Opozycja grzmi, że mamy „prąd drogi jak nigdy” i że będzie on „najdroższy w UE”. Portal WysokieNapiecie.pl postanowił sprawdzić ile w tym prawdy, a ile politycznej demagogii – pisze Bartłomiej Derski z portalu WysokieNapiecie.pl.
Na ulicach polskich miast kampania samorządowa w pełnej krasie. Tradycyjnie, ogólnopolskie parte przerzucają się hasłami mającymi niewiele wspólnego z decyzjami samorządów. Dwa z nich głoszą, że mamy „prąd drogi jak nigdy” i że „prąd będzie najdroższy w UE”. Próżno szukać rozwinięcia tych tez, więc WysokieNapiecie.pl postanowiło sprawdzić ile w tym prawdy na kilka różnych sposobów.
Trzeba odróżnić dwie ceny prądu – hurtową, po jakiej energię sprzedają elektrownie, a kupują spółki handlujące elektrycznością (i największy przemysł), oraz detaliczną, płaconą przez gospodarstwa domowe (i niemal wszystkich pozostałych odbiorców).
Droższy prąd w hurcie
Prąd w hurcie rzeczywiście w ostatnich miesiącach jest bardzo drogi. W lipcu średnioważona cena na Towarowej Giełdzie Energii wyniosła niemal 235 zł/MWh, w stosunku do 157 zł rok temu. Ceny hurtowe wzrosły więc o połowę. Nie jest to jednak najwyższa wartość w historii, jak mogłoby wynikać z haseł wyborczych. W mroźnym grudniu 2011 roku miesięczna cena przekraczała 240 zł. Jeżeli uwzględnimy zmianę wartości złotówki w czasie, to ówczesny koszt zakupu energii przekraczałby dziś 270 zł/MWh.
Rekord cenowy ustanowiony został natomiast tydzień temu w przypadku energii kontraktowanej na przyszłe lata. Dostawy prądu na 2021 rok zamawiano po niemal 268 zł/MWh. Ostatni raz porównywalnie drogo było siedem lat temu (263 zł). Jednak, jeżeli weźmiemy pod uwagę ceny realne, to w 2011 roku za prąd z dostawą na 2013 rok płacono równowartość 295 zł/MWh, a więc więcej, niż teraz.
Ceny na rynku hurtowym są więc wysokie, ale niekoniecznie „jak nigdy dotąd”. Samorządy, o które toczy się aktualna walka wyborcza, nie mają za to na nie żadnego wpływu. Niewielki wpływ ma także rząd. W każdym razie rząd jednej kadencji. Za wzrostami cen prądu na giełdzie stoją bowiem drożejący węgiel na światowych rynkach i drożejące uprawnienia do emisji dwutlenku węgla, które muszą od rządu kupować elektrownie węglowe. Węgiel na świecie podrożał przez ostatnich 12 miesięcy o 20%. W ślad za tymi wzrostami do góry (o 15% do czerwca) poszły też ceny węgla w Polsce. Ponaddwukrotnie podrożały w tym czasie uprawnienia do emisji CO2.
W dużym uproszczeniu starsze elektrownie na wyprodukowanie 1 MWh energii elektrycznej potrzebują 0,5 tony węgla i emitują przy tym do atmosfery 1 tonę CO2. Wobec tego koszty zakupu węgla przez ostatni rok przełożyły się na wzrost cen energii o 15 zł/MWh, a emisji dwutlenku węgla o kolejnych 65 zł/MWh. Łącznie koszty produkcji tylko ze względu na te dwa elementy poszły więc do góry o 80 zł/MWh, co widać w notowaniach energii na giełdzie. Z tych samych powodów ceny prądu idą do góry w całej Europie. Nawet tam, gdzie węgla nie spala się niemal w ogóle, jak w Skandynawii, bo poprzez podmorskie kable energetyczne stawki na tamtejszych rynkach są coraz silniej skorelowane z polskimi czy niemieckimi.
Oczywiście długoterminowo to rząd odpowiada za politykę energetyczną. Jednak na to z czego dziś powstaje prąd w naszym kraju miały wpływ po kolei właściwie wszystkie rządy od 1989 roku. Dominującym stanowiskiem, który wciąż bardzo dobitnie podkreśla rząd PiS, było zachowanie jak największego udziału produkcji prądu wyłącznie z węgla. Takie tezy politycy głosili nawet wówczas, gdy było już wiadomo, że ceny uprawnień do emisji CO2 będą drożeć.
Czy zamiłowanie rządu do węgla i rosnące ceny prądu w hurcie przełożą się na rachunki polskiej rodziny? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl