Rosyjskie kontrsankcje bez efektu

5 listopada 2015, 14:16 Bezpieczeństwo

Polska gospodarka dość sprawnie poradziła sobie z rosyjskim embargiem, a postulaty ustępstw wobec Moskwy nie przebiły się do głównego nurtu dyskusji politycznych nad Wisłą – piszą na łamach „Rzeczpospolitej” eksperci: rosyjski ekonomista Jewgienij Gontmacher i Ernest Wyciszkiewicz. zastępcą dyrektora Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia.

Prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin. Fot.: Wikipedia.

Publicyści piszą, że choć oficjalnie, w nałożonych przez Putina sankcjach, chodziło o zapewnienie bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, to miały one na celu odwet na krajach, które nałożyły sankcje na Rosję i podwyższenie kosztów takiej polityki. „Ograniczenia w dostępie do rosyjskiego rynku miały powodować wysokie koszty społeczne, uderzać we wpływowe grupy interesu, wywołać masowe protesty, a tym samym zmusić rządy do korekty polityki. Po wprowadzeniu restrykcji ruszyła też kampania informacyjna wskazująca na ogromną wagę rosyjskiego rynku dla europejskich producentów i roztaczająca wizję wielomiliardowych strat i setek tysięcy utraconych miejsc pracy” – stwierdzają eksperci.

Podsumowanie wpływu sankcji na Rosję nie wygląda dla tego kraju zbyt korzystnie. Autorzy przytaczając raport centrum analiz rosyjskiego rządu stwierdzają, że ceny najważniejszych artykułów znacznie wzrosły, średnio o 23 proc. Wzrosła też cena produktów, na które embargo nałożyła sama Rosja, na przykład jabłek czy produktów mlecznych. Przyczyną jest spadek importu a co za tym idzie mniejsza konkurencja.

W raporcie można też przeczytać, że „wprowadzenie embarga stworzyło możliwość zastąpienia importu przez rodzimych producentów, jednak ów potencjał nie został na razie w pełni wykorzystany”.

„Pojawia się zatem pytanie, czy został osiągnięty oficjalny cel kontrsankcji zawarty w dekrecie prezydenta, czyli „zapewnienie bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej”? Odpowiedź przecząca narzuca się sama. Jednak obawa przed przyznaniem się do błędu i liczenie na wytrwałość obywateli nie pozwalają na zniesienie wprowadzonych restrykcji” – piszą eksperci.

Dalej autorzy, na przykładzie Polski starają się odpowiedzieć na pytanie czy drugi cel, czyli uderzenie w gospodarki Unii został osiągnięty. W tym celu przytaczają szereg danych. „2014 r. wartość polskiego eksportu wyniosła 165 mld euro. Najważniejszymi odbiorcami były Niemcy (26,3 proc.), Czechy (6,4 proc.), Wielka Brytania (6,4 proc.), Francja (5,6 proc.), Włochy (4,5 proc.), Rosja (4,2 proc.) i Holandia (4,1 proc.). Tak więc Polska sprzedała do Czech, kraju o czterokrotnie mniejszej populacji, towary o blisko połowę większej wartości (10,7 mld euro) niż do czterokrotnie bardziej ludnej Rosji (7 mld euro). Dane za pierwszą połowę 2015 r. wskazują na dalszy spadek udziału (do 2,8 proc.) i wartości eksportu (o 30 proc.) do Rosji spowodowany nie tylko ograniczeniami na wwóz polskiej żywności, ale również słabnącym popytem wewnętrznym w Rosji na skutek recesji i dewaluacji rubla. Jednocześnie mimo tych wydarzeń w okresie styczeń–czerwiec 2015 r. polski eksport wzrósł o 7,2 proc. To tyle na temat ogromnego rosyjskiego rynku […] Założenie, że los polskiego producenta zależy od rosyjskiego rynku, okazało się więc błędne”.

Rosja nakładając kontrsankcje liczyła też na wzrost niepokojów społecznych i presji na rząd w dotkniętych nimi krajach, jednak „wyniki przeprowadzonych przez Centrum Badania Opinii Społecznej w sierpniu 2014 r. i czerwcu 2015 r. badań opinii publicznej na temat sankcji pokazały utrzymujące się wśród Polaków wysokie poparcie (między 60 a 70 proc.) dla restrykcji nałożonych przez UE na Rosję. Troska o bezpieczeństwo kraju przeważyła nad obawami o straty spowodowane ograniczeniami handlowymi”. Jak widać i ten cel nie został osiągnięty.

„Owszem, restrykcje przyniosły poważne straty niektórym polskim producentom, ale jednocześnie wymusiły działania dostosowawcze, które – przy założeniu ich kontynuacji – będą mieć długofalowo niemal wyłącznie pozytywne konsekwencje. Państwo o zróżnicowanej ofercie eksportowej i zdywersyfikowanych rynkach zbytu staje się bowiem automatycznie mniej podatne na zakłócenia w relacjach z nieprzewidywalnym partnerem” – podsumowują na koniec autorzy.

Źródło: Rzeczpospolita