icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Rak: Chiński Jedwabny Szlak i rosyjska bliska zagranica

ANALIZA

Krzysztof Rak

Ośrodek Analiz Strategicznych

Rosja, prowadząca niewypowiedzianą wojnę na Ukrainie, wzbudza strach. Boimy się potęgi pozbawionego skrupułów mocarstwa, które co roku 9 maja pręży przed nami swoje muskuły. Przewodniczącemu Xi Jinpingowi, który w tym roku osobiście obserwował rosyjskie czołgi na Placu Czerwonym, ten strach jest obcy.

Stosunki chińsko-rosyjskie pobudzają wyobraźnię. Na ich temat namnożyło się wiele mitów – często zupełnie się wykluczających. Wyobrażamy sobie, że te dwie potęgi Eurazji albo budują antyzachodni sojusz, albo przygotowują się do wojny między sobą. Tymczasem scenariusze te wydają się najmniej prawdopodobne. Biorą się one skądinąd z wiary w rosyjską propagandę i z niezrozumienia chińskiej strategii.

Mity i stereotypy

Najpopularniejsze mity w tej dziedzinie obala wydana przed kilkoma miesiącami znakomita analiza stosunków chińsko-rosyjskich autorstwa Michała Lubiny: „Niedźwiedź w cieniu smoka”. Pierwszym mit dotyczy kolonizacji rosyjskiego Dalekiego Wschodu, który jakoby zalewany jest przez miliony Chińczyków. Nic dalszego od prawdy. W całej Rosji, jak twierdzi Lubina, powołując się na badania rosyjskich demografów, mieszka od 300 tys. do 500 tys. Chińczyków, z czego ok. 200 tys. na terytoriach sąsiadujących z Państwem Środka.

Pekin preferuje poza tym inne strategie dominacji niż bezpośredni podbój, opanowanie i kontrola obcego terytorium. Chińczycy za starożytnym myślicielem Sun Zi uważają bowiem, że najlepiej pokonać przeciwnika bez walki.

Skąd więc katastroficzne wieści? Są one wytworem propagandy polityków rosyjskich, którzy na siłę szukają wroga. Aby odwrócić uwagę od nieudolnych i skorumpowanych rządów, szczują własne społeczeństwo na obcych. Wywoływanie ksenofobii to sprawdzona metoda rządzenia. Sinofobia spełnia analogiczną funkcję co antysemityzm.

Niewiele wspólnego z rzeczywistością ma również przekonanie o sojuszu chińsko-rosyjskim, którego celem miałaby być konfrontacja z Zachodem. Wbrew powszechnemu mniemaniu taki alians nie jest korzystny dla żadnego z tych mocarstw. Dla Chin i Rosji pierwszoplanowe znaczenie mają stosunki z USA i jego sojusznikami.

Pekin dzięki dobrym relacjom z Moskwą ma przede wszystkim „spokój na północnych rubieżach”, za którymi czaiły się w historii największe zagrożenia dla Państwa Środka. Może się więc skupić na rozgrywce z konkurentami w Azji południowo-wschodniej (Indie, Wietnam, Japonia) i przede wszystkim z USA. Od niej bowiem zależeć będzie przyszłość tego mocarstwa.

Chinom zależy na utrzymaniu izolacji Moskwy od świata zachodniego. W ten sposób mają suwerennego partnera, z którym mogą grać na międzynarodowej szachownicy. Obydwa państwa dążą do tego, aby nie było jednego hegemona, który rządziłby światem; aby istniało wiele globalnych centrów władzy.

Pekin obok kalkulacji geopolitycznej ma i geoekonomiczną. Izolowana Rosja z pewnością nie zmodernizuje swojej gospodarki i państwa, a więc zawsze będzie słabszym partnerem Państwa Środka (partnerem juniorem).

W dalekiej przyszłości, w perspektywie dekad, Pekin za najlepszy scenariusz uznałby sytuację, której Rosja – użyjmy terminologii Immanuela Wallersteina – przestałaby być państwem peryferyjnym Zachodu, a stała się państwem peryferyjnym Chin. To jednak wiązałoby się z rewolucyjną zmianą systemu światowego, polegająca na tym, że Zachód przestałby być jego centrum, a stałyby się nim Chiny lub żeby obok euroatlantyckiego powstało drugie – chińskie centrum. Sam Wallerstein wyraźnie sugeruje, że nadchodzi kres jednolitego systemu światowego (z jednym centrum). W konsekwencji może powstać wiele systemów światowych.

