Wolski: Rosjanie narzucają Ukrainie wojnę materiałową (ROZMOWA)

12 stycznia 2023, 07:35 Bezpieczeństwo

– Rosjanie, nie licząc się ze stratami osobowymi, narzucają Ukrainie swoje reguły walki. Stosują taktykę na wyniszczenie materiałowe, kupują w ten sposób czas na odtworzenie oddziałów, a także krzyżują Ukraińcom kolejne plany kontrofensyw – mówi Jarosław Wolski, politolog, publicysta, cywilny analityk zajmujący się wojskiem, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

Zniszczony czołg rosyjski na Ukrainie fot. Twitter.
Zniszczony czołg rosyjski na Ukrainie fot. Twitter.

BiznesAlert.pl: Wiele państw Zachodnich w ostatnich tygodniach podjęło decyzje o wsparciu na rzecz armii ukraińskiej. Wśród tych nowych form pomocy są np. transportery opancerzone, wozy wsparcia ogniowego czy nawet czołgi. Skąd wynika ta zmiana podejścia Zachodu? 

Jarosław Wolski: Powód jest banalny. Po prostu powoli kończy się wyposażenie produkcji sowieckiej, które dotychczas masowo przekazywaliśmy. Nie chodzi tutaj tylko o czołgi, ale też transportery opancerzone, systemy artyleryjskie czy inne pojazdy wsparcia. I nie mówię tutaj tylko i wyłącznie o samym sprzęcie. Coraz większym problemem jest organizowanie części zamiennych do tych pojazdów, które trafiły już na Ukrainę. Na światowym rynku uzbrojenia trudno dziś dostać elementy, które są potrzebne do serwisowania czołgów czy innych pojazdów, będących obecnie na wyposażeniu armii ukraińskiej. Część z producentów takich podzespołów, np. Indie czy Iran, w pierwszej kolejności wolą reeksportować je do Rosji niż na Ukrainę. To jest pierwszy powód.

Drugi powód jest bardziej złożony. Ukraińcy w 2022 roku stracili bezpowrotnie, czyli w sposób nie pozwalający na odremontowanie danego sprzętu, około 530 czołgów. To stanowi około 60 procent stanu wyjściowego kadrowej armii ukraińskiej z lutego 2022 roku. To bardzo poważne straty sprzętowe. Te straty były przez ostatni rok uzupełniane w głównej mierze dostawami z Zachodu oraz tym, co udało się pozyskać z porzuconego sprzętu rosyjskiego.

Z Polski na Ukrainę trafiło około 270 maszyn, ponad setka trafiła z innych krajów, w przypadku czołgów ex-rosyjskich udało się pozyskać i wcielić do służby około 150 maszyn. Stan zatem wyszedł na równo, nawet z pewnym okładem, ponieważ w tym czasie sformowano nowe związki taktyczne w ramach ukraińskich sił zbrojnych, czyli tzw. korpus rezerwowy w składzie trzech brygad pancernych i pięciu zmechanizowanych.

Ta ilość nie pozwala jednak w pełni uzupełnić kolejnych związków taktycznych formowanych w ramach armii ukraińskiej, a formowanych jest około 10 nowych brygad, ale nie pozwala to na uzupełnienie strat ponoszonych w walce. Obecny sprzęt ciężki pozwala na uformowanie około 35 brygad, w których walczy około 200 tys. żołnierzy. Cała armia ukraińska liczy obecnie ponad 750 tys. ludzi. Widzimy tu dysproporcję, której nie da się uzupełnić w krótkim czasie, a zwłaszcza jeżeli mówimy o tym sprzęcie, który pamięta czasy Związku Sowieckiego. Licząc dzisiaj ze sprzętem opancerzonym (od czołgów po patrolowe pojazdy kołowe) otrzymanym z Zachodu, trafiło na Ukrainę ponad 1500 sztuk maszyn, co pozwoliło uzupełnić straty 27 „kadrowych” brygad oraz rozwiać korpus rezerwowy. Niestety dla dziesięciu nowo formowanych brygad brakuje sprzętu ciężkiego, zaś z 30 brygad Obrony Terytorialnej zaledwie sześć ma odpowiednie wyposażenie. Łącznie zatem sprzętu jest dla około 300 tys. żołnierzy.

Rosjanie cały czas atakują i mimo potwornych strat, sami zadają je Ukraińcom…

Tak, Rosjanie stosują strategię na wyniszczenie materiałowe. To jest prawdziwy powód, dlaczego z taką determinacją i takim uporem atakują Bachmut i Soledar. Przy czym pamiętajmy, że ich pojmowanie strat jest całkiem odmienne od naszego, cywilizowanego, zachodniego. Rosjanie rzucają szereg jednostek, słabo przeszkolonych i zdemotywowanych po to, aby zadawać jak najwięcej strat Ukraińcom. Te straty dla strony ukraińskiej są bardzo bolesne. Rosja w tym czasie szkoli swoje jednostki rezerwowe, formowane w Rosji a składające się ze zmobilizowanych żołnierzy, oraz odbudowuje potencjał sprzętowy.

