–Teheran oczekuje od Waszyngtonu uszanowania rezolucji RBN ONZ 2231 i przywrócenia partycypacji USA w JCPOA . W zamian irańskie władze oferują jedynie powrót do status quo. Oznacza to, że do zaprzysiężenia Iran chce zdominować narrację, a perspektywy prezentują więcej pytań niż odpowiedzi – pisze Łukasz Przybyszewski, współpracownik BiznesAlert.pl*.
Źródło problemu to zapisy JCPOA i rezolucji RB ONZ
Kością niezgody między uczestnikami JCPOA (porozumienie nuklearne – przyp. red.) oraz członkami RB ONZ jest interpretacja prawna: czy można odejść od respektowania niewiążącego porozumienia politycznego, którym było JCPOA, a jednocześnie wywiązywać się z wypełniania rezolucji RB ONZ 2231 (odtąd: RRB2231), która popierała JCPoA? Według interpretacji administracji D. Trumpa – tak. JCPoA i rezolucja 2231 nie wskazuje bowiem w jaki sposób można utracić ani przywrócić status uczestnika porozumienia. Prawdopodobnie przywrócenie sankcji jest wciąż teoretycznie możliwe, ale pozostali członkowie RB ONZ zablokowali ruchy przewodniczącego Rady. Większość członków RB poinformowało przewodniczącego, że nie uznają interpretowania uczestnictwa USA w JCPoA jako wciąż obowiązującego i faktycznego. Wobec takiego stanu rzeczy przewodniczący RB był zmuszony kierować się dobrą wolą i uznać, że nie może samodzielnie zaproponować propozycji rezolucji o utrzymaniu upływu terminu obowiązywania sankcji RB ONZ. Gdyby tak zrobił, to USA podczas głosowania oddałyby głos negatywny, a to skutkowałoby właśnie przywróceniem sankcji. Wobec tego aktualnie znajdujemy się w „reżimie sankcyjnym Schrödingera”: USA obecnie wciąż uznają, że sankcje ONZ mogą zostać przywrócone, choć na razie jedynie w wymiarze unilateralnym, ale o konsekwencjach multilateralnych, a pozostali członkowie RB ONZ uważają odwrotnie.
Waszyngton i Iran zwiększają presję
Zasadniczo niezależnie od tego, czy Donald Trump zostałby ponownie wybrany, czy nie, obecna polityka cotygodniowych nowych sankcji i tak zostałaby najpewniej wdrożona. Gabinet Trumpa wprowadzał kolejne obostrzenia w regularnym odstępnie 4 dni od 22 października br., a przed tą datą zazwyczaj w odstępach ok. 2-3 tygodniowych, jeśli cofniemy się aż do maja 2018 r. Iran starał się postępować symetrycznie, odchodząc do pewnego stopnia od postanowień zawartych w JCPoA i RRB2231. Główny problem polega teraz na tym, że pojawiają się pierwsze sygnały o naruszeniach Iranu, które mogłyby zostać uznane jako znaczące złamanie postanowień JCPoA i RRB2231. Władze w Teheranie zatwierdziły w parlamencie na początku listopada posiadanie 120 kg uranu wzbogaconego do poziomu 20 proc. oraz powyżej 20 proc. na pokojowe, cywilne cele przemysłowe. Ażeby móc uzyskać ten poziom wzbogacenia i ilości, Iran dostarczył do przeniesionego pod ziemię zakładu wzbogacania w Natanz bardziej zaawansowane wirówki. Powodem zlokalizowania tego zakładu pod ziemią był prawdopodobny akt sabotażu – zamach bombowy dokonany na poprzednią, naziemną konstrukcję w lipcu br. Na razie jednak nie jest możliwe uznanie tego kroku za znaczące złamanie postanowień JCPoA i RRB2231, ponieważ wg. Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej w przypadku Iranu wzbogacony uran w wymiarze ilościowym wciąż nie daje powodów do niepokoju. Tajemnicą poliszynela jednak jest to, że w wymiarze jakościowym sytuacja jest alarmująca – osiągnięcie poziomu wysokiego wzbogacenia oscylującego w granicy 20+ proc. oznacza przebycie 90 proc. drogi w kierunku szybkiego wzbogacenia uranu do poziomu 85+ proc., czyli nadającego się do wykorzystania w broni jądrowej. Po zapoznaniu się prawdopodobnie właśnie z tymi informacjami, Donald Trump miał rzekomo rozważać bezpośredni atak na obiekty irańskiego programu nuklearnego. Czy i jakie inne formy ataku były lub wciąż są analizowane – tego nie wiemy, ale ciężko oczekiwać, aby przedstawiano decydentowi tylko jedną możliwość. Wielu analityków i ekspertów na wieści o rozważanym ataku szybko zareagowało zdziwieniem i oburzeniem o braniu pod uwagę takiego scenariusza. Jednak bardzo niewielu wskazało, że Iran nie czekał z założonymi rękami na wyniki wyborów ani nie wstrzymał się z realizacją planu osiągnięcia wzbogacenia 20+ proc., pomimo wpłynięcia wyników zwiastujących wygraną J. Bidena.