Jedwabny Szlak

Dobrą miarą stanu relacji Pekinu i Moskwy jest projekt Jedwabnego Szlaku (zgodnie z nomenklaturą: Ekonomiczny Pas Jedwabnego Szlaku – Silk Road Economic Belt). Został on zaprezentowany we wrześniu 2013 r. przez przewodniczącego Xi. Najogólniej rzecz ujmując, ma on na celu stworzenie pasa sieci infrastrukturalnych, łączących Chiny z jej najważniejszym, obok USA, partnerem handlowym, czyli Europą (przede wszystkim Unią Europejską). Chodzi tu o drogi, linie kolejowe (w tym dla szybkiej kolei), porty, rurociągi itd. Pekin deklaruje, że przeznaczy na ten projekt fundusze w niewyobrażalnej niemal kwocie 900 mld dolarów. Pierwszym, dzisiaj najważniejszym, przystankiem tego szlaku jest Azja Centralna (Kazachstan). I tu się on rozwidla. Jedna z projektowanych dróg przebiegać będzie przez Rosję, Białoruś, Polskę i dalej na Zachód. Druga będzie omijać Rosję i przebiegać na południe od Morza Kaspijskiego i Czarnego do Europy Południowej. Powstaną też odnogi z południa Chin w kierunku Pacyfiku oraz Oceanu Indyjskiego, sięgające nawet wschodniego wybrzeża Afryki.

Sami Chińczycy używają analogii do powojennego amerykańskiego Planu Marshalla, który służył odbudowie Europy i dał silny impuls do integracji europejskiej. Tak jak i on Jedwabny Szlak ma być przykładem inicjatywy, z której wszyscy czerpią zyski, choć oczywiście nie dla wszystkich będą one równe (tzw. asymetryczne win-win).

Nie ulega wątpliwości, że nowy Jedwabny Szlak oznacza rozciągnięcie geopolitycznych wpływów Chin na państwa Centralnej Azji. A właściwie w ostateczny sposób instytucjonalizuje dotychczasową współpracę Pekinu z tymi krajami. Dzięki temu stają się one bezpośrednią strefą wpływów Chin. Dlatego też Szlak postrzegany jest jako narzędzie służące rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi o wpływy w Azji Centralnej.

Mniej zwraca się uwagę na fakt, że projekt ten jest trudny do pogodzenia z kremlowską doktryną bliskiej zagranicy. Silna pozycja Chin w Azji Centralnej związana jest z projektami realizowanymi przed wrześniem 2013 r. Najważniejszym z nich jest sieć gazociągowa, dzięki której Pekin zaopatruje się w gaz pochodzący z Azji Centralnej, przez nie uzależnił się od dostaw z Rosji. Dzięki temu Pekin mógł przeciągać negocjacje w sprawie budowy rosyjsko-chińskiego gazociągu „Siła Syberii” i wynegocjować korzystną cenę na płynący przezeń gaz. Niezależni eksperci rosyjscy, zajmujący się handlem surowcami energetycznymi, są przekonani skądinąd, że Kreml będzie dokładał do tego interesu.

Należy zwrócić uwagę na to, że współpraca energetyczna Chin z państwami Azji Centralnej zgodnie ze Strategią Bezpieczeństwa Narodowego Federacji Rosyjskiej z maja 2009 roku w zasadzie powinna oznaczać casus belli. Warto zacytować fragment jej artykułu 12:
„W warunkach konkurencyjnej walki o zasoby nie można wykluczyć rozwiązania powstających problemów przy użyciu siły militarnej – może zostać naruszona ukształtowana równowaga sił w pobliżu granic Federacji Rosyjskiej i granic jej sojuszników.”