Po drugie, taka taktyka powoduje wiązanie zasadniczych sił ukraińskich, które w innych okolicznościach byłyby skierowane do prowadzenia kolejnych kontrofensyw w innych obszarach Ukrainy. Dzisiaj muszą one stanowić odwód w Donbasie i brać udział w ciężkich walkach. Rosjanie narzucają inicjatywę prowadzenia wojny, która jest kosztowna dla obu stron. Z tym, że jedna ze stron w ogóle nie liczy się z nimi. Podobna taktyka była już zastosowana na łuku Dońca, kiedy Rosjanie szturmowali Popasną, Liman, i Siewierodonieck. Gdyby nie dostawy HIMARSów, które zdziesiątkowały rosyjską logistykę, armia ukraińska dzisiaj miałaby znacznie mniejszy potencjał bojowy niż ma.

To niestety przygnębiająca rzeczywistość, którą obserwujemy na wschodzie Ukrainy, o której u nas mało się mówi, obawiając się bycia posądzonym o defetyzm.

Czy Ukraina jest w stanie szybko zaadaptować u siebie sprzęt od Zachodu? Czy nie jest za późno? 

Odpowiem tak. Po pierwsze, Niemcy najpierw muszą wyrazić zgodę na dostawę Leopardów. To co teraz się dzieje, to próba przekonania Niemców do dania zielonego światła. Druga kwestia jest bardziej skomplikowana. Do Leopardów w wersji A4 nie ma już części zamiennych. Nie są one produkowane. Stąd też m.in. decyzja o polskiej modernizacji Leopardów 2 A4 do wersji 2PL. Podobnie postępują inne kraje, użytkujące tą wersje czołgów. Nawet zatem jeżeli będzie zielone światło na dostawy A4 na Ukrainę, to ja zadam pytanie: A skąd części zamienne, kamery termalne, systemy stabilizacji, radiostacji i innych systemów, których nie ma już praktycznie od 7-8 lat? Uważam, że szybciej na Ukrainie zobaczymy Challanger 2 z Wielkiej Brytanii niż Leopardy.

Co z załogami?

Tu jest jeszcze gorzej. W NATOwskim standardzie szkolenia czołgistów szacuje się, że trening indywidualny załóg czołgów zajmuje co najmniej rok. I to przy szkoleniu z wykorzystaniem trenażerów, symulatorów itp. Dalsze szkolenie zgrywające na poziomie batalionów zajmuje kolejny rok. I mówimy tu o szkoleniu czołgistów z doświadczeniem. Wyszkolenie nowego, “zielonego” czołgisty według pancerniaków – instruktorów zajmuje cztery lata. Tyle zajmuje wyszkolenie żołnierza, który ma biegle posługiwać się sprzętem. Ukraińcy niestety nie mają lepszej bazy szkoleniowej niż Rosjanie. Stąd konieczność wysyłania tych żołnierzy na szkolenia do Polski, Wielkiej Brytanii czy innych państw. Brak odpowiedniej bazy szkoleniowej jest jedną z przyczyn braku odpowiedniego rozrostu armii ukraińskiej.

Skoro jest nacisk na Niemców w sprawie Leopardów, czemu decyzji o wysłaniu czołgów nie podejmują Amerykanie? Choćby czołgi rodziny M60, których w składach jest tysiące. 

M60 to czołg na poziomie technologicznym T-62M przywracanych w Rosji. Po drugie, o ile Rosjanie takich czołgów są w stanie przywrócić rocznie ponad 250 sztuk, o tyle Amerykanie na M60 dawno postawili krzyżyk i tam naprawdę bardzo źle wygląda sytuacja, jeżeli chodzi o części zamienne. Jest więc prawdopodobne, że Amerykanie fizycznie nie byliby w stanie dostarczyć i obsłużyć odpowiedniej ilości czołgów tego typu. W ogóle, jest mało czołgów na Zachodzie, jeżeli chodzi o realia takiego konfliktu, który widzimy na Ukrainie.

Tylko Amerykanie mają odpowiedni zasób mobilizacyjny M1 Abrams. Więc albo oni zaczną niebawem dostarczać te typy maszyn, albo Ukraińcom zaczną się kończyć czołgi pod koniec obecnego roku. Dlatego Ukraina nie może toczyć wojny materiałowej i dlatego NATO stara się przekazać Ukrainie zdolności do atakowania Rosjan w obszarach przynoszących skokowe porażenie sił rosyjskich, ale z minimalnymi stratami własnymi – np. rażenie logistyki, sztabów, etc.

Rozmawiał Mariusz Marszałkowski

Marszałkowski: Ukraina się broni, a Putin boi się swego Brutusa