– Kwestia niemieckich śmieci ma dwa całkiem odmienne oblicza, które przypominają Dr Jekylla i Mr Hyde. Z jednej strony oficjalne statystyki i ustawy wskazują na to, że niemieccy konsumenci i przedsiębiorstwa powinny się wzorowo obchodzić z usunięciem i utylizacją śmieci. Z drugiej strony, tej strony nieoficjalnej, Niemcy są krajem, w którym działa grupa, która potrafi sprytnie obchodzić regulacje i odpowiada za nielegalne składowiska nie tylko w Polsce, Azji, ale także na terytorium niemieckim – pisze Aleksandra Fedorska, redaktor BiznesAlert.pl.
- Niemcy produkują, zdaniem ekspertów Greenpeace blisko 400 milionów ton odpadów w skali roku. W przełożeniu na obywateli Niemcy wytwarzają ponad 600 kilogramów śmieci rocznie. Przeciętny Polak zaśmieca otoczenie zaledwie w wymiarze 360 kg.
- Szara strefa zaczyna się właściwie tam, gdzie powstają odpady, których pozbycie się jest trudne i drogie. Producent takich odpadów, najczęściej oddaje je firmie zajmującej się utylizacją. Tak zaczęła się także niekończąca się podróż 40 tysięcy ton odpadów z niemieckiej huty cynkowej. Cały łańcuszek różnych firm zajmował się tymi niebezpiecznymi odpadami, które od 2013 roku trafiały poprzez polska „firmę słup” Euro-Tor Recycling na hałdy do polskich Tuplic. Tam leżą do dziś, bo ani Befesa ani Mineralprojektgesellschaft und Konstruktion nie chcą przejąć kosztów odbioru tych nielegalnych śmieci z Polski.
- Zamiast Polski i Czech, gdzie trafiało z szarej śmieciowej strefy najwięcej niemieckich odpadów, w oficjalnych statystykach króluje Azja. Zdecydowanie najważniejszym rynkiem dla niemieckiego eksportu odpadów i złomu w 2023 roku była właśnie ona.
- Eksperci są pewni, że to Azja będzie, lub nawet jest, nową Polską i Czechami. O ile Polska, wprowadzając system rejestracji odpadów transportowanych przez nasz kraj i kontrolując znacznie bardziej transporty odpadów na granicach państwa, popsuła mafii śmieciowej szyki, tak Azja nie zdaje sobie jeszcze sprawy, z tego co ja czeka.
Organizacja Greenpeace podaje, że w samym landzie Brandenburgia, który otacza swoim terenem Berlin, zidentyfikowano 127 nielegalnych składowisk. W takich miejscach porzucane są nie tylko zwykle śmieci z gospodarstw domowych, ale także odpady przemysłowe.
Łącznie w Brandenburgii leży około pięć milionów ton odpadów. Szacowane koszty oczyszczania i utylizacji wynoszą około 500 milionów euro. Niemcy produkują, zdaniem ekspertów Greenpeace blisko 400 milionów ton odpadów w skali roku. W przełożeniu na obywateli Niemcy wytwarzają ponad 600 kilogramów śmieci rocznie. Przeciętny Polak zaśmieca otoczenie zaledwie w wymiarze 360 kg. Olbrzymia większość niemieckich odpadów przerabiana jest przez niemiecką branżę recyklingowo-odpadowa, która zatrudnia ponad 270 000 osób w około 11 000 firm, które generują roczny obrót w wysokości 70 miliardów euro.
Szara strefa zaczyna się właściwie tam, gdzie powstają odpady, których pozbycie się jest trudne i drogie. Producent takich odpadów, najczęściej oddaje je firmie zajmującej się utylizacją. Tak zaczęła się także niekończąca się podróż 40 tysięcy ton odpadów z niemieckiej huty cynkowej. Łańcuszek różnych firm zajmował się tymi niebezpiecznymi odpadami, które od 2013 roku trafiały poprzez polska „firmę słup” Euro-Tor Recycling na hałdy do polskich Tuplic. Tam leżą do dziś, bo ani Befesa ani Mineralprojektgesellschaft und Konstruktion nie chcą przejąć kosztów odbioru tych nielegalnych śmieci z Polski.
Oficjalnie wszystko jest inaczej. Niemiecki urząd statystyczny podaje, że w 2023 roku 16,3 mln ton odpadów i złomu zostało wyeksportowanych z Niemiec, ale aż 13,4 mln importowanych. Większość tego eksportu trafiła do Holandii – 3,0 mln ton o wartości 1,1 mld euro, a następnie do Belgii – 2,3 mln ton o wartości 1,8 mld euro i Włoch – 1,8 mln ton za 1,3 mld euro. Najwięcej zaimportowanych odpadów pochodziło także z Holandii. Stamtąd sprowadzono 2,7 mln ton odpadów i złomu o wartości 1,8 mld euro. Na drugim i trzecim miejscu znalazła się Polska z 1,8 mln ton za 0,9 mld euro oraz Czechy z 1,4 mln ton o wartości 0,7 mld euro.
Zamiast Polski i Czech, gdzie trafiało z szarej śmieciowej strefy najwięcej niemieckich odpadów, w oficjalnych statystykach króluje Azja. Zdecydowanie najważniejszym rynkiem dla niemieckiego eksportu odpadów i złomu w 2023 roku była właśnie ona. Pod względem wolumenu było to 7,6 procent całego niemieckiego eksportu odpadów i złomu (1,2 mln ton) trafiło do Azji, co jest równowartością 1,3 mld euro. Po stronie importu udział Azji wyniósł zaledwie 0,8 procent pod względem wolumenu (0,1 mln ton) i 5,5 procent pod względem wartości (0,8 mld euro). W 2023 roku 602 700 ton, o łącznej wartości 506,8 mln euro, trafiło do Indii. Do Malezji dotarło 133 900 ton o wartości 111,1 mln euro, a do Pakistan 122 200 ton o wartości 79,2 mln euro.
Być może Azja będzie, lub nawet jest, nową Polską i Czechami pod względem nielegalnych wysypisk śmieci. O ile Polska, wprowadzając system rejestracji odpadów transportowanych przez nasz kraj i kontrolując bardziej transporty odpadów na granicach państwa, popsuła szyki grupie rozrzucającej śmieci po Europie, tak Azja nie zdaje sobie jeszcze sprawy, z tego co ja czeka. Od lat pod płaszczykiem recyklingu ściągane są odpady z Zachodu. Recykling jako hasło często wystarczy miejscowym urzędnikom, aby udzielić pozwolenia na składowisko. W Polsce też tak było. Władze lokalne wierzyły firmom na słowo i wystarczyły mgliste hasła jak “inwestycje” i „miejsca pracy” w treści wniosku zapewniające podpis. Teraz te odpady zalegają, po miejscach pracy nie zostało nic, a sami przedsiębiorcy firm recyklingowych zniknęli.
Fedorska: Czy Niemcy na pewno zabiorą śmieci z Polski? (REPORTAŻ)