Jakóbik: Czy Rosja mogła celowo zepsuć ropę? (ANALIZA)

29 kwietnia 2019, 07:30 Energetyka

Problemy wywołane spadkiem jakości ropy rosyjskiej mają zniknąć pod koniec kwietnia. Polska ma otrzymać „czystą ropę” do połowy maja. Chociaż spółki przekonują, że problem ma jedynie wymiar techniczny, to warto pokusić się o analizę, czy Rosja mogła celowo zepsuć jakość surowca – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Rafineria. Fot. Gazprom Nieft
Rafineria. Fot. Gazprom Nieft

Usterka?

Od 19 kwietnia przez Białoruś płynęła ropa zanieczyszczona organochloryną, której zawartość w mieszance przekroczyła dozwolony poziom około dziesięciokrotnie. W konsekwencji odbiorcy ropy i produktów ropopochodnych w Polsce i na Ukrainie zatrzymali dostawy przez ropociąg „Przyjaźń”.

Polska Agencja Prasowa podaje, iż Rosjanie oświadczyli, że zanieczyszczenie surowca było celowym działaniem, miejsce wprowadzenia zanieczyszczenia zostało już ustalone i wszczęto w związku z tym sprawę karną. Przedstawiciele PKN Orlen deklarowali na konferencji prasowej, że był to skutek problemu technicznego. Rzecznik Grupy Lotos Adam Kasprzyk przekonywał mnie, że nie ma zagrożenia dla bezpieczeństwa dostaw do jego rafinerii. – Maj jest dla nas bezpieczny – zapewnił. Dostawy ropy naftowej do polskich odbiorców były bezpieczne dzięki zapasom handlowym i kryzysowym oraz możliwości sprowadzenia surowca przez naftoport w Gdańsku. Biełnaftachim z Białorusi poinformował, że problem ma zniknąć do połowy maja.

Rosjanie ucierpią na obniżeniu jakości ropy wizerunkowo i finansowo. Odpowiedzialność za spadek jakości ropy spada na dostawców rosyjskich i operatora ropociągów Tatnieft. Tym samym doszło do uderzeniw w wizerunek Rosji jako pewnego dostawcy surowców bez względu na politykę. Rosjan czekają także odszkodowania. Białoruś wylicza wstępnie swe straty na 100 mln dolarów. Można zatem uznać, że usterka zadziałała tylko i wyłącznie na niekorzyść strony rosyjskiej. Chociaż nie ma żadnych dowodów na to, że problem został wywołany celowo, można jednak znaleźć uzasadnienie dla takiej interpretacji.

PERN: Zanieczyszczona ropa dociera także do Polski

Presja polityczna?

Relacje Białorusi i Federacji Rosyjskiej wybiegają poza stosunki dwustronne typowe dla dwóch niezależnych bytów państwowych. Są one zrzeszone w Związku Białorusi i Rosji (ZBiR), czyli formie integracji wymagającej od Mińska np. konsultowania polityki zagranicznej z Moskwą pomimo doktryny neutralności przyjętej przez Białorusinów. Po zakończeniu jelcynowskiej smuty w Rosji i nielegalnej aneksji Krymu perspektywa stworzenia Państwa Związkowego może być dla Białorusi bardziej przedmiotem obaw niż nadziei. Przy tym Reżim Aleksandra Łukaszenki jest zależny od dostaw surowców, rynku zbytu i pożyczek z Rosji. Wzrost gospodarczy jest niski i zależy od subsydiów rosyjskich stanowiących około 10 procent Produktu Krajowego Brutto. Jedyne motory wzrostu to pośrednictwo w dostawach węglowodorów z Rosji oraz sektor chemiczny. Wzrost wynosi co roku około 2-3 procent.

Spory w relacjach energetycznych Białorusi i Rosji wynikają z faktu, że konieczność reform w sektorze rosyjskim wymusza stopniowe wycofanie subsydiów dla strony białoruskiej. Tak zwany manewr podatkowy pozwalający zwiększyć rentowność działania firm rosyjskich wiąże się z przerzuceniem kosztów cła na surowce na klientów. Do 2024 roku mają stopniowo zniknąć preferencje cenowe dla Mińska, dzięki którym mógł on zarabiać na reeksporcie ropy i produktów ropopochodnych. Usunięcie tej formy wsparcia może obniżyć wzrost gospodarczy o kilka procent, czyli wobec jego obecnego poziomu mogłoby oznaczać recesję. Oznacza to, że Białoruś jako pośrednik dostaw z rosyjskiego petrostate, czyniący z nich kluczowy czynnik rozwoju gospodarczego, pozostaje krajem współuzależnionym od eksportu węglowodorów z Rosji. Ta zależność rodzi decydujący wpływ polityczny Moskwy w Mińsku.

Relacje komplikuje także fakt, że w ostatnich latach rosyjski Gazprom zaczął sygnalizować chęć podniesienia cen dostaw gazu (ok. 19 mld m sześc. rocznie), które również są obecnie subsydiowane i wynoszą około 127 dolarów za 1000 m sześc. Białorusini jako członkowie ZBiR domagają się taryf na poziomie notowanym w obwodach rosyjskich. Tymczasem prezydent Władimir Putin zasugerował, że cena dostaw powinna wynieść 200 dolarów, czyli wzrosnąć o kilkadziesiąt procent. Toczą się rozmowy na ten temat, a władze białoruskie informują, że mają zakończyć się do 30 kwietnia przedstawieniem propozycji nowej umowy gazowej na okres od 2020 roku. Problemy z jakością ropy są dodatkowym problemem prawdopodobnie mającym wpływ na dyskusje z Rosjanami, którzy zwykli traktować tematy sporne zbiorczo i w ten sposób zyskiwać punkty w negocjacjach.

