KOMENTARZ
Sijbren de Jong, The Hague Centre for Strategic Studies
Cyril de Widdershoven, TNO Energy
Gazociąg South Stream miał ciągnąć się z Rosji, przez Morze Czarne do Bułgarii, Serbii i Węgier a dalej do Austrii. Było tak do 1 grudnia tego roku, kiedy prezydent Władimir Putin ogłosił rezygnację z projektu i rozpoczęcie nowego, który w zamian uwzględniałby szlak do Turcji. Stworzenie węzła gazowego na granicy turecko-greckiej miałoby docelowo zapewnić gaz Europie Południowo-Wschodniej. Rezygnacja z South Stream mogła być niespodzianką. Skąd się wzięła nagła zmiana planów?
Z ceną w wysokości 50 mld dolarów projekt od początku był mało opłacalny, biorąc pod uwagę, że większość kosztów konstrukcji miałby ponieść państwowy Gazprom. Mimo to rura była atrakcyjna dla biedniejszych państw południowej Unii Europejskiej. To sendo sprawy. South Stream zakładał przepustowość na pozioie 63 mld m3 pomimo prognoz wróżących utrzymanie się niskiego zapotrzebowania na gaz ziemny w Europie przynajmniej do połowy lat 30. XXI wieku. Jednak biznes był tylko marginalnym elementem tego projektu. Prawdziwym motywem powstania projektu była geopolityka: wola uzależnienia Europy Południowo-Wschodniej od rosyjskiego gazu i ominięcia Ukrainy jako kraju tranzytowego, a w końcu, uderzenia w europejskiej plany dywersyfikacyjne uwzględniające region kaspijski, poprzez stworzenie podziału między północną a południowo-wschodnią Europą.
Z rosyjskiego punktu widzenia ta strategia ma sens. Jeśli South Stream zostałby dokończony, wysiłki UE na rzecz sprowadzenia kaspijskiego gazu do Europy stanęłyby pod znakiem zapytania, bo straciłyby poparcie polityczne kluczowych państw Korytarza Południowego: Włoch, Austrii, Słowenii, Chorwacji, Bułgarii i Węgier. Byłyby one przecież mocno związane z Gazpromem. Ponadto opłacalność ekonomiczna doprowadzenia nowych ilości gazu do Korytarza byłaby podważona przez działający już gazociąg o przepustowości 63 mld m3. Wtedy także plan modernizacji ukraińskich, starych gazociągów z udziałem firm europejskich i amerykańskich zostałby zaprzepaszczony, ponieważ South Stream stałby się nowym szlakiem tranzytowym. W ten sposób projekt zadałby trzykrotny cios w ambicje bezpieczeństwa energetycznego Europy. Jednakże rosyjski plan częściowo nie powiódł się. Chęć budowy rury przez Turcję pokazuje, że Kreml nadal używa swojej broni energetycznej w celu zwiększenia udziału rosyjskiego gazu w regionalnym rynku kluczowym dla tranzytu kaspijskiego surowca do Europy. Póki co jednak równowaga sił przechyla się na korzyść Turcji, gdzie rząd Recepa Tayyipa Erdogana przyjmuje coraz bardziej autokratyczny kurs.
South Stream to ostatni przykład z serii wydarzeń, które eksponują kardynalny problem Europy: kraje członkowskie wypełniają rosyjski plan wchodząc w bilateralne umowy z Kremlem podważające wspólną politykę bezpieczeństwa energetycznego na poziomie unijnym. Przy jednoczesnym pojawianiu się sygnałów na temat fundowania przez Rosję partii eurosceptycznych w Europie, należy uznać, że potrzeba stworzenia Unii Energetycznej nigdy nie była większa.