To właśnie stało się w ostatnich latach w Azji Centralnej. W tym graniczącym z Rosją regionie naruszona została równowaga sił przez Chiny, które doprowadziły do tego, że Moskwa przestała kontrolować zasoby (przede wszystkim gazu ziemnego i ropy naftowej) na terytoriach państw tego regionu. Wskutek tego nie może trzymać w szachu Pekinu, bawiąc się gazociągowym kurkiem – metodą tak często stosowaną wobec partnerów europejskich.

Jednak polityka Państwa Środka nie tylko wpływa na bezpieczeństwo energetyczne Rosji. W gruncie rzeczy stoi za nią konkurencyjny projekt geopolityczny – jest nim właśnie Jedwabny Szlak. Przedsięwzięcie to można przecież rozumieć jako projekt integracyjny, konkurencyjny wobec Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej (EUG). Budowa sieci infrastrukturalnej w określonym regionie siłą rzeczy prowadzi do tworzenia zintegrowanej przestrzeni gospodarczej. Będzie ona zdominowana przez Chiny, ponieważ to one wykładają gros gotówki. Obejmuje on jednak terytoria Kazachstanu i Białorusi, czyli krajów, które są już członkami EUG.

Nie trudno przewidzieć, kto z tej konkurencji wyjdzie zwycięsko, jeśli weźmie się pod uwagę, że chińska gospodarka już dzisiaj jest 4-5 razy większa od rosyjskiej. Realizacja Jedwabnego Szlaku oznaczać będzie stopniowe budowanie strefy gospodarczej, której centrum integracyjnym będzie Pekin.

Moskwa toleruje konkurencyjny projekt integracyjny. Dowodem tego jest deklaracja podpisana w trakcie ostatniej majowej wizyty przewodniczącego Xi w Rosji. Ma ona regulować współpracę pomiędzy Jedwabnym Szlakiem a EUG. W kontekście tego, co zostało wyżej powiedziane, prawdopodobnie oznaczać to będzie dalsze podporządkowanie się gospodarki rosyjskiej Państwu Środka.
Jedwabny Szlak to powolna erozja doktryny bliskiej zagranicy, która obowiązuje od czasów sowieckich. W swojej ostatniej wersji, stworzonej na potrzeby Federacji Rosyjskiej, oznaczała ona uznanie krajów postsowieckich (z wyłączeniem Państw Bałtyckich) za strefę wyłącznych wpływów mocarstwowych Moskwy. Zgodnie z tą doktryną Rosja prowadziła wojnę w 2008 roku z Gruzją i w 2013 z Ukrainą. Dziś jednak zmuszona jest tolerować wpływy Pekinu w postsowieckich państwach Azji Centralnej.

Ex Oriente Lux?

Takie geopolityczne ustępstwo miałoby sens, gdyby Moskwa dzięki niemu znalazła w ten sposób sojusznika do antyzachodniej krucjaty. Pekin jednak nie będzie brał udziału w tego rodzaju awanturze.
Henry Kissinger w swojej najnowszej książce „O Chinach” źródeł zrozumienia dyplomacji Państwa Środka szuka w politycznym testamencie Deng Xiaopinga, sformułowanym w tzw. dwudziestoczteroznakowej instrukcji: „Patrz uważnie; utwierdź swoją pozycję; zachowaj spokój w działaniu; ukrywaj nasze możliwości i nie spiesz się; nie zwracaj na siebie uwagi; i nigdy nie przypisuj sobie przywództwa.”
Chińczycy czynią czas swoim największym sprzymierzeńcem. Będą czekać, aż osiągną taką pozycję na arenie międzynarodowej, która da im zdecydowaną przewagę nad innymi. Ich perspektywa strategiczna, to nie 5-10 lat, jak w naszej tradycji, lecz lat kilkadziesiąt. Strategia wzrostu potęgi mocarstwowej jest konsekwentnie realizowana przez kolejne pokolenia przywódców. Deng należał do drugiego pokolenia a obecny przewodniczący ChRL Xi Jinping- do piątego.

Drugim obok gry na czas elementem chińskiej strategii jest ukrywanie swoich własnych możliwości. A zatem wzrost potencjału mocarstwowego Państwa Środka (gospodarki i armii) wcale nie musi oznaczać dążenia do jednoczesnego wzrostu pozycji na arenie międzynarodowej.

Elity polityczne Chin mają więc świadomość tego, że nie uda im się dokończyć modernizacji własnego kraju bez pomocy i współpracy Zachodu. Ponadto taka krucjata jest nie do pogodzenia z naukami Sun Zi, zalecającymi osiąganie zwycięstw bez bezpośredniej wyniszczającej konfrontacji.

Kreml igra więc z potężnym smokiem. Jego zwrot ku Chinom ma pokazać Zachodowi, że izolacja i sankcje nie są mu straszne. Za największe zagrożenie uważa bowiem wolność, demokrację i państwo prawa, a nie chińską potęgę. Poza tym pokłada nadzieje w swojej wyższości militarnej nad Pekinem, a przede wszystkim ufa swojemu potencjałowi nuklearnego odstraszania.
Nie ulega wątpliwości, że relacje pomiędzy Pekinem a Moskwą przestały być równorzędne. A więc oddalają się coraz bardziej od deklarowanego także na ostatnim szczycie w Moskwie „strategicznego partnerstwa”. A to za sprawą niewiarygodnie szybkiego rozwoju Chin w ostatnim dwudziestopięcioleciu. I ta różnica będzie się pogłębiać. Główny jednak problem nie w ilości, ale w jakości. Rosja jest mocarstwem surowcowym. Ogromne dochody z handlu ropą i gazem są rozkradane i przejadane. Nie służą zatem realnemu wzrostowi potęgi Moskwy.

Putin ma do wyboru dwie drogi. Może kontynuować zbliżenie z Pekinem i pchać się w paszczę smoka. W perspektywie da to Rosji pozycję młodszego partnera i zaplecza surowcowego Chin. Byłby to największy w jej nowożytnych dziejach zwrot, ponieważ zasadniczym kierunkiem jej ekspansji, od którego zależała jej pozycja w polityce światowej, był Zachód. To dzięki niej Moskwa stała się imperium. Odwrócenie się Rosji od Zachodu oznaczałoby powrót do zależności od mocarstwa azjatyckiego, czegoś w rodzaju powtórzenia mongolskiej niewoli w wieku XIII i XIV. Tyle że w tym wypadku poddanie się wschodnioazjatyckiej potędze miałoby charakter dobrowolny.

Mówiąc wprost: jeśli aneksja Krymu miałaby doprowadzić do podporządkowania się Rosji Chinom, to okazałaby się najważniejszym wydarzeniem w historii Rosji nowożytnej. W jej efekcie doszłoby bowiem do odwrócenie biegunów rosyjskiej geostrategii o sto osiemdziesiąt stopni. Zawrócenie Rosji z kursu, który wyznaczyli Iwan IV Groźny, Piotr I i Józef Stalin.
Rosja może jednak również dokonać kolejnej strategicznej wolty i powrócić do budowy partnerstwa z mocarstwami zachodnimi. Niemcy, Francja i Włochy gotowe są na strategiczną współpracę. Mimo, że Moskwa w tym układzie jest młodszym partnerem, to niewątpliwe w takiej konstelacji jest traktowana podmiotowo. Problem w tym, że agresja na Ukrainę jest nie do pogodzenia z wartościami, do których przynajmniej werbalnie wielkie znaczenie przywiązują politycy Zachodu.

Ta opcja ukrywa jednak śmiertelne zagrożenie. Zbliżenie z Zachodem może zainfekować społeczeństwo rosyjskie wirusem wolności, demokracji i państwa prawa. A jest to wirus śmiertelny dla osobistej władzy Putina.

Każda z tych dwóch opcji jest groźna dla władzy Putina i jego otoczenia. Dlatego też najpewniej Kreml nie podejmie decyzji wyboru żadnej z nich. Pozostanie mu balansowanie pomiędzy Zachodem i Chinami. A to znaczy, że nie wybierze ani modernizacji na modłę europejską, ani – na modłę chińską. Obecny kryzys gospodarczy będzie się dalej pogłębiał i w końcu zacznie podmywać fundamenty rosyjskiej państwowości. Pokolenie, które rządzić będzie Moskwą po Putinie, stanie przed wyzwaniem jednoznacznego wyboru opcji geostrategicznej. W przeciwnym bowiem razie Rosja utraci swoją podmiotowość.

