– W euroatlantyckiej przestrzeni gospodarczej brak sukcesów energetyki jądrowej jest bezdyskusyjny. Nowych inwestycji jest niewiele, a te realizowane ślimaczą się latami i już dwóch renomowanych oferentów technologii reaktorowych ogłosiło poważne trudności finansowe. Obecnie bardzo trudno zbudować w Europie i Ameryce elektrownie jądrową, która jednocześnie zapewni konkurencyjne koszty produkcji energii, będzie sukcesem inwestora i w istotny sposób wpłynie na realizację celów strategicznych państwa – pisze prof. Ludwik Pieńkowski z Akademii Górniczo-Hutniczej.
Aby pokonać kryzys stosowane są różne metody. Niektórzy zdeterminowani inwestorzy europejscy korzystają z zasobów finansowych i technologicznych Chin i Rosji lub to rozważają. Musi to budzić kontrowersje, choćby ze względu na sprzeczność z europejskimi aspiracjami oparcia gospodarki na wiedzy, innowacjach technologicznych i zajęcia pozycji lidera w światowej gospodarce. U nas w przestrzeni publicznej dominuje debata o potrzebie znalezienia dobrego modelu finansowania programu atomowego, co chyba jest jedynie zaklinaniem rzeczywistości. Trudno przecież obronić tezę, że powodem dramatycznych opóźnień i przekroczenia budżetów inwestycji w Finlandii i we Francji były przyjęte tam dwa różne modele finansowania.
Możliwe, że chcąc pokonać kryzys warto zakwestionować przydatność dostępnych rozwiązań technologicznych, uznać że jest to najistotniejsza przyczyna braku sukcesów, stworzyć w krótkiej perspektywie realne, alternatywne rozwiązania. W Europie proces ten jedynie tli się, jest bardzo nieśmiały. Gdy w Wielkiej Brytanii we wrześniu 2016 roku podjęto decyzję o budowie elektrowni Hinkley Point C to niemal wszystkie środowiska zaangażowane w prace nad wdrożeniem i rozwojem reaktorów malej mocy przyjęły ją z entuzjazmem, ogłosiły że jest ona korzystna dla całego sektora energetyki jądrowej. Pewnym wyjątkiem jest stanowisko firmy Rolls-Royce promujące wizję uruchomienia w Wielkiej Brytanii w ciągu dwudziestu lat floty lekkowodnych reaktorów małej mocy, SMRów, o łącznej mocy 7 GW oraz wyeksportowania w tym czasie SMRów o całkowitej mocy 9 GW.
Z drugiej strony Rolls-Royce nadal liczy na kontrakty przy budowie elektrowni Hinkley Point C, co można zrozumieć, choć może też budzić pewne zdziwienie. Znacznie dziwaczniej promowanie nowych rozwiązań technologicznych prowadzone jest u nas, gdyż Narodowe Centrum Badań Jądrowych, NCBJ, wprost deklaruje, że proponowana przez nich technologia reaktorów wysokotemperaturowych typu HTR nie stanowi konkurencji dla współczesnych reaktorów dużej mocy. Jeszcze większe zdziwienie budzi zarysowany przez NCBJ i Ministerstwo Energii harmonogram i kosztorys budowy badawczego reaktora HTR małej mocy w Świerku. Gdyby w ciągu dziesięciu lat za kwotę znacznie mniejszą niż miliard dolarów możliwe było wybudowanie reaktora nowej generacji, choćby badawczego o bardzo małej mocy, to nasz świat byłby zupełnie inny. W tym świetle warto śledzić losy programu wdrożenia SMR-ów wykorzystujących technologie roztopionych soli (technologia IMSR). Jedna z firm rozwijających tą technologię kontynuuje starania o uzyskanie gwarantowanego przez rząd USA kredytu sięgającego 1,2 miliarda dolarów i kilka dni temu pokonała kolejny próg w negocjacjach. Można oczekiwać, że ewentualne pozyskanie tak dużych środków wyzwoli impuls wzmacniający konkurencję technologiczną z korzyścią dla całego sektora energetyki jądrowej.
