Piekarski: Groźba rosyjskiego sabotażu Baltic Pipe nie zniknie. Polska musi być gotowa (ROZMOWA)

9 maja 2023, 07:30 Bezpieczeństwo

– Zagrożenie ze strony Rosji będzie towarzyszyć Polsce przez najbliższe dekady, dlatego potrzebujemy rozwoju środków ochrony infrastruktury krytycznej, w tym sił okrętowych. Wszystko po to, aby przypadku obecności Rosjan w pobliżu Baltic Pipe lub morskich farm wiatrowych, wysłać jednostkę, która będzie patrzeć im na ręce – mówi dr Michał Piekarski z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

Castorone. Jeden z budowniczych Baltic Pipe fot. Saipem
Castorone. Jeden z budowniczych Baltic Pipe fot. Saipem

BiznesAlert.pl: W ostatnich miesiącach raz po raz słyszymy o incydentach związanych z infrastrukturą krytyczną, za które mogą odpowiadać Rosjanie. W jaki sposób Polska i kraje europejskie mogą zapewnić jej bezpieczeństwo?

dr Michał Piekarski: W tym momencie mamy do czynienia z sytuacją, w której nie tylko istnieje ryzyko zagrożenia infrastruktury krytycznej, w tym energetycznej, ale należy uznać je za pewnik. Rosjanie przygotowują się do ingerencji w bezpieczeństwo tych obiektów w Europie i prędzej czy później coś się wydarzy. Jest to spowodowane faktem, że Rosja nie była w stanie osiągnąć swoich celów politycznych przy pomocy konwencjonalnych sił zbrojnych. Wizja otwartej wojny z NATO oznacza katastrofalną porażkę z perspektywy Rosji, natomiast oddziaływanie hybrydowe, na przykład poprzez sabotaż wymierzony w kable energetyczne na dnie morza, infrastrukturę telekomunikacyjną czy gazociągi, może odnieść efekt.

Dlaczego ten rodzaj działań ma być skuteczniejszy?

Dzieje się tak dlatego, że trudno jest to wykryć i temu zapobiec. Przykładem mogą być incydenty na Nord Stream 1 i 2. Mamy podejrzenia i coraz więcej dowodów na to, że Rosja doprowadziła do ich wysadzenia, ale ustalenie tych faktów trwa miesiące. Dlatego Rosjanie mogą wykorzystywać te środki hybrydowe w celu wywarcia nacisku na państwa zachodnie, także na Polskę. Ma to na celu wymuszenie formy kompromisu dotyczącego aktualnej sytuacji bezpieczeństwa, czyli zgodzenia się na pewne żądania, ustępstwa.

Polska przygotowuje prawo, które w założeniu ma uszczelnić ochronę infrastruktury krytycznej, na czele z gazociągiem Baltic Pipe. Czy można to zrobić za pomocą jednego dokumentu?

Istotne jest to, że obecnie w Polsce obowiązuje ustawa o ochronie żeglugi i portów morskich, która była pisana w stylu implementacji kodeksu ISPS (Międzynarodowy Kodeks Ochrony Statku i Obiektu Portowego – przyp. red.), a więc zasad ochrony żeglugi i portów przed terroryzmem w wykonaniu aktorów niepaństwowych. Stąd też znalazły się zapisy dotyczące zniszczenia jednostki pływającej, użytej jako środek ataku terrorystycznego, ale chodziło tylko o żeglugę i port. Obecne przepisy będą rozszerzać taką możliwość odnośnie do jednostek pływających, które będą zagrażać bezpieczeństwu infrastruktury, np. Baltic Pipe czy morskich farmom wiatrowym.

Mamy również ustawę antyterrorystyczną, która obecnie pozwala na działania antyterrorystyczne na polskich obszarach morskich, ale tylko w strefie odpowiedzialności SAR (obszar o powierzchni ponad 30000 km2 – przyp. red.). Tak to zostało niestety ujęte w ustawie. Ta strefa nie pokrywa się z wyłączną strefą ekonomiczną (WSE – przyp. red.). Nowelizacja przewiduje taką zmianę i Polacy, w tym formacje mundurowe, siły zbrojne, będą mogli prowadzić działania antyterrorystyczne także w WSE.

To jest podstawa, ponieważ musimy mieć narzędzia prawne żeby móc efektywnie wykorzystać zasoby służb mundurowych, administracji cywilnej i wojska w celu zapobiegania i reagowania na tego typu incydenty.

Czy polskie służby są gotowe na ewentualny sabotaż wymierzony w infrastrukturę na wybrzeżu, np. Port Gdański czy Terminal LNG w Świnoujściu?

Zależy od tego o jakiej sytuacji mówimy. W przypadku zagrożenia zamachem na obiekt portowy taki jak gazoport w Świnoujściu od lądu, możemy użyć policji, Straży Granicznej, sił Wojsk Obrony Terytorialnej, żandarmerii wojskowej lub wojsk specjalnych. Względnie mamy więc sporo możliwości.

W przypadku wystąpienia zagrożenia minowego, mamy dosyć liczne i jakościowo dobre siły obrony przeciwminowej i jesteśmy sobie w stanie poradzić, gdyby np. okazało się, że jest konieczność prewencyjnego sprawdzenia lub przeprowadzenia statków, które będą przychodzić do portów. Polska ma okręty obrony przeciwminowej i w tym aspekcie jest gotowa.

Nie jest już tak idealnie w przypadku obrony przed atakiem bezzałogowych środków nawodnych czy podwodnych. Pomijając uwarunkowania prawne, które częściowo załata nowelizacja, pojawi się podstawowy problem: jeżeli wykryjemy podwodną, bezzałogową jednostkę pływającą i przemieści się np. w kierunku kanału idącego do naftoportu lub rurociągu, to pojawi się pytanie, czy jesteśmy w stanie ją zniszczyć. W tym momencie Straż Graniczna nie posiada jednostek pływających zdolnych do zwalczania czegokolwiek pod wodą. W przypadku zwalczania bezzałogowców nawodnych maksimum uzbrojenia Straży Granicznej to karabiny maszynowe, i to też tylko na niektórych, więc możliwość zwalczania obiektów nawodnych jest ograniczona. Marynarka Wojenna posiada tutaj większe możliwości.

Marynarka Wojenna posiada tak naprawdę dwie fregaty i jedną korwetę (uzbrojony okręt, przeznaczony do zadań patrolowych – przyp. red.), zdolne do zwalczania obiektów podwodnych. Okazuje się, że właściwie mamy trzy jednostki, które się do tego nadają, i kilka śmigłowców. Doraźnie można próbować używać zasobów obrony przeciwminowej i to oznacza, że nie mamy możliwości skutecznego wykrywania ani zwalczania tego typu zagrożenia.

Co więc można zrobić, aby poprawić ten stan rzeczy?

W obecnej chwili nie mamy informacji, żeby Polska posiadała system dozoru podwodnego obszarów morskich. Posiadamy posterunki obserwacji technicznej na wybrzeżu, które są w stanie śledzić obiekty nawodne, można wysłać samoloty patrolowe i śmigłowce Straży Granicznej i Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej. Z obiektami podwodnymi mamy problem, w tym momencie ochrona przed dywersją podwodną byłaby aktualnie problematyczna.

Co pozwala określić, czy dany statek jest zagrożeniem?

Jest kilka możliwości. Po pierwsze, praca operacyjna służb specjalnych, które powinny informować z wyprzedzeniem o zagrożeniu i z którego kierunku ono nadchodzi. Może na przykład ustalić, że jest jednostka pływająca, która jest wykorzystywana jako nośnik środków dywersji podwodnej, ponieważ należy do podmiotu podejrzanego o działalność terrorystyczną czy wywiadowczą.

Wszystko sprowadza się do systemu dozoru obszarów morskich. Jeżeli jesteśmy w stanie śledzić to, co dzieje się na morzu, na powierzchni, pod i nad nią, to wówczas mamy możliwość określenia, jakie zachowania jednostek pływających są typowe, a jakie są nietypowe. Możemy na przykład uznać obiekt za podejrzany, gdy widzimy go na radarach samolotów, okrętów czy posterunków brzegowych, ale ma wyłączony system AIS (System Automatycznej Identyfikacji – przyp. red.). W tym momencie to oznacza, że dana jednostka nie chce być widziana przez osoby postronne i to jest sygnał, aby się nią zainteresować. Każda kolejna warstwa sensorów daje więcej informacji i pozwala na podjęcie decyzji o dokonaniu kontroli. Jest to ograniczone przepisami prawa międzynarodowego, ale w określonych przypadkach, zgodnie z prawem krajowym, można taką jednostkę zatrzymać i poddać kontroli. Jeżeli z jakiegoś powodu załoga nie chce współpracować ze służbami lub obiekt jest bezzałogowy, wówczas pojawia się przesłanka do tego, aby uznać tę sytuację za podejrzaną.

Użycie środków przymusu bezpośredniego, w tym broni palnej, uzbrojenia, jest traktowane jako sposób ostateczny. Należy zwrócić uwagę, że w projekcie nowelizacji prawa wprowadza się zasadę minimalizacji środków. Jeżeli jednak mamy konieczność przeciwdziałania zamachowi na życie, odbicia zakładników lub podejrzenie, że na pokładzie jednostki znajduje się urządzenie wybuchowe, a ona sama nie odpowiada i objęty przez nią kurs wskazuje, że kieruje się w stronę portu, możemy stwierdzić, iż może mieć zamiary dywersyjne. W takim przypadku możemy ją po prostu zniszczyć.

W jaki sposób można pozyskiwać informacje o tym, co dzieje się pod wodą?

Można to robić na kilka sposobów, wysyłać np. samoloty, aby zrzucały boje sonarowe, okręty, aby rozpoznawały sytuację za pomocą sonarów aktywnych i pasywnych, ale również rozmieścić stałe czujniki, które będą pokazywały, że w danym obszarze coś się porusza pod wodą. Dzięki temu możemy stwierdzić, czy to, co się przemieszcza jest obiektem sztucznym czy może jest żywym stworzeniem. W momencie, kiedy mamy informację, że coś się dzieje, możemy tam wysłać śmigłowce lub jednostki pływające wyposażone w sonary, aby dokonały dokładnej analizy sygnału.

Baltic Pipe i morskie farmy wiatrowe są prawdopodobnym celem ataków hybrydowych, dywersyjnych, dlatego Polska musi posiadać jednostki pływające, załogowe czy bezzałogowe, ale przede wszystkim uzbrojone. One muszą te obszary patrolować. Każda warstwa środków obserwacji zwiększa prawdopodobieństwo wykrycia.

Czy ostatnie ruchy floty rosyjskiej na Morzu Północnym można traktować jako test gotowości Zachodu?

Jak najbardziej. Rosjanie mogą w ten sposób pokazywać, że są w stanie uderzyć w obiekty, które są dla nas ważne. Musimy mieć świadomość, że to zagrożenie ze strony Rosji będzie nam towarzyszyć przez najbliższe lata, ale być może nawet przez dekady, dlatego potrzebujemy rozwoju środków ochrony infrastruktury krytycznej, w tym sił okrętowych. Wszystko po to, aby w momencie obecności Rosjan w pobliżu naszego gazociągu czy innych instalacji, wysłać jednostkę, która będzie patrzeć im na ręce.

Rozmawiał Jędrzej Stachura

Dziwne ruchy okrętów rosyjskich alarmują Wyspy, ale Polska też ma problem