Grzegorz Onichimowski z Instytutu Obywatelskiego proponuje alternatywę wobec Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego. – Chciałbym, żeby te aktywa zostały postawione do dyspozycji Polskich Sieci Elektroenergetycznych, które otrzymają w taryfie środki na ich utrzymanie na poziomie kosztu plus. Dla zachowania transparentności tego mechanizmu dzisiejsze spółki mogą je wydzielić do oddzielnych podmiotów jako rezerwę mocy, ale nie widzę potrzeby robienia z tego jednej firmy – mówi pytany przez BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Uznał Pan że NABE jest złym rozwiązaniem. Co w zamian?
Grzegorz Onichimowski: Warto rozszyfrować skrót – NABE to Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego. Tymczasem pod tym skrótem jest pustka – bo ani to narodowa, ani agencja, ani bezpieczeństwa energetycznego. Z planów MAP i uzasadnienia złożonej w Sejmie ustawy o gwarancjach dla NABE wynika, że, wbrew nazwie, to ma być po prostu kolejna firma komercyjna, która przejmie od pozostałych spółek trujące aktywa węglowe i jak w Kanie Galilejskiej przemieni się tam cudownie wodę w wino i z deficytowych aktywów uczyni zyskowne. Przecież to się zupełnie nie składa. Są oczywiście także inne argumenty na nie – gwarancje SP dla NABE to pomoc publiczna udzielana przez państwo firmom w dużej mierze, prywatnym, pominięto tryb uzyskiwania zgody UOKiK na koncentrację i utworzenie podmiotu, który, potencjalnie, zmonopolizowałby wytwarzanie, itd. itd. Tymczasem problem jest bardzo aktualny i pilny – większość odnawialnych źródeł energii produkuje tanio, ale tylko wówczas, gdy wieje lub świeci, więc systemowi energetycznemu potrzeba mocy sterowalnych. Z kolei stare bloki węglowe produkują mało i drogo i z czasem OZE zostawią im coraz mniej „miejsca” (czasu w roku), kiedy będą mogły wejść do użytku. Jeśli zostawimy je w firmie komercyjnej (czy w dzisiejszych, czy w NABE) na dotychczasowych zasadach, to będą mogły bronić swojego istnienia wyłącznie podbijając cenę w rzadkich momentach, gdy będą potrzebne, ale to i tak nie wystarczy by pokryć ich koszty stałe. Będą zatem podwyższać ceny na rynku konkurencyjnym (dla wszystkich, tak działa rynek) a i tak znajdą się „pod wodą”. W efekcie NABE stanie się bankrutem, a ceny energii dalej będą rosnąć.
Skoro NABE nie jest rozwiązaniem, to nawet trudno mówić, co w zamian, ale można powiedzieć jaki mam (czy mamy w Instytucie Obywatelskim) pomysł na przedłużenie życia tych jednostek, które muszą jeszcze stać „z bronią u nogi” (w rezerwie), ale będą wykorzystywane okazjonalnie. Otóż chciałbym, żeby te aktywa zostały postawione do dyspozycji Polskich Sieci Elektronergetycznych, które otrzymają w taryfie środki na ich utrzymanie na poziomie kosztu plus. Dla zachowania transparentności tego mechanizmu dzisiejsze spółki mogą je wydzielić do oddzielnych podmiotów jako rezerwę mocy, ale nie widzę potrzeby robienia z tego jednej firmy. Rezerwa działałaby poza rynkiem i nie miała wpływu na notowania na TGE, natomiast klienci kupowaliby tę energię po cenie z TGE. A już w ogóle, nie rozumiem, dlaczego do NABE wrzucono także 5 najnowocześniejszych bloków węglowych zbudowanych w ostatnich latach, które można zostawić tam, gdzie są. Dadzą sobie radę na rynku konkurencyjnym, a potem przeniesie się je do rezerwy, a starsze wyłączy.
Taki mechanizm nie spowoduje wzrostu cen (ceny energii spadną), zapewni utrzymanie rezerw a ludzie pracujący w tych elektrowniach sukcesywnie będą przechodzić do nowych działań. Co więcej, możemy taką moc rezerwową zaoferować na poziomie UE dając także sąsiadom możliwość oszczędzania na rezerwach a oni mogą nam pomóc ją utrzymać.
Jak zmienić system zarządzania energetyką?
