Przez wiele lat izolowany i bazujący głównie na imporcie oraz tranzycie surowca z kierunku wschodniego, rynek gazu ziemnego w Polsce w ostatnich latach przeszedł szereg gruntownych zmian. Budowa, a obecnie rozbudowa gazoportu, inwestycje w połączenia transgraniczne oraz formalizowanie kolejnych faz w projekcie Baltic Pipe sprawiają, że w rozważaniach i dyskusjach coraz częściej pojawiają się pytania czy i kiedy Polska zrezygnuje z dostaw gazu z Rosji – pisze Jacek Wróbel ze Studenckiego Koła Naukowego Energetyki Szkoły Głównej Handlowej będącego partnerem merytorycznym BiznesAlert.pl.
Coraz większa przepustowość
W celu analizy rozwoju rynku gazu ziemnego w najbliższych latach należy poznać najistotniejsze informacje związane z jego obecny stanem. Roczne zapotrzebowanie Polski na gaz ziemny w 2017 roku wyniosło 17,7 mld m sześc.. Około jedna czwarta gazu pochodzi z wydobycia krajowego; pozostała część paliwa była importowana. Z kierunku wschodniego w 2017 roku pochodziło niemalże 10 mld m sześc. gazu wysokometanowego. Bilans uzupełniała wymiana handlowa z Niemcami oraz w nieznacznym stopniu z Czechami oraz Słowacją. Już 10 procent krajowego zapotrzebowania na gaz ziemny w 2017 roku zapewnione było przez rozprężony gaz LNG pochodzący z terminala w Świnoujściu. W 2018 roku PGNiG sprowadziło ze Wschodu o ponad 0,62 mld m3 mniej gazu ziemnego niż w roku 2017. Import LNG (z Kataru, Norwegii i USA) w 2018 roku wzrósł o prawie 1 mld m sześc. (wzrost o 58,2 procent) i osiągnął ponad 2,71 mld m sześc..
W ciągu najbliższego piętnastolecia w Polsce należy spodziewać się wzrostu popytu na gaz ziemny, sięgającego nawet 30 procent obecnego zużycia. Tempo i struktura przyrostu będą zależeć przede wszystkim od biegu zdarzeń w sektorze, który jest największym odbiorcą gazu, tj. przemyśle, a także w energetyce. „Polityka Energetyczna Polski do 2030 roku” przyjmuje, iż w 2030 roku zużycie gazu w Polsce wyniesie 20,2 mld m3, czyli o blisko 2,5 mld m3 więcej niż obecnie. Spółka Gaz-System S.A. jest bardziej odważna w swoich prognozach twierdząc, że wzrost zużycia gazu tylko w celu wytwarzania energii może wynieść 7,7 mld m3 do 2020 roku. Według innych ekspertów sektor energetyczny może zużyć od 4 do 8 mld m sześc. więcej, natomiast całkowity wzrost użycia gazu do 2020 roku szacowany jest na 8–11,5 mld m sześc., a do 2030 roku na 15 mld m sześc..
W ostatnim czasie w mediach pojawiło się bardzo wiele informacji związanych z działaniami mającymi na celu dalszą dywersyfikację dostaw gazu ziemnego w naszym kraju. Do polskiego terminalu LNG w Świnoujściu dotarła 60. dostawa gazu skroplonego, pierwsza tłocznia gazu w Baltic Pipe uzyskała decyzją lokalizacyjną (planowane ukończenie w 2022 roku), a PGNiG optymalizuje wydobycie z krajowych złóż. Dodatkowo, w 10-letnim planie rozwoju opublikowanych przez Gaz-System potwierdzono chęć ściągnięcia do Zatoki Gdańskiej pływającego terminala typu FSRU (Floating Storage and Regasification Unit) o zdolności regazyfikacji do 4 mld m sześc. rocznie. Postępuje również rozbudowa gazoportu w Świnoujściu. Planowana na cztery lata inwestycja ma zwiększyć możliwości regazyfikacyjne z 5 do 7,5 mld m sześc..
Co będzie po 2022 roku?
