RAPORT: Im dalej w śledztwa wokół Nord Stream, tym więcej teorii

1 lipca 2023, 07:35 Bezpieczeństwo

Od kilku miesięcy świat próbuje odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę stało się na magistralach Nord Stream 1 i 2. Śledztwa poszczególnych krajów wskazują, że wrześniowe eksplozje na gazociągach to sabotaż, ale sprawca wciąż pozostaje nieznany. To sprawia, że wokół sprawy narasta wiele teorii, ale czy któraś z nich jest prawdziwa?

Budowa Nord Stream 2. Fot. Nord Stream 2
Budowa Nord Stream 2. Fot. Nord Stream 2

26 września 2022 roku na gazociągach Nord Stream 1 i 2 doszło do eksplozji i wycieku gazu w czterech punktach. Śledztwa m.in. Niemiec, Danii i Szwecji (Szwedzi prowadzą je bez współpracy międzynarodowej zablokowanej z powodów bezpieczeństwa) wskazują, że był to sabotaż, a powodem zniszczeń materiały wybuchowe. Po kilku miesiącach otrzymywania skrawków informacji z dochodzeń poszczególnych państw, możemy wskazać kilka teorii, które często przez ekspertów są określane mianem spiskowych.

Niemcy i ślad polsko-ukraiński

W czerwcu 2023 roku media niemieckie dotarły do szczegółów śledztwa w Niemczech, które miało brać pod uwagę, że sabotaż gazociągów Nord Stream 1 i 2 z Rosji mógł zostać dokonany przez grupę Ukraińców, którzy wynajęli jacht Andromeda w Polsce, przewieźli ładunki wybuchowe na Morze Bałtyckie i dokonali detonacji 26 września.

Spiegel miał dotrzeć do ekspertyzy sporządzonej na zlecenie prokuratury niemieckiej, która ma potwierdzać, że Andromeda wystarczyła do zamachu. – Śledczy wierzą, że autorzy ataku zanurkowali na głębokość 80 metrów i przypięli ładunki do wszystkich czterech nitek – czytamy w gazecie w odniesieniu do faktu, że Nord Stream 1 i 2 mają po dwie nitki. Nitka B gazociągu Nord Stream 2 pozostała nietknięta. Powodem mogło być wykorzystanie kilku bomb z oktogenem zamiast jednej, z których pewna część nie wypaliła. Śledczy mieli znaleźć ślady ładunków wybuchowych na Andromedzie. – Informacje o ekspertyzie prokuratury dotarły do komisji spraw wewnętrznych Bundestagu – czytamy w Spieglu.

Dziennikarze zapytali prokuraturę w Gdańsku o obecność Andromedy w Polsce, gdzie miała przebywać 12 godzin z szóstką ludzi na pokładzie, jednak polscy śledczy nie znaleźli dowodów na to, że cokolwiek było na nią ładowane. – Śledztwo nie daje bezpośrednich dowodów na to, że ludzie na jachcie byli zaangażowani w uszkodzenie gazociągów Nord Stream – komentuje prokuratura rejonowa w Gdańsku cytowana przez Tagesschau.

Andromeda miała przebywać w Kołobrzegu 19 września, prawdopodobnie na szlaku do Niemiec. Prokuratura w Gdańsku deklaruje, że „nie ma żadnego dowodu wskazującego na udział obywateli Polski w wysadzeniu gazociągów”. 26 września szereg wybuchów rozerwał gazociągi Nord Stream 1 i 2 na długości kilkuset metrów, wywołując wyciek metanu i wykluczając je z użytku. Nitka B gazociągu Nord Stream 2 miała pozostać nienaruszona.

Polscy i niemieccy śledczy mieli się spotkać w maju 2022 roku. Dzięki temu – według źródeł dziennikarzy – doszło kilka dni temu do przeszukania w tajemniczej agencji turystycznej Feeria Lwowa na warszawskim Powiślu. Ustalili, że podejrzany jest jeden obywatel Ukrainy spod Kijowa zaangażowany w podróż Andromedy.

Rzeczpospolita zapytała Prokuraturę Krajową o polski ślad, o którym mówią Niemcy i inne media zagraniczne. – Stwierdzenie zawarte w publikacji The Wall Street Journal jakoby Polska stanowiła hub logistyczny dla operacji wysadzenia Nord Stream jest całkowicie nieprawdziwe i nie znajduje oparcia w materiale dowodowym śledztwa – odpowiada służba publiczna. Według doniesień Rzeczpospolitej, polscy śledczy nie wykluczają, że informacja o „Andromedzie” może służyć skierowaniu sprawy na ślepy tor.

