Piotrowski: Polska chce integracji z Bałtami. Spory to dla nas przykra niespodzianka (ROZMOWA)

7 września 2017, 13:00 Energetyka

BiznesAlert.pl: Polska nie chce LitPol Link 2. Czy zatem będziemy się synchronizować z krajami bałtyckimi?

Andrzej Piotrowski, fot. Ministerstwo Energii

Andrzej Piotrowski: – W interesie Polski, ale również Bałtów, jest ich synchronizacja z systemem europejskim. Dotąd istotną przeszkodą były doraźne obniżki cen energii uderzające w rentowność polskich bloków energetycznych, które i tak musimy utrzymać dla zapewnienia pewności zaopatrzenia w energię. Prowadzone przez strony rozmowy zbliżają moment uzyskania porozumienia.

Funkcjonujące na Litwie podmioty wprowadzające doraźnie tanią energię na polski rynek w efekcie powodowały pewne obniżenie bezpieczeństwa energetycznego Polski. Obecnie przeciwdziałamy temu na nasz koszt, bo ponosimy wyższe koszty, gdy nie ma oferty taniej energii. Chcielibyśmy jednak, aby bezpieczeństwo dostaw energii było wzajemnym zobowiązaniem opartym o proporcjonalnie ponoszone koszty. Już obecnie mamy możliwość przeprowadzenia procesu synchronizacji dzięki istniejącemu połączeniu LitPol Link, trzeba jednak dostosować tak połączenie jak i litewski (oraz estoński i łotewski) system energetyczny. Zakładając, że synchronizacja jest pewnego rodzaju bezpiecznikiem, czyli gwarancją dostaw musimy jednak mieć zarazem pewność, że Bałtowie są samowystarczalni i że są odłączeni od systemu rosyjskiego. W takiej aranżacji, synchronizacja rozwiązuje obecny problem bo eliminuje dostawy ze źródeł, na bazie których możliwe są spekulacyjne oferty. Natomiast, LitPol Link 2 zwiększałby skalę oddziaływania doraźnych impulsów taniej energii na rynek polski niekoniecznie poprawiając bezpieczeństwo systemu na Litwie.

BiznesAlert.pl: Czy ten scenariusz wyklucza tworzenie wolnej wymiany energii na granicy?

To zupełnie inna sfera. Jeśli Litwini zechcą budować z nami wspólny rynek energii elektrycznej, a pojawiają się takie deklaracje, to powinniśmy spojrzeć na to z trochę innej perspektywy i wspólnie zastanowić się jak miało by to wyglądać i jaka, bądź jakie koncepcje byłyby w tym przypadku realizowane. Na dziś wiele wskazuje, że z LitPol Link korzysta głównie kilka spółek litewskich, ale z kapitałem zagranicznym. Możemy się tylko  domyślać czemu to obecnie służy. Pragnę zwrócić uwagę, że choć elektrony nie są znaczone, to jeśli spojrzeć na bilans, to handel odbywa się głównie wtedy, kiedy dzięki zwiększonemu wytwarzaniu w Skandynawii tania energia pozwala Litwie zabezpieczyć jej potrzeby, a jednocześnie poprzez LitPol Link realizowany jest do Polski import energii dodatkowo wpływającej na Litwę energii z Białorusi i Obwodu Królewieckiego.

Czy Polacy nie chcą tej taniej energii?

Oczywiście, że chcemy. Ale tylko wtedy kiedy dodatkowa energia jest nam potrzebna, a obniżona cena nie oznacza, konieczności ponoszenia zdecydowanie wyższych kosztów w okresach, gdy nie będzie oferty dostaw przez połączenie z Litwą. Nie tylko cena się liczy. Musimy mieć nie doraźny, a długofalowy plan niezakłóconych dostaw. Doraźny handel nie powinien eliminować z rynku rentownych i dyspozycyjnych dostawców.

Elektrowni Ostrołęka, elektrowni jądrowej?

To jeszcze tematy przyszłości, ale już nie tak odległej, jak niektórzy sądzą. Na dziś poprzez doraźne tanie oferty droższe ale niezbędne dla bezpieczeństwa dostaw źródła tracą rentowność. Koszty wytwarzania energii w elektrowniach konwencjonalnych to z grubsza w 65 procentach koszty stałe. Im bardziej skrócimy czas pracy takiej elektrowni, tym droższą uzyskamy w efekcie energię z tej elektrowni. Na tym zjawisku korzystają „harcownicy”, którzy dostarczają energię sporadycznie, np. ze źródeł hydroenergetycznych Skandynawii, albo nawet z krajów, które nie stosują się do polityki klimatycznej, jak np. Rosja, gdzie cena energii może być w znacznym stopniu kształtowana na zamówienie polityczne.

A może na wspólnym rynku nadszedł już czas harcowników? Może tak powinien wyglądać handel energią?

