Pędziwol: Czesi dali czarną polewkę atomowi z USA w odpowiednim momencie

5 lutego 2024, 07:25 Atom

Komentatorzy w Czechach twierdzą, że ogłoszenie, iż Westinghouse nie spełnił wymaganych warunków przetargu na nowe reaktory jądrowe, nastąpiło we właściwym momencie, niemal tuż po potwierdzeniu zakupu amerykańskich myśliwców F-35 przez Czechy. Aureliusz M. Pędziwol opisuje debatę po kontrowersyjnej decyzji.

Elektrownia jądrowa w Temelinie. Fot. Wikimedia Commons
Elektrownia jądrowa w Temelinie. Fot. Wikimedia Commons

Czeski atom bez Westinghouse’a?

Koncern Westinghouse z USA wypadł z przetargu na rozbudowę energetyki jądrowej w Czechach, donoszą unisono tamtejsze media po środowej konferencji czeskiego rządu. Do przedstawienia wiążących ofert na budowę nie jednego, a czterech nowych reaktorów, gabinet premiera Petra Fiali zaprosił bowiem jedynie rywali Amerykanów, koncerny EdF z Francji i KHNP z Korei Południowej. Mają na to czas do 15 kwietnia.

Na pierwszym etapie przetargu jego uczestnicy mieli też przedstawić oferty na cztery nowe bloki, dwa w elektrowni atomowej Dukovany (JEDU) i dwa w Temelínie (JETE). Ale wiążąca miała być jedynie oferta na pierwszy reaktor, który do 2036 roku ma stanąć w Dukovanach. 

Teraz rząd oczekuje wiążącej oferty na wszystkie cztery bloki, ale to wcale nie znaczy, że rzeczywiście zamierza wszystkie budować. Chce w ten sposób obniżyć koszty budowy, czego premier Fiala wcale nie krył. Na konferencji prasowej po środowym posiedzeniu rządu stwierdził bowiem, że dotychczasowe niewiążące oferty na budowę większej liczby reaktorów są nawet o 25 procent lepsze niż w wypadku tylko jednego bloku. Czyli „3+1 gratis” – jak w Lidlu czy Tesco (Biedronka do Czech jeszcze nie dotarła.)

Faworyt nie spełnił oczekiwań

O taką ofertę nie został natomiast poproszony koncern Westinghouse Electric Company. To najbardziej zaskakująca wiadomość, jaką dziennikarze usłyszeli na konferencji prasowej rządu, ponieważ amerykańska spółka była dotychczas uważana za faworyta przetargu. Jedynie Westinghouse może się bowiem pochwalić działającymi już reaktorami o takiej mocy, jakiej chcą Czesi, czyli około 1200 MWe. Są to ciśnieniowe reaktory wodne AP1000. Cztery działają już od 2018 roku w Chinach. Piąty ruszył niedawno w Georgii, USA, budowa szóstego, tamże, dobiega końca. Kilka innych państw planuje lub rozważa wykorzystanie amerykańskiej technologii, w tym Polska (patrz okienko).

Pominięcie Westinghouse’a jest według rządu skutkiem niespełnienia w przedłożonej przezeń ofercie warunków postawionych w przetargu. „Przede wszystkim nie jest ona wiążąca, a w związku z tym nie daje możliwości oceny w porównywalny sposób”, można przeczytać komunikacie opublikowanym na rządowym portalu. W ten sam sposób argumentował też minister przemysłu i handlu Jozef Síkela podczas konferencji prasowej po posiedzeniu rządu. 

Gazeta „Deník N” twierdzi, że Amerykanie nie podali prawie żadnych liczb. „I nie było żadnych gwarancji. Nie mogliśmy podjąć innej decyzji”, miał jej powiedzieć jeden z ministrów. „Od samego początku wyraźnie deklarowaliśmy, że szukamy dostawy ‘pod klucz’ o jasnych parametrach, zwłaszcza w odniesieniu do ceny, warunków i innych warunków budowy i uruchomienia nowego bloku jądrowego”, napisano według „Deníka N” w dokumentach przygotowanych na posiedzenie rządu. „Brakowało gwarancji, terminów, dat dostaw. Oferta była niewiążąca i zła, nie można było na niej polegać”, cytuje pismo swoje kolejne źródło „zbliżone do przetargu”.

