W Jastrzębiu ziemia zadygotała w sobotę, 5 maja zaraz po godzinie 10.55. Wstrząs prawdopodobnie miał siłę około 3,4 stopni w skali Richtera, był więc dosyć silny. Według danych Jastrzębskiej Spółki Węglowej tąpnięcie miało energię E=1,9×10^8 J, a doszło do niego na poziomie 900 m kopalni Zofiówka. Nie zawinili ludzie, tylko sama natura. Zagrożenie jest nieodłączne od zawodu górniczego. Informacje na temat akcji ratunkowej zebrała Teresa Wójcik, redaktor BiznesAlert.pl.
W ostatnie święta Wielkanocy w kopalni KGHM Rudna Główna doszło do wstrząsu, o sile 4,8 stopnie (wg informacji Europejskiego Centrum Sejsmologicznego). Wstrząs był odczuwalny także na powierzchni w całym Zagłębiu Miedziowym – m.in w Polkowicach i Głogowie. W kopalniach KGHM w okresie świąt górnicy pracują jedynie przy utrzymaniu ruchu, więc nikt nie ucierpiał, nie była potrzebna akcja ratunkowa.
Wyrobisko grozy
W kopalni JSW Ruch-Zofiówka w ostatnią sobotę też nie było wydobycia. Ale w rejonie głównego działania wstrząsu przy pracach przygotowawczych zajętych było 250 ludzi, w tym bezpośrednio przy drążeniu nowego chodnika -11 górników. Zaraz po potężnym tąpnięciu czterech wyjechało na powierzchnię samodzielnie. Do kolejnych dwóch ratownicy zdołali się przedostać po pięciu godzinach od rozpoczęcia akcji. Jeszcze w sobotę ratownikom po godzinie 22 drugiej udało się nawiązać kontakt wzrokowy z kolejnym (trzecim) zasypanym górnikiem. Kontakt był – jak się okazało dziś rano – jednostronny, człowiek nie dawał oznak życia. Jest to najprawdopodobniej ten, o którym wspominali dwaj uratowani wcześniej. Przekazali, że ich kolega znajdował się w pobliżu. Kolejny zespół ratowniczy dotarł do niego w niedzielę przed 10.30. Został uwolniony spod zawalonej konstrukcji metalowej obudowy i przeniesiony na noszach do bazy. Niestety tam lekarz stwierdził jego zgon.
Pojawiła informacja, że ratownikom udało się nawiązać kontakt z czwartym zasypanym górnikiem. Z pozostałą trójką w czasie mojej ostatniej rozmowy z rzeczniczką JSW wciąż nie było żadnego kontaktu. Nie wolno tracić nadziei do końca. I oczywiście – ratownicy muszą do nich dotrzeć, do żywych czy martwych.
Trwa akcja zespołów ratowniczych
Aby zwiększyć prawdopodobieństwo dotarcia do poszukiwanych, zdecydowano się podążać z dwóch stron. Wiadomo, że znajdują się na odcinku między 450 a 700 m od bazy, z której wyruszają zastępy ratownicze. Łącznie w akcji ratowniczej bierze bezpośredni udział ponad 200 ludzi w 17 zespołach, z których 14 wymieniają się na dole.
Wczoraj wieczorem do kopalni przyjechał premier Morawiecki. – Jestem przekonany, że wszystkie profesjonalne służby działają tak, jak powinny działać – podkreślał.
Dziś rano na konferencji prasowej wiceprezes ds. technicznych JSW Tomasz Śledź opisał szczegóły akcji na poziomie 900 m. Tłumaczył konieczność budowania lutniociągu ze świeżym powietrzem, które zapewniają dopływ tlenu zastępom ratowniczym (choć wszyscy korzystają też z aparatów tlenowych), a uwięzionym górnikom dają szansę przetrwania. Wiceprezes poinformował o założeniu trzech dodatkowych baz ratowniczych wokół przeszukiwanego rejonu. Objaśnił też na podstawie pierwszych meldunków zebranych tuż po wstrząsie, że w chwili, gdy do niego doszło, załoga ( około 250 ludzi) właśnie wycofywała się w rejonu przed planowanymi strzelaniami. Wiedząc, że pozostałych siedmiu górników mogło przejść w warunkach górniczych chodnikiem o nachyleniu 8 stopni około stu metrów, można dość precyzyjnie określić odcinek wyrobiska, w którym zostali odcięci. To jest obecnie podstawa określenia terenu akcji ratowniczej w wyrobisku.
Tlen jest kluczowy
W wyrobisku jest bardzo wysoka temperatura. Prezes JSW Daniel Ozon wyjaśnia: – Wysokie stężenie metanu wypiera tlen. W wyrobisku wciąż jest obecny metan, co zwiększa niebezpieczeństwo akcji. Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Niestety w tym miejscu zawartość metanu przekraczała pięć procent. Mieszanina wybuchowa jest wtedy, kiedy w powietrzu występuje od 5 do 15 procent metanu. Ważne jest więc m.in. dodatkowe dostarczenie tlenu do wyrobisk lutniociągami, aby ratownicy mogli pracować jak najdłużej. Obecnie mogą być w akcji od 100 do 120 minut. Im więcej powietrza zatłoczą lutniociągi, tym dłużej mogą pracować zastępy ratownicze pod ziemią. dlatego przystąpiliśmy do budowania lutniociągu. Został on zabudowany na odcinku od trzysetnego do czterysetnego metra. Czasochłonne jest także zabezpieczanie na bieżąco rumowiska, aby ratownicy mogli bezpiecznie się później przemieszczać.
W niedzielę w porannym spotkaniu z dziennikarzami uczestniczył także wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski, który podkreślił, że jednym z warunków prowadzenia akcji jest zapewnienie bezpieczeństwa ratownikom i dlatego teraz należy robić wszystko, co można, aby usunąć metan z rejonu poszukiwań.