Strata portu lotniczego w Łodzi za 2013 rok wynosiła 33 mln zł. W tym roku ma być jednak wyższa. Do końca sierpnia tego roku sięgnęła już 23 mln 504 tys. zł. Do końca roku może ona dobić do 40 mln zł – napisał Rynek Infrastruktury. Jak regionalne lotniska w Polsce powinny funkcjonować, by nie przynosiły strat?
– Tzw. wielka piątka polskich lotnisk (oprócz warszawskiego, Kraków, Gdańsk /w tym roku obsłuży ponad 3 mln pasażerów/, Katowice, Wrocław i Poznań) radzi sobie dobrze. Wręcz – jak w przypadku Gdańska: bardzo dobrze – uważa w rozmowie z naszym portalem Włodzimierz Rydzkowski profesor zwyczajny w Katedrze Polityki Transportowej Uniwersytetu Gdańskiego.
Jego zdaniem w przypadku lotnisk w Bydgoszczy i Łodzi sytuacja jest odmienna. Tzw. catchment area (pole ciążenia) Warszawy obejmuje Łódź. Zaś po wybudowaniu autostrady A1 również Gdańsk „zabiera” pasażerów z okolic Torunia i Bydgoszczy, ma lepszą ofertę.
– Kiedyś wydawało się, że promień oddziaływania danego lotniska na okolicę wynosi 100 km – tłumaczy prof. Włodzimierz Rydzkowski. – Obecnie jednak wynosi on więcej niż 200 km. Zatem, żeby lotniska w Bydgoszczy i Łodzi zaczęły wychodzić na swoje, musiałyby ulec likwidacji autostrady (A2 do Warszawy i A1 do Gdańska).
Naukowiec nie ma prostej recepty na to, jak postawić oba porty lotnicze na nogi. Ich zarządy muszą się pogodzić z faktem, że wzrost przewozów dotyczy niemal wyłącznie „wielkiej piątki”. I że dzieje się to na skalę nieoczekiwaną przez Komisję Europejską.
– Dyskutowano np. czy plany inwestycyjne lotniska w Gdańsku nie są zbyt duże – mówi dalej profesor. – Okazuje się, że nawet – docelowo 7 mln pasażerów rocznie przewożonych w ciągu roku (już w tym roku mają być powyżej 3 mln), a więc ponad dwu-krotne podniesienie zdolności przepustowej. Tymczasem w przypadku Łodzi i Bydgoszczy ich nieszczęściem jest zbyt bliska odległość do lotnisk, odpowiednio: warszawskiego i gdańskiego. Wydaje się, że pomimo braku lotniska na Podlasiu, obecnie nasycenie lotniskami regionalnymi w Polsce jest wystarczające.
Zdaniem Włodzimierza Rydzkowskiego nie zmienia to faktu, że jest równocześnie miejsce na lotniska uzupełniające – dla małych samolotów czy na przewozy cargo. Widać jednak na przykładzie Łodzi i Bydgoszczy, że aspiracje lokalnych samorządów, by zbudować własne lotnisko regionalne, bywają na wyrost. I że najlepiej dla nich byłoby, gdyby nie powstały autostrady.
– Rozwojowi naszych lotnisk regionalnych na przeszkodzie może stanąć polityka największych przewoźników tzw. niskokosztowych, w tym Ryanaira, który dość często zmienia siatkę połączeń, w zależności od wyników finansowych, jakie osiąga w poszczególnych portach lotniczych – stwierdza na zakończenie prof. Włodzimierz Rydzkowski.