Pożegnanie z Westinghousem?

Bodajże wszystkie czeskie media jednogłośnie poinformowały, że Westinghouse „kończy” swój udział w przetargu (portal czeskiej agencji prasowej CzTK „České noviny”, tabloid „Blesk”), że „wypada z gry” („Deník N”, „Ekonomický deník”), czy że rząd go „wykreślił z przetargu na Dukovany” (portal Forum24). 

Tymczasem na rządowej stronie internetowej, w „Pytaniach i odpowiedziach” zamieszczonych pod komunikatem o przetargu, pada też i takie pytanie: „Czy wasza dzisiejsza decyzja oznacza wycofanie Westinghouse’a z przetargu?” „Nie eliminujemy nikogo z przetargu, a cały przetarg zakończy się w momencie podpisania umowy z wybranym dostawcą”, brzmi odpowiedź. 

Te słowa padły też podczas konferencji prasowej rządu. Jednak niemalże wszyscy je po prostu zignorowali. Dostrzegł je chyba tylko ekspert do spraw energetyki Jan Żiżka, który w komentarzu na łamach dziennika gospodarczego E15 napisał, że „salomonowe wykluczenie/niewykluczenie Westinghouse’a z grona trzech uczestników przetargu na budowę reaktora w Dukovanach przywołało wspomnienia wydarzeń sprzed ponad dekady”. Wtedy to czeski koncern energetyczny CEZ wykluczył z przetargu na rozbudowę elektrowni w Temelinie francuską Arevę, co się skończyło patem między pozostałymi na placu boju Westinghousem a Rosatomem, a w końcu „cały temeliński przetarg skrachował”. 

W rozmowie z BiznesAlertem Żiżka przyznaje jednak, że wykluczenie jest jego zdaniem faktem, a zastosowany wybieg ma prawdopodobnie zabezpieczyć czeską stronę przed ewentualnymi sporami prawnymi.

Na pytanie BiznesAlertu, czy Westinghouse może jeszcze poprawić swoją ofertę i uczynić ją wiążącą, rzecznik CEZ Ladislav Krzíż odpisał, że „każdy przetarg kończy się dopiero podpisaniem umów”. Skoro jednak Amerykanie „nie złożyli wiążącej oferty na jeden blok, to jest nieprawdopodobne, żeby przedstawili wiążącą ofertę na cztery bloki, dlatego nie zwrócono się do nich”. 

Można więc sobie wyobrazić, że jeśli Westinghouse taką ofertę, mimo braku zaproszenia, jednak złoży, wówczas rząd i CEZ będą musieli się mocno zastanowić, co z takim fantem zrobić.

Kto tu jest przegranym?

„Amerykańska spółka najwyraźniej zostawiła sobie otwartą furtkę, co miałoby negatywny wpływ na przebieg projektu, i dobrze, że została wyeliminowana z przetargu”, powiedział portalowi Echo24 analityk XTB Tomász Cverna zaskoczony tym krokiem koncernu. „Szkoda, bo Westinghouse jest jedynym z uczestników przetargu, który posiada już działający blok o wymaganej mocy”, stwierdził w rozmowie z tym samym medium dyrektor Stowarzyszenia Niezależnych Dostawców Energii Jirzí Gavor. 

Na to, co się odegrało w środę, z zupełnie innego punktu widzenia spojrzał dziennik ekonomiczny „Hospodárzské noviny”. „Przetarg nuklearny na budowę jednego bloku w Dukovanach jest wprawdzie kontynuowany, ale zakończył się fiaskiem”, uznali Petr Zenker i Martin Ehl – autorzy artykułu zatytułowanego „Zamiast jednego drogiego reaktora jądrowego, cztery tańsze. Jak za nie zapłacić, rząd jednak nie ma pojęcia”. Przypominają oni, że cztery lata temu CEZ wycenił koszty budowy reaktora w Dukovanach na 160 miliardów koron. Ale to już odległa przeszłość. „Na przykład zeszłoroczna analiza dla rządu szacowała potencjalny koszt czterech bloków na 1,75 biliona koron. To prawie 450 miliardów koron za reaktor”, napisali. 

450 miliardów koron to obecnie ponad 18 miliardów euro, nieco więcej niż 20 miliardów dolarów, albo prawie 80 miliardów złotych. (Dla porównania, premier Morawiecki pod koniec 2022 roku mówił, że pierwsza polska elektrownia atomowa ma kosztować 90-100 miliardów złotych, o stu miliardach mówił kilka miesięcy później wicepremier Sasin. Za elektrownię z trzema blokami AP1000 lub podobnymi.) 

„Jak sfinansować budowę czterech nowych reaktorów, rząd na razie nie wie”, piszą „Hospodárzské noviny” i cytują ministra finansów Zbyńka Stanjurę, który zapewnia, że nie będzie to cztery razy po sobie zastosowany model przewidywany dla pierwszego reaktora w Dukovanach. Nowe zasady ma przygotować „mały zespół ekspertów”, do którego wejdą przedstawiciele resortów finansów oraz przemysłu i handlu, a także zwycięzcy przetargu.

Jakie są potrzeby?

W cytowanych już „Pytaniach i odpowiedziach” rząd twierdzi, że „ujawnienie dokładnej liczba bloków jądrowych, które będą potrzebne, jeszcze nie jest możliwe.” Chwilę wcześniej informuje jednak, że w 2050 roku, po odstawieniu elektrowni węglowych (i wszystkich obecnie działających reaktorów w Dukovanach, które nawet po przedłużeniu ich żywotności do 60 lat będą musiał zastać wyłączone przed tym terminem), z obecnych źródeł energii pozostaną jedynie dwa bloki w Temelínie. Te zaś dysponują zaledwie nieco więcej niż dwoma gigawatami mocy zainstalowanej. A przy tym według krajowego planu energetyczno-klimatycznego spożycie prądu ma do 2050 roku wzrosnąć o dwie trzecie, do około stu TWh. 

Oczywiście do tego czasu pojawią się też nowe elektrownie, zwłaszcza produkujące prąd z odnawialnych źródeł energii. Ale jakiej mocy z atomu Czechy będą rzeczywiście potrzebować? Pytani przez „Hospodárzské noviny” eksperci uważają, że cztery planowane bloki by wystarczyły. 

Cytowany już wyżej Jan Żiżka uważa, że tym razem wykluczenie Westinghouse’a z przetargu, nie będzie miało tak drastycznych skutków, jak wspomniane przezeń wykluczenie Arevy, które doprowadziło do ochłodzenia stosunków między Pragą a Paryżem na długie lata. „Teraz z Ameryką to raczej będzie inaczej. Ogłoszenie, że Westinghouse nie spełnił wymaganych warunków, nastąpiło we właściwym momencie, niemal tuż po potwierdzeniu zakupu amerykańskich myśliwców F-35 przez Czechy”, napisał w komentarzu dla „E15”. A i w energetyce jądrowej jego zdaniem wcale to jeszcze nie jest koniec współpracy z Westinghousem, który będzie dostarczać paliwo do istniejących czeskich reaktorów. Czesi myślą też o budowie małych reaktorów modularnych (SMR), a na tym obszarze Ameryka ma też ambicje – przypomina Żiżka. 

A poza tym, to przede wszystkim ma nadzieję, że rząd i CEZ już wyczerpały wszystkie analogie do przypomnianego przezeń przetargu na rozbudowę Temelina. Gdyby bowiem i ten przetarg zakończył się porażką, „reputacja Republiki Czeskiej w branży jądrowej spadłaby na same dno”, napisał.

Amerykanie znani z Pomorza wypadli z gry o atom w Czechach