Czy faktycznie odbiorcy są na to przygotowani? To widać po kataklizmie w północnej Polsce, kiedy obywatele domagali się interwencji państwa na rzecz natychmiastowego przywrócenia energii. Całkowicie wolny rynek mógłby sprawić, że kiedy potrzebowałby Pan np. naładować komputer, to cena energii z różnych powodów będzie wynosić nie 60 groszy tylko 600 zł za kWh. I nic nie będzie można zrobić. Niektórzy zwolennicy odnawialnych źródeł energii twierdzą, że czasem możemy sobie pozwolić na brak dostaw energii, a Ci którzy ją bardzo potrzebują powinni się o to zatroszczyć sami. Biorąc pod uwagę, że dziś w zasadzie od utrzymania dostaw energii zależą wszyscy użytkownicy to wszyscy powinni być aktywni, a elektrownie (lub agregaty prądotwórcze) lub magazyny energii, powinny stawać w przy szpitalach, komisariatach i innych miejscach użyteczności publicznej ale też i w domach, a nawet indywidualnych mieszkaniach. To utopijna wizja.

Czy to nie jest właśnie trend globalny?

Nie należy mylić energetyki rozproszonej z doraźnym podtrzymywaniem zasilania traktowanym jako równoprawne źródło zaopatrzenia w energię. To byłaby swoistego rodzaju koncepcja powrotu do przeszłości, kiedy sieci, a nawet i poszczególni odbiorcy nie byli połączeni. To krok w tył w zakresie wydajności, bo tworzone byłyby małe źródła wytwarzające energię mało efektywnie. Zarazem to rozwiązanie na bakier z ekologicznym podejściem. Proszę spojrzeć na agregaty prądotwórcze. One są wykorzystywane tylko w razie zaniku dostaw energii i nikt nie inwestuje np. w filtry cząstek stałych, eliminację siarczków, azotków czy nawet w efektywność spalania. Taki rozwój to mocno skrzywiona wizja energetyki rozproszonej i jest pozbawionym sensu uderzeniem w dużych ale efektywnych ekologicznie, a w dłuższym terminie i kosztowo, wytwórców, którzy muszą robić im miejsce, a jednocześnie dostosowywać się do wyśrubowanych norm np. z zakresu emisji.  W tym miejscu warto zadać sobie pytanie – czy naprawdę chodzi o środowisko, czy to raczej kotara przysłaniająca czyjeś partykularne interesy. Energetyka rozproszona to osobny temat, który jeśli nie popełnione zostaną podobne błędy jak we wczesnej fazie upowszechniania OZE, może okazać się doskonałym uzupełnieniem dużych mocy wytwórczych.

Czyli Polska nie chce synchronizacji na własny koszt. 5 września odbędzie się szczyt Polski i państw bałtyckich w Warszawie. Jakiego sygnału należy się spodziewać?

Polska i Litwa porozumiały się odnośnie potrzeby jak najszybszej synchronizacji. Jeżeli inne państwa bałtyckie potrzebują więcej czasu, to zawsze mogą dołączyć na późniejszym etapie. W przypadku Litwy chyba już udało nam się znaleźć rozwiązanie. Od początku dyskusji o synchronizacji  mówimy, że tego chcemy, ale musi się to odbyć bez szkód dla naszego systemu. Jeśli ma to być narzędzie awaryjne, to możemy je zrealizować na bazie istniejącej linii przesyłowej, ewentualnie zwiększając jej możliwości przesyłowe. Pojawiają  się głosy, że jedno połączenie to za mało z punktu widzenia bezpieczeństwa. Ale my i tak mamy niestety wąski przesmyk graniczący z Litwą, podatny na te same zagrożenia. Gdyby np. doszło tam do nawałnic podobnych to tych z 11 sierpnia br. np. z Pomorza, to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że straty pojawiłyby się zarówno na LitPol Link 1 jak i  2. Poza tym LitPol Link 2 musiałby powstać na terenach wrażliwych ekologicznie, co na pewno wiązało by się z protestami.

Przy LitPol Link 1 się udało.

Zaczęto jednak wiele lat wcześniej, gdy na wiele spraw patrzono nieco inaczej. Udało się i to nas cieszy ale z drugiej strony każdy skrawek zniszczonej przyrody to szkoda, z którą trudno się pogodzić. Warto też pamiętać, że kolejne nowe linie spotykają się z coraz większym oporem społecznym, jak np. w Ołtarzewie i innych miejscach. Jest propozycja linii podmorskiej i być może w przypadku konieczności zapewnienia dodatkowej przepływności jest to droższa ale mniej uciążliwa droga do rozwiązania problemu.

Czy będzie sygnał od Polski dla państw bałtyckich z Forum Ekonomicznego w Krynicy?

Pragnę zwrócić uwagę, że piłka nie jest po naszej stronie boiska. Brak porozumienia wśród Bałtów, to dla nas niespodzianka. Wygląda to tak jakby ktoś spoza UE starał się wprowadzić chaos w ten proces. Argumenty nie są gospodarcze, a sieci można synchronizować na różne sposoby. Łotwa ma do zrealizowania podobne zadania jak Litwa. Musi się z tym zmierzyć i doprowadzić do bilansowania się, aby możliwa była synchronizacja.

Ryga wysyła mieszane sygnały.

Łotysze są w trudnej sytuacji. Duża część społeczeństwa to Rosjanie, którym z różnych powodów może być bliżej do projektów realizowanych przez Rosję. Chcielibyśmy zrealizować wspólny projekt, ale każdy kraj musi sam zdecydować jakie ma priorytety.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik