– Należy zostawić ekspertyzy naukowcom, ale jeśli niemieccy Zieloni straszą atomem w Polsce to wiedz, że coś się dzieje. Co? Na przykład kampania wyborcza w Niemczech. Można uznać, że Zieloni w rządzie mogą pomóc Polsce z Nord Stream 2, ale będą torpedować atom. Na razie nie ma o czym mówić, bo Polacy nie zdecydowali formalnie, czy chcą go budować – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Kampania Zielonych
Z raportu dla niemieckich Zielonych wynika, że siedem milionów Europejczyków, w tym Polaków, otrzymałoby dawkę promieniowania większą lub równą jednemu milisiwertowi. 860 tysięcy mieszkańców Europy otrzymałoby dawkę 6 lub więcej milisiwertów. 6 mSv to limit wyznaczony studentom w wieku 16-18 lat pracującym przy materiale radioaktywnym.
Autorzy raportu ocenili, że taką lub większą dawkę otrzymałoby około 400 tysięcy mieszkańców Polski, 112 tysięcy Niemców, 127 tysięcy Rosjan z Obwodu Królewieckiego, Litwinów i Estończyków, 113 tysięcy Duńczyków i Szwedów oraz 53 tysięcy Czechów, Słowaków, Ukraińców oraz Białorusinów. Roczna dawka maksymalna dla pracowników sektora zajmującego się radioaktywnością oraz przy kryzysowej ekspozycji ograniczanej do minimum to 20 milisiwiertów. Autorzy badania stwierdzają, że około 150 tysięcy mieszkańców Europy zostałoby w razie opisywanej katastrofy wystawione na promieniowanie o większej skali.
Wizja Czarnobyla może straszyć przed każdą elektrownią jądrowa na świecie, jednakże standardy bezpieczeństwa stosowane przy nowych obiektach sprawiają, że ostatnia katastrofa, o której słyszeliśmy to Fukushima wywołana dwunastometrową falą tsunami, której nie należy się raczej spodziewać w Polsce. Raport zlecony przez niemieckich Zielonych na temat potencjalnej katastrofy w elektrowni jądrowej w Polsce ostrzega przed skażeniem i koniecznością przesiedlenia tysięcy Europejczyków. Naukowcy powinni pochylić się nad założeniami tego dokumentu i wiem, że już to robią.
Katastrofa w polskiej elektrowni jądrowej większa niż w Czarnobylu będzie mało prawdopodobna, jeśli technologia i standardy bezpieczeństwa zastosowane w polskim obiekcie będą lepsze niż w czasach sowieckich, a jest to pewne z punktu widzenia rozwoju technologicznego oraz standardów wymaganych na terytorium Unii Europejskiej. Analiza oparta na warunkach meteorologicznych z lat 2017-2020 pozwoliła rozrysować chmurę radioaktywną, która dociera akurat do Niemiec. Straszenie takimi chmurami było do tej pory domeną mediów rosyjskich piszących co rusz o takiej, nadciągającej znad Ukrainy, potajemnych zakupach jodu przez rządy europejskie, i innych opowieściach powtarzanych potem przez część dziennikarzy na Zachodzie.
Nieoficjalnie można usłyszeć, że raport dla Zielonych w Niemczech wywołuje rozbawienie ekspertów sektora jądrowego. Skala katastrofy w nim przedstawiona nie jest brana pod uwagę przez Międzynarodową Agencję Energii Atomowej, bo przekracza zdarzenia w Czarnobylu czy Fukushimie. Żeby doprowadzić do rozwoju wypadków przedstawionego w tym dokumencie, reaktor jądrowy w Polsce musiałby mieć wielką moc, na przykład 1650 MW jak ten w technologii EPR z Francji. Najlepiej, aby znajdował się kilkaset metrów nad ziemią, a wiatr musiałby wiać na Zachód zgodnie z prognozami meteorologicznymi wziętymi pod uwagę przez autorów tego raportu. Tymczasem wiedza powszechna z licealnych bryków informuje, że w Polsce istnieje przewaga wiatrów zachodnich (z Zachodu) ze względu na układ baryczny ze stałym ośrodkiem wyżowym na Bałtyku, braku pasma górskiego przecinającego Polskę południkowo, a także niżu na Nizinie Wschodnioeuropejskiej oraz płaskiego krajobrazu w naszym kraju. Swoją drogą te warunki są przedstawiane jako argumenty za rozwojem morskiej energetyki wiatrowej na polskim Bałtyku.
Z wielkiej chmury radioaktywnej – mały deszcz
Warto wziąć pod uwagę kontekst pojawienia się raportu dla Zielonych. Zbliżają się jesienne wybory parlamentarne, w których konserwatyści znów spróbują skraść postulaty „zielone”, by ograniczyć wynik partii, która zleciła kontrowersyjny raport. Atak atomu w Polsce to recepta na prominentne miejsce w kampanii. Jednak możliwości oddziaływania na polski projekt są ograniczone, o czym świadczą wnioski z niego prezentowane przez Zielonych. Apelują oni głównie o pilnowanie jak najwyższych standardów instalacji w Polsce. Jej największym wrogiem nie są jednak raporty Niemców, ale brak decyzyjności Polaków, którzy nadal głównie mówią o atomie, ale od ponad dekady nie mogą rozpocząć jego realizacji. Trwają wciąż dywagacje na temat modelu finansowego, w którym mogliby partycypować Amerykanie, więc póki co niemieccy Zieloni mogą spać spokojnie i budować kapitał polityczny wątpliwymi raportami.
Niemieccy Zieloni straszą raportem o chmurze radioaktywnej z Polski. Mamy jego treść