Źródło: Ośrodek Analiz Strategicznych

ANALIZA

Krzysztof Rak

Ośrodek Analiz Strategicznych

Rosja, prowadząca niewypowiedzianą wojnę na Ukrainie, wzbudza strach. Boimy się potęgi pozbawionego skrupułów mocarstwa, które co roku 9 maja pręży przed nami swoje muskuły. Przewodniczącemu Xi Jinpingowi, który w tym roku osobiście obserwował rosyjskie czołgi na Placu Czerwonym, ten strach jest obcy.

Stosunki chińsko-rosyjskie pobudzają wyobraźnię. Na ich temat namnożyło się wiele mitów – często zupełnie się wykluczających. Wyobrażamy sobie, że te dwie potęgi Eurazji albo budują antyzachodni sojusz, albo przygotowują się do wojny między sobą. Tymczasem scenariusze te wydają się najmniej prawdopodobne. Biorą się one skądinąd z wiary w rosyjską propagandę i z niezrozumienia chińskiej strategii.

Mity i stereotypy

Najpopularniejsze mity w tej dziedzinie obala wydana przed kilkoma miesiącami znakomita analiza stosunków chińsko-rosyjskich autorstwa Michała Lubiny: „Niedźwiedź w cieniu smoka”. Pierwszym mit dotyczy kolonizacji rosyjskiego Dalekiego Wschodu, który jakoby zalewany jest przez miliony Chińczyków. Nic dalszego od prawdy. W całej Rosji, jak twierdzi Lubina, powołując się na badania rosyjskich demografów, mieszka od 300 tys. do 500 tys. Chińczyków, z czego ok. 200 tys. na terytoriach sąsiadujących z Państwem Środka.

Pekin preferuje poza tym inne strategie dominacji niż bezpośredni podbój, opanowanie i kontrola obcego terytorium. Chińczycy za starożytnym myślicielem Sun Zi uważają bowiem, że najlepiej pokonać przeciwnika bez walki.

Skąd więc katastroficzne wieści? Są one wytworem propagandy polityków rosyjskich, którzy na siłę szukają wroga. Aby odwrócić uwagę od nieudolnych i skorumpowanych rządów, szczują własne społeczeństwo na obcych. Wywoływanie ksenofobii to sprawdzona metoda rządzenia. Sinofobia spełnia analogiczną funkcję co antysemityzm.

Niewiele wspólnego z rzeczywistością ma również przekonanie o sojuszu chińsko-rosyjskim, którego celem miałaby być konfrontacja z Zachodem. Wbrew powszechnemu mniemaniu taki alians nie jest korzystny dla żadnego z tych mocarstw. Dla Chin i Rosji pierwszoplanowe znaczenie mają stosunki z USA i jego sojusznikami.

Pekin dzięki dobrym relacjom z Moskwą ma przede wszystkim „spokój na północnych rubieżach”, za którymi czaiły się w historii największe zagrożenia dla Państwa Środka. Może się więc skupić na rozgrywce z konkurentami w Azji południowo-wschodniej (Indie, Wietnam, Japonia) i przede wszystkim z USA. Od niej bowiem zależeć będzie przyszłość tego mocarstwa.

Chinom zależy na utrzymaniu izolacji Moskwy od świata zachodniego. W ten sposób mają suwerennego partnera, z którym mogą grać na międzynarodowej szachownicy. Obydwa państwa dążą do tego, aby nie było jednego hegemona, który rządziłby światem; aby istniało wiele globalnych centrów władzy.

Pekin obok kalkulacji geopolitycznej ma i geoekonomiczną. Izolowana Rosja z pewnością nie zmodernizuje swojej gospodarki i państwa, a więc zawsze będzie słabszym partnerem Państwa Środka (partnerem juniorem).

W dalekiej przyszłości, w perspektywie dekad, Pekin za najlepszy scenariusz uznałby sytuację, której Rosja – użyjmy terminologii Immanuela Wallersteina – przestałaby być państwem peryferyjnym Zachodu, a stała się państwem peryferyjnym Chin. To jednak wiązałoby się z rewolucyjną zmianą systemu światowego, polegająca na tym, że Zachód przestałby być jego centrum, a stałyby się nim Chiny lub żeby obok euroatlantyckiego powstało drugie – chińskie centrum. Sam Wallerstein wyraźnie sugeruje, że nadchodzi kres jednolitego systemu światowego (z jednym centrum). W konsekwencji może powstać wiele systemów światowych.