W związku z panującym w sektorze optymizmem, premier Morawiecki ogłosił, że: „za 3-4 lata Polska będzie w pełni wolna od dostaw gazu ze Wschodu”. To właśnie wtedy wygasa umowa regulująca większość importu paliwa z Rosji do Polski, tzw. kontrakt jamalski. Jest to długoterminowa umowa między PGNiG a Gazpromem na dostawy gazu z września 1996 roku i obowiązująca do 2022 roku. Zapisy kontraktu były renegocjowane w 2010 roku. Ówcześni wicepremierzy Polski i Rosji, Waldemar Pawlak oraz Igor Sieczin, podpisali jesienią 2010 roku międzyrządowe porozumienie w sprawie zwiększenia dostaw gazu do Polski, a PGNiG oraz Gazprom podpisały aneks do kontraktu jamalskiego. Porozumienie dotyczyło zwiększenia dostaw rosyjskiego gazu do Polski o ok. 2 mld m sześc. rocznie. Tranzyt gazu został przewidziany w osobnym kontrakcie przesyłowym do 2019 roku, a dostawy – w kontrakcie opisywanym w tym tekście – do 2022 roku. Dotychczasowa umowa zawiera niekorzystne i przestarzałe klauzule, a jego formuła cenowa jest sztywno powiązana z ceną ropy naftowej. Wyjątkowo niekorzystny jest również fakt, iż kontrakt ten podpisany jest w formule „take or pay” (ang. bierz albo płać). Jest to charakterystyczne dla długoterminowych kontraktów, które zapewniają coroczną ilość potrzebnego dla kraju gazu. Jeśli kupujący nie odbiera całej zakontraktowanych objętości – płaci grzywnę.
Piotr Naimski, pełnomocnik rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej wielokrotnie podkreślał, że Polska nie zamierza podpisywać długoterminowej umowy na dostawy gazu z Rosji po 2022 roku. Urzędnicy pełnomocnika nie wykluczają jednak krótkoterminowych umów na dostawy wolumenów surowca z Rosji, jeśli będą one opierać się na czysto rynkowych warunkach. Jednakże większa presja cenowa wobec spółki Gazprom związana z większą konkurencyjnością rynku w Polsce zdecydowanie poprawia pozycję Polski w negocjacjach z Gazpromem. Jeśli strona rosyjska będzie w stanie zaoferować rynkowe warunki sprzedaży gazu, to wtedy będzie mogła wziąć udział w staraniach o nasz rynek. Według wiceprezesa PGNiG taki kontrakt nie miałby charakteru długoterminowego i nie dotyczyłby ,,dużych wolumenów” gazu.
Jednakże zdaniem autora doniesienia o całkowitym zaprzestaniu importu gazu z Rosji i poleganiu tylko na kontraktach spotowych są w obecnej chwili nierealne, w szczególności, jeśli Polska chciała by być pośrednikiem w realizacji transakcji na rynku gazu (jako hub gazowy w Europie Środkowo-Wschodniej). Zakładając hipotetyczne zużycie gazu w roku 202X na poziomie około 20 mld m sześc. i zakończoną budowę infrastruktury, nie importując żadnego gazu ziemnego z Rosji na terenie Polski będziemy mieli do dyspozycji: wydobycie własne – 4 mld m sześc., Baltic Pipe – 10 mld m sześc., Gazoport w Świnoujściu – 7,5 mld m sześc.. Sumarycznie pozostaje tylko 1,5 mld m3 nadwyżki nad prognozowanym zapotrzebowaniem. To zdecydowanie za mało, aby poważnie myśleć o tym, żeby stać się hub’em dla regionu, a także o całkowitym zaprzestaniu importu surowca z Rosji. Będąc w opozycji do powyższych wyliczeń łatwo można wylistować potencjalne ryzyka: wydobycie własne może nie rozwijać się w zakładanym tempie, gaz z Norwegii może nie być konkurencyjny cenowo, a gazoport z pewnością nie będzie wykorzystywany w stu procentach. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt istnienia wybudowanej już, bardzo kapitałochłonnej infrastruktury, która jest przystosowana do importowania surowca ze wschodu, a jej niewykorzystywanie będzie niezasadne z ekonomicznego punktu widzenia.
W rozważaniach nt. rynku gazu ziemnego w Polsce nie należy, a wręcz nie można zapominać o inwestycji Nord Stream 2. Jej realizacja pozwoli skoncentrować niemal cały rosyjski eksport gazu do Europy na jednej trasie. Razem z już istniejącym Nord Stream 1 nowy gazociąg pozwoli na dostawy z pominięciem krajów CEEC do 110 mld m3 rocznie, co stanowi około 70 procent rocznego importu tego surowca z Rosji do UE. W takim wypadku, również ze względu na bardziej konkurencyjne ceny na rynku niemieckim, państwa ościenne, a także Polska mogłyby importować rosyjski gaz z Niemiec. Podobnie jak w przypadku rewersu na Gazociągu Jamalskim krajem eksportującym w takim przypadku są Niemcy. Zakładając nawet całkowite zaprzestanie importu gazu z Rosji, to czy importowanie surowca z Zachodu (poza statystyką oczywiście) byłoby faktycznie dywersyfikacją i uniezależnieniem się od wschodniego partnera? Zachęcam do przemyśleń i dyskusji.