Przede wszystkim musimy zdać sobie sprawę, że transformacja wychodzi znacznie poza tradycyjnie pojmowaną elektroenergetykę i dlatego potrzebujemy jednego ośrodka, który będzie nią zarządzał. To niekoniecznie musi być ministerstwo, raczej jakiś rodzaj agencji, która powinna koordynować wysiłki kilku resortów w dziedzinie energii, ciepła, transportu, budownictwa, czy też samego przemysłu. Tu jest sporo punktów do omówienia z politykami, ale z pewnością warto, by jeszcze przed wyborami bardziej szczegółowa koncepcja ujrzała światło dzienne. Dla mnie najważniejsza jest właśnie koordynacja, także na szczeblu samorządowym, dlatego trzeba zachęcić samorządy do współpracy ze spółkami dystrybucyjnymi, by lokalni włodarze mieli konkretne narzędzia, ale i odpowiedzialność za lokalne ceny energii, ciepła, infrastrukturę elektromobilności, czy ograniczanie niskich emisji.
Pisząc jednak o zarządzaniu nie możemy zapominać, że na końcu jest zawsze rynek i to jego kształt zdecyduje o sukcesie reform. Jak na razie pomysły Komisji Europejskiej w tym obszarze oceniam dość krytycznie, jako nie przystające do skali problemów, przed jakimi stajemy. Potrzeba nam pilnie upowszechnienia umów PPA, rynków lokalnych (lokalizacyjnych), reformy rynku mocy w kierunku rynków elastyczności itd.
Jaką rolę ma odegrać decentralizacja dystrybucji?
Rozumiem, że pyta Pan o koncepcję wydzielenia dystrybucji z grup pionowo skonsolidowanych. Dla mnie to wcale nie przewrót kopernikański, ale naturalna konsekwencja zmian w technologiach i w sposobie przyłączania zarówno źródeł, jak i klientów. Jeśli prognozujemy, że niedługo znaczna część mocy zainstalowanych (nie tylko OZE ale też choćby małych elektrociepłowni) będzie przyłączonych do sieci OSD, to z tego wynika z jednej strony większa odpowiedzialność sieci dystrybucyjnych za stan systemu (np. lokalne bilansowanie), a z drugiej, paląca potrzeba ich niezależności, ta sama, która kazała nam przed 20 laty wydzielić operatora systemu przesyłowego. Jeśli w taki lub inny sposób wyprowadzimy aktywa węglowe z dużych spółek to pozostawiając OSD w ich gestii możemy zapomnieć o równej konkurencji w dostępie do sieci dla wszystkich inwestorów, czy o szybkim rozwoju społeczności energetycznych lub klastrów.
Poniekąd z koncepcji wydzielenia OSD wynika też koncepcja decentralizacji. Wydzielone OSD naturalną koleją rzeczy, będą widziały zalety współpracy z OSDn, mikrosieciami, klastrami i hybrydowymi źródłami OZE. Będą też współdziałać z samorządami, które, z kolei, muszą przejąć koordynację między lokalnymi rynkami ciepła, energii, elektromobilnością, elektryfikacją ogrzewania indywidualnego, systemami zarządzania energią, itp.
Jakie pozostaną narzędzia obrony bezpieczeństwa energetycznego państwa?
To, co powiedziałem wyżej, właśnie buduje system bezpieczeństwa energetycznego znacznie bardziej niezawodny od dzisiejszych narzędzi. Rezerwa systemowa OSP, modyfikacja bloków pod nowe ich zadania, rozbudowa połączeń międzysystemowych i optymalizacja rezerw na poziomie regionalnym to jedno. Drugie, nie mniej ważne, to bezpieczeństwo lokalne budowane dzięki zwiększeniu roli i odpowiedzialności OSD, jako prawdziwych gospodarzy rynku na swoim obszarze działania. Z kolei OSD mogą dalej przekazywać część swojej odpowiedzialności i ryzyka na lokalne klastry, społeczności i OSDn To będzie system, który nie boi się awarii czy ataku na jedną rozdzielnię (jak w przypadku Rogowca) tylko jest układem sieciowym ze stale obecną hierarchią – rynek europejski, polski, lokalny i jasno przyporządkowanymi odpowiedzialnościami. Oczywiście gdzieś w centrum jest zarówno digitalizacja – ilość danych w takim rozproszonym systemie, gdzie każdy konsument/prosument na bieżąco przy pomocy narzędzi AI próbuje optymalizować swoje zachowania, rośnie gwałtownie, ale także cyberbezpieczeństwo. Ciężar obrony systemu zdecydowanie przenosi się w sferę cyfrową, chociaż oczywiście bezpieczeństwo fizyczne wciąż też ma znaczenie.
Rozmawiał Wojciech Jakóbik
Pawlak: Jeśli nie Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego, to co?