Jedwabny Szlak

Dobrą miarą stanu relacji Pekinu i Moskwy jest projekt Jedwabnego Szlaku (zgodnie z nomenklaturą: Ekonomiczny Pas Jedwabnego Szlaku – Silk Road Economic Belt). Został on zaprezentowany we wrześniu 2013 r. przez przewodniczącego Xi. Najogólniej rzecz ujmując, ma on na celu stworzenie pasa sieci infrastrukturalnych, łączących Chiny z jej najważniejszym, obok USA, partnerem handlowym, czyli Europą (przede wszystkim Unią Europejską). Chodzi tu o drogi, linie kolejowe (w tym dla szybkiej kolei), porty, rurociągi itd. Pekin deklaruje, że przeznaczy na ten projekt fundusze w niewyobrażalnej niemal kwocie 900 mld dolarów. Pierwszym, dzisiaj najważniejszym, przystankiem tego szlaku jest Azja Centralna (Kazachstan). I tu się on rozwidla. Jedna z projektowanych dróg przebiegać będzie przez Rosję, Białoruś, Polskę i dalej na Zachód. Druga będzie omijać Rosję i przebiegać na południe od Morza Kaspijskiego i Czarnego do Europy Południowej. Powstaną też odnogi z południa Chin w kierunku Pacyfiku oraz Oceanu Indyjskiego, sięgające nawet wschodniego wybrzeża Afryki.

Sami Chińczycy używają analogii do powojennego amerykańskiego Planu Marshalla, który służył odbudowie Europy i dał silny impuls do integracji europejskiej. Tak jak i on Jedwabny Szlak ma być przykładem inicjatywy, z której wszyscy czerpią zyski, choć oczywiście nie dla wszystkich będą one równe (tzw. asymetryczne win-win).

Nie ulega wątpliwości, że nowy Jedwabny Szlak oznacza rozciągnięcie geopolitycznych wpływów Chin na państwa Centralnej Azji. A właściwie w ostateczny sposób instytucjonalizuje dotychczasową współpracę Pekinu z tymi krajami. Dzięki temu stają się one bezpośrednią strefą wpływów Chin. Dlatego też Szlak postrzegany jest jako narzędzie służące rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi o wpływy w Azji Centralnej.

Mniej zwraca się uwagę na fakt, że projekt ten jest trudny do pogodzenia z kremlowską doktryną bliskiej zagranicy. Silna pozycja Chin w Azji Centralnej związana jest z projektami realizowanymi przed wrześniem 2013 r. Najważniejszym z nich jest sieć gazociągowa, dzięki której Pekin zaopatruje się w gaz pochodzący z Azji Centralnej, przez nie uzależnił się od dostaw z Rosji. Dzięki temu Pekin mógł przeciągać negocjacje w sprawie budowy rosyjsko-chińskiego gazociągu „Siła Syberii” i wynegocjować korzystną cenę na płynący przezeń gaz. Niezależni eksperci rosyjscy, zajmujący się handlem surowcami energetycznymi, są przekonani skądinąd, że Kreml będzie dokładał do tego interesu.

Należy zwrócić uwagę na to, że współpraca energetyczna Chin z państwami Azji Centralnej zgodnie ze Strategią Bezpieczeństwa Narodowego Federacji Rosyjskiej z maja 2009 roku w zasadzie powinna oznaczać casus belli. Warto zacytować fragment jej artykułu 12:
„W warunkach konkurencyjnej walki o zasoby nie można wykluczyć rozwiązania powstających problemów przy użyciu siły militarnej – może zostać naruszona ukształtowana równowaga sił w pobliżu granic Federacji Rosyjskiej i granic jej sojuszników.”

To właśnie stało się w ostatnich latach w Azji Centralnej. W tym graniczącym z Rosją regionie naruszona została równowaga sił przez Chiny, które doprowadziły do tego, że Moskwa przestała kontrolować zasoby (przede wszystkim gazu ziemnego i ropy naftowej) na terytoriach państw tego regionu. Wskutek tego nie może trzymać w szachu Pekinu, bawiąc się gazociągowym kurkiem – metodą tak często stosowaną wobec partnerów europejskich.