W USA konieczność wdrażania nowych, konkurencyjnych technologii reaktorowych jest znacznie lepiej rozumiana niż w Europie i widać też większy pragmatyzm w podejmowanych tam działaniach. Amerykanie dobrze wiedzą, że flota ich elektrowni jądrowych starzeje się i problem ten będzie wyzwaniem dla gospodarki już za kilkanaście lat. Lekkowodne SMR-y w USA uznawane są za dojrzałą technologię. Ich wdrożenie niesie minimalne ryzyko technologiczne, gdyż wykorzystują one dobrze sprawdzone technologie reaktorów lekkowodnych, a ich innowacyjność bazuje na modularnej konstrukcji elektrowni, budowaniu jej etapami z małych, bezpieczniejszych i prostszych reaktorów konstruowanych w kontrolowanych warunkach fabrycznych, a nie na placu budowy. Wiarygodność programu uruchomienia pierwszej elektrowni składającej się z 12 lekkowodnych SMR-ów o mocy 600 MW w 2025 roku znacznie wzrosła gdy zgodnie z harmonogramem w styczniu 2017 roku uruchomiono proces wydania licencji, czyli pozwolenia na budowę. Szacuje się, że na przygotowanie tego dojrzałego projektu wydano już miliard dolarów z środków prywatnych i wykorzystano wsparcie administracji USA rzędu kilkuset milionów dolarów.
Dziś możliwe są tylko trzy scenariusze losów tego programu: Lekkowodne SMRy okażą się za drogie, nieprzydatne dla gospodarki i realizacji rządowych planów strategicznych.Będą konkurowały z dostępnymi reaktorami dużej mocy, ale nie osiągną pozycji dominującej. Proces ten może jednak doprowadzić do istotnego zmniejszenia kosztów budowy dostępnych dziś reaktorów dużej mocy i pośrednio przyczynić się do wyjścia z kryzysu.Rynek i rządy wspierające energetykę jądrową uznają lekkowodne SMR-y za atrakcyjną opcję i SMR-y będą masowo budowane jeszcze przed rokiem 2030.
Z pragmatycznego punktu widzenia trudno oczekiwać poważnego – czyli wielomiliardowego – zaangażowania się administracji USA i inwestorów prywatnych w programy wdrożenia zaawansowanych technologii reaktorowych przed rozstrzygnięciem losów lekkowodnych SMRów. Zapewne nastąpi to w ciągu najbliższych lat, najpóźniej w latach 2025 – 2030, gdy będzie możliwe wydanie wiarygodnej oceny pierwszej elektrowni z tymi reaktorami. Dojrzałość programu wdrożenia lekkowodnych SMR-ów znacznie podniosła poprzeczkę przed programami rozwijającymi inne, potencjalnie bardzo atrakcyjne technologie reaktorowe, które jednak dziś wymagają wielomiliardowych nakładów na badania, przygotowanie dojrzałego projektu i przeprowadzenia procesu licencyjnego. Programy te zapewne też będą wymagały partnerstwa publiczno-prywatnego przy budowie pierwszego reaktora demonstracyjnego, podobnie jak zakładał to porzucony w 2012 roku program mający wdrożyć w latach 2006 – 2021 w USA reaktory wysokotemperaturowe typu HTR.
Należy podkreślić, że program budowy pierwszej elektrowni z lekkowodnymi SMR-ami jest realizowany jedynie przez inwestorów prywatnych, którzy już kilka lat temu zawiązali odpowiednie konsorcjum. Administracja USA wspiera ten program między innymi poprzez dofinansowanie procesu licencjonowania, ustalenie lokalizacji pierwszej elektrowni na terenie narodowego laboratorium w Idaho oraz umożliwienie inwestorom podjęcia starań w uzyskaniu rządowych gwarancje kredytowych.
Uważam, że już dziś warto zacząć badania w Polsce nad lekkowodnymi SMR-ami aby za kilka lat dysponować własną kompetencją w ocenie ich przydatności. W USA jeden z długofalowych programów zakłada wykorzystanie SMR-ów do zastępowania wyeksploatowanych bloków węglowych klasy 200 MW. Podobny problem do rozwiązania, choć w znacznie mniejszej skali mamy też w Polsce. Dziś prowadzone są prace wstępne nad programem którego celem jest przedłużenie żywotności tych bloków o kilkanaście lat gdyż wiele wskazuje iż jest to dobry pomysł dla zapewnienia stabilności naszego systemy elektroenergetycznego na najbliższe lata. Warto jednak już dziś zadać pytanie o późniejsze losy lokalizacji tych bloków. Gdzie, ile i kiedy warto w Polsce wybudować elektrowni jądrowych z lekkowodnymi SMR-ami? A może Żarnowiec, albo Świerk to dobre lokalizacje dla pierwszej elektrowni z lekkowodnymi SMR-ami o mocy kilkuset megawatów?