– Przygotowany na zlecenie firm energetycznych projekt rynku mocy trafił właśnie do Ministerstwa Gospodarki. Znamy szczegóły tej propozycji. O wsparcie trzeba będzie powalczyć na aukcjach, pojawią się kontrakty różnicowe. Otwarte pozostaje pytanie o termin, w którym program pomocy zacznie faktycznie działać – pisze Justyna Piszczatowska z WysokieNapiecie.pl.
– Dotarliśmy do raportu, w którym firma doradcza EY proponuje jak rynek mocy w Polsce może wyglądać. Opracowanie powstało na zlecenie Towarzystwa Gospodarczego Polskie Elektrownie i współpracujących z nim firm. Dokument ma być „wsadem” do dalszych prac i propozycją dla Ministerstwa Gospodarki – podaje dziennikarka. – Autorzy raportu nie przesądzają z góry jak powinna wyglądać nowa architektura rynku energii. Dają pod rozwagę dwa stosowane na świecie pomysły: scentralizowany rynek mocy wraz z systememkontraktów różnicowych oraz zdecentralizowany rynek z kontraktami. Z wypowiedzi Marka Woszczyka, prezesa PGE wynika jednak, że pierwsze rozwiązanie jest przez firmy energetyczne preferowane.
ednostki wytwórcze podobnie jak w Anglii, także i w Polsce będą się ubiegać o wsparcie w trybie aukcyjnym. Licytacje mają się odbywać na cztery lata przed rokiem dostawy, czyli jeśli dana elektrownia miałaby działać w ramach rynku mocy w 2020 roku, to aukcja musi odbyć się już w 2016 r.
Źrodło finansowania ma być to samo co zwykle – pieniądze na dopłaty dla elektrowni pochodzić będą od odbiorców energii elektrycznej. W ich rachunkach za prąd pojawiłby się nowy składnik – płatność mocowa. Ile w sumie może kosztować cały proponowany system? Jak możemy przeczytać w raporcie dla MG, poziom cen na rynku mocy o proponowanych rozwiązaniach waha się od 30 do 50 proc. przeciętnej marży mocowej. W polskich warunkach to ceny na poziomie 150 – 250 tys. zł/MW/rok – czytamy na WysokieNapiecie.pl. – Alternatywnym modelem byłby rynek zdecentralizowany, czyli rozwiązanie wdrażane np. we Francji. To bardziej skomplikowana koncepcja. Nabywcami dostępnej mocy na każdy rok byliby sprzedawcy energii oraz najwięksi odbiorcy. Konieczne byłoby uruchomienie systemu certyfikatów na dostawy mocy sprzedawane na rynku wtórnym. Zaletą tego modelu jest doliczanie kosztów zamówionej mocy do rachunku za energię, a nie dystrybucję. W efekcie sprzedawcy mogliby między sobą konkurować na to kto taniej zagwarantuje dostępną moc dla swoich klientów.
Źródło: WysokieNapiecie.pl