukosu, ale ostatnio pozycja Sieczina na Kremlu wyraźnie osłabła.

Świadczy o tym choćby brak odzewu, z jakim spotykają się jego kolejne inicjatywy dotyczące sektora. Na początku sierpnia wysłał do W. Putina list, przekonując, że jeżeli nie zostaną wprowadzone dodatkowe rozwiązania wspomagające przemysł rafineryjny, to już w 2017 r. Rosji grozi deficyt benzyn na rynku krajowym. Szef Rosniefti przedstawił też Kremlowi plan działań mających zmniejszyć negatywne skutki kryzysu na rynku paliwowym – m.in. wprowadzenie dopłat do kredytów na modernizacje rafinerii, zmniejszenie taryf przewozowych czy nawet okresowe zwolnienie kluczowych firm z ceł eksportowych. Rzecz jasna, zmiany te miałyby zostać wprowadzone głównie kosztem budżetu państwa. Jednak przez ponad rok, mimo bardzo aktywnego lobbingu, Sieczinowi nie udało się pozyskać dla projektów Rosniefti znaczących środków finansowych, mimo że z miesiąca na miesiąc zmniejszał swoje oczekiwania. Co więcej, prezydent wstawił do rady nadzorczej Rosniefti swojego doradcę Andrieja Biełousowa, znanego z niechęci do Sieczina. Nie należy jednak oczekiwać bardziej zdecydowanych kroków Kremla wymierzonych w szefa Rosniefti. Putin woli grać na trwającej od wielu lat rywalizacji dwóch największych koncernów: Rosniefti właśnie z Gazpromem.

Koncern Sieczina – naftowa potęga – chce bowiem coraz mocniej wchodzić w handel gazem. W dobie sankcji i kryzysu ta rywalizacja tylko się zaostrzyła. Jednym z jej pól jest Syberia i Daleki Wschód. Rosnieft chciałaby uzyskać dostęp do budowanego gazociągu Siła Syberii, który ma dostarczać za kilka lat gaz na rynek chiński. Gazprom odmawia, sprawa wciąż nie jest rozstrzygnięta. Podobna sytuacja jest na Sachalinie – tam Gazprom i Rosnieft konkurują ws. eksportu LNG (skroplony gaz naturalny), ale to Gazprom, jako monopolista na obszarze kraju, kontroluje infrastrukturę gazociągów, co może storpedować projekt rywala. W lipcu br. Rosnieft w piśmie do resortu energetyki przedstawiła projekt koncepcji rozwoju wewnętrznego rynku gazu. Proponuje stopniowe zniesienie monopolu Gazpromu na eksport i jego podział na część produkcyjną i transportową. Wicepremier Arkadij Dworkowicz, nadzorujący sektor energetyczny, a należący do lobby gazpromowskiego, jest jednak temu niezmiennie przeciwny. Zwolennikiem podziału Gazpromu jest obok Sieczina inny konkurent monopolu, Timczenko. Jego Novatek już uzyskał pewne licencje na eksport LNG, czyniąc wyłom w monopolu Gazpromu, ale wątpliwe, by w najbliższym czasie Kreml zdecydował się na robienie rewolucji na rynku gazu.

Polityka państwa

W grudniowym orędziu przed Zgromadzeniem Federalnym prezydent Putin dał do zrozumienia, że reform, nawet ograniczonych, obecnego modelu gospodarki, w tym energetyki, nie będzie. W ciągu najbliższych kilku lat rosyjskie władze, unikając zmian systemowych, ograniczą się do ręcznego sterowania sektorem paliwowym.

Przykładem takiej polityki jest tzw. manewr podatkowy. Obowiązujące od początku roku zmiany przewidują, że cła eksportowe na ropę będą stopniowo zmniejszone z 59 proc. (2014) do 30 proc. (2017). Zmniejszy się też cło na produkty naftowe oraz akcyza na rynku wewnętrznym. Jednocześnie rośnie podatek od wydobycia surowców. Te fiskalne zmiany mają przynieść budżetowi w najbliższych dwóch latach kilkanaście miliardów dolarów. Ubocznym efektem jest jednak wzrost cen paliw w kraju, trudno też oczekiwać wzrostu wydobycia ropy (w ostatnich latach panuje pod tym względem stagnacja), jeśli zwiększa się jego obciążenie podatkowe. Jeszcze bardziej drastycznym przykładem doraźnej polityki antykryzysowej jest łagodzenie skutków ekonomicznego dołka poprzez pompowanie w sektor paliwowy środków finansowych z Narodowego Funduszu Dobrobytu (NFB) i Funduszu Rezerwowego. Jest to jednak działanie krótkowzroczne, a pieniędzy zgromadzonych w czasach prosperity na „czarną godzinę” nie starczy dla wszystkich i na wszystkie konieczne wydatki.

Kryzys strukturalny

Trudności gospodarczych wywołanych spadającymi cenami ropy oraz gazu nie da się rozwiązać za pomocą doraźnych działań. Problemem jest bowiem sam dotychczasowy model sektora energetycznego. Wydaje się bowiem, że w tej zdominowanej przez państwo branży osiągnięto już górny pułap mocy produkcyjnych. Przy obecnych technologiach wydobycia, dużym stopniu wyczerpania wielu złóż i przestarzałej, posowieckiej w miażdżącej części infrastrukturze (groźne skutki tego widać w częstych awariach rurociągów i pożarach rafinerii) nakreślone wcześniej ambitne plany dalszego zwiększania produkcji ropy są nierealne. Niedoinwestowanie i opóźnienia we wdrażaniu nowych technologii, technik zarządzania, modernizacji produkcji nie są efektem spadku dochodu z eksportu węglowodorów ani sankcji (te drugie dopiero teraz zaczną mieć i to powoli, taki wpływ). Wszystkie te słabości nie są skutkiem, a czynnikiem potęgującym kryzys. Problemy sektora paliwowego mają głęboki strukturalny charakter, wynikają z korupcji, złego klimatu inwestycyjnego, złego prawa i nieskutecznego zarządzania przez biurokratów. Dowodem na to są wskaźniki makroekonomiczne sprzed obecnego kryzysu, z lat 2012-2014. Już wtedy, mimo wysokich cen ropy, wzrost PKB wyraźnie zwalniał.

Jeszcze w lipcu br. minister energetyki Aleksandr Nowak przedstawił projekt zmian w Strategii Energetycznej FR do roku 2035. Projekt oparty na bardzo optymistycznych prognozach (m.in. założenie, że do 2013 r. o 23 proc. wzrośnie eksport ropy oraz zwiększy się udział surowca z trudno dostępnych i podmorskich złóż). Ostateczna aktualizacja dokumentu, która ma nastąpić jeszcze w tym roku, pokaże, czy ten optymizm zostanie jednak urealniony do obecnej sytuacji i najbardziej prawdopodobnych (czyli pesymistycznych) przewidywań ekspertów niezależnych od władzy rosyjskiej, czy nie. Jeśli to drugie, to będzie to oznaczało jedynie, że Kreml jest przekonany, iż obecny kryzys minie lada chwila i bez zmian strukturalnych uda się znów wyjść na prostą.

Źródło: Ośrodek Analiz Strategicznych