Wąskie pole manewru Bidena
Choć Joe Biden zostanie zaprzysiężony dopiero 20 stycznia 2021 r., to rzesza zachodnich analityków już uznała, że jego deklaracje o ponownym uznaniu JCPoA z pewnością ziszczą się. Powód optymizmu jest prosty – do nakładania sankcji nie potrzeba było wielkiej liczby specjalistów, a w przypadku uruchomienia kanału dyplomatycznego stają się bardziej przydatni. Nie dziwi więc, że niektórzy sugerują nawet, że Waszyngton mógłby dokonać normalizacji stosunków dyplomatycznych z Teheranem. Zaoferowali przy tym szereg opinii i dostarczyli wiele doradczych dokumentów dotyczących dalszej polityki wobec Iranu. Jednak Joe Biden ma niewielkie pole manewru i wąski horyzont czasowy, o ile rzeczywiście zamierzałby wrócić do JCPoA przed upłynięciem kolejnego obostrzenia RB ONZ w 2023 r., które zasadniczo blokuje transfer towarów i technologii, które mogłyby przyczynić się do rozwoju systemów przenoszenia broni jądrowej. Zarówno Biden i irańscy politycy (m.in. prezydent Rouhani, minister SZ M. Dż. Zarif) oświadczyli, że są gotowi do negocjacji, o ile druga strona wykona pierwszy ruch. Na ten czas jakiekolwiek rozmowy znajdują się więc w impasie. Nawet jeśli Biden poleciłby niemal od razu rozpoczęcie działań deeskalacyjnych, to wątpliwe jest, aby najwyższy przywódca Islamskiej Republiki, ajatollah Ali Chamenei, zezwolił na negocjacje przed irańskimi wyborami prezydenckimi, które mają się odbyć w czerwcu 2021 r. Należy przy tym zauważyć, że czas potrzebny Iranowi na cofnięcie się do limitów JCPoA wynosiłby przynajmniej ok. 4 miesięcy. Warunki, które stawia przed USA również nie są łatwe – Teheran oczekuje rekompensat i wciąż stanowczo odmawia renegocjacji treści JCPoA. Powód ku temu jest jasny: ponowne przeformułowanie JCPoA wymagałoby zaangażowania wszystkich stron tego politycznego porozumienia oraz RB ONZ. Samo przywrócenie konsensusu w sprawie JCPoA nie stawia Iranu w szczególnie korzystnej sytuacji. Poza perspektywą poprawy warunków gospodarczych nie oferuje ono bowiem żadnych gwarancji odnośnie zakresu możliwych działań innych niż Iran uczestników porozumienia. Jeśli jednak faktycznie obie strony uznają, że powrót USA do respektowania JCPoA jest korzystny, to powinno do niego dojść przed wygaśnięciem kolejnego obostrzenia RB ONZ w 2023 r. Wówczas jednak Waszyngton nie będzie mógł liczyć na jakiekolwiek inne gesty ze strony Iranu niż ograniczenie aktywności programu nuklearnego do poziomów opisanych w JCPoA i RRB2231. Na chwilę obecną Iran posiada najprawdopodobniej ok. 4-5 t UF6 ( florku uranu VI), co mogłoby potencjalnie pozwolić na budowę kilku głowic nuklearnych. Ażeby mieć jakąkolwiek pewność, że Iran znów utraci możliwość produkcji broni atomowej należałoby więc albo zubożyć materiał, albo go wysłać do innego państwa, np. Rosji, tak jak to miało miejsce w przeszłości. Problematyczne pozostaną jednak nowe osiągnięcia we wzbogacaniu w zakresie badawczo-rozwojowym, które są wdrażane w Natanz, bo tych JCPoA nie przewidywało i nie reguluje. Natanz jest zatem jedną z dodatkowych i silnych kart przetargowych Iranu – czas potrzebny do produkcji wystarczającej ilości materiału do wykorzystania w głowicy jest szacowany na ok. 3,5 miesiąca. Jeśli w najbliższym czasie władze Iranu faktycznie skierują dodatkowych kilkaset (lub więcej) wirówek do Natanz, to możliwe jest, że czas ten zostanie znacząco zredukowany.
