Kluczowym impulsem do wzrostów cen ropy naftowej w poniedziałek był komunikat ze strony administracji Donalda Trumpa, zapowiadający zaostrzenie sankcji na Iran. Stany Zjednoczone zażądały bowiem, aby kraje kupujące irańską ropę naftową całkowicie zaprzestały tych operacji pod groźbą narzucenia na nie sankcji przez USA. Nowe zasady mają wejść w życie już na początku maja, co dla paru krajów oznacza termin wyjątkowo trudny do dotrzymania.
Komunikat ze strony USA zaskoczył uczestników rynku ropy naftowej swoją zdecydowaną wymową. Dotychczas oczekiwano, że amerykańska administracja ograniczy liczbę krajów, które zostaną wyłączone z zakazu handlu z Iranem, jednak nie spodziewano się, że ograniczy ją do zera. Wcześniejsze wyjątki dotyczyły ośmiu państw, w tym Chin oraz Indii, i obowiązywały przez ostatnie pół roku.
Takie stanowisko Stanów Zjednoczonych rozbudziło obawy dotyczące możliwego niedostatecznego zaopatrzenia rynku w ropę naftową. Niemniej, USA jednocześnie zaznaczyły, że prowadzą rozmowy z pozostałymi ważnymi członkami OPEC – w tym Arabią Saudyjską oraz Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi – na temat możliwego zwiększenia przez nie produkcji i eksportu ropy naftowej.
Napięta sytuacja wokół Iranu okazała się impulsem, na który czekała strona popytowa na rynku ropy. Niemniej, te zmiany na rynku mogą przyczynić się do zmiany stanowiska OPEC w sprawie limitowania produkcji tego surowca. W czerwcu ma zapaść decyzja dotycząca dalszych losów porozumienia naftowego – a już obecnie pojawiają się sugestie, że limity produkcji zostaną podniesione ze względu na problemy z produkcją i eksportem ropy naftowej w niektórych państwach (Iran, Wenezuela, Libia). To sprawia, że chociaż wciąż jest szansa na kontynuację zwyżek, to ich potencjał jest ograniczony.