Jednak polityka Państwa Środka nie tylko wpływa na bezpieczeństwo energetyczne Rosji. W gruncie rzeczy stoi za nią konkurencyjny projekt geopolityczny – jest nim właśnie Jedwabny Szlak. Przedsięwzięcie to można przecież rozumieć jako projekt integracyjny, konkurencyjny wobec Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej (EUG). Budowa sieci infrastrukturalnej w określonym regionie siłą rzeczy prowadzi do tworzenia zintegrowanej przestrzeni gospodarczej. Będzie ona zdominowana przez Chiny, ponieważ to one wykładają gros gotówki. Obejmuje on jednak terytoria Kazachstanu i Białorusi, czyli krajów, które są już członkami EUG.

Nie trudno przewidzieć, kto z tej konkurencji wyjdzie zwycięsko, jeśli weźmie się pod uwagę, że chińska gospodarka już dzisiaj jest 4-5 razy większa od rosyjskiej. Realizacja Jedwabnego Szlaku oznaczać będzie stopniowe budowanie strefy gospodarczej, której centrum integracyjnym będzie Pekin.

Moskwa toleruje konkurencyjny projekt integracyjny. Dowodem tego jest deklaracja podpisana w trakcie ostatniej majowej wizyty przewodniczącego Xi w Rosji. Ma ona regulować współpracę pomiędzy Jedwabnym Szlakiem a EUG. W kontekście tego, co zostało wyżej powiedziane, prawdopodobnie oznaczać to będzie dalsze podporządkowanie się gospodarki rosyjskiej Państwu Środka.
Jedwabny Szlak to powolna erozja doktryny bliskiej zagranicy, która obowiązuje od czasów sowieckich. W swojej ostatniej wersji, stworzonej na potrzeby Federacji Rosyjskiej, oznaczała ona uznanie krajów postsowieckich (z wyłączeniem Państw Bałtyckich) za strefę wyłącznych wpływów mocarstwowych Moskwy. Zgodnie z tą doktryną Rosja prowadziła wojnę w 2008 roku z Gruzją i w 2013 z Ukrainą. Dziś jednak zmuszona jest tolerować wpływy Pekinu w postsowieckich państwach Azji Centralnej.

Ex Oriente Lux?

Takie geopolityczne ustępstwo miałoby sens, gdyby Moskwa dzięki niemu znalazła w ten sposób sojusznika do antyzachodniej krucjaty. Pekin jednak nie będzie brał udziału w tego rodzaju awanturze.
Henry Kissinger w swojej najnowszej książce „O Chinach” źródeł zrozumienia dyplomacji Państwa Środka szuka w politycznym testamencie Deng Xiaopinga, sformułowanym w tzw. dwudziestoczteroznakowej instrukcji: „Patrz uważnie; utwierdź swoją pozycję; zachowaj spokój w działaniu; ukrywaj nasze możliwości i nie spiesz się; nie zwracaj na siebie uwagi; i nigdy nie przypisuj sobie przywództwa.”
Chińczycy czynią czas swoim największym sprzymierzeńcem. Będą czekać, aż osiągną taką pozycję na arenie międzynarodowej, która da im zdecydowaną przewagę nad innymi. Ich perspektywa strategiczna, to nie 5-10 lat, jak w naszej tradycji, lecz lat kilkadziesiąt. Strategia wzrostu potęgi mocarstwowej jest konsekwentnie realizowana przez kolejne pokolenia przywódców. Deng należał do drugiego pokolenia a obecny przewodniczący ChRL Xi Jinping- do piątego.

Drugim obok gry na czas elementem chińskiej strategii jest ukrywanie swoich własnych możliwości. A zatem wzrost potencjału mocarstwowego Państwa Środka (gospodarki i armii) wcale nie musi oznaczać dążenia do jednoczesnego wzrostu pozycji na arenie międzynarodowej.

Elity polityczne Chin mają więc świadomość tego, że nie uda im się dokończyć modernizacji własnego kraju bez pomocy i współpracy Zachodu. Ponadto taka krucjata jest nie do pogodzenia z naukami Sun Zi, zalecającymi osiąganie zwycięstw bez bezpośredniej wyniszczającej konfrontacji.

Kreml igra więc z potężnym smokiem. Jego zwrot ku Chinom ma pokazać Zachodowi, że izolacja i sankcje nie są mu straszne. Za największe zagrożenie uważa bowiem wolność, demokrację i państwo prawa, a nie chińską potęgę. Poza tym pokłada nadzieje w swojej wyższości militarnej nad Pekinem, a przede wszystkim ufa swojemu potencjałowi nuklearnego odstraszania.
Nie ulega wątpliwości, że relacje pomiędzy Pekinem a Moskwą przestały być równorzędne. A więc oddalają się coraz bardziej od deklarowanego także na ostatnim szczycie w Moskwie „strategicznego partnerstwa”. A to za sprawą niewiarygodnie szybkiego rozwoju Chin w ostatnim dwudziestopięcioleciu. I ta różnica będzie się pogłębiać. Główny jednak problem nie w ilości, ale w jakości. Rosja jest mocarstwem surowcowym. Ogromne dochody z handlu ropą i gazem są rozkradane i przejadane. Nie służą zatem realnemu wzrostowi potęgi Moskwy.

Putin ma do wyboru dwie drogi. Może kontynuować zbliżenie z Pekinem i pchać się w paszczę smoka. W perspektywie da to Rosji pozycję młodszego partnera i zaplecza surowcowego Chin. Byłby to największy w jej nowożytnych dziejach zwrot, ponieważ zasadniczym kierunkiem jej ekspansji, od którego zależała jej pozycja w polityce światowej, był Zachód. To dzięki niej Moskwa stała się imperium. Odwrócenie się Rosji od Zachodu oznaczałoby powrót do zależności od mocarstwa azjatyckiego, czegoś w rodzaju powtórzenia mongolskiej niewoli w wieku XIII i XIV. Tyle że w tym wypadku poddanie się wschodnioazjatyckiej potędze miałoby charakter dobrowolny.

Mówiąc wprost: jeśli aneksja Krymu miałaby doprowadzić do podporządkowania się Rosji Chinom, to okazałaby się najważniejszym wydarzeniem w historii Rosji nowożytnej. W jej efekcie doszłoby bowiem do odwrócenie biegunów rosyjskiej geostrategii o sto osiemdziesiąt stopni. Zawrócenie Rosji z kursu, który wyznaczyli Iwan IV Groźny, Piotr I i Józef Stalin.
Rosja może jednak również dokonać kolejnej strategicznej wolty i powrócić do budowy partnerstwa z mocarstwami zachodnimi. Niemcy, Francja i Włochy gotowe są na strategiczną współpracę. Mimo, że Moskwa w tym układzie jest młodszym partnerem, to niewątpliwe w takiej konstelacji jest traktowana podmiotowo. Problem w tym, że agresja na Ukrainę jest nie do pogodzenia z wartościami, do których przynajmniej werbalnie wielkie znaczenie przywiązują politycy Zachodu.

Ta opcja ukrywa jednak śmiertelne zagrożenie. Zbliżenie z Zachodem może zainfekować społeczeństwo rosyjskie wirusem wolności, demokracji i państwa prawa. A jest to wirus śmiertelny dla osobistej władzy Putina.

Każda z tych dwóch opcji jest groźna dla władzy Putina i jego otoczenia. Dlatego też najpewniej Kreml nie podejmie decyzji wyboru żadnej z nich. Pozostanie mu balansowanie pomiędzy Zachodem i Chinami. A to znaczy, że nie wybierze ani modernizacji na modłę europejską, ani – na modłę chińską. Obecny kryzys gospodarczy będzie się dalej pogłębiał i w końcu zacznie podmywać fundamenty rosyjskiej państwowości. Pokolenie, które rządzić będzie Moskwą po Putinie, stanie przed wyzwaniem jednoznacznego wyboru opcji geostrategicznej. W przeciwnym bowiem razie Rosja utraci swoją podmiotowość.

Źródło: Ośrodek Analiz Strategicznych

Najnowsze artykuły