Senatorowie Stanisław Gawłowski z Koalicji Obywatelskiej i Waldemar Pawlak z PSL postanowili wczoraj „zrobić porządek” z rządowym projektem ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych. Udało im się wczoraj uzyskać poparcie członków swoich komisji dla zgłoszonych poprawek, przy akceptacji wiceministra klimatu i środowiska, reprezentującego rząd. Tylko co na to inne ministerstwa: infrastruktury, obrony narodowej? I obrońcy środowiska naturalnego?
Prace parlamentarne nad rządowym projektem ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych są właśnie na ostatniej prostej. Po tym jak Sejm uchwalił ją 25 czerwca, dwa dni później marszałek Szymon Hołownia skierował do Senatu, wczoraj ustawą liberalizującą przepisy odległościowe zajmowali się na wspólnym posiedzeniu członkowie trzech senackich komisji: klimatu i środowiska, infrastruktury oraz gospodarki narodowej i innowacyjności. Dzisiaj, zgodnie z zatwierdzonym przez marszałek Małgorzatę Kidawę-Błońską porządkiem obrad, projektem z przyjętymi wczoraj poprawkami głosować będzie cały Senat, który rozpoczyna obrady o godzinie 11. Ustawa wiatrakowa jest trzecim punktem (z 23) posiedzenia izby wyższej. Jest więc szansa, że w tym tygodniu ustawa trafi do podpisu prezydenta.
Konsensus ponad wszystko?
Główną zmianą, jaką wprowadza ustawa o inwestycjach w elektrownie wiatrowe jest zmniejszenie minimalnej odległości nowo montowanych turbin od zabudowań mieszkalnych i funkcji mieszanej do 500 m z 700 m, co przewidują obecnie obowiązujące przepisy, przyjęte w kwietniu 2023 roku, a więc za rządów PiS. Ministerstwo klimatu i środowiska, autor projektu uregulowało w nim dodatkowo kwestię odległości turbin od obszarów Natura 2000 wyznaczając ją na 500 metrów, a od parków narodowych na 1500 metrów oraz od dróg krajowych na 1h (wysokości elektrowni). Przepisy przyjęto po długich konsultacjach społecznych, i w kompromisie wypracowanym do ostatniej chwili z innymi resortami.
Wydawało się, że jedyną dużą zmianą, jaka pojawiła się w trakcie sejmowych prac na rządowym projektem będzie zastąpienie instytucji wirtualnego prosumenta przez fundusz partycypacyjny. Zgodnie z projektem przesłanym do Senatu, właściciele nowo wybudowanych farm będą zobowiązani do wpłacania corocznie do takich funduszy kwoty będącej iloczynem 20 tysięcy złotych i megawatów mocy zainstalowanej wszystkich elektrowni wiatrowych objętych koncesją Urzędu Regulacji Energetyki. Jak wynika z informacji przekazanej wczoraj w Senacie przez Miłosza Motykę, wiceministra klimatu i środowiska, będzie to od 60 do 150 tysięcy złotych od turbiny.
Kwota będzie podlegała waloryzacji średniorocznym wskaźnikiem inflacji z poprzedniego roku kalendarzowego. Pieniądze zgromadzone na rachunku takiego funduszu mają być przeznaczone na wypłaty (do 20 tysięcy złotych) dla właścicieli budynków mieszkalnych lub o funkcji mieszanej i lokali mieszkalnych znajdujących w odległości do 1000 metrów od turbin wiatrowych. Mają być wypłacane im do rozbiórki elektrowni, potwierdzonej oficjalnym protokołem, czyli przez 25-30 lat. Warto jednak dodać, że choć beneficjenci mieli dostawać gotówkę, to korzyści byłyby mniejsze niż gdyby wykupili wirtualne 2kW mocy w takiej elektrowni (za około 10 tysięcy złotych), dostając potem wyprodukowaną z nich energię za darmo. Mimo to deweloperzy i inwestorzy, reprezentowani przez organizacje branżowe, jak wynika z pism przesłanych do Senatu chcieli dalej ograniczać swoje przyszłe zobowiązania z tytułu takich funduszy.
Senatorskie porządki zgodnie z interesem branży
Do wczoraj wydawało się, że to ta sprawa będzie w największym stopniu ogniskować uwagę senatorów trzech komisji: gospodarki narodowej i innowacyjności, klimatu i środowiska oraz infrastruktury, obradujących wspólnie pod przewodnictwem Stanisława Gawłowskiego z Koalicji Obywatelskiej (przewodniczącego KKiŚ). Tym bardziej, że Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej postulowało ograniczenie działalności funduszy partycypacyjny do 15 lat, wyłączenie z systemu osób, które już czerpią bezpośrednie korzyści z tytułu dzierżawy gruntów pod elektrownie wiatrowe, aby uniknąć podwójnego finansowania oraz przerzucenia na gminy obowiązku prowadzenia funduszy. Z kolei Stowarzyszenie Energetyki Odnawialnej proponowało zastąpienie stawki uzależnionej od mocy zainstalowanej (20 000 zł/MW) jednolitą opłatą przypisaną do każdej zainstalowanej turbiny wiatrowej, wynoszącą 30-40 tysięcy złotych (a więc znaczniej mniej niż wyliczyło MKiŚ).