2021 – trudny rok Bidena
Dopóki najwyższą władzę sprawuje ajatollah Ali Chamenei to też raczej nie można mówić o możliwości zbliżenia Teheranu z Waszyngtonem. Niektórzy badacze wskazują, że w Iranie dokonuje się postępująca militaryzacja systemu politycznego oraz przejęcie instytucji przez Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (KSRI). Fakty jednak są takie, że rola i znaczenie KSRI wzrastało systematycznie, odkąd KSRI powstał. Jedyna większa różnica między poprzednimi dekadami, a obecną, jest taka, że w Iranie postępuje wzmocnienie się oligarchii powiązanej z resortami siłowymi i wywiadowczymi, spośród których najsilniejszy jest KSRI. Nawet jeśli faktycznie prezydentem IRI zostanie były wysokiej rangi oficer KSRI, to w wymiarze praktycznym niewiele to zmieni. Wyrażane obawy o tym, że Islamska Republika Iranu może zmierzać ku przekształceniu się w autorytarne państwo militarne mogą być zgoła nietrafione – wielu analityków zdaje się nie dostrzegać, że poza licznymi względnie młodymi oficerami KSRI jest równie wielu duchownych w podobnym wieku.
Jeśli wybory prezydenckie w Iranie w czerwcu przyszłego roku rzeczywiście wygra osoba wywodząca się wprost z KSRI, to można oczekiwać, że Biden nie będzie mógł liczyć na żadne ustępstwa Iranu, poza cofnięciem się do poziomu restrykcji z JCPoA. Możliwe także, że wiedza oraz sprzęt z projektu w Natanz nie zostałyby stracone, nawet gdyby Teheran zadeklarował się cofnąć nawet i te postępy. Utrzymanie tych zdobyczy i know-how będzie raczej stanowić skryte zabezpieczenie Iranu na wypadek powtórzenia się podobnej sytuacji w najbliższych latach. Nie oznacza to, że powrót USA do respektowania JCPoA nie jest niemożliwy. Wydaje się mało prawdopodobne, aby Biden zdołał tego dokonać jeszcze przed upływem 2021 r. bez radykalnych i kontrowersyjnych kroków. Aktualnie bardzo możliwym scenariuszem wydaje się utrzymanie impasu przez cały przyszły rok, co oznacza, że Biden może stanąć przed bardzo trudnym wyborem. Może on bowiem albo skupić się na uniemożliwieniu Iranowi wytworzenia dość dużo materiału do broni nuklearnej w sposób względnie pokojowy, ale kontrowersyjny, albo podobny do Trumpa, choć ubrany w miękki ton dyplomatyczny i pozbawiony głośnych rozważań o bezpośrednich atakach prewencyjnych. Na oba będzie miał ok. 1,5 roku czasu i żaden nie wyklucza, że w Iranie może dojść do różnego rodzaju cyberataków i aktów sabotażu lub zabójstw. Raczej nie należałoby się spodziewać, że Waszyngton zdecyduje się na jakiekolwiek rekompensaty, skoro JCPoA nie przewidywała takiego scenariusza, choć mogą pojawić się zachęty w jakiejś formie (finansowej lub złagodzenia egzekwowania np. eksterytorialnych sankcji USA).