Dezinformacja

BiznesAlert.pl zapytał dr Michała Piekarskiego z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego o problem dezinformacji wokół Nord Stream 1 i 2. – Niemcy twierdzą, że sabotażu na Nord Stream 1 i 2 dokonali nurkowie, którzy zeszli pod wodę z jachtu i podłożyli ładunki wybuchowe. Byłoby dla mnie wielkim zaskoczeniem, gdyby okazało się, że faktycznie tak było. Po pierwsze, nurkowanie na tak dużą głębokość jest trudne i wymaga specjalistycznego sprzętu. Oczywiście to jest możliwe, ale wymaga większej jednostki, która pomieści nurków i ich wyposażenie, w tym np. komorę hiperbaryczną, niezbędną do udzielania pomocy w razie wypadku – podkreśla dr Michał Piekarski z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego.

– Sytuacja, w której kilka osób było w stanie załadować na pokład jachtu kilka dużych urządzeń wybuchowych o wadze kilkudziesięciu kilogramów i dokonało takiego nurkowania, budzi wielkie wątpliwości choćby z uwagi na spore ryzyko. Taka operacja jest nim obarczona, to nie jest nurkowanie rekreacyjne i wiele rzeczy może pójść nie tak – tłumaczy dr Piekarski w rozmowie z BiznesAlert.pl.

– Należy zadać pytanie, co by się stało gdyby doszło np. do choroby kesonowej (zespół objawów dotykających osobę wystawioną na zbyt szybko zmniejszające się ciśnienie – przyp. red.). Czy wówczas wzywaliby służby ratownicze, co oznaczałoby dekonspirację? Według doniesień, na pokładzie jachtu mogła być lekarka, ale to nie znaczy zbyt wiele, ponieważ byłaby bezradna bez choćby komory hiperbarycznej na pokładzie, którą możemy znaleźć na każdej jednostce wspierającej profesjonalne prace nurkowe – mówi Michał Piekarski.

– W ostatnich miesiącach mamy do czynienia z olbrzymią dawką dezinformacji. Jest to wielki problem i myślę, że strona odpowiedzialna za sabotaż podsuwa państwom fałszywe tropy, które mają na celu m.in. opóźnienie danego śledztwa. Wygląda na to, że mamy do czynienia z sytuacją, w której przestępca specjalnie podrzuca dowody wskazujące na kogoś innego – dodaje.

Dziennikarskie śledztwo

Zespół dziennikarzy RTL z Niemiec, TV2, Ekstra Bladet z Danii i Liberation z Francji wziął na pokład ekspedycji badającej dronami podwodnymi miejsce zdarzenia analityka Oliviera Alexandra oraz norweskiego eksperta Force Technology Larsa Nohr-Nielsena z Norwegii. Ich zdaniem pierwszy Nord Stream musiał zostać zniszczony wielkim ładunkiem wybuchowym, a drugi – małym, który pozwolił na to, by samo ciśnienie gazu w rurze doprowadziło do jej uszkodzenia. Zdaniem dziennikarze może to oznaczać, że różne podmioty były zaangażowane w sabotaż. Inna wersja, która nie została przez nich wspomniana, to prawdopodobieństwo, że eksplozje miały różne cele, na przykład tylko częściowe zniszczenie Nord Stream 2 i całkowite w przypadku Nord Stream 1.

Klimat w Niemczech

Patrycja Anna Tepper z Instytutu Zachodniego podnosi, że temat wysadzenia gazociągów Nord Stream, w wyniku których doszło do zniszczenia trzech z czterech jego nitek, w samych Niemczech jest stosunkowo mało dyskutowany. – Do pojawiających się na łamach mediów teorii podchodzi się raczej chłodno. Niektóre z podających nowe informacje portali decydują się nawet na wyłączenie możliwości komentowania doniesień o sabotażu. Podobne kroki stosowano podczas pandemii, publikując informacje o np. szczepieniach, blokując dostęp do wypowiedzi ze względu na teorie spiskowe oraz dezinformację w komentarzach – pisze w tekście dla BiznesAlert.pl.

– Dziwi mimo wszystko fakt, że niemieccy ekolodzy (zwykle bardzo aktywni) nie podgrzewają tematu wycieku metanu, którego jednorazowa emisja do atmosfery nie ma w historii precedensu. Warto tu zauważyć, że według niektórych obliczeń skutki dla klimatu mogą być rozciągnięte na dekady i odpowiadać rocznej emisji wytwarzanej przez nawet 9 mln samochodów osobowych. Nie oznacza to, że temat zniszczenia większości infrastruktury Nord Stream nie budzi kontrowersji. Podsycają je zwłaszcza partie skrajne — notująca rekordowe wyniki w sondażach Alternatywa dla Niemiec (AfD) i Lewica (die Linke). Widoczne jest także upolitycznienie całej dyskusji o sabotażu — w zależności od sympatii partyjnych ujawniają się skłonności do przypisywania winy za atak nielubianemu graczowi w konflikcie wokół Ukrainy – czytamy.

– Partie koalicji oraz chadecja przyjęły taktykę milczenia i zdania się na prowadzone przez prokuraturę generalną śledztwo. Posłowie nie chcą bez wyników dochodzenia komentować pojawiających się wciąż spekulacji. Wątki z publikacji amerykańskiego dziennikarza Seymoura Hersha, który za atak na infrastrukturę gazową obwiniał USA, mające współpracować w tej kwestii z Norwegią, podchwyciło od razu AfD. Na początku tego roku, bezpośrednio po publikacji, w Bundestagu zwołano debatę na wniosek tej skrajnie prawicowej partii. W trakcie dyskusji działacze AfD zarzucali rządowi federalnemu celowe milczenie w sprawie sabotażu, niewniesienia niczego do śledztwa oraz działanie na szkodę Niemiec. Lewica także wykorzystała okazję do atakowania USA, które wśród polityków formacji traktowane jest jako prowokator w konfliktach na świecie, zarabiający w ten sposób pieniądze. Obie skrajne formacje obecne w niemieckim parlamencie są określane jako „prorosyjskie”, a ich przedstawiciele przekazują linię argumentacji zgodną z kremlowską do szerszego grona odbiorców, niż tylko własni wyborcy. W praktyce oznacza to, że najbardziej żywa pozostaje opowieść o odpowiedzialności Zachodu za zamach. W ostatnio opublikowanych doniesieniach, o rzekomym udziale Polaków w ataku na gazociągi, skonfundowało po raz kolejny opinię publiczną w Niemczech, co skutkuje brakiem wiary w realną możliwość określenia sprawcy – podkreśla Patrycja Anna Tepper.

Jej zdaniem, ta sytuacja jest korzystna z punktu widzenia Rosji, ponieważ destabilizuje Niemcy i może wywołać w mieszkańcach niechęć do wspierania Ukrainy, którą również oskarża się o atak. – W obliczu znacznie wyższego niż w Polsce przekonania o winie Zachodu i prowokowaniu Rosji przez NATO narracja o ataku wykonanym lub sterowanym z USA jest najbardziej rozpowszechniona w Niemczech. Mało kto rozumie, że zniszczenie gazociągów było dla RFN właściwie przysługą. Nie jest to na pewno premier Saksonii, Michael Kretschmer (CDU), który co jakiś czas apeluje o bezzwłoczne naprawienie gazociągów – pisze Tepper.

Coraz więcej badaczy

W czerwcu 2023 roku badacz Erik Andersson udał się na miejsce sabotażu Nord Stream 1 i 2 z własnej inicjatywy. Szukał odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego została ocalona jedna nitka Nord Stream 2.

Andersson będący emerytowanym inżynierem ze Szwecji dokonał badań dronem podwodnym i postawił tezę, że do sabotażu gazociągów Nord Stream 1 i 2 nie był potrzebny wielki, kilkusetkilogramowy ładunek, ale nawet taki o wadze około 10 kg. Ta teza zwiększa prawdopodobieństwo zamachu z wykorzystaniem małej grupy nurków. Śledczy z Niemiec badają taką możliwość, wskazując na aktywność ukraińskiego komando z użyciem jachtu Andromeda wynajętego w Polsce.

Jednak Andersson poruszył także inny wątek. Sabotaż ocalił nitkę B gazociągu Nord Stream 2. – Pojawiły się podejrzenia, że Rosja mogła wysadzić sama te gazociągi i zostawić jedną nitkę w celu jej przywrócenia do pracy po normalizacji stosunków z Niemcami – czytamy w Heise.de. Zdaniem Anderssona to mógł być wypadek przy pracy. Domniemani nurkowie mogli przez pomyłkę przypiąć ładunek przeznaczony dla drugiej nitki Nord Stream 2 do Nord Stream 1. Taka interpretacja tłumaczyłaby dwie eksplozje na Nord Stream 1 blisko siebie.

Opracował Jędrzej Stachura

Raport UE-NATO: OZE uniezależniają od Rosji, ale mogą uzależnić od Chin