Nic bardziej mylnego. Senatorowie Stanisław Gawłowski i Waldemar Pawlak z Polskiego Stronnictwa Ludowego, przewodniczący komisji gospodarki narodowej i innowacyjności postanowili wczoraj „zrobić porządek” z rządowym projektem ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych. Senator Pawlak, jako pierwszy, w ramach deregulacji zgłosił poprawkę wykreślającą z projektu przepisy wprowadzające bezwzględny zakaz lokalizowania elektrowni wiatrowych na obszarach MCTR (strefa kontrolowana lotniska wojskowego) i MRT (trasa lotnictwa wojskowego). Zdaniem ministerstwa obrony narodowej (które stoi za wprowadzeniem tych przepisów w ramach autopoprawki), budowa elektrowni wiatrowych w tych przestrzeniach może uniemożliwić wykonywanie zadań przez lotnictwo Sił Zbrojnych RP, a także sojuszników, przy zwiększonej istotnie liczbie operacji związanej ze zbrojną napaścią Rosji na Ukrainę.
Teraz zakaz, wzmacniający nasze fizyczne bezpieczeństwo przed agresorem ze Wschodu, ale obejmujący stawianie w tych strefach obiektów o wysokości powyżej 100 m powyżej poziomu otaczającego terenu lub wody, zlokalizowanych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz na obszarze wyłącznej strefy ekonomicznej RP, trafić miałby do kosza. Strefy MCTR i MRT zajmują odpowiednio 3,5 i 11,5 procent powierzchni Polski, i wprowadzenie takich obostrzeń wykreśliłoby te tereny spod inwestycji planowanych przez deweloperów (i inwestorów) farm wiatrowych. Według senatora PSL (i byłego premiera), rozwój energetyki rozproszonej, jaką są farmy onshore wind zwiększa bezpieczeństwo (energetyczne) Polski, a ich budowa możliwa jest tylko w oparciu o plany zagospodarowania przestrzennego, i do tego wojsko zawsze może oprotestować lokalizację. A to, że są przypadkiem argumenty przytaczane przez organizacje branżowe reprezentujące deweloperów i producentów energii z wiatru, co z tego?
Podejrzany za korupcję wie co jest lepsze
Przewodniczącego Pawlaka wsparł Stanisław Gawłowski, według którego największym zagrożeniem dla Federacji Rosyjskiej jest rozbudowa mocy OZE w Unii Europejskiej (i w Polsce), i uniezależnienie się od dostaw jej paliw kopalnych. Do tego oczywiście elektrownie wiatrowe na lądzie mają najniższe koszty wytworzenia energii, co przy rosnącej konkurencji producentów przełoży się na spadek cen dla odbiorców. Więc – jak podkreślił, mając odwagę – poszedł jeszcze dalej w porządkowaniu rządowego projektu, przyjętego już przez Sejm.
Jego zdaniem, z ustawy należy wykreślić 500-metrową strefę ochronną dla obszarów Natura 2000 (na co miał mieć poparcie Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska Piotra Otawskiego, z którym pracował w poprzednim rządzie PO/PSL, gdzie Gawłowski był sekretarzem stanu w MKiŚ a Otawski zastępcą GDOŚ). Niepotrzebny jest także bufor 1500 metrów od parków narodowych (dotyczyć to ma również rozpoczętych już inwestycji, na podstawie przepisów przejściowych). Decydowaniem o tym zajmować urzędnicy z regionalnych dyrekcji ochrony środowiska, a nie jakaś narzucona odgórnie generalna zasada. W razie odmowy inwestor może odwołać się do GDOŚ, ewentualnie szukać sprawiedliwości w sądzie.
Kolejną poprawką zgłoszoną przez odważnego senatora Gawłowskiego, było zniesienie bariery 1h dla lokalizacji elektrowni od dróg krajowych, tych planowanych, która miała zapobiec wypadkom spowodowanych odpadaniu lodu z oblodzonych wirujących łopat turbin, lub ich oderwaniu. „Argumentem” ma być to, że w miastach przy ulicach stoją też wysokie budynki, a kierowcom nic się nie dzieje (choć zdarzają się wypadki, też śmiertelne, gdy sople spadają na przechodniów – red.).
Wiceminister przyklepnął, a co na to koledzy z rządu?
Senatorowi Gawłowskiemu (i Pawlakowi) udało się wczoraj dla zgłoszonych przez siebie poprawek uzyskać poparcie senatorów z koalicyjnej większości, przy pełnej akceptacji wiceministra klimatu i środowiska Miłosza Motyki, reprezentującego rząd. Senatorowie z PiS wstrzymywali się od głosu. Tylko co na to inne ministerstwa: infrastruktury, obrony narodowej (przedstawiciele MON nie zabierali wczoraj głosu)?
Dzisiaj sprawozdanie i poprawiony projekt przed całą izbą wyższą ma zaprezentować Stanisław Gawłowski, zaproponowany na sprawozdawcę przez senatora Pawlaka. Jak przebiegnie głosowanie można łatwo przewidzieć, bo PiS ma 34 senatorów.
Według senatora Stanisława Gawłowskiego, przyszły prezydent Karol Nawrocki podpisze ustawę, bo przecież w kampanii wyborczej obiecywał obniżenie cen energii o 30 procent.
– Jestem o tym przekonany – powiedział kilkukrotnie.
Choć kandydatowi Karolowi Nawrockiemu chodziło raczej o zniesienie opłat z tytułu ETS, czyli za emisje CO2, więc jego poparcie jest więcej niż wątpliwe.
Jak na zaproponowane przez oskarżanego przez prokuraturę o korupcję senatora Gawłowskiego, które mogą się stać obowiązującym prawem, i wspierają deweloperów farm wiatrowych, kosztem środowiska, zareagują jego zieloni obrońcy, zobaczymy.
Tomasz Brzeziński