Niejasne perspektywy
Nawet gdyby udało się jednak przywrócić funkcjonowanie JCPoA, a Iran cofnąłby się do zawartych weń limitów, to nie wiadomo, czy rzeczywiście szacowany czas potrzebny do wytworzenia wystarczającej ilości materiału do broni nuklearnej wydłużyłby się na powrót do 12 miesięcy. Dopóki nie minie pierwsze półrocze prezydentury Bidena i nie zarysują się pierwsze kierunki działań, dopóty nie można wykluczyć, że obecne status quo się utrzyma.
Ciężko orzec jakiego wyboru dokona w 2023 r. RB ONZ, gdyby okazało się, że Iran poczynił drastyczne postępy w zakresie m.in. międzykontynentalnych pocisków balistycznych i/lub jednak skrócił czas potrzebny do produkcji głowic nuklearnych. Oczywiście można pomyśleć, że ryzyko zbudowania jednak przez Iran bomby nuklearnej jest niskie, skoro większość członków stałych RB ONZ była albo przeciwna albo wstrzymała się od głosu, gdy USA próbowały w sierpniu br. wymusić przywrócenie wszystkich multilateralnych sankcji.
Nie wiemy jednak co się stanie, gdy umrze ajatollah Ali Chamenei i kto przejmie po nim władzę. Nie wiemy też, czy pozostali członkowie RB ONZ nie uznają, że preferują działać w oparciu o fakty dokonane, a nie domniemane. Wiemy jednak, że pomimo różnych starań dyplomatycznych sięgających czasów Reagana, Korea Północna w końcu rozwinęła własną broń nuklearną, a pamięta się też jak Indie rzekomo „zaskoczyły” USA pierwszą próbą w 1974 r.
Możliwe, że przez najbliższe lata zdarzy się coś niespodziewanego, ale lepiej byłoby, gdyby w ciągu 2 lat udało się jakoś ten konflikt załagodzić i znów zyskać trochę czasu. Ze sceptycznego punktu widzenia sytuacja ta, patrząc wstecz, w istocie, zdaje się być grą na zwłokę. Dlaczego tak to odbywało się jest jasne, choć być może czasem zapominane – program budowy systemów nośnych, które potencjalnie mogłyby przenosić głowicę jądrową, jest o wiele bardziej czaso- i kapitałochłonnym procesem, aniżeli uzyskanie odpowiednio dużej ilości wzbogaconego uranu lub plutonu. Dlatego też jedyne, czego z całą pewnością możemy spodziewać się po Iranie to utrzymania programu pocisków rakietowych i cywilnych systemów nośnych jako tematów absolutnie nie podlegających negocjacji. Oznacza to, że nawet jeśli Bidenowi uda się przywrócić funkcjonalne JCPoA lub też doprowadzić do nowego porozumienia około lub po 2023 r., to Iran nie zatrzymując swojego programu rozwoju różnych systemów nośnych wciąż zachowa możliwość względnie szybkiej budowy głowicy nuklearnej. Jeśli z jakichkolwiek powodów Teheran uzna, że wcześniejsze obietnice o nie rozwijaniu tego typu broni nie mają już racji bytu z uwagi na nowe zagrożenia, to wyposażenie różnego rodzaju pocisków w głowice nuklearne będzie wymagało niewiele wysiłku. Kluczem dla Bidena i jego następcy będzie zatem nie tyle co samo spowalnianie Iranu, co wsparcie amerykańskich partnerów w Zatoce Perskiej w rozwijaniu swych zdolności obronnych i ofensywnych w sposób równoważący irańskie postępy i zmniejszającego się zaangażowania USA w tym regionie.
*analityk Ośrodka Badań Azji Centrum Badań nad Bezpieczeństwem Akademii Sztuki Wojennej. Artykuł jest opinią prywatną, nie reprezentuje stanowiska władz ASzWoj
Przybyszewski: Wizja osi Chiny-Iran-Rosja może się nie spełnić