Problemy z dostawami ropy na Białoruś odwracają także uwagę od faktu, że Rosja zatrzymała w tym samym czasie eksport na Ukrainę. 18 kwietnia premier Federacji Rosyjskiej Dmitrij Miedwiediew poinformował o zakazie dostaw ropy i produktów ropopochodnych na Ukrainę. Ruch ten odegrał pewną rolę w ukraińskich wyborach prezydenckich i może mieć znaczenie dla wyborów parlamentarnych jesienią, szczególnie dla przyszłości frakcji prorosyjskiej w tamtejszym systemie władzy. Warto jednak przypomnieć, że problemy z ropą dla Białorusi pojawiły się dzień po deklaracji Miedwiediewa – 19 kwietnia. Zbieżność dat może, ale nie musi być przypadkowa.

Białoruś stoi przed alternatywą: dalsze pożyczanie pieniędzy od Rosji i ustępstwa, albo radykalne reformy gospodarcze. W obliczu zbliżających się wyborów parlamentarnych prezydenckich w 2020 roku Łukaszenka może nie zdecydować się na reformy, które prawdopodobnie nie doprowadziłyby do spadku poparcia dla prezydenta w fałszowanym głosowaniu, ale mogłyby wywołać niezadowolenie społeczne, protesty i zaszkodzić wizerunkowi reżimu, który poszukuje współpracy na Zachodzie, na przykład z Międzynarodowym Funduszem Walutowym.

Dalsze ustępstwa, na które może pójść strona białoruska, to zgoda na budowę bazy rosyjskiej w Bobrujsku albo sprzedaż rafinerii w Nowopołocku i Mozyrzu. Perspektywa stanięcia Władimira Putina na czele ZBiR sygnalizowana przez znawców Rosji może skłaniać reżim do szukania bezpiecznej przyszłości w systemie tworzonym w Państwie Związkowym według uznania Rosjan bardziej, niż prób uniezależnienia, które mogłyby się skończyć interwencją, jak w 2014 roku na Ukrainie.

Możliwości działania są tu ograniczone. Zamiast członkostwa we Wspólnocie Energetycznej będącej formą integracji z Unią Europejską, w której bierze udział np. Ukraina, Białoruś ma zintegrować rynki gazu i energii elektrycznej z Rosją. Gazociągi białoruskie są pod kontrolą Gazprom Transgaz Belarus, który kupił je za ustępstwa w sporze o ceny węglowodorów w 2011 roku. Do oddania zostają rafinerie białoruskie, których udziały być może pozwoliłyby Mińskowi uzyskać ustępstwa w obecnym sporze z Rosjanami. Natomiast istnieją małe szanse na dywersyfikację źródeł dostaw ropy na Białoruś ze względu na naciski polityczne Rosji oraz problemy ekonomiczne wykluczające inwestycje w infrastrukturę pozwalającą rozwinąć znaczące dostawy przez Polskę bądź Ukrainę, na przykład z wykorzystaniem rewersów na ropociągu Przyjaźń. Ten temat pojawił się w rozmowach na temat obecnych problemów.

Trwają rozmowy o zanieczyszczonej ropie z Rosji. Białoruś proponuje rewers

Zależność od Rosji zawsze się mści

Problemy z ropą można zatem uznać za szkodliwe dla Rosjan z punktu widzenia ekonomicznego. Przy tym da się jednak znaleźć korzyści polityczne wynikające z ich faktu. Nie uda się łatwo rozstrzygnąć, czy doszło do nich z powodu deklarowanych problemów technicznych. Warto po raz kolejny przypomnieć przypadek zawodnienia gazu docierającego do Polski w marcu 2018 roku. Problemy z Gazociągiem Jamalskim wystąpiły w dniach znacznego zapotrzebowania na gaz na Ukrainie posiadającej małe zapasy po srogiej zimie i miały znaczenie dla negocjacji gazowych z udziałem Komisji Europejskiej. One także mogły być skutkiem usterki po stronie rosyjskiej. Sektor energetyczny Federacji Rosyjskiej również wymaga modernizacji i jest przestarzały. Jednak przypadki jak ten z zeszłego roku i obecny „kryzys naftowy” na Białorusi dają do myślenia na temat możliwego drugiego dna politycznego, które pozwoliłoby interpretować te wydarzenia całkiem inaczej.

Wnioski są proste i niezależne od rozstrzygnięcia, czy ropa rosyjska została zepsuta przypadkowo czy celowo. Relacje energetyczne z Rosją zawsze mają komponent polityczny. Zależność energetyczna i gospodarcza od niej wpływa na politykę zagraniczną zależnego państwa. Można ją zmniejszyć poprzez integrację w ramach Unii Energetycznej albo Wspólnoty Energetycznej i dzięki dywersyfikacji. Ukraina weszła na tę ścieżkę i pomimo problemów kontynuuje kurs na reformy oraz zmniejszenie zależności od Rosji. Reżim Aleksandra Łukaszenki prawdopodobnie utrzymał zbyt daleko idącą zależność od Moskwy, aby skorzystać z takiej możliwości.

Jakóbik: Spór o ropę na Białorusi nie zagraża Polsce, ale Mińskowi – tak