KOMENTARZ
Justyna Piszczatowska
WysokieNapiecie.pl
Sektor odnawialnych źródeł energii od trzech lat nie może doczekać się ustawy o OZE. W najbliższych dniach, czy tygodniach, rząd zadecyduje w kluczowych sprawach, których dotychczas nie udało się rozstrzygnąć.
Chodzi przede wszystkim o to, ile dopłat otrzymają w przyszłości farmy wiatrowe, elektrownie wodne, czy instalacje do współspalania biomasy w węglowych elektrowniach. Ministerstwa nie porozumiały się też dotychczas, jak między budżet a administrację podzielić środki z opłat zastępczych. To koszty ponoszone przez firmy, które „nie wyrobią” wskaźników udziału zielonej energii w całkowitej sprzedaży.
Oczekiwane są decyzje rządu w jeszcze kilku innych ważnych dla energetyki odnawialnej kwestiach. Ale losy projektu ustawy o OZE podążały dotychczas już tak kuriozalnymi ścieżkami, że coraz więcej osób wątpi, czy ten dokument kiedykolwiek wejdzie w życie.
Paradoksalnie, z ostatnich informacji wynika, że brak ustawy o odnawialnych źródłach energii może być wkrótce jednym z mniej istotnych problemów tego sektora. Jak czytamy na portalu gramwzielone.pl, Komisja Europejska sprawdza właśnie nasz dotychczasowy system wsparcia. Gdyby – w co trudno dziś uwierzyć – Bruksela kazała zwrócić udzielone od 2005 r. wsparcie, byłaby to całkowita klęska OZE i konieczność zwrotu ponad 20 mld zł.
Można przypuszczać, że unijne postępowanie ma charakter wyłącznie proceduralny. Skoro Unia Europejska sama zachęca do wspierania zielonej energii, to jak miałaby odbierać te dopłaty? Ale skoro skarga do KE trafiła, to sprawiedliwości musi stać się zadość. Na cenzurowanym znajdą się przede wszystkim krytykowane przez branżę wiatrową dopłaty do współspalania biomasy oraz dla elektrowni wodnych. Komisja dopiero rozpoczyna działania i nie chce przesądzać dzisiaj, czy możemy jako Polska narazić się na zarzut o zastosowaniu niedozwolonej pomocy publicznej. Procedura potrwa pewnie jeszcze wiele miesięcy. Pewne jest jedno – o wsparciu dla polskich OZE jeszcze będzie głośno. I to niejeden raz.