icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

PSE: Wiatraki zakłóciły pracę Krajowego Systemu Elektroenergetycznego

Dla Krajowego Systemu Elektroenergetycznego świąteczne noce – o ile wystąpi koincydencja pewnych zjawisk – mogą stanowić trudne wyzwanie. Tak stało się w ostatnie święta – zapotrzebowanie na energię było niewielkie, temperatury dodatnie, a wiatraki naprodukowały jej wielkie ilości.

W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia polskie wiatraki wyprodukowały prawie jedną trzecią całej wyprodukowanej w kraju energii. Ministerstwo Energii informowało potem, że tak duża produkcja z wiatru zakłóciła pracę Krajowego Systemu Elektroenergetycznego (KSE). Wiceszef resortu Andrzej Piotrowski wskazuje, że spowodowało to „konieczność nie tylko ograniczania wytwarzania konwencjonalnego, ale wręcz wstrzymania pracy całych bloków”.

Tymczasem – jak mówi – „z chwilą gdy wiatr ustał, a poświąteczny popyt wzrósł, tego typu bloki trzeba było uruchamiać i stabilizować ich pracę. Są to koszty tak finansowe, jak i środowiskowe, bo w okresie rozruchu trudniej utrzymać reżimy w zakresie emisji”.

Dyrektor Departamentu Usług Operatorskich w Polskich Sieciach Elektroenergetycznych (PSE) Jerzy Dudzik przyznaje, że generacja energii z wiatru bywa kłopotliwa.

„Nie zawsze w systemie są wystarczające możliwości, by zaabsorbować taką ilość energii, jaka jest produkowana. Na razie dotyczy to wybranych dni, a w zasadzie nocy w roku. To noce w czasie Świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy” – mówi Dudzik w rozmowie z PAP.

Dzieje się tak dlatego, że zapotrzebowanie na energię jest wtedy dużo niższe niż w czasie nieświątecznym. W ostatnie święta temperatury – jak na tę porę roku – były stosunkowo wysokie, więc zapotrzebowanie na energię elektryczną było ograniczone. Tymczasem pogoda była wietrzna i polskie wiatraki pracowały pełną parą: 26 grudnia ub. roku z mocą ponad 4000 MW, a zapotrzebowanie w tym czasie wynosiło 12 – 13 tys. MW.

System elektroenergetyczny, by bezpiecznie funkcjonować, musi zapewnić tzw. minimum techniczne pracy źródeł innych niż wiatrowe. Owo minimum jest inne latem, a inne zimą. „W okresie zimowym oceniamy je na prawie 10 tys. MW ” – mówi dyrektor Dudzik.

„Nie mogliśmy zimą odstawić elektrociepłowni, bo one produkują ciepło, a przy okazji energię elektryczną. Nie możemy też odstawić jednostek wytwórczych dużych elektrowni w całości, bo rozkład generacji wiatrowej jest taki, że ona jest głównie na północy (kraju – PAP), a na południu muszą być utrzymane źródła dla zapewnienia stabilnej pracy sieci. Kolejny powód to taki, że każda elektrownia ma tzw. minima bezpieczeństwa, co oznacza, że każda elektrownia posiada określoną liczbę bloków, które muszą być w ruchu (…). Uruchomienie elektrowni po pełnym wyłączeniu jest trudno wykonalne” – tłumaczy Dudzik.

W sytuacji gdy produkcja energii z wiatru przekraczała możliwości jej absorbcji, operator systemu przesyłowego musiał podjąć określone kroki. W pierwszej kolejności wykorzystano – specjalnie w tym celu – opróżnione zbiorniki elektrowni pompowo-szczytowych. W ten sposób uzyskano potencjał regulacyjny o mocy ok. 1600 MW.

Polski operator, w reakcji na tę sytuację, po raz pierwszy w historii sięgnął po możliwość tzw. umownego zaniżania elektrociepłowni. „Niektóre z nich mają taką technologiczną możliwość, że zamiast produkować ciepło w skojarzeniu z produkcją energii elektrycznej mogą odstawić te jednostki i zastąpić kotłami wodnymi, które produkują tylko ciepło. To oczywiście pogarsza wskaźniki ekonomiczne, więc traktują tę procedurę jako usługę na rzecz operatora” – tłumaczy Dudzik.

Sięgnięcie po tę procedurę było – jak mówi – „ostatnią rezerwą”, jaką operator mógł uruchomić przed zażądaniem od wytwórców redukcji produkcji farm wiatrowych. Taką możliwość daje prawo energetyczne, które stanowi, że operator musi podjąć wszelkie niezbędne działania, które służą zapewnieniu bezpieczeństwa systemu. Może więc zażądać wyłączenia wiatraków.

Dyrektor Dudzik zwraca jednak uwagę na pewną niejasność w zapisach dotyczącą następstwa wprowadzenia redukcji produkcji farm wiatrowych. Prawo energetyczne stanowi bowiem, że jeśli operator nakazuje coś wytwórcom, to ma pokryć dodatkowe koszty. „Tymczasem w przypadku farm wiatrowych nie ma dodatkowych kosztów, a jedynie utracone korzyści. To powinno być więc bardziej szczegółowo zapisane w ustawie. Można na przykład określić ilość bezpłatnej redukcji. Takie zapisy stosuje się w innych krajach” – dodaje Dudzik.

Jak zapewnia, PSE są przygotowane na sytuacje podobne do tej, która wystąpiła w ostatnie święta. „W przyszłości, jeśli produkcja farm wiatrowych będzie rosła – a będzie rosła szybciej niż zapotrzebowanie – to nie wykluczmy, że trzeba będzie wprowadzać okresową redukcję (produkcji – PAP) farm wiatrowych” – mówi.

Jak podkreśla, takie redukcje nie będą jednak czymś powszechnym; na razie ryzyko występuje w noce świąteczne, choć – przy wysokim nasyceniu farmami wiatrowymi – mogą być konieczne w również w niektóre weekendy.

Polska Agencja Prasowa 

Dla Krajowego Systemu Elektroenergetycznego świąteczne noce – o ile wystąpi koincydencja pewnych zjawisk – mogą stanowić trudne wyzwanie. Tak stało się w ostatnie święta – zapotrzebowanie na energię było niewielkie, temperatury dodatnie, a wiatraki naprodukowały jej wielkie ilości.

W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia polskie wiatraki wyprodukowały prawie jedną trzecią całej wyprodukowanej w kraju energii. Ministerstwo Energii informowało potem, że tak duża produkcja z wiatru zakłóciła pracę Krajowego Systemu Elektroenergetycznego (KSE). Wiceszef resortu Andrzej Piotrowski wskazuje, że spowodowało to „konieczność nie tylko ograniczania wytwarzania konwencjonalnego, ale wręcz wstrzymania pracy całych bloków”.

Tymczasem – jak mówi – „z chwilą gdy wiatr ustał, a poświąteczny popyt wzrósł, tego typu bloki trzeba było uruchamiać i stabilizować ich pracę. Są to koszty tak finansowe, jak i środowiskowe, bo w okresie rozruchu trudniej utrzymać reżimy w zakresie emisji”.

Dyrektor Departamentu Usług Operatorskich w Polskich Sieciach Elektroenergetycznych (PSE) Jerzy Dudzik przyznaje, że generacja energii z wiatru bywa kłopotliwa.

„Nie zawsze w systemie są wystarczające możliwości, by zaabsorbować taką ilość energii, jaka jest produkowana. Na razie dotyczy to wybranych dni, a w zasadzie nocy w roku. To noce w czasie Świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy” – mówi Dudzik w rozmowie z PAP.

Dzieje się tak dlatego, że zapotrzebowanie na energię jest wtedy dużo niższe niż w czasie nieświątecznym. W ostatnie święta temperatury – jak na tę porę roku – były stosunkowo wysokie, więc zapotrzebowanie na energię elektryczną było ograniczone. Tymczasem pogoda była wietrzna i polskie wiatraki pracowały pełną parą: 26 grudnia ub. roku z mocą ponad 4000 MW, a zapotrzebowanie w tym czasie wynosiło 12 – 13 tys. MW.

System elektroenergetyczny, by bezpiecznie funkcjonować, musi zapewnić tzw. minimum techniczne pracy źródeł innych niż wiatrowe. Owo minimum jest inne latem, a inne zimą. „W okresie zimowym oceniamy je na prawie 10 tys. MW ” – mówi dyrektor Dudzik.

„Nie mogliśmy zimą odstawić elektrociepłowni, bo one produkują ciepło, a przy okazji energię elektryczną. Nie możemy też odstawić jednostek wytwórczych dużych elektrowni w całości, bo rozkład generacji wiatrowej jest taki, że ona jest głównie na północy (kraju – PAP), a na południu muszą być utrzymane źródła dla zapewnienia stabilnej pracy sieci. Kolejny powód to taki, że każda elektrownia ma tzw. minima bezpieczeństwa, co oznacza, że każda elektrownia posiada określoną liczbę bloków, które muszą być w ruchu (…). Uruchomienie elektrowni po pełnym wyłączeniu jest trudno wykonalne” – tłumaczy Dudzik.

W sytuacji gdy produkcja energii z wiatru przekraczała możliwości jej absorbcji, operator systemu przesyłowego musiał podjąć określone kroki. W pierwszej kolejności wykorzystano – specjalnie w tym celu – opróżnione zbiorniki elektrowni pompowo-szczytowych. W ten sposób uzyskano potencjał regulacyjny o mocy ok. 1600 MW.

Polski operator, w reakcji na tę sytuację, po raz pierwszy w historii sięgnął po możliwość tzw. umownego zaniżania elektrociepłowni. „Niektóre z nich mają taką technologiczną możliwość, że zamiast produkować ciepło w skojarzeniu z produkcją energii elektrycznej mogą odstawić te jednostki i zastąpić kotłami wodnymi, które produkują tylko ciepło. To oczywiście pogarsza wskaźniki ekonomiczne, więc traktują tę procedurę jako usługę na rzecz operatora” – tłumaczy Dudzik.

Sięgnięcie po tę procedurę było – jak mówi – „ostatnią rezerwą”, jaką operator mógł uruchomić przed zażądaniem od wytwórców redukcji produkcji farm wiatrowych. Taką możliwość daje prawo energetyczne, które stanowi, że operator musi podjąć wszelkie niezbędne działania, które służą zapewnieniu bezpieczeństwa systemu. Może więc zażądać wyłączenia wiatraków.

Dyrektor Dudzik zwraca jednak uwagę na pewną niejasność w zapisach dotyczącą następstwa wprowadzenia redukcji produkcji farm wiatrowych. Prawo energetyczne stanowi bowiem, że jeśli operator nakazuje coś wytwórcom, to ma pokryć dodatkowe koszty. „Tymczasem w przypadku farm wiatrowych nie ma dodatkowych kosztów, a jedynie utracone korzyści. To powinno być więc bardziej szczegółowo zapisane w ustawie. Można na przykład określić ilość bezpłatnej redukcji. Takie zapisy stosuje się w innych krajach” – dodaje Dudzik.

Jak zapewnia, PSE są przygotowane na sytuacje podobne do tej, która wystąpiła w ostatnie święta. „W przyszłości, jeśli produkcja farm wiatrowych będzie rosła – a będzie rosła szybciej niż zapotrzebowanie – to nie wykluczmy, że trzeba będzie wprowadzać okresową redukcję (produkcji – PAP) farm wiatrowych” – mówi.

Jak podkreśla, takie redukcje nie będą jednak czymś powszechnym; na razie ryzyko występuje w noce świąteczne, choć – przy wysokim nasyceniu farmami wiatrowymi – mogą być konieczne w również w niektóre weekendy.

Polska Agencja Prasowa 

Najnowsze artykuły