Nie dopuszczamy możliwości zamknięcia kopalni Turów, wierzymy, że znajdą się środki na sprawiedliwą transformację kompleksów Bełchatów i Turów – podkreślił Paweł Śliwa, wiceprezes Polskiej Grupy Energetycznej w rozmowie z poniedziałkową „Rzeczpospolitą”.
Spór o kopalnię Turów
Pytany w związku z toczącymi się polsko-czeskimi rozmowami o przyszłości kopalni Turów, czy tak duża odkrywka nie szkodzi środowisku, wiceprezes Polskiej Grupy Energetycznej stwierdził, że nie powoduje szkód w rozumieniu prawa górniczego i prawa ochrony środowiska. Przyznał, że kopalnia oddziałuje na stronę polską, czeską i niemiecką, co wynika z jej usytuowania w Worku Turoszowskim, a więc bezpośrednio przy granicy z tymi państwami. – Jest to jeden z najmniejszych kompleksów wydobywczych, jakie znajdują się w rejonie żytawskim, a swoje kopalnie mają tam i Czesi, i Niemcy – podkreślił Śliwa.
Pytany przez gazetę o ryzyko zamknięcia kompleksu Turów, powiedział, że „nie dopuszczamy takiej możliwości”. Dodał, że odpowiada on za wytwarzanie do 7 procent krajowej energii elektrycznej i zasila w prąd 3,4 mln gospodarstw domowych. – Wyłączenia takich mocy nie wytrzymałby polski system energetyczny – powiedział wiceprezes PGE. Przypomniał, że PGE zakłada eksploatację węgla brunatnego w rejonie Bogatyni do 2044 roku, a w Bełchatowie do 2036 roku. Według niego, to jest odpowiedni okres „na sprawiedliwą transformację i przejście z energetyki konwencjonalnej na odnawialne źródła energii”. – Wierzymy, że znajdą się środki na sprawiedliwą transformację tych dwóch kompleksów. Pokazujemy konkretne plany inwestycyjne. Jest to z naszej strony istotna deklaracja, którą unijni urzędnicy powinni wziąć pod uwagę – powiedział Śliwa.
Rzeczpospolita/CIRE.